Słowo własne Leszka Moczulskiego na jubileuszu 80. urodzin

Obrazek użytkownika Bohun
Idee

Słowo własne Leszka Moczulskiego na jubileuszu 80. urodzin

Gdy wszedłem na tę salę i zobaczyłem fotel na środku sceny, przypomniał mi się zapomniany tekst Boya-Żeleńskiego z krakowskiej Jamy Michalikowej. Przy takiej specyficznej jak dzisiejsza okazji, sadza się na fotelu frajera – że złagodzę określenie kabaretowego wierszoklety, i każe mu wysłuchiwać, co dobrego, szczerze lub nie szczerze, myślą o nim inni. Otóż, ja nie jestem boyem do słuchania – i jeśli Państwo pozwolą, spróbuję wypowiedzieć również swoje własne słowo.

Rzeczywiście, mam już za sobą trochę lat – i to, co cenne dla historyka, parę różnych epok dziejowych. Moment naszego przyjścia na świat jest zdarzeniem drobnym i przypadkowym; jedni mają to szczęście – albo pecha, że najdłuższy nawet żywot mieszczą w jednej epoce, ja uzyskałem od Boga szansę, aby na własne oczy zobaczyć, jak jedna przekształca się w inną.

Kolejne epoki w dziejach Polski

Urodziłem się w słonecznej epoce, jednej najwspanialszych w tysiącletniej historii Polski. My – dzieci, byliśmy z niej dumni, dumni byli nasi rodzice i nasi dziadkowie. Duch dziejów skazał Rzeczpospolitą na wielkość – a choć nie rozumiano, co to naprawdę znaczy, powszechnie uważano, że poradzi sobie ona z każdym przeciwieństwem losu i rozwiąże wszystkie, piętrzące się przed nami problemy. Dawało to siłę, z której czerpiemy do dzisiaj.

Potem nadeszło straszliwe 15 lat pogardy i pogromu. Rozkładają się one na dwie osobne części. Najpierw był czas pieców i wielokrotnej klęski, najstraszliwszej w naszych dziejach, z której ocalała jedynie nadzieja. Niknęła ona z każdym dniem następnego, dwukrotnie dłuższego okresu cmentarnego mrozu; płynącą strugami krew zamieniała się w czerwono-brunatny lód. Pod nim, głęboko, przetrwały jednak iskierki żaru, zdolne rozdmuchać się w pożar.

Ostatkiem sił, Polska wyrwana się z tej studni – i zadowoliła małym. Umęczonym ludziom wystarczała szansa przyziemnej egzystencji, pogodzili się z pozornymi koniecznościami, uznali realia epoki, gwarantowane przecież przez największe światowe mocarstwa. Nie chroniło to przed upodleniem, ale i nie gasiło pragnienia buntu. Z tego smutku stabilizacji, regresu ciemniaków i marazmu marniejących szans cywilizacyjnych wyrywać Polskę zaczęły urodzone już po wojnie generacje. Nadały one nową dynamikę, początkowo wspierając zalecaną pracę u podstaw oraz modernizacyjne wysiłki PRL, lecz gdy okazało się, że prowadzą one na manowce, zwracając się ku nowym, jeszcze bliżej nieokreślonym perspektywom.

Ten ruch pokoleniowy prawie niepostrzeżenie wprowadził nas w kolejną epokę. Jego dynamika może zdumiewać. Ujawniał się powoli – tak jak powoli dorastały kolejne roczniki, ale gdy uderzył, roztrzaskał całą strukturę zniewolenia. Bezskutecznie dławiony z licznych stron, tym łatwiej odnajdywał właściwą drogę. Całkowicie odmienił los Polaków, pociągnął za sobą pozostałe narody sukcesorskie dawnej Rzeczy Pospolitej, następnie całego Międzymorza, wreszcie dogorywającego imperium sowieckiego. Przyczynił do całkowitej zmiany rozmiaru i struktury jednoczącej się Europy, a tym samym odzyskiwania jej światowej pozycji.

Koniec dwustuletniego procesu historycznego

Była to ostatnia odsłona dwustuletniego procesu historycznego. W drugiej połowie XVIII stulecia staliśmy się przedmiotem dwu wielkich ekspansji. Rosja, która powtórnie zintegrowała prawie wszystkie ziemie i ludy imperium stworzonego przez Dżyngischana, i wznowiła środkowo-azjatycki napór na Zachód, zacząć musiała od zniszczenia Rzeczypospolitej. Niemcy, przez pięćset lat rozbite i podzielone, po licznych nieudanych próbach odbudowy, zaczęli jednoczyć Prusacy, co wstępnie wymagało połączenia dwu części państwa Hohenzollernów. Te dwa mocarstwa w pierwszym impecie rozerwały państwo polskie, aby przez kilka następnych pokoleń, cierpliwie i konsekwentnie przekształcać je we własne, pograniczne pozycje.

Dwieście lat, blisko dziesięć pokoleń najpierw broniło Rzeczypospolitej, później walczyło o jej odrodzenie. Przez pierwsze stulecie koniunktura była niekorzystna: wszystkie wysiłki, jak bardzo nie byłyby heroiczne, konsekwentnie oraz starannie i rozumnie przygotowane – kończyły się coraz straszliwszymi klęskami. Pozwoliły jednak przetrwać – i gdy z początkiem XX w. koniunktura uległa zmianie, kontynuatorzy czynu powstańczego zaczęli odnosić sukcesy. Nie były one całkowite, gdyż najdotkliwsze skutki zaborów, podziały etniczne i socjalnie nie pozwalały zintegrować wysiłków. Dlatego z pierwszej wojny światowej jako państwa niepodległe wyrosły tylko Polska i Litwa, a ta pierwsza zdołała obronić siebie i osłonić Europę, lecz w imperium rosyjskim, przebudowanym na ZSRR, pozostały Ukraina i Białoruś. Jednak, mimo straszliwej katastrofy 1939-1945, zniewolona Polska zdołała utrzymać odrębność państwową. Pozwoliło to zachować przyczółek, z którego rozpoczął się ostatni szturm. Proces historyczny dobiegł kresu wraz z rozpadem ZSRR i uzyskaniem niepodległych państwowości przez wszystkie narody sukcesorskie dawnej Rzeczy Pospolitej.

Jak to często bywa, mniejsze zasłoniło większe. Świadomość ludzka formuje się pod wpływem aktualnej rzeczywistości, która wprawdzie szybko odchodzi w przeszłość, ale tkwi w umysłach i wyobrażeniach jako nadal istniejąca. W dodatku sam upadek PRL nie był wydarzeniem jednorazowym ani klarownym, niektóre relikty systemu sowieckiego przetrwały dłużej i rozpadają się powoli. Działa reguła trzech pokoleń; dopiero czwarte będzie wolne od ciężaru empirii pierwszego. Bezpośrednie doświadczenie XX-wieczne, ostrzegające, że odzyskanie niepodległości może być zaledwie czasowe, nadal jest żywe. Utrudnia to zrozumienie, że zanikło nie tylko sowieckie zniewolenie, lecz zamknięty został najbardziej ponury okres naszych dziejów. Zabory i niewola ciągle są obecne w naszej świadomości; jakkolwiek te 200 lat stanowiło względnie krótką część naszych dziejów – zaledwie jedną piąta, to dla nas najbliższą.

Świat, w którym żyjemy dzisiaj

A przecież dziś żyjemy w zupełnie innym świecie. Potwory przeszłości przekształciły się mroczne zwidy, rozpływające wraz z upływem czasu. Skończyło się podwójne, historyczne zagrożenie ze wschodu i zachodu. Rozpad ZSRR był katastrofą imperialnej Rosji, zredukowanej w Europie i Azji centralnej do odziedziczonych po Złotej Ordzie granic z XVI wieku, z trudem utrzymującej kontrolę nad zdobyczami dalekowschodnimi. Towarzyszy temu regres cywilizacyjny i gospodarczy; z mocarstwa przemysłowego, jakim ZSRR był jeszcze w latach ’80, pozostał kraj surowcowy, przy czym pozornie zyskowna wyprzedaż ropy i gazy wygaśnie w ciągu 20 czy 40 lat. Ważniejsze jednak jest nowe otoczenie Rosji. Odszedł bezpowrotnie czas, w którym to państwo znajdowało się w geopolitycznej pustce i mogło cały swój wysiłek skupić na jedynej aktywnej granicy – europejskiej. Skończyła się również epoka wielkiej i silnej Rosji pomiędzy małymi i słabymi. Dzisiaj to ona jest mała pomiędzy wielkimi: młodymi, prężnymi, błyskawicznie rosnącymi potęgami Chin, Indii, Japonii, integrującego się świata islamskiego, zjednoczonej Europy. Rosja dysponuje nadal rozległym terytorium, w połowie wieczną marzłocią, lecz - niedoludniona i niedorozwinięta gospodarczo, pozostała tym bardziej niezdolna do jego zagospodarowania. Fakty są bezlitosne: PKB Federacji Rosyjskiej i Południowej Korei oscylują wokół tego samego poziomu – przy czym rosyjski zależy nie od stanu jej gospodarki, tylko od światowej koniunktury na surowce energetyczne. Gdy oba państwa koreańskie zjednoczą się (co nastąpi zapewne w nadchodzącym dwudziestoleciu), również liczbą ludności zrównają się z Rosją. Taka jest dzisiejsza perspektywa niedawnej potęgi.

Do katastrofy ekspansywnego mocarstwa niemieckiego doszło pół wieku wcześniej. Odbudowano inne państwo, wstrząśnięte przerażającą klęską, od samego początku wkomponowane w rozwijające się struktury atlantycko-europejskie. To nadaje RFN zupełnie nowy kierunek. Przypomnijmy, że odrodzona w XIX w. Rzesza pojawiła się w nieprzyjaznej jej ambicjom Europie; wszędzie byli wrogowie, których trzeba zniszczyć. Dzisiaj Niemcy bardziej niż inne kraje uwikłane są w system europejski i potrzebują aktywnej obecności innych; od partnerskiej współpracy z pozostałymi krajami Unii zależy ich przyszłość, bezpieczeństwo i dobrobyt. Niewątpliwie, działają skutki dwu zjednoczeń, dokonanych na przestrzeni półtora stulecia; RFN jest pierwszym krajem Europy pod względem liczby ludności oraz rozmiaru gospodarki. Lecz te proporcje ulegają zmianie, nie tylko z każdym poszerzeniem integracji, lecz przede wszystkim w następstwie rozwoju uboższych krajów UE i całej Wspólnoty. Niemożliwe stało się nawet odzyskanie prymatu, jaki w latach ’60 Francją i Niemcy posiadały w EWG. Tym bardziej nierealne byłoby dążenie, aby uzależnić pozostałe kraje UE, czy choćby naruszyć wewnętrzną równowagę naszego kontynentu.

Uznawać za trwające historyczne zagrożenie ze strony Rosji i Niemiec – to całkowite oderwanie od rzeczywistości. Lepsze czy gorsze, państwa te dzisiaj reprezentują inne wartości geopolityczne, funkcjonują w całkowicie odmienionej Europie i w przeobrażonym świecie. Mamy wprawdzie z nimi różne problemy, lecz zupełnie innego niż kiedyś rodzaju. Z Niemcami głównie dotyczące wspólnych spraw Unii oraz wynikające ze zbieżności czy niezbieżności jakiś szczegółowych interesów. Z Rosją ułożenie wzajemnych stosunków jest niewątpliwie trudniejsze, w głównej mierze ze względu na rozmaite kłopoty, jakie dręczą naszych wschodnich sąsiadów: kraje bałtyckie, Białoruś, Ukrainę czy Gruzję, co bezpośrednio dotyczy i naszego interesu narodowego.

