Zwiastun filmów z gdanskiego Klubu Akwen 20.06.2013 r.

Obrazek użytkownika obiboknawlasnykoszt@tlen.pl
Wideo

Jerzy Zalewski “Pod prąd” w gdańskim AKWENIE w dniu 25 czerwca 2013 r.

Dalej na moim kanale YT po "sznurkach do kłębka.

Mój jeden z kanałów na YT: www.youtube.com/user/Obiboknawlasnykoszt

Spotkanie odbyło się we wtorek 25.06.2013 r. o godzinie 18.oo w gdańskim klubie AKWEN, w budynku Solidarności, w Gdańsku przy ul. Wały Piastowskie 24. Dawniej w tej części budynku mieścił się stoczniowy Klub „AKWEN” należący do Gdańskiej Stoczni Remontowej w Gdańsku, o którym mógłbym napisać niezłą historię, tak sprzed sierpnia 1980 roku jak i po sierpniową, z udziałem m.in. pijaczków czerwonych jak i także z z udziałem władz stoczniowej Solidarności GSR, która już w 1980 roku postanowiła naśladować i dorównać czerwonej burżuazji GSR, jak i PZPR, CRZZ czy czerwonej odzieżówki ZSMP. Spotkanie z reżyserem Jerzym Zalewskim, który w latach 2004 – 2008 prowadził w TVP program o takim tytule – rozmowy z ludźmi pominiętymi całkowicie przez media, a tak bardzo ważnymi w naszej przestrzeni poprzez swoje działania na polu prawdy i drogi do wolności.

Autor tak pisze: “Zapraszam do podróży w nieodległy czas, kiedy historia na krótko dała nam nadzieję na godny kraj, którego obywatele realizują swoje plany i marzenia.

(…) Między nadzieją wynikającą z powstania WZZW i Solidarności, których inicjatorami byli Joanna i Andrzej Gwiazdowie, a jej utratą – po upadku rządku Jana Olszewskiego, zawiera się opowieść Pod prąd, zawiera się niespełniona IV Rzeczypospolita.”

Honorowymi gośćmi spotkania według zapowiedzi mieli być bohaterowie książki – Joanna Duda-Gwiazda, Andrzej Gwiazda, Krzysztof Wyszkowski, Sławomir Cenckiewicz – a także Janusz Walentynowicz, Piotr Walentynowicz i Anna Baszanowska.

Nie przybyli na spotkanie z okazji promocji książki z różnych względów zapowiadani goście honorowi jak: Krzysztof Wyszkowski, Sławomir Cenckiewicz – a także Janusz Walentynowicz.

Był obecny Wincenty Koman ze Stowarzyszenia „Arka”, z którym zamieniliśmy kilka słów, których wymianę mamy kontynuować w innym terminie.

Przybył też ktoś z brązowych butach, może od SÓW, może ProMili, ale na sto procent był byłym członkiem grupy od Dukaczewskich, Tczków i Biegalskich.

Podczas spotkania można było nabyć książkę “Pod prąd”, którą podpisywała jej Autor tuż po spotkaniu.

Podczas spotkania odbyła się również projekcja pierwszego filmu dokumentalnego o Annie Walentynowicz “Podwójne dno”, jak i wspomniano o innych filmach dokumentalnych poświęconych Annie Walentynowicz, m.in. o filmie łódzkiego reżysera Marka C., @marek29, Kataryniarza z bloga Kataryna, „Anna Proletariuszka”.

 

Parę fotografii ze spotkania:

Najmłodsza uczestniczka w roli sprzedawcy.

I ktoś, kto chce za wszelką cenę zaistnieć, a nawet mówić o faktach, o których gdzieś tam gdzieś tam słyszała echo wirtualnego dzwonu lub przeczytała w aktach swoich lub koleżanek i kolegów z gdańskich sądów.

 

Więcej napiszę we wpisie, który napisałem na gorąco i jest już w brudnopisie, z którego część zamieściłem wyżej w tej "Polecance".

Pozdrawiam.

Obibok na własny koszt.

PS

@Lech Zborowski

Przekazuję niniejszym pozdrowienia dla Pana Lecha Zborowskiego, o którym Andrzej Gwiazda powiedział mi, że "Lech Zborowski robi duży kawał dobrej roboty". O tym więcej w moim przyszłym wpisie.

 

 

Brak głosów

Komentarze

Tak na marginesie o tym co dla mnie powiedział sam Andrzej Gwiazda w przedmiocie działalności publicystycznej w odkłamywaniu prawdy historycznej, którą wykonuje Lech Zborowski mieszkając dziś na obczyźnie zza Oceanem.

Andrzej Gwiazda stwierdził ni mniej ni więcej tylko to, że
„Lech Zborowski wykonał i wykonuje kawał dobrej roboty.”

