Z perspektywy murów, dywanów i żyrandoli

Obrazek użytkownika Rebellis
Blog

W Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu stoi okazały gmach pałacu wzniesionego w XVII w. przez Koniecpolskich. Przeszedł on następnie w ręce Lubomirskich, by jako stołeczna rezydencja Radziwiłłów stać się później miejscem zgromadzeń publicznych, uczt i balów. Pod koniec XVIII w. budynek zaadaptowano na teatr i wystawiono w nim pierwszą polską operę o jakże przystającym do obecnych czasów tytule Nędza Uszczęśliwiona. W czasie Sejmu Czteroletniego gmach ów udzielił gościny Zgromadzeniu Przyjaciół Konstytucji Rządowej, w okresie Królestwa Kongresowego zaś przeznaczono go na siedzibę namiestnikowską. W roku 1870 stanął przed pałacem pomnik Iwana Paskiewicza, na co pewnie wielokrotnie przebudowywane i trawione pożarami mury zareagowały spazmem wstrętu i odrazy. Nie wiedziały jeszcze, biedne kamienie, jakie odrażające kreatury i kanalie przyjdzie im kiedyś gościć. Nieszczęsne mury! Ledwo zdążyły udzielić schronienia gen. Józefowi Chłopickiemu oraz powstańczemu Rządowi Narodowemu, a już niebawem, pod dyktando carskiej nahajki, znów rozbrzmiewać musiały muzyką podczas wielkiego balu na cześć Aleksandra II. Nie wiedziały jeszcze, biedne mury, iż to nie jedyny Olek, jakiego przyjdzie im na przestrzeni dziejów ścierpieć. Cieszyły się więc, że w roku 1917 zniknął sprzed nich plugawy pomnik Paskiewicza i stać się mogły wkrótce oficjalną siedzibą polskiego rządu. Radość ich nie trwała niestety długo, gdyż po wybuchu II wojny światowej w gmachu pałacu, przemianowanym na luksusowy hotel z kasynem (tzw. Deutsches Haus) znów zaroiło się od robactwa. Pewnie dlatego udało mu się doczekać bez większych uszkodzeń owej smutnej chwili, kiedy plaga szwabska wyparta została z jego zhańbionych murów przez plagę sowiecką. Najwyraźniej kanalia wszelkiego sortu odczuwa wybitną wręcz słabość do pałacowych salonów, w których z upodobaniem się gnieździ i mnoży. Stąd przywłaszczyła je sobie na długie, długie lata, urządzając w nich noworoczne bale, na których władzę ludową zabawiały poddańcze podrygi artystycznych i naukowych marionetek. Żaden afront, żaden dyshonor nie został zacnym murom oszczędzonym. Kłębiły się w nich zapite mordy zdrajców i gziły plugawe koterie zaprzańców. W 1955 r. to właśnie w nieszczęsnym Pałacu Namiestnikowskim podpisano dokumenty Układu Warszawskiego, 34 lata później zaś wstawiono doń olbrzymi, okrągły mebel, który stał się symbolem Targowicy naszych czasów. Jakby gwałt ten nie był wystarczająco odrażający, w latach 90-tych apartamenty pałacowe oddano we władanie Tajnych Współpracowników: najpierw Bolka, a następnie (na całą sromotną dekadę) - Alka. Nikła szansa, iż zbeszczeszczone po raz kolejny wnętrza pocieszyć zdołały modne bibeloty, które pozująca na królową jejmość Alkowa sprowadzała wraz z kreacjami wprost z Paryża.

Nastąpił jednak moment, kiedy murom przywrócono wreszcie godność. Najpierw zawitały w nich na nowo świadomość podrzędności ich mieszkańców wobec państwa, skromność oraz “staromodny” duch służby publicznej. A następnie Pałac Prezydencki zamienił się w żałobną kaplicę, w symboliczną świątynię patriotyzmu, który uosabiały złożone w trumnach ciała jego niegdysiejszych domowników i pracowników. Jakże dumne musiały być wówczas te paskudzone od stuleci mury, kiedy składano przed nimi kwiaty, palono znicze i chylono czoła w hołdzie osobom, którym jeszcze do niedawna udzielały schronienia.

A co czuć mogą owe mury teraz, w przededniu wyborów, które zadecydują, kogo przyjdzie im przez kolejne pół dekady gościć? Co myślą dywany, o które toczy tak zaciekły bój Marszałek Komorowski? Czy śledząc metamorfozy propagandowych sondaży nie drżą aby, że kanalie, które po nich niejednokrotnie deptały, przygotowują medialny grunt pod sfałszowanie wyników wyborów? Jaka myśl świta w tak pożądanych przez PO żyrandolach? Czy nie obawiają się one, że okażą się łupem tak cennym, że w celu ich pozyskania partia przewodnia po raz wtóry ucieknie się do cudownego rozmnożenia głosów, jak miało to miejsce na jednym z regionalnych zjazdów PO? (www.pardon,pl/artykul/11612 Cud na Podlasiu) Tudzież odwoła się do innych magicznych sztuczek?

Wiele widziały już mury, dywany i żyrandole nieszczęsnego pałacu. Istnieje więc pociecha, że gdyby PO rzeczywiście zachciało się drastycznej manipulacji głosami wyborców, podczas gdy lud śpiewałby, łkając gniewnie:

Prezydenckie wybory to taki cud putinowski,
że wrzucasz Kaczyński, a wychodzi Komorowski

one, być może, już by dłużej nie zdzierżyły i pogrzebały oszustów wśród gruzów tak łaknionej przez nich świetności.

Bo nawet przedmioty martwe potrafią się czasem wściec. Zdecydowanie roztropniej jest je w tym jednak wyręczyć, więc uważajmy podczas głosowania!

Brak głosów