Współczesna Polska znalazła się w niespotykanej od wieków sytuacji. Przy niewielkim wkładzie własnym mamy zabezpieczone bezpieczeństwo międzynarodowe, nasza gospodarka uzyskała nie tylko korzystne warunki rozwoju, lecz bezpośrednią pomoc materialną w rozmiarze, którego nigdy nie doświadczyliśmy. Tworzy do wyjątkową szansę. Ale nie będzie ona trwać wiecznie.

Zawsze są jakieś zagrożenia, mniej czy bardziej widoczne. Rzeczpospolita nie leży już między dwoma agresywnymi mocarstwami, lecz wraz z całą Europą znalazła się pomiędzy kilkoma potęgami – ukształtowanymi albo dopiero formującymi się. Każde z nich dysponuje co najmniej ćwierć miliardem mieszkańców i ogromną, błyskawicznie rozwijającą się gospodarką. Formują się wielkie bloki cywilizacyjne, ścierające wszystko, co chciałoby pozostać na uboczu. Globalizacji nadaje nowy wymiar, pozytywny i negatywny, słabo kontrolowalnym procesom ponad-politycznym.

W takich warunkach budować należy przyszłość Polski – ale i najbliższych nam krajów, bo w Europie przecież nie jesteśmy sami. Wprawdzie tym razem cieszyć się możemy dobrym położeniem – osłoniętym i oddalonym od głównych stref ewentualnych konfliktów. Nie umniejsza to naszej odpowiedzialności.

Bilans III Rzeczpospolitej

Trzecia Rzeczpospolita ma już za sobą pierwsze dwadzieścia lat, a bilans ogólny jest pozytywny. Gołym okiem widać ogromny skok cywilizacyjny całego kraju. W głównej mierze jest on prostym następstwem przywrócenia niepodległości państwowej, demokracji i swobód obywatelskich – wykorzystanych owocnie przez upartą, samoistną aktywność milionów Polaków. Te proste rezerwy przestają jednak wystarczać. Stworzyliśmy warunki niezbędne dla pełnego rozwoju: niepodległość, obywatelski charakter państwa, racjonalną gospodarkę, uczestnictwo w UE i NATO – dalej możemy uzyskiwać tylko szczegółowe ulepszenia. Teraz te sprzyjające warunki trzeba w pełni wykorzystać.

Że nie jest to łatwe, dowiodły ostatnie dwie dekady. Na pewno nie zabrakło dobrych intencji. Zbyt często zawodziła realizacja. Może największym brakiem stała się niezdolność do utrzymania dynamiki pokoleń, które doprowadziły do odzyskania niepodległości, a także przeniesienia tego impetu na następne generacje. Chwilami można odnieść wrażanie, że u samych narodzin Trzeciej Rzeczypospolitej zwyciężyła obawa, że taka niekontrolowana eksplozja energii może zaprowadzić nas zbyt daleko. Nadmierna ostrożność, połączona z niewystarczającym przygotowaniem dawała o sobie znać i później. Spośród 15 premierów, których miała Trzecia Rzeczypospolita, wielu nie spełniło nadziei, pokładanych w nich nie tylko przez ogół obywateli, lecz zwłaszcza przez tych, którzy bezpośrednio udzielili im wyborczego wotum zaufania. Polska jest jednym z niewielu liczących się państw europejskich, w którym – jak dotychczas, żaden rząd, początkowo najbardziej nawet popularny, nie przeżył próby następnych wyborów. Wynikało to w niemałym stopniu z dysproporcji pomiędzy ogromnymi oczekiwaniami społecznymi a ograniczonymi możliwościami, wymagającymi środków i czasu. Nie jest to jednak ani jedyna, ani główna przyczyna. Polityka – roztropna troska o dobro wspólne, często zastępowana przez prymitywne politykierstwo i zwykłą prywatę, nie była silną stroną minionych dziesięcioleci; zbyt często brakowało rozumu i najprostszej odpowiedzialności.

Trwonienie kapitału społecznego niezadowolenia

Te niedostatki, a także nierównomierność uzyskiwanych rezultatów i brak rzetelnego, merytorycznego wyjaśniania prowadzonej polityki spowodowały, że spora część społeczeństwa jest niezadowolona, zawiedziona, a nawet czuje się pokrzywdzona. To niewątpliwie mniejszość, ale liczna i ważna. Skupia nie tylko tych, którzy uważają, że zrobione za mało albo źle, lecz również przekonanych, że Polskę stać na więcej i lepiej. Nie wolno tej mniejszości, przecież tak licznej, lekceważyć, ani zbywać uwagami, że w swoim malkontenctwie nie dostrzegają tego, co udało się dokonać. Trzeba docenić, że niezadowoleni bardziej niż zadowoleni tworzą twórczy potencjał, który – należycie wykorzystany, może dokonać rzeczy wielkich.

Jak na razie, ten kapitał niezadowolenia jest trwoniony. Zapewne najgorszym reliktem sowietyzmu pozostało dychotomiczne dzielenie społeczeństwa na dobrych, którzy tworzą oraz złych, którzy niszczą – przy czym ci ostatni zasługują tylko na nienawiść i pogardę, a powinni zostać całkowicie wyeliminowani. Tak w ZSRR, a za nim w PRL traktowano tzw. wrogów ustroju, czyli tych, którzy przeciwstawiali się komunistycznemu zniewoleniu i sowieckiej hegemonii. Społeczeństwo nie dzieliło się jednak na dwie, antagonistyczne wobec siebie części, gdyż przytłaczająca większość nie należała do którejkolwiek z tych grup, pochłonięta problemami trudnej egzystencji w niesprzyjających warunkach siermiężnego socjalizmu. Fundamentalnej wrogości władzy gnębione środowiska oporu i opozycji przeciwstawiły podobną zajadłość; wraz z rozwojem ruchów solidarnościowych, objęła ona większą część społeczeństwa. Było to zrozumiałe, gdyż dychotomia była rzeczywista: albo Polska odzyska niepodległość i stanie własnością obywateli – albo pozostanie zniewolona i uciemiężona. Kompromis między tymi zamkniętymi alternatywami był niemożliwy. Sprawy poszły jednak tak daleko, że niektórzy, odwzorowując modele totalitarne (innych nie znali!), uzurpowali sobie monopol na prowadzenie działalności opozycyjnej, gdy inni uznali tylko siebie za prawdziwych Polaków. Przygaszone odzyskaniem niepodległości, takie postawy wkrótce ożyły, a w ostatniej dekadzie przybierają na sile. Generalnie zwyrodniałe, w demokratycznym państwie są one absurdalne. Warunkiem sine qua non wszystkich systemów demokratycznych jest pluralizm polityczny: politycy muszą różnić się przekonaniami i programami, które chcą realizować –aby obywatele mogli pomiędzy nimi wybierać. Dobrze prowadzone państwo wymaga większości – która rządzi, oraz opozycyjnej mniejszości, która tamtych kontroluje i stanowi wobec nich alternatywę. Likwidacja jednej z tych stron prowadzi nie tylko do zaniku demokracji, lecz przede wszystkim do kryzysu samego państwa. Zastąpienie rywalizacji politycznej przez pełną nienawiści walkę na wyniszczenie jest najgorszym zagrożeniem samego bytu ojczyzny.

Mamy, niestety, takie doświadczenia. Przywołany przeze mnie wyżej 200-letni czas narodowych nieszczęść rozpoczęty został w ostatnich miesiącach panowania króla Augusta III Sasa, gdy w obliczu nadchodzącej elekcji potężne stronnictwo Czartoryskich, aby pognębić rywali, wyprosiło w Petersburgu wsparcie przez armię rosyjska. Przez poprzednie 30 lat Rzeczpospolita była przedmiotem rywalizacji, później sporu, wreszcie walki dwu potężnych partii – zwanych hetmańską i „Familią” Czartoryskich. Siły były wyrównane, co spowodowało, że wszystkie Sejmy zwołane w tym okresie, zostały zerwane, aby uniemożliwić sukces czasowej i niepewnej większości. Liberum veto chroniło przed wojną domową - w owych stuleciach typową dla Europy metodą rozstrzygania politycznych sporów, ale chroniło do czasu. Historycy w tym sporze programowym rację przyznają na ogół Czartoryskim, co nie zmienia faktu, że zaślepieni nienawiścią, przekonani o swojej absolutnej słuszności i w dobrych intencjach, wprowadzili do Polski Moskali. Obce bagnety miały ratować ojczyznę. Od tej pory, z nielicznymi przerwami (najdłuższą stanowiła Druga Rzeczpospolita), aż do początków lat ’90 armia rosyjska, stacjonując w Polsce, była skutecznym instrumentem jej zniewolenia.

Jeśli głównego wroga znajduje się we własnym, niepodległym i demokratycznym kraju; jeśli za cel naczelny uznaje się jego doszczętne zniszczenie; jeśli porusza się wszelkie, dobre i złe emocje oraz buduje nienawiść do tego, co jest częścią narodu i wspólnej ojczyzny – możliwe są tylko dwa rozwiązania. Albo należy zaprowadzić totalitarną dyktaturę – bo tylko ona umożliwia całkowitą likwidację przeciwników politycznych. Albo, co łatwiejsze, wezwać na pomoc kogoś z zewnątrz – takiego, który uczyni to we własnym interesie (bo inny nie będzie chciał się angażować).

Polskie spory wewnętrzne nie doszły jeszcze tak daleko – ale nadmiernie daleko. Nienawiści, złe emocje polityczne zaczynają rozrywać przyjaźnie, dzielić bliskich, często tak samo myślących, uznających te same wartości ludzi. Mówię te słowa, gdy trwa kampania wyborcza. Niech Państwa nie dziwi jej pozorna ospałość, nie mylą miłe słówka i ciepłe uśmiechy. To lep, aby pozyskać głosy. Serdeczność Radziwiłła Panie Kochanku, układność Stasia Poniatowskiego. W rzeczywistości trwa bezpardonowa walka. Czy, aby ją rozstrzygnąć jednym ciosem, potrzeba będzie, jak w XVIII wieku, aż trzydziestu lat?

Problem jest znacznie głębszy niż się wydaje – i nie zostanie rozwiązany przez polityczne zwycięstwo jednej ze stron. Tworzą się już odmienne wizje Polski; ich autorzy nie potrafią jeszcze pełniej sprecyzować jej pożądanego oblicza, lecz już pobudzają emocję i przyczyniają się do tworzenia irracjonalnego przekonanie, że mogą istnieć dwie, walczące z sobą Polski. Czyżby zabrakło tego, co zawsze łączyło Polaków?

Nie wolno obok takiej groźby przejść obojętnie.