Prosił też by Lechowi Zborowskiemu bardzo bardzo podziękował, choćby i wirtualnie za Jego włożony i wkładany trud w walce z kłamstwem, co też niniejszym czynię i osobiście się przyłączam do tych podziękowań Andrzeja Gwiazdy.

Pozdrawiam.

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#414636

wzzw.wordpress.com

Dziekuje przede wszystkim za relacje, ale rowniez za mile slowa i pozdrowienia. Slowa Andrzeja traktuje jako zobowiazanie nas do dalszego odklamywania historii.
Pozdrawiam
Lech Zborowski

Vote up!
0
Vote down!
0
#414637

To był mój obowiązek, jak i moja deklaracja, którą złożyłem dla Andrzeja Gwiazdy, iż postaram się Pana pozdrowić i przekazać Jego ocenę o tym, co Pan robi dziś jak i co wcześniej Pan zrobił.
Przekaże trochę więcej informacji o tym spotkaniu jak i moich nie najciekawszych spostrzeżeniach, a których publikacja mnie w tej chwili powstrzymuje by nie zaszkodzić takim jak Pan ludziom. Tak więc będzie pełniejsza relacja, są już dostępne fragmenty spotkania w formie filmów, nagrywane m.in. na znad głowy i ramienia Andrzeja Gwiazdy, do którego przykleił się człowiek w brązowych butach dosłownie i w przenośni - można zobaczyć go i jego buty na fotkach w moim albumie z fotografiami z tego spotkania.
Być może podzielę się z Panem tym poza publicznym forum, bo chciałbym by także Pan był moich nie najciekawszych spostrzeżeń.
My nie liczyliśmy ani naszego prywatnego czasu ani pieniędzy, a nie naszego serca czy zdrowia w tamtych, bo i nie dosypiając i nie dojadając robiliśmy swoje i byliśmy mobilni i dyspozycyjni jak była tylko taka potrzeba 24/24 i tam przez cały okres I Solidarności i w stanie wojennym.
Uwłacza mojej dumie też i to, że moja ciężka harówka ponad ludzi siły przez innych jest jak dla mnie nazywany uwłaczająco jako okres "karnawału solidarnościowego"
Dla kogo on był karnawałem dla tego był, lecz z całą stanowczością podkreślą - NIE DLA MNIE.
To ci, co tak nazywają swoje nic nierobienie wówczas pod czas ich "karnawały solidarności", bo tym, że dla większości, bo w 99% karnawał się skończył wraz z wprowadzeniem stanu wojennego świadczą liczby ich "gloryfikujące" ich tchórzostwa, które tak się to przedstawiały:

1. W okresie od lipiec do wrzesień 1980 roku strajkowało w ogółem tylko około 750 tysięcy pracowników.

2. W stanie wojennym strajk podjęło tylko 199 zakłady w tej liczbie 40 zakładów zmilitaryzowanych jakimi były wówczas m.in. stocznie, w których strajkowało ogółem około 100 tysięcy ludzi, co stanowiło około 1 % ogółu członków ówczesnej rzekomo 10 milionowej Solidarności.

Pytanie samo się ciśnie na usta i pod moje palce na klawiaturze, które brzmi:

- Gdzie było pozostałe 99% członków ówczesnej Solidarności i gdzie było grubo ponad 5000 zakładów tych większych, że o drobnym "planktonie gospodarczym" PRL nie wspomnę?

Wśród tych dzisiejszych legendziarzy znaleźli się i ci, którzy będąc członkami władz związkowych ani nie podjęli się próby wywołania strajku w swoich zakładach jak i w ogóle tego nawet nie próbowali nie wychodząc albo ze swoich domowych pieleszy albo podporządkowując się rygorom narzuconego przez zbrojnych zamachowców na usługach okupanta Rosji sowieckiej.
Poznałem osobiście dwie kategorie tych ludzi, obie zaliczam do "działaczy karnawałowych", tak było w Stoczni Północnej im. Bohaterów Westerplatte, w której nie było strajku, co według mnie podważa noszone przez ich stocznię imię Obrońców Westerplatte im w ogóle nie przysługiwało, bo zostało nadane na wyrost, gdzie pracowali ludzie, którzy nie potrafili imieniu swojej stoczni sprostać.
Tak było i później, gdy poznałem przewodniczącego zdrajcę, który poszedł na współpracę.
Jako przybysz do nowej mojej pracy, po tym jak zostałem po strajku w grudniu 1981 roku wyrzucony z pracy w GSR musiałem z innymi członkami Solidarności tego zakładu, w którym były przewodniczący podporządkował się i oddał wszystko co organizacja związkową w zakładzie tym posiadała, w tym dokumentację i pieniądze pochodzące ze składek członkowskich, tworzyć od podstaw w tym tajną strukturę KZ Solidarność i przewodniczącym, który nie tylko, że nam nie pomagał, ale za to kablował i nam przeszkadzał.
Podejrzewam, ze to on razem z czerwonymi dokonali