Konieczność zdefiniowania naszego interesu narodowego

Za tydzień czy trzy wybierzemy Prezydenta Rzeczypospolitej. Nosiciel tego urzędu jest szczególnie predestynowany do wypełnienia niebacznie pozostawionej luki. Przez dwadzieścia lat istnienia Trzeciej Rzeczypospolitej nie sformułowano, na czym polega nasz interes narodowy – łączący wszystkich, swoista busola, wyznaczająca generalny kierunek wspólnej aktywności. Wprawdzie potrzeba taka została podniesiona już w toku kampanii poprzedzającej pierwsze wybory prezydenckie w 1990 r., ale do dzisiaj nie spotkała się z odzewem. Do wyobraźni niektórych w ogóle nie trafiła, innych – uwięzionych w ideologicznych formułkach, raził sam przymiotnik narodowy – rozumiany jako etniczny. Dla większości sprawa wydaje się bezprzedmiotowa: interesu narodowego nie trzeba formułować, bo jest zrozumiały sam przez siebie. Polska ma być niepodległa, solidarna, demokratyczna, samorządna, obywatelska, tolerancyjna, przestrzegająca zasad moralnych i reguł gospodarki rynkowej – i tak dalej. Rzeczywistość nie składa się jednak ze sloganów, tylko z bardzo konkretnych, precyzyjnych rozwiązań – bardzo mocno osadzonych we właściwym im czasie. Czy podporządkowanie się decyzji międzynarodowego gremium o ograniczeniu emitowania tlenku węgla, czy o obowiązkowemu szczepieniu na ospę, albo o zasadach konkurencji w gospodarce jest naruszeniem naszej suwerenności? A jeśli nie – to co? Mówiąc o niepodległości, konieczne jest określenie, gdzie współcześnie znajduje się nasze non possumus – granica, której nie wolno przekroczyć. A cóż to znaczy: Polska solidarna? Taka, w której wszyscy lojalnie wspomagają wszystkich? A może taka, w której działają w myśl dyrektyw, ustalonych na ostatnim posiedzeniu Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, gdy pozostali kontynuują tradycję ZOMO?

Przy różnych okazjach – i w różny często sposób, niektóre szczegółowe kwestie, wynikające z mglistego rozumienia naszego interesu narodowego próbowano precyzować. Zdania były podzielone, dyskusja rozpływała się w sloganach. Do następnego razu, gdyż niektórych kwestii nie sposób ominąć.

Jeśli wiemy, jakiej Polski chcemy, nie bójmy się tego sprecyzować. Kierunek, w jakim rozwija się kraj, zakres aktywności i priorytety w aktywności wewnętrznej i międzynarodowej nie mogą być uzależniane od czasowych potrzeb czy nagłych, a przypadkowych zdarzeń – jakiś starań o dobre wyniki w sondażach, chwilowego widzimisię niedouczonego polityka, głośnego niezadowolenia pracowników jednego zakładu. Kompromis pomiędzy stronnictwami politycznymi, nawet ograniczony do obsady stanowisk w telewizji, doprowadzić może do najgorszych skutków – a cóż dopiero, jeśli miałby dotyczyć filarów naszego narodowego bytu?

Błędem najwyższym byłoby, gdyby same stronnictwa polityczne, zasiadające w Sejmie po części dlatego, że korzystają z państwowych dotacji, określały nasz interes narodowy w toku negocjacji i wzajemnych polemik, dobrze już znanych z przekazów telewizyjnych. Prezydent Rzeczypospolitej, wybrany przez bezwzględną większość aktywnych obywateli, wydaje się najbardziej uprawniony do podjęcia takiego zadania. Rzecz będzie niełatwa, wymagająca czasu, rozwagi i odpowiedzialności. Nie wystarczy tzw. publiczna dyskusja, sprowadzająca się do serii publikacji prasowych i polemik na forach internetowych. Sprawa powinna być przedyskutowana merytoryczne w przez kompetentnych ludzi o różnych przekonaniach, rozwijana i analizowana w poszerzających się systematycznie gremiach, a dopiero, gdy uzyska dość konkretne kształty, przekazana do debaty politycznej i oddana pod osąd opinii publicznej. Znalezienie consensusu w fundamentalnej dla Rzeczypospolitej sprawie będzie trudne, lecz jest przecież konieczne.

Kiedy, jeśli nie dziś, podjąć takie wyzwanie?

Leszek Moczulski Warszawa, 13 czerwca 2010

===============================================

Śródtytuły pochodzą od administracji Forum POLONUS - http://www.polonus.mojeforum.net/post-vp6744.html#6744

Brak głosów

Komentarze

I dlatego zmilczę.

W. red

Vote up!
0
Vote down!
0

W. red

#67208

Popieram.

Milczenie jet złotem.

Zwłaszcza jak się nie ma nic mądrego do powiedzenia...

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67299

Tym bardziej że istnieje dokument potwierdzający zaistniałe fakty jak i scenariusz wydarzeń z podziałem na role występujących tam aktorów. A że z faktami się nie dyskutuje więc stanowisko kolegi jest zrozumiałe. Dodam tylko że żeby było śmieszniej "nocna zmiana" obaliła pierwszy tak na prawdę prawicowy rząd w kraju powstały po wielu latach. Przy czym obojętnie co byś kolego napisał o "nieudolności" tego rządu prawda jest taka. Że ów rząd padł tylko i wyłącznie dlatego że chciał oczyścić kraj a przede wszystkim elity z mend szkodzących im i nam wszystkim. Prawdy nie ukryjesz. Tym bardziej że dzisiejsza rzeczywistość potwierdza słuszność zamierzeń tamtego rządu. A co do "wzmiankowanego" człowieka. W obliczu faktów o których mowa lepiej byłoby wspólnie z  Bolkiem łowić ryby niż "robić za autorytet".

 

W. red

Vote up!
0
Vote down!
0

W. red

#67362

istnieje dokument potwierdzający zaistniałe fakty jak i scenariusz wydarzeń z podziałem na role występujących tam aktorów

Nie wiem o jakim dokumencie mowa.

"nocna zmiana" obaliła pierwszy tak na prawdę prawicowy rząd w kraju powstały po wielu latach.

Olszewski i ludzie wywodzący się z KOR-u jako ludzie prawicy - Kolega mnie rozbawił

obojętnie co byś kolego napisał o "nieudolności" tego rządu

Opinia na temat nieudolności tego rządu jest dość powszechna wśród ludzi potrafiących myśleć samodzielnie. Oto artykuł Rafała Ziemkiewicza:

Irytująca legenda marnego rządu

Uchwała lustracyjna, zaproponowana w maju 1992 roku przez prezesa mającej wówczas trzech posłów Unii Polityki Realnej i przyjęta przez zaskoczenie dzięki nieobecności na sali większości posłów lewicy i Unii Demokratycznej, wydaje się dziś, po 15 latach, największym prezentem, jaki mógł Jan Olszewski otrzymać od historii. Co prawda, jak wiadomo od jego byłych współpracowników, Olszewski od samego początku deklarował, że przeprowadzenie lustracji to jedno z kluczowych i najpilniejszych zadań jego gabinetu, ale ilekroć pojawiały się konkretne propozycje, odkładał je na bliżej nieokreśloną przyszłość. Mówi to wszystko o osobowości najbardziej kontrowersyjnego premiera III RP - jeśli tak podchodził do sprawy priorytetowej, na cóż mogły liczyć te, które zaliczał do mniej pilnych?

Prawdziwa przyczyna upadku

Popularna do dziś na prawicy legenda głosi, że gabinet Olszewskiego obalony został wskutek obronnej reakcji zagrożonej w swych interesach agentury, którą chciał ujawnić. Jak widać, może i chciał, ale nic by w tym kierunku nie zrobił, gdyby nie został postawiony przed faktem dokonanym (chyba że przyjąć tezę, jakoby Korwin-Mikke był inspirowany przez Macierewicza, ale nic jej nie potwierdza). Nie mówilibyśmy dziś o liście Macierewicza, "nocy teczek" czy "nocnej zmianie", co najwyżej o premierze, który zmarnował wszystkie szanse, bo nie był w stanie się zdecydować na żaden z możliwych wariantów.

Rząd, który był pierwszym gabinetem wolnej Polski pochodzącym z w pełni demokratycznych wyborów, nigdy nie miał za sobą parlamentarnej większości. Wotum zaufania otrzymał dzięki jednorazowemu poparciu PSL, ale dokooptowanie partii Pawlaka do koalicji nie było możliwe, ponieważ uczestniczyły w niej konkurencyjne PSL-owskie ugrupowania postsolidarnościowe. Wejście do rządu KPN Olszewski odrzucił, ponieważ warunkiem było oddanie Ministerstwa Obrony Leszkowi Moczulskiemu, a ten nie cieszył się jego zaufaniem, między innymi dlatego, że umieszczony był na tajnej wówczas (lecz premierowi przekazanej) liście agentów SB, zwanej listą Milczanowskiego. Porozumienie z Unią Demokratyczną i Kongresem Liberalno-Demokratycznym także nie wchodziło w grę, ponieważ Olszewski się nie godził na pozostawienie wpływu na gospodarkę Leszkowi Balcerowiczowi. Na tym tle zaognieniu uległ konflikt Olszewskiego z Kaczyńskim, który nad takim sojuszem usilnie pracował na zapleczu, perswadując premierowi, że i tak nie kontroluje resortów, którymi UD i KLD były zainteresowane. Osiągnął tyle, że Olszewski podjął kilkumiesięczne rozmowy, dziś już wiemy, że tylko dla odwleczenia sprawy.

Nie chciał, nie mógł, nie potrafił

Konflikt z prezesem Porozumienia Centrum, któremu skądinąd zawdzięczał premierostwo, mógł, teoretycznie, zbliżyć Olszewskiego do Wałęsy. Ten ostatni mimocałej dzielącej ich niechęci był gotów do podjęcia gry; dał temu wyraz w sławnej rozmowie z Macierewiczem, pouczając go publicznie, że oczekuje po nim wykonania uchwały lustracyjnej "w sposób odpowiedzialny". Wydaje się oczywiste, że Wałęsa czekał, na co zdecyduje się rząd - czy lista agentów uderzy w UD, czy w KPN - i zamierzał odpowiednio do tego reagować. Tego, że lista uderzy we wszystkich, Wałęsa, ani w ogóle nikt, nie brał pod uwagę. A można to było przewidzieć, obserwując półroczny upór Olszewskiego, aby nie wybrać żadnej z realnie istniejących możliwości działania.

Owa "koalicja strachu" i połączenie sił obrońców agentury z różnych stron (choć nie wolno zapominać, że znaleźli się wśród nich także ludzie kierujący się znacznie szlachetniejszymi pobudkami), tak ważne dla legendy, były więc dziełem samego rządu. Olszewski miał czas na to, żeby do jej powstania nie dopuścić, żeby "rozegrać" jej późniejszych uczestników i postawić ich po różnych stronach barykady. Miał możliwość wykreowania linii podziału na scenie politycznej i realną szansę, by zrealizować znaczną część postulatów programowych centroprawicy, która - jeśli zsumować wyniki - uzyskała przecież w wyborach poparcie większości społeczeństwa. Niestety, Jan Olszewski bardziej nadawał się na pomnik Ostatniego Prawego Polaka niż na polityka.

Dobra zła legenda

Nie zaprzeczę, że legenda "nocnej zmiany" miała w ostatnim 15-leciu swój wymiar pozytywny. Noc 4 czerwca stanowiła swoisty test prawdy - zresztą nie tylko dla polityków, także np. dla mediów. To, co wtedy zobaczyli Polacy, było pierwszą szczeliną w uładzonym wizerunku III RP jako wielkiego narodowego sukcesu, w cukierkowym micie pojednania "ludzi z różnych stron historycznego podziału" i "specyficznie polskiej syntezy orientacji niegdyś konkurencyjnych". Szczeliną, która z czasem urosła na tyle, aż zdumione społeczeństwo zajrzało przez nią za kulisy Rywinlandu, dostrzegło oligarchię kolesiów i niekończące się afery. Mimo wszystko zawsze reagowałem na krzewienie tej legendy z irytacją. Stała się ona na długie lata celebrowaniem prawicowego nieudacznictwa, ogólnej niemożności wszystkiego i tak typowej po tej stronie sceny politycznej nieumiejętności sensownego współdziałania. Ostatecznie przecież ciągnący się latami proces "jednoczenia centroprawicy" nie przyniósł niczego poza kompromitacją. To, że u władzy pojawili się ludzie, którzy nie uważają Adama Michnika i Bronisława Geremka za swoich mentorów, zawdzięczamy poddaniu skłóconego prawicowego drobiazgu hegemonii najpierw Krzaklewskiego, a potem Kaczyńskiego.

Ta kilkunastoletnia prawicowa niemożność odbiła się na Polsce - w chwilach decydujących po prostu zabrakło jej głosu polityków realizujących inne wartości od uznawanych za jedynie słuszne przez salon. To, że dopiero dziś, po tylu latach, podejmujemy rozliczenia, które należało przeprowadzić natychmiast po odzyskaniu wolności, w istotnym stopniu wynika też z błędów popełnionych przez Jana Olszewskiego. Fakt, że potem został on tak malowniczo obalony, iż można było świętować kolejne rocznice tego wydarzenia, nie zmienia ogólnego bilansu jego rządu.

Rafał A. Ziemkiewicz

www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070604/opinie_a_1.html

ów rząd padł tylko i wyłącznie dlatego że chciał oczyścić kraj a przede wszystkim elity z mend szkodzących im i nam wszystkim

Prosta chronologia zdarzeń dowodzi, że było odwrotnie. Uchwała lustracyjna Sejmu (przegłosowana dzięki posłom KPN, gdyż koalicja rządowa nie miała cały czas większości w Sejmie) została podjęta po tym, jak zapadła decyzja Wałęsy i UD o odwołaniu Olszewskiego. KPN nie dogadała się z Olszewskim w sprawach gospodarczych (Olszewski chciał kontynuować Plan Balcerowicza) a także w sprawie dekomunizacji i lustracji (koalicja rządowa z wyjątkiem posłów Solidarności głosowała za odrzuceniem już w pierwszym czytaniu projektu ustawy o Restytucji Niepodległości). Poza tym w trakcie rozmów koalicyjnych z KPN Olszewski z Macierewiczem szantażowali przywódców KPN, usiłując doprowadzić do rozbicia tej partii. Tak więc rząd nie upadł dlatego, że chciał "oczyścić kraj", ale przeciwnie - wykorzystał lustracje do ratowania swojego miejsca przy korycie. Najlepszy dowód to ten, że w składzie tego rządu był 9 "mend" (w tym szef doradców premiera, minister spraw zagranicznych i minister finansów).

dzisiejsza rzeczywistość potwierdza słuszność zamierzeń tamtego rządu

Ma Kolega na myśli PiSo-Lew w TVP, zapowiedź zaproszenia Jaruzelskiego do samolotu prezydenckiego lecącego do Moskwy czy obecne umizgi Jarosława Kaczyńskiego do postkomunistów... O, przepraszam, to już nie są "postkomuniści", tylko "lewica"

lepiej byłoby wspólnie z  Bolkiem łowić ryby niż "robić za autorytet".

Wspólnie z Bolkiem łowić ryb powinni ci, którzy wynieśli go do prezydentury w roku 1990 znając jego agenturalną przeszłość. A za autorytet się nie "robi", tylko albo się  go ma, albo nie. Dla mnie 7 lat w komunistycznych więzieniach i sformułowanie niepodległościowego programu w czasach, gdy najodważniejsi chcieli naprawiać socjalizm jest wystarczającym źródłem autorytetu. A pyszczenie o antykomunizmie dwie dekady po obaleniu komuny i rozpadzie ZSRR jest groteskowe.

Kto chciał walczyć z komuną mógł to robić przed 1989 rokiem (zamiast się dekować z kotami na kanapie).

Kto chciał zerwać z komunizmem, ten nie gadał z czerwonymi w Magdalence i przy Okrągłym Stole tylko gonił czerwonych po ulicach i zajmował komitety PZPR.

Kto chciał oczyści kraj z agentów, ten nie pomagał b. agentowi zostać prezydentem ani nie dobierał sobie do rządu agentów.

A mówić dziś, to sobie można wszystko. Zwłaszcza, że pełno jest naiwnych, którzy w to wierzą, czego jesteś dobitnym przykładem.

W obliczu faktów o których mowa

Przykro mi to pisać, ale Twój tekst powyżej dowodzi, że nie znasz elementarnych faktów z najnowszej historii Polski a swoją wiedzę o niej czerpiesz z propagandowych filmików Kurskiego. Do napierdalanek ze zwolennikami Komorowskiego to wystarcza, do poważnej dyskusji - nie.

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67395

Mówi. I wiemy za kim Moczulski głosował. Niestety.

Vote up!
0
Vote down!
0

Baba Jaga

#67211

Nie za kim a przeciwko komu.

Przeciwko nieudolnemu rządowi, w którym było 9 osób ewidencjonowanych w archiwach SB jako TW.

Jeden z nich kandydował w ostatnich wyborach. Rozumiem, że kolega/żanka na niego głosował/a :)

A cały tekst jet przecież o czymś innym...

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67300

No tak :)

a o czym właściwie jest ten tekst ???:)

Mnie osobiście i to już "wówczas",
ani Kuroń, ani Michnik "nie rajcował "
Moczulski również ..."lekko z gipsem"

Byli tacy co czuli to na odleglość...
tę ich "ówczesną wielkość"
i " ówczesne zasługi"...

Owoce przyszło nam zbierać później,
a dzisiaj są tym bardziej "dojrzałe",
a nawet pospadały już z zdrzew...
i gniją leżąc odłogiem na ziemi.

Nie bardzo rozumien Bohumie dlaczego ta zgnilizna
i
fetor rozkładającej się tkanki tak Cię podnieca?

Wspominasz ten "owoc" w jego najpiękniejszym czasie wzrostu,
zapominając niejako,
że ktoś od " botanicznych krzyżówek"
popierdolił coś przy pracy
i
to "jabłko" choć piękne z wyglądu miało bardzo kwaśny
i niejadalny smak...

Słowem jaki koń jest każdy widzi.

Tekst L.Moczulskiego choć przejrzysty w wyrazie jest właśnie taki moczulskowaty...

Gdyby nie znać obecnych polskich realii,
to można by nawet napisać...
no,
do rzeczy gada ten stary Moczulski.

A tak...propaganda podparta wymuszonym autorytetem
i jego dywagacjami.

Merytorycznie nie będę się odnosił,
gdyż ten tekst Moczulskiego musiałem czytać po połowie,
by mnie krew jasna nie zalała.

Tyle w nim bowiem kłastw,
albo inaczej,
na starość całkiem się mu już w głowie popierdoliło !

Może to nie klamstwa,
może on rzeczywiście ma bardzo krzywą percepcję...

Tylko niech to pozostanie jego percepcją i nam nie pierdoli jak to w Polsce jest obecnie wspaniale
i jak to nasi sąsiedzi są dla nas "usłużni"

Czytałem Cię Bohumie na salonie i widzę,
że chyba jednak trochę Cię ten dziadek zauroczył...

Moczulski umie się artykułować i umie pisać,
to rzecz niewątpliwa,
ale ważniejszymj jest,
by mówić prawdę,
a z tą ten starzec ma wielkie problemy...

pzdr.

Vote up!
0
Vote down!
0

chris

#67365

Poza przekleństwami i przekręceniem mojego nicka (co dowodzi braku umiejętności uważnego czytania) nie znalazłem w Twoim tekście żądnej treści. Nie ma się więc do czego odnieść.

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67397

No cóż,
gdy nie znalazłeś w moim trochę rubasznym tekście treści,
to jest rzeczą zrozumiałą,
że nie możesz się do niego odnieść.

Jak dla mnie ,
to jest właśnie brakiem czytania ze zrozumieniem :)

Z gruntu rzecz odniosłem się do tekstu L.Moczulskiego,
albo konkretniej do jego osoby ,
czy też bogatej działalności...

Jeżeli na starość pisze takie głupoty i jest zadowolony z przegiegu wydarzeń po 89 jak również z obecnego stanu
Rzeczpospolitej,
to jak dla mnie dołączył do grona PRL-owskich "opozycjonistów" przez trochę sfilcowane "O"

O Ciebie poniekąd zachaczyłem po przeczytaniu Twojego wpisu na salonie.
Jeżeli tak tę postać widzisz to jest Twoje prawo,
ja widzę go inaczej...

Przepraszam za wulgaryzmy przed którymi nie mogłem się pochamować,
gdyż przy obecnym upodleniu polskiego społeczeństwa,
przy tańcowaniu wszelakich służb na naszym terytorium,
przy "rozszarpywaniu" tego co jeszcze pozostało,
jak również przy wielu innych jeszcze narodowych tragediach
bycie zadowolonym z tejże sytuacji podobnie jak pan Leszek Moczulski,
traktuję jako conajmniej schizofrenię.

pzdr.

Vote up!
0
Vote down!
0

chris

#67733

Odnośnie przekręcenia Twojego nicka,
to rozchodziło się o jedną literkę,
a mianowicie o literkę "N",
która to przynajmniej na mojej tastaturze jest obok "M"
tak więc zwykły "wypadek przy pracy",
a nie "umysłowa ślepota",
którą tak subtelnie mi imputowałeś.

W każdym razie jako człek ugodowy,
to żalu nie mam,
bo i o co ? :)

Vote up!
0
Vote down!
0

chris

#67732

Inna rzecz, że w swoim tekście wymieniłeś mój nick dwa razy i za każdym razie było to z "m" na końcu :)

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67857

To znaczy, że głosując przeciw temu rządowi nie miał nic wspolnego z pozostałymi puczystami, jak rozumiem? To jest tak samo logiczne, jak to, że rząd Olszewskiego był nieudolny, lub że byli w nim agenci. Zapomniał Pan, że byl to rząd koalicyjny, utworzony w drugiej próbie porozumienia. Może nieudolnością tego rządu było to, że nie wezwał Polaków do czynnego sprzeciwienia się przewrotowi? Albo to, ze popsuł interesy polsko-sowieckie?

Rzeczywiście milczenie jest złotem, zwlaszcza gdy się uprawia demagogię, w obronie swojego idola. o którym zmilczę.

cui bono

Vote up!
0
Vote down!
0

cui bono

#67367

To znaczy, że głosując przeciw temu rządowi nie miał nic wspolnego z pozostałymi puczystami, jak rozumiem?

To nie był pucz, tylko odwołanie rządu, które nastąpiło zgodnie z konstytucją i regulaminem Sejmu. Przeciwko rządowi głosowało większość partii w Sejmie (dlatego rząd upadł). Każdy miał swoje powody. Dla KPN kluczowe były trzy sprawy:

1) Rząd Olszewskiego kontynuował politykę Balcerowicza (ministrem finansów w tym rządzie był Andrzej Olechowski, jak se później okazało ewidencjonowany przez SB jako TW, podobnie jak 7 innych członków rządu i szef doradców premiera),

2) Rząd Olszewskiego nie chciał zdecydowanej lustracji i dekomunizacji (stąd odrzucenie w pierwszym czytaniu projektu ustawy o Restytucji Niepodległości - było to 31 stycznia 1992 roku)

3) Olszewski i Macierewicz wykorzystali uchwałę lustracyjna Sejmu (za którą głosowała KPN) do próby rozbicia tej partii.

O tym wszystkim jest mowa w świetnym filmie dokumentalnym "Pod prąd" Macieja Gawlikowskiego, dlatego tego filmu nie można obejrzeć w TVPiS. Polecam - film jest dostępny w Internecie: www.youtube.com/watch

O nieudolności Olszewskiego - zob wyżej artykuł Rafała Ziemkiewicza.

zwlaszcza gdy się uprawia demagogię

Ja uprawiam demagogię?!  Ja nie opieram się na faktach?! Ja powołuję się na propagandowy filmik Kurskiego jako na źródło wiedzy historycznej?! Kolega żartuje albo zaklina rzeczywistość.

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67404

Fakty są takie, że w roku 2006 uprawomocnił się wyrok sądu lustracyjnego I instancji określający Leszka Moczulskiego jako tajnego współpracownika SB w latch 1969–1977 biorącego wynagrodzenie za tę, jakże patriotyczną, działalność dla dobra Polski Niepodległej. Pisanie, że gdzieś były "mendy w rządzie", w sytuacji, gdy samemu broni się mendy jest bezwzględnie nieakceptowalne. Nie wspomnę już, że Leszek Moczulski bronił pracę doktorską w Pułtusku (Akademia Humanistyczna) pt. "Geopolityka. Dzieje myśli i stan obecny dyscypliny", której promotorem był niejaki Geremek Bronisław - nienawidzący Polaków. BOHUNIE - dość!

Są rzeczy, których nie ma...

Vote up!
0
Vote down!
0

Są rzeczy, których nie ma...

#67405

w roku 2006 uprawomocnił się wyrok sądu lustracyjnego I instancji określający Leszka Moczulskiego jako tajnego współpracownika SB w latch 1969–1977 biorącego wynagrodzenie za tę (...) działalność.

W sprawie lustracyjnej LM było kilka wyroków. Pierwszy był dla niego korzystny. Uchylił go sąd pod przewodnictwem sędziego Kanioka. Kolejny wyrok (niekorzystny dla LM) wydał sąd pod przewodnictwem sędzi Mojkowskiej) a zatwierdził sąd pod przewodnictwem sędziego Kanioka. W 2008 Sąd Najwyższy ten ostatni wyrok zatwierdził (oddalił kasację).

Rozumiem, że dla Ciebie wymiar sprawiedliwości III RP będący kontynuacją wymiaru sprawiedliwości PRL (bez jakiejkolwiek weryfikacji, nawet tak ułomnej, jak w przypadku SB, czego najlepszym przykładem jest sędzia Kryże, który skazywał opozycjonistów w latach 80. a w rządach PiS był wiceministrem) jest wiarygodny. Wiarygodne są też inne orzeczenia lustracyjne niezweryfikowanych sądów , dot. w szczególności Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego, ale także Leszka Millera, Włodzimierza Cimoszewicza i innych - wszyscy oni wyrokami sądów lustracyjnych nie współpracowali... Wiarygodna jest dla Ciebie sędzia Mojkowska, o której śp. Lech Kaczyński powiedział, że to, iż jest ona córką byłego redaktora naczelnego "Trybuny Ludu" ma wpływ na jej orzecznictwo. Wiarygodny jest dla Ciebie sędzia Kaniok, który niedawno orzekł, że śmiertelne skatowanie Grzegorza Przemyka na komisariacie MO nie było zbrodnia komunistyczną. Ja uważam inaczej. I w świetle naszego diametralnie odmiennego stanowisko w sprawie sędziów, nie dziwi mnie, że nie możemy się porozumieć w sprawie Leszka Moczulskiego.

Pisanie, że gdzieś były "mendy w rządzie", w sytuacji, gdy samemu broni się mendy

Wybacz, ale słowa "menda" Ty użyłeś pierwszy, popełniając przy tym błąd, który teraz sam mi zarzucasz. Mało tego - Ty broniłeś 9 mend, a nie jednej.

Ja bronię dobrego imienia jednego z Ojców Niepodległości. Twój język w odniesieniu do takiej osoby daje świadectwo o Tobie.

Twój zarzut dotyczący doktoratu uważam za kuriozalny. Praca "Geopolityka" Moczulskiego jest już klasyczną pozycją w polskiej nauce a człowiek, który w wieku siedemdziesięciuparu lat robi spóźniony doktorat (ten pierwszy w połowie lat 70. zablokowała bezpieka) zasługuje na szacunek a nie na kpiny.

Na kpiny zasługują dwa inne doktoraty. W jednym roi sie od cytatów z Lenina a w drugim - od cytatów z dokumentów PZPR. Oba powstały w tej samej dekadzie, w której Leszek Moczulski założył KPN.

 

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67561

To znaczy według kolegi Bohuna było lepszym rozwiązaniem w tamtej rzeczywistości poparcie układu pookrągłostołowego w Polsce, który po tych wydarzeniach utrwalił się na kolejne prawie 20 lat w Polsce?
Jak KPN wiedziało o tym, co się dzieje w rządzie Olszewskiego to powinno nie brać udziału w tym co się wtedy działo w Sejmie, powinno nie opowiadać się po żadnej stronie. Jak wyszedł na poparciu komunistów i Bolka KPN chyba pan wie, całkowita marginalizacja polityczna oraz kompromitacja postaci Panów Moczulskich przez lewackie media. Taki niestety stworzono wtedy wizerunek KPN-u oraz Pana Moczulskiego w tych mediach wśród polskiego społeczeństwa.

Nie wiem na co Pan Moczulski liczył popierając lewactwo, UW, PSL i cały ten układ, który się wtedy w Polsce zawiązał w czasie Nocnej zmiany, a który w zasadzie trwa aż do dzisiejszego dnia?

Pozdrawiam.

Pan uważa, że w tamtych okolicznościach, w których znajdowała się Polska było lepszym rozwiązaniem dla Polski poparcie Wałęsy, Pawlaka, Tuska, Mazowieckiego i innych uzdrawiaczy Polski przez KPN oraz tym samym przez Panów Moczulskich zamiast poparcie rządu Olszewskiego?!

Vote up!
0
Vote down!
0
#67413

Przyznaję, że pan Moczulski jest bardzo dobrym strategiem i jak zwykle przedstawił niezłe opracowanie sytuacji geopolitycznej i wewnęcznej. Ale jak zwykle brakuje mi tutaj odniesienia do intencji. Intencji samego autora jak też odniesienia do intencji głównych dzisiaj graczy na scenie polskiej. Gdyby opracowanie to dotyczyło normalnego, niepodległego państwa, dzisiaj nie byłoby potrzebne, ponieważ kolejne władze, gdyby działały dla dobra kraju to wymienione problemy byłyby już bezprzedmiotowe. Pan Moczulski nie odniósł się również do tragedii Smoleńskiej, która wedle mojego postrzegania rzeczywistości jest skutkiem wszystkich pominiętych problemów. Znaczy, że pan Moczulski celowo kieruje swoje opracowanie na wewnętrzne kłotnie, jako przyczyny problemów, nie zwracając uwagi na agenturalne rozgrywanie Polski??? Przede wszystkim pan Moczulski, mimo zasług, powinien w odpowiedni dla siebie sposób wyjaśnić swoją(świadomą czy nie)rolę w tej mistyfikacji przemian ustrojowych w Polsce??? Pzdr.

Vote up!
0
Vote down!
0
#67322

Ale jak zwykle brakuje mi tutaj odniesienia do intencji.

Jaka intencję może mieć 80 - letni człowiek, weteran walki z komuną (7 lat w komunistycznych więzieniach, w tym w Barczewie), będący od dawna poza polityką, zabierający głos w czasie swojego jubileuszu? - Nie trudno się domyśleć, że ma nam coś ważnego do powiedzenia. A to, co chce nam powiedzieć nie dotyczy bieżących wydarzeń, ale dotyczy przyszłości Polski widzianej w horyzoncie kilkudziesięcioletnim. Stąd brak odniesienia do katastrofy smoleńskiej (choć jest wzmianka o wyborach prezydenckich).

pan Moczulski, mimo zasług, powinien w odpowiedni dla siebie sposób wyjaśnić swoją(świadomą czy nie)rolę w tej mistyfikacji przemian ustrojowych w Polsce

W czasach, gdy inni w doktoracie cytowali Lenina, Leszek Moczulski jawnie wystąoił przeciwko PZPR i ZSRR. Gdy inni chcieli naprawiać komunizm - sformułował realny program niepodległościowy. Gdy inni walczyli z systemem w myślach - siedział w więzieniu, a zwalniany - kontynuował działalność niepodległościową. Był jedynym opozycjonista, którego eliminacji domagał sie od polskich komunistów Breżniew. Nie było go w Magdalence i przy Okrągłym Stole. Po odzyskaniu niepodległości domagał się odejścia od linii Balcerowicza, krytykował złodziejską prywatyzację, domagał się dekomunizacji i lustracji. Jego partia wniosła stosowne projekty aktów prawnych w Sejmie i kadencji. KPN wystąpiła też o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej i karnej autorów stanu wojennego. Moczulski został wyeliminowany z polityki w połowie lat 90. w oparciu o papiery esbeckie, w których nie była ani jednego jego podpisu. Wiarygodność tych papierów potwierdzili potem sędziowie wywodzący się z PRL. W żaden sposób więc Moczulski nie odpowiada za dzisiejszy stan Polski. Nie on popierał Wałęsę, nie on zapraszał Jaruzelskiego do samolotu. Od SLD domagał się rozliczenia z PZPR-owską przeszłością ("Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji") a nie nazywał ich "lewicą".

M.zd. Moczulski nie ma się z czego tłumaczyć. Jego biografia, jego czyny są wystarczającym wytłumaczeniem. Natomiast wielu współczesnych polityków, zwłaszcza tych odwołujących się do haseł niepodległościowych i antykomunistycznych miałoby się  z czego tłumaczyć. Bo dzisiejsza Polska, zbudowana przez rycerzy Okrągłego Stołu, ma wiele wad.

Również pozdrawiam

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67409

Kolego BOHUN! W Barczewie był zakład pomocniczy, a do więzień szli też swoi dla uwiarygodnienia. To nie są przekonujące mnie argumenty. "Po owocach ich poznacie" rzekł Jezus Chrystus, a owoce działalności Leszka Moczulskiego do dziś stoją mi w gardle. Proszę nie mieszać pięknych i czystych idei niepodległościowych ze szmatami na drzewcach partyjnych chorągwi. Już w tym wątku napisałem co  nieco o Panu Moczulskim. Wycofał się i dobrze. A zamach zawsze będzie zamachem. Przytaczanie słów (a w zasadzie - gdybań) Ziemkiewicza nie jest w mojej i zapewne w większości tu obecnych opinii - żadną formą argumentacji.

Są rzeczy, których nie ma...

Vote up!
0
Vote down!
0

Są rzeczy, których nie ma...

#67412

Kolega się ośmiesza!

W Barczewie był zakład pomocniczy

W Barczewie było jedno z najcięższych więzień w PRL. Trzymano tam ostatnich więźniów politycznych przed amnestią w 1984 roku, m.in. przywódców KPN (ale nie tylko ich). Ciężkie warunki, które panowały w tym więzieniu są powszechnie znane. Jak Kolega trochę poczyta, to nie będzie się ośmieszał...

"Po owocach ich poznacie" rzekł Jezus Chrystus

"Obywatelu, nie pieprz bez sensu" - apelował Andrzej Mleczko.

owoce działalności Leszka Moczulskiego do dziś stoją mi w gardle.

Stoi więc  Koledze w gardle niepodległa Polska - trudno!

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67563

Byłeś w Barczewie? To kombinat, a Ty znasz tylko opowieści z mediów. Twoja odpowiedź na cytat z ewangelii jednoznacznie deklaruje Twoją wartość. Żegnam

Są rzeczy, których nie ma...

Vote up!
0
Vote down!
0

Są rzeczy, których nie ma...

#67861

Byłeś w Barczewie? To kombinat, a Ty znasz tylko opowieści z mediów. Bohun

Oto list z Barczewa opublikowany w prasie podziemnej w 1984 roku:

LIST OTWARTY ROMUALDA SZEREMIETIEWA do korespondenta BBC w Polsce, Krzysztofa Bobińskiego (fragmenty):

W więzieniu w Barczewie uznawanym oficjalnie za jedno z trzech najcięższych więzień PRL, od lata 1983 roku przebywają” E. Bałuka, Wł. Frasyniuk, P. Kosmowski, J. Kropiwnicki, A. Słowik, L. Moczulski, T. Stański i R. Szeremietiew.

I.Nie jesteśmy osadzeni na osobnym oddziale, ale w pawilonie, gdzie poza nami osadza się karnie więźniów niebezpiecznych oraz gdzie umieszczani są więźniowie chorzy na żółtaczkę zakaźną. Wszystkich osadzonych dozorują wspólni strażnicy, którzy pobierają dodatek za pracę w warunkach szkodliwych dla zdrowia, a więźniowie chorzy zakaźnie i zdrowi korzystają ze wspólnej łaźni. Zapytany naczelnik więzienia w Barczewie oświadczył stanowczo, że nie ma żadnego zarządzenia ministra sprawiedliwości o odmiennym traktowaniu więźniów politycznych (!); mamy być traktowani jak więźniowie kryminalni. Po akcji protestacyjnej (w tym wielodniowa głodówka) jesienią 1983 roku uzyskaliśmy część uprawnień wymienionych niegdyś przez J. Urbana. W dniu 7 grudnia 1983 roku zostaliśmy ich pozbawienia:

    1.Odebrano nam możność uczenia się języka angielskiego. Zezwolenie Centralnego Zarządu Zakładów Karnych na prowadzenie nauki, wydane Kropiwnickiemu okazało się bezskuteczne – zabrano podręczniki.
    2.Odebrano nam prawie wszystkie książki (pozostawiono po 3 na osobę), a R. Szeremietiewowi odmówiono zgody na pisanie pracy doktorskiej.
    3.Odebrano własne ubrania, obuwie, koce itp.
    4.Wprowadzono ścisła izolację (niemożność porozumiewania się).

II. Naczelnik więzienia, kpt. Lutrzykowski, pozbawił nas uprawnień regulaminowych, z których korzystają bez ograniczeń więźniowie kryminalni, również ci osadzeni na naszym oddziale. I tak:

    1.Pozbawiono na sprawa widzeń z rodzinami.
    2.Pozbawiono nas prawa wysyłania i otrzymywania korespondencji.
    3.Pozbawiono nas prawa otrzymywania talonów na paczki żywnościowe.
    4.Dopóki mieliśmy widzenia nie pozwalano na podawanie nam żywności.
    5.Pozbawiono nas więziennej wierzchniej odzieży (kurtek, czapek) i obuwia.
    6.Pozbawiono nas własnych szalików, rękawiczek, nauszników etc.
    7.Pozbawiono nas własnych maszynek elektrycznych do gotowania.
    8.Pozbawiono nas prawa zakupu artykułów spożywczych w kantynie.
    9.Pozbawiono nas dostępu do telewizji i innych zajęć świetlicowych, ogólnie dostępnych więźniom,
    10.Ostatnio, od 2 tygodni pozbawiono na uczestnictwa w niedzielnej Mszy Świętej... (!!!).

Ponadto, wobec braku odzieży wierzchniej, nie możemy korzystać ze spacerów (od 7 grudnia 1983 roku ani razu nie byismy na spacerze). Nie możemy też korzystać z łaźni w obawie przed zarażeniem żółtaczką. Miejscowa służba zdrowia ogranicza się od obdukcji po pobiciach, aby zaprotokołować, że „śladów brak”, albo „nieznaczne obdarcie naskórka”. Skargi więźniów na dolegliwości chorobowe są ignorowane. Szczególnie drastycznie wygląda to w przypadku A. Słowika, którego stan wymaga hospitalizacji. Obecnie naczelnik więzienia zaczął nam zabierać materace i bieliznę pościelowa zmuszając do spania na gołych deskach pryczy pod przykryciem cienkich kocy więziennych, wydawanych tylko na noc. W takich warunkach przebywają od ponad tygodnia J. Kropiwnicki i A. Słowik, a wedle zapowiedzi Naczelnika Lutrzykowskiego, w ciągu najbliższego tygodnia spotka to pozostałych więźniów.

III.Funkcjonariusze służby więziennej stosują wobec nas różne represje:

    1.Byli szarpani i bici: A. Słowik (najczęściej, ostatnio 8 stycznia 1984 roku), E. Bałuka, P. Bednarz (wywieziony 10 stycznia 1984 roku do Wrocławia), Wł. Frasyniuk, P. Kosmowski. Należy dodać, że zachowanie więźniów politycznych nie dawało powodów do stosowania siły.
    2.Od ponad tygodnia w warunkach ścisłej izolacji – samotnie w celi – przetrzymywany jest Władysław Frasyniuk.
    3.Zmusza się nas do korzystania z łaźni używanej przez chorych zakaźnie. Dyrektor więziennego szpitala, dr Sobolewski, po naszych licznych żądaniach łaźni polecił wymyć podłogę lizolem, zapewniając, że jest to środek wystarczający, aby uniknąć zakażenia żółtaczką.
    4.Przetrzymano i ostatecznie zatrzymano nasze skargi kierowane do władz zwierzchnich Naczelnika więzienia. Nie przepuszczono tez kopii skarg wysłanych do adwokatów i do Episkopatu Polski. Wspomniane pismo zatrzymał Dyrektor Okręgowego Zarządu Zakładów Karnych w Olsztynie, płk Kolczyński, szwagier naczelnika z Barczewa.
    5.Szczególna szykaną jest uniemożliwienie E. Bałuce zobaczenia się od 2 lat z żoną i 4-letnim synem, którym władze PRL odmawiają wizy wjazdowej (jest to jeden z postulatów strajkujących więźniów – Red.)
    6.Ostatnia formą szykan zastosowana przed tygodniem wobec A. Słowika i J. Kropiwnickiego, to przeniesienie ich do najsurowszego rygoru więzienia, tzw. P-T. Jest to rygor nadawany najgroźniejszym przestępcom (mordercy, gwałciciele). W kolejności rygor ten ma być zastosowany wobec pozostałych więźniów politycznych.

IV.Szczególne okoliczności więzienia nas. Przebywamy w wybudowanym przez Niemców w latach trzydziestych pawilonie typu Sachsenhausen – Zolika, w celach o powierzchni ok. 6,5 m. kw. Przeznaczonych przez Niemców dla jednego więźnia (my siedzimy po 2 lub 3). Cele są całkowicie zastawione pryczami, stołem itp., tak że najwyżej jedna osoba może chodzić. Drewniana podłoga, w niektórych miejscach przegniła, położna jest na betonie wylanym bezpośrednio na ziemi. Grzyb na ścianie [został] ostatnio przymalowany.Pawilon ten służy dla więźniów karnych oraz dla przestępców hitlerowskich (E. Koch przeniesiony do separatki szpitalnej, materace po nim odziedziczyli L. Moczulski i T. Stański, a pryczę P. Kosmowski).

V.Protest. Od 7 grudnia 1983 roku w następstwie pozbawienia nas wyliczonych wyżej uprawnień, rozpoczęliśmy protest – głodówkę sztafetową, która prowadza kolejno celami więźniowie każdej z naszych czterech cel. W dniu 17 stycznia 1984 roku zważono nas i okazało się, że w stosunku do listopada każdy stracił po kilka kilogramów (najwięcej A. Słowik, J. Kropiwnicki i L. Moczulski). Jest charakterystyczne, że przedstawione postępowania Naczelnika więzienia ma miejsce w stosunku do specjalnie wybranej grupy osób (przewodniczący i zastępcy regionów NSZZ „Solidarność”, przywódca PSPP i przywódcy KPN). Nie ulega wątpliwości, że postępowanie Naczelnika jest znane i akceptowane przez jego przełożonych – nie czyni on zresztą z tego tajemnicy, powołując się na bezpośrednie instrukcje M. Rakowskiego. Z pewnością władze więziennictwa dążą do złamania moralnego uwięzionych. Jesteśmy traktowani gorzej niż więźniowie kryminalni. Taki jest faktyczny status więźnia politycznego, z którego korzystamy, a który J. Urban uważa za właściwy i humanitarny.

Proszę traktować ten tekst jako list otwarty. Proszę też przyjąć wyrazy uznania dla trudnej pracy Pana i Pańskich Kolegów.

Więzienie Barczewo, 17 stycznia 1984

Romuald Szeremietiew

Poniżej kolejny list:

LIST OTWARTY WIĘŹNIÓW Z BARCZEWA DO GENERAŁA JARUZELSKIEGO

Latem 1983 do więzienia w Barczewie przywieziono 9 więźniów politycznych i osadzono ich w warunkach urągających nawet normom obowiązującym w PRL. Cele 4-osobowe o pow. 7 m kw., nieskanalizowane, zagrzybione, z podłoga położoną bezpośrednio na gruncie. Po wielodniowym proteście głodowym uzyskaliśmy minimalna poprawę warunków – skanalizowanie cel. W dniu 5 grudnia 1983 roku pobito grupę więźniów, a innych polewano wodą na mrozie. Od tego momentu stosuje się także tortury. Od pięciu miesięcy pozbawieni jesteśmy widzeń i korespondencji z rodzinami, możliwości uczestniczenia w Mszach Świętych, spacerów, prawa zakupów artykułów żywnościowych, samokształcenia, książek, zajęć k.o., ciepłej odzieży. Przez trzy miesiące nie byliśmy kąpani (skażenie łaźni żółtaczką). Otrzymujemy najgorsze kategorie jedzenia. W okresie tym wielokrotnie osadzano nas w karcerach. Stosowano brutalna przemoc, m.in. wyłamując i zrywają mięśnie barku Wł. Frasyniukowi i odbijając płuco T. Stańskiemu, a także wysyłając E. Bałukę do gdańska, gdzie został skatowany. Od dwóch tygodni władze podjęły wobec nas działania, których nie można nazwać inaczej niż stosowaniem tortur. I tak:

    * Wielokrotnie osadzeni jesteśmy w bunkrze głodowym. Jest to pomieszczenie o pow. 5 m kw., bez okien i dostępu powietrza. Umieszcza za się tam nawet po trzy osoby i przetrzymuje po 5 dni. Już po kilku minutach osoby osadzone w takich warunkach odczuwają brak tlenu. W dniach 29 marca do 2 kwietnia [1984 roku] osobom przebywającym w bunkrze uniemożliwiono spożywanie posiłków. Podstawą prawną zastosowania takich metod jest podobno zarządzenie ministra sprawiedliwości z 1975 roku, które pozwalało na stosowanie takiego rodzaju tortur. Jak wiadomo wielokrotnie doprowadzało to do trwałych okaleczeń a nawet śmierci więźniów (…).
    * Większość czasu przetrzymywani jesteśmy w kajdankach. Kuje się nas w sposób szczególnie dotkliwy – do tyłu, przekuwając jedynie na noc ręce do przodu.
    * 2 kwietnia oprócz zakucia w kajdany Wł. Frasyniukowi i T. Stańskiemu zaklejono plastrem usta w identyczny sposób, jak robili to hitlerowcy rozstrzeliwując polskich patriotów. Sugerowano, że jest to przygotowanie do wykonania takiej samej czynności.
    * Stosowanie kaftanu bezpieczeństwa, twierdząc przy okazji, że więźniowie polityczni będą traktowani jak psychicznie chorzy. Użycie kaftanu bezpieczeństwa powoduje zaburzenia krążenia krwi, utratę przytomności, jest przyczyna uszkodzeń stawów.
    * Stosowanie specjalnego urządzenia krępującego, wykorzystywanego przy wykonywaniu kary śmierci przez powieszenie.
    * Stosowanie gazy paraliżująco-łzawiącego. Szczególnie brutalne było to w dniu 7 kwietnia 1984 roku, gdy świadomie oblewano gazem oczy więźniów z odległości kilku cm w celu trwałego oślepienia. Wynikało to jasno z wypowiedzi funkcjonariuszy (Cytat: „Daj mu lepiej po oczach aż oślepnie”).
    Nieustanne i bezprawne grożenie połamaniem kości.


(…)

16 kwietnia 1984 roku

Piotr Bednarz, Władysław Frasyniuk, Patrycjusz Kosmowski, Leszek Moczulski, Tadeusz Stański, Romuald Szeremietiew

Źródło: http://www.polonus.mojeforum.net/temat-vt648.html?postdays=0&postorder=asc&start=45

Dlatego zasadny był mój apel - cytat z Mleczki - Obywatelu nie pieprz bez sensu!

Chowanie się za cytatami z Ewangelii niewiele daje. Gdy Styka malował Matkę Boską na klęcząco (przez szacunek dla Niej), wtedy Ona się mu objawiła i powiedziała - "Ty mnie Styka nie maluj na klęcząco, tym mnie maluj dobrze!". Warto wziąć sobie to słowa do serca."Niebezpieczniak! Ty nie cytuj Ewangelii! Ty pisz z sensem!"

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67873

Ja już kiedyś polemizowałem z panem na ten temat panie Bohun. Jak pan wie pan Moczulski w swoim "Memoriale"do władz z 1976r. zadeklarował ofiary i represje, żeby, jak to ujął było naturalnie i żeby nie było podejrzeń o kolaboracje. Tłumaczyłem panu wtedy, że Moskwa podjęła tą grę, zaproponowaną w "memoriale" i dlatego Breżniew osobiście się interesował radykałem Moczulskim. W tym planie Moczulski i jego KPN(pan jako jeden z żołnieży będzie go bronił)miał być straszakiem dla ugodowej "solidarności". KPN dawał argumenty przy "okrągłym stole"robiąc zadymy na ulicach w czasie rozmów. Więc dalsza dyskusja, usprawiedliwianie wiekiem nie ma sensu, bo właśnie ze względu na wiek, Moczulski powinien wyjawić prawdę. Pzdr.

Vote up!
0
Vote down!
0
#67556

a

moze to nie wina 80 -go autora,lecz wina  feralnej  "13":(

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#67410

Pan Leszek Moczulski stwierdza:

-Trzecia Rzeczpospolita ma już za sobą pierwsze dwadzieścia lat, a bilans ogólny jest pozytywny. Gołym okiem widać ogromny skok cywilizacyjny całego kraju. W głównej mierze jest on prostym następstwem przywrócenia niepodległości państwowej, demokracji i swobód obywatelskich – wykorzystanych owocnie przez upartą, samoistną aktywność milionów Polaków. Te proste rezerwy przestają jednak wystarczać. Stworzyliśmy warunki niezbędne dla pełnego rozwoju: niepodległość, obywatelski charakter państwa, racjonalną gospodarkę, uczestnictwo w UE i NATO – dalej możemy uzyskiwać tylko szczegółowe ulepszenia. Teraz te sprzyjające warunki trzeba w pełni wykorzystać.

Na kanwie dzisiejszej polskiej rzeczywistości
są to stwierdzenia kogoś,
kto opowiada się za
post-komunistyczną oligarchią
( bo właśnie oni czerpią korzyści z powyższego)
i ma Naród daleko w "tyle" !

"Polityczny dorobek" pana Moczulskiego,
o którym się tak pięknie rozpisujesz niknie w oczach po podobnych jego wypowiedziach.

Jeżeli ktoś jest zachwycony po tych ostatnich dwudziestu latach obecną sytuacją,
to dla mnie nie jest przy zdrowych zmysłach!,
albo jak napisałem powyżej trzyma z komuchami...

Dalej Moczulski powiada:

Czy podporządkowanie się decyzji międzynarodowego gremium o ograniczeniu emitowania tlenku węgla, czy o obowiązkowemu szczepieniu na ospę, albo o zasadach konkurencji w gospodarce jest naruszeniem naszej suwerenności?

Ciężko jest mi stukać po tych klawiszach po czymś takim...

Odpowiem tak:
i znowu mając na uwadze "dorobek" ostatniego dwudziestolecia do chwili obecnej, z którego pan Moczulski jest taki dumny ukazuje jak to międzynarodowe gremia obchodzą się z nami i naszą suwerennością.

Pisząc to powyższe widocznym jest,
że pan Leszek Moczulski ma własne i jedynie słuszne pojęcie o suwerenności...

I ponownie pan Moczulski:

Jeśli głównego wroga znajduje się we własnym, niepodległym i demokratycznym kraju; jeśli za cel naczelny uznaje się jego doszczętne zniszczenie; jeśli porusza się wszelkie, dobre i złe emocje oraz buduje nienawiść do tego, co jest częścią narodu i wspólnej ojczyzny...

To jest właśnie elokwencja pana Moczulskiego.
Tak zgrabnie to ujął,
że do końca nie jest pewnym o którą stronę się rozchodzi...,
kto jest tym mąciwodą?...

Pan Moczulski kontynuuje:

Uznawać za trwające historyczne zagrożenie ze strony Rosji i Niemiec – to całkowite oderwanie od rzeczywistości. Lepsze czy gorsze, państwa te dzisiaj reprezentują inne wartości geopolityczne, funkcjonują w całkowicie odmienionej Europie i w przeobrażonym świecie. Mamy wprawdzie z nimi różne problemy, lecz zupełnie innego niż kiedyś rodzaju. Z Niemcami głównie dotyczące wspólnych spraw Unii oraz wynikające ze zbieżności czy niezbieżności jakiś szczegółowych interesów. Z Rosją ułożenie wzajemnych stosunków jest niewątpliwie trudniejsze, w głównej mierze ze względu na rozmaite kłopoty, jakie dręczą naszych wschodnich sąsiadów: kraje bałtyckie, Białoruś, Ukrainę czy Gruzję, co bezpośrednio dotyczy i naszego interesu narodowego.

Kolejne interesujące spostrzeżenia kogoś,
kto przesiedział w więzieniu za walkę z...,
albo lepiej czy też bezpieczniej jest napisać... o..."niepodległość"...

Bardzo,
ale to bardzo wyważone są te słowa pana Moczulskiego,
jak dla mnie to nawet... za bardzo!

Dalej słyszymy od Moczulskiego:

Współczesna Polska znalazła się w niespotykanej od wieków sytuacji. Przy niewielkim wkładzie własnym mamy zabezpieczone bezpieczeństwo międzynarodowe, nasza gospodarka uzyskała nie tylko korzystne warunki rozwoju, lecz bezpośrednią pomoc materialną w rozmiarze, którego nigdy nie doświadczyliśmy. Tworzy do wyjątkową szansę. Ale nie będzie ona trwać wiecznie.

Jakby wyjął Komorowskiemu albo Tuskowi & Co.
z ust te pochwały naszej demokracji,
która tak pięknie przekłada się dzisiaj
na bezpieczeństwo narodowe,
gospodarkę,
pomoc materialną z EU,
no i te szanse o których wspomina Moczulski
są wręcz...
"przewracające"...

pzdr.

Vote up!
0
Vote down!
0

chris

#67507

Tylko trzeba pisać prawdę i nic nie pomijać. A jak wiemy to całe towarzystwo to górale z góry synaj - razem z Olszewskim. Dzisiaj juz wiemy ze Michnikt też siedział w wiezieniach. Tylko jak ktoś kiedyś napisał;  jeden siedział i pisal książki a drugi zbierał zęby z posadzki jeśli go wczesniej nie zamordowali. Nawet chcieli film nagrać jak Michnikta leją w wiezieniu , ale znalazł się jeden mądry i zrezygnowali. Musze przyznac wszechstronne przygotowania żydokomunofaszystów do tej hucpy, ktora trwa do dnia dzisiejszego włacznie. Moczulski ani inny tzw przewrotowiec nic nie ujawni bez zezwolenia w/w. Plany likwidujące POLSKĘ i POLAKÓW w trakcie dalszej realizacji.A pro po Ziemkiewicz to obrotowy "autorytet". Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#67592

"Najlepszy dowód to ten, że w składzie tego rządu był 9 "mend" (w tym szef doradców premiera, minister spraw zagranicznych i minister finansów)." - to Twoje słowa, Bohunie i jeżeli nie pamiętasz, co piszesz, a potem stawiasz mi zarzuty, iż to ja używam pejoratywów - to znaczy, że dyskusja z Tobą nie ma najmniejszego sensu. Powtórzę jeszcze raz: udział w zamachu organizowanym przez Bolka jest zdradą stanu i tyle. Co do pracy doktorskiej: tej samej wagi argument - podziw dla wieku, w którym podjął się L. Moczulski tego zadania jest tym bardziej niezrozumiały, że już wtedy bez wątpienia wiedział kim był Gieremek ("Nienawidzę Polaków..."). Podziwu godne jest u Ciebie jedynie zacięcie, z jakim bronisz swego ideału, ale ignorowanie faktów nieprzyjemnych jest nieakceptowalne. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że warto iść w układ z diabłem, by ukraść jabłko z rajskiego ogrodu? A to właśnie zrobił Leszek Moczulski angażując się w spisek Wałęsy.

Są rzeczy, których nie ma...

Vote up!
0
Vote down!
0

Są rzeczy, których nie ma...

#67860

Słowa "menda" użył po raz pierwszy w tej dyskusji w.red. (zob. wyżej - 23 czerwiec, 2010 - 02:52). Ja użyłem tego słowa parafrazując jego styl (można sprawdzić wyżej). Twoje zarzuty wobec mnie w związku z tym słowem sa więc chybione.

Powtórzę jeszcze raz: udział w zamachu organizowanym przez Bolka jest zdradą stanu i tyle.

Zamiast bezmyślnie powtarzać zaklęcia lepiej jak przeczytasz w słowniku co znaczą słowa "zamach stanu". Przekonasz się wtedy, że nie można  nazywać zamachem odwołania mniejszościowego rządu, które nastąpiło zgodnie z konstytucją i regulaminem Sejmu.

Nie podałeś tek chociaż jednego sensownego powodu, dla którego głosowanie przeciwko nieudolnemu rządowi Olszewskiego było złe.

Co do Bolka - pytam po raz kolejny - kto był przy nim, gdy rozmawiał w Magdalence  i przy Okrągłym Stole z Kiszczakiem - Moczulski czy Kaczyńscy? Kto zrobił go prezydentem - Moczulski czy Kaczyński? Skieruj proszę swoje pretensje pod właściwy adres.

Co do pracy doktorskiej - decydująca jest jej treść a nie nazwisko promotora.  Doktorat Moczulskiego jest podstawową i klasyczną już pracą w języku polskim na temat geopolityki. Nie da się tego powiedzieć o doktoratach Kaczyńskich - jeden cytował Lenina, a drugi dokumenty PZPR. Próba atakowania Moczulskiego Geremkiem jest kompletnie absurdalna.

Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że warto iść w układ z diabłem, by ukraść jabłko z rajskiego ogrodu?

Nie chcę. I dlatego dzisiejsze umizgi Kaczyńskiego  do postkomunistów (nazywanych przez niego lewicą), a szczególnie do starego aparatczyka i agenta Oleksego uważam za żenujące. http://fakty.interia.pl/raport/wybory-2010/news/ktos-mi-podpowiedzial-ze-trzeba-zmienic-jezyk,1496096,6587

 

 

 

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67871

Bohunie drogi, Chcesz mi powiedzieć, że zabieganie o poszerzenie wpływów i elektoratu - to umizgi do postkomuchów, uśmiechanie się do PSL - to wbijanie sobie gwoździ w zdrowy kręgosłup, itd. Pytam się więc, dlaczego krytykujesz rząd Olszewskiego i popierasz jego obalenie za toż właśnie (podpierasz się tekstami Ziemkiewicza o słabości rządu, a z kim miał wejść w koalicję). Toż odmawiał prostytuowania się z wrogimi Polsce partiami. Zdecyduj się więc - trzeba szukać koalicji i z braku wyboru godzić się ze złymi, skazując się na Twą dezaprobatę, czy olać rannym moczem wszystkich wokół (którzy mają jakieś głosy w sejmie) i stać się obiektem Twej krytyki, że jest się słabym i nieudolnym? Co Twym mądrym zdaniem powinien był uczynić rząd Olszewskiego? Łatwo jest, siedząc przy klawiaturze i mając blisko do kuchni, w której pachnie może kawa, naprawiać Polskę i wytykać błędy innych. Mnie wyrzucono z armii (Ludowego Wojska Polskiego) tydzień przed ślubem kościelnym, próbowano pobić na Jezuickiej (ten sam kutafon, który lał Przemyka), ale trochę przeliczyli swe siły, gdy firma znajomego dostarczała drewno do stolarni w Barczewie - dostarczaliśmy tam też inne rzeczy, kiedy pomogłem kilku żołnierzom odejść do cywila wcześniej niż chciała Ludowa Ojczyzna - miałem poważne kłopoty, wreszcie gdy ujawniłem matactwa w centralnych instytucjach PRL (m.in. PAP) musiałem długo szukać pracy, a do domu wracać wieczorem z jakimiś świadkami. Działo się tak przed i po okrągłym stole - więc nie mów mi, że lustracja nie była potrzebna - była KONIECZNA. Jedyny błąd rządu Olszewskiego polegał na tym, że próbował wykonać uchwałę sejmową (co dla znających konstytucję nie było obowiązkiem rządu) w sposób uczciwy i rzetelny. To był właściwy powód ZAMACHU Bolka i Lolków i Moczulskiego, który wtedy bał się ujawnienia, jak diabeł święconej wody. I to był ZAMACH, nie mów mi co to jest zamach. Przez wiele lat służby uczono mnie, jak planować i wykonywać zamachy (szkoliliśmy m.in. Khalila Maleka, dla niewtajemniczonych - jeden z najbardziej poszukiwanych terrorystów w latach '80).

Cytowanie Lenina, Marksa czy idioty i papugi Engelsa nie jest jeszcze samo w sobie złym czynem, (ciekaw jestem, czy zaliczyłeś te dzieła?), dopiero wprowadzanie ich idei w życie prowadzi do tragedii. Jak przejrzeć plany przeciwnika, nie znając jego języka ani znaków? To moja ostatnia wypowiedź w tym wątku i więcej nie będę kontynuował konwersacji z Tobą, drogi Bohunie, bo obydwaj jesteśmy tak samo zawzięci.

Są rzeczy, których nie ma...

Vote up!
0
Vote down!
0

Są rzeczy, których nie ma...

#67911

>>zabieganie o poszerzenie wpływów i elektoratu - to umizgi do postkomuchów, uśmiechanie się do PSL - to wbijanie sobie gwoździ w zdrowy kręgosłup<<

O PSL nic nie mówiłem. A gdy idzie o SLD, to moja krytyka dotyczy rehabilitowania ludzi takich jak Oleksy - stary partyjny aparatczyk i do tego agent. Kto, kto wypowiadał się tak pryncypialnie jak Jarosław Kaczyński nie powinien z gęby robić cholewy. Jeszcze kilka lat temu chciał zdelegalizować SLD a dziś komuch i agent to dla niego lewica? Takie postępowanie jest niepoważne. Podobnie jak niepoważne jest to, co Ty robisz - czepiasz się Moczulskiego, który w komunistycznych więzieniach spędził 7 lat i równocześnie nie widzisz niczego kompromitującego w rehabilitowaniu agentów i aparatczyków PZPR.

>>Co Twym mądrym zdaniem powinien był uczynić rząd Olszewskiego? <<

To proste. Zamiast zabiegać o Unię Demokratyczną (zwolennikiem poszerzenia koalicji o te partię był Jarosław Kaczyński w tym czasie) należało zawrzeć koalicje z KPN. Olszewski jednak bał się tej koalicji, gdyż obawiał się radykalnego programu Konfederatów. Najlepszy dowód, to głosowanie Olszewskiego i spółki 31 stycznia 1992 roku przeciwko KPN-owskiej ustawie o Restytucji Niepodległości przewidującej lustracje i dekomunizację.

>>Jedyny błąd rządu Olszewskiego polegał na tym, że próbował wykonać uchwałę sejmową (co dla znających konstytucję nie było obowiązkiem rządu) w sposób uczciwy i rzetelny.<<

Po pierwsze - uchwała Sejmu do niczego rządu nie zobowiązuje. Po drugie - rząd Olszewskiego nie wykonał tej uchwały. Miał przedstawić pełną listę agentów a przedstawił niepełna listę "zasobów archiwalnych MSW". A przede wszystkim - wykorzystał lustracje do ratowania własnych tyłków grając na rozbicie KPN.

>>I to był ZAMACH, nie mów mi co to jest zamach.<<

Wybacz, ale nie mogę spierać się z Tobą na poziomie elementarza.

>>To był właściwy powód ZAMACHU Bolka i Lolków i Moczulskiego, który wtedy bał się ujawnienia, jak diabeł święconej wody.<<

Moczulski sam ujawnił, że jest na liście Macierewicza i zaprzeczył zarzutom. Zrobił to od razu 4 czerwca w południe na konferencji prasowej w Sejmie. Gdyby był winny, to podjąłby rozmowy z Olszewskim, obiecując rządowi poparcie w zamian za nieujawnianie jego nazwiska.

>>Cytowanie Lenina, Marksa czy idioty i papugi Engelsa nie jest jeszcze samo w sobie złym czynem,<<

Jeżeli robią to ludzie, którzy dziś chcieliby uchodzić za radykalnych antykomunistów i robią to mniej więcej w czasie, gdy powstawała w Polsce jawna opozycja antykomunistyczna, to jest to wyjątkowy obciach i kompromitacja. Podobnie jak rehabilitowanie Oleksego dzisiaj czy niedawna zapowiedź zaproszenia Jaruzelskiej na pokład prezydenckiego samolotu.

Bohun

Vote up!
0
Vote down!
0

Bohun

#67950

[quote=niebezpiecznik]Działo się tak przed i po okrągłym stole - więc nie mów mi, że lustracja nie była potrzebna - była KONIECZNA. Jedyny błąd rządu Olszewskiego polegał na tym, że próbował wykonać uchwałę sejmową (co dla znających konstytucję nie było obowiązkiem rządu) w sposób uczciwy i rzetelny. To był właściwy powód ZAMACHU Bolka i Lolków i Moczulskiego, który wtedy bał się ujawnienia, jak diabeł święconej wody. [/quote]

Oczywiście że lustracja była i nadal jest konieczna choć nie na zasadzie sądów czy innych tego typu zagrywek używanych w walce na teczki ale po prostu jako wykaz nazwisk znajdujących się w archiwach bez karania i jakiś innych ubliżań potrzebna jest głównie dlatego (i taki był cel wniesienie uchwały przez JKM-a) by nikt zajmujący jakiekolwiek stanowisko nie mógł być szantażowany teczkami i tym sposobem nakłaniany do takich a nie innych zachowań. Rząd Olszewskiego nie wypełnił ani nawet nie próbował wypełnić tej uchwały. Przypomnę niezorientowanym że na liście Macierewicza byli TW pełniący ważne funkcje państwowe ale tylko tacy którzy nie podpisali już deklaracji współpracy z obecnym UOP-em czyli jakieś 90% nieistotnych oraz 10% istotnych reszty Olszewski ujawnić nie zamierzał bo zamierzał przejąć nad nimi kontrolę.

Podobny wybieg zrobił L Kaczyński przy okazji publikacji raportu z likwidacji wsi on również zachował sobie 2 część raportu z założeniem iż 90% ludzi którzy byli tam wymienieni ze strachu przed ujawnieniem zdecyduje się na podjęcie pracy dla niego.

Cóż gra ryzykowna ale mogła się opłacić tyle że istnieje spora szansa że strach przed poprzednimi mocodawcami był znacznie większy niż przed ujawnieniem teczek a grając vabank wiele można zyskać ale i wiele stracić.

Jak się przeglądnie listę Milczanowskiego i porówna z listą Macierewicza i z tym jak  się kształtują późniejsze wyroki sądów lustracyjnych to można dojść do ciekawych wniosków ale to już na odrębną dysputę szczególnie patrząc na nazwiska i koligacje orzekających.

---------------------------------------

-Wolnościowiec / Prawicowiec / Ateista-

=____We wszystkich trzech radykał___=

==============================

Vote up!
0
Vote down!
0

--------------------------------------- -Wolnościowiec / Prawicowiec / Ateista- =____We wszystkich trzech radykał___= ==============================

#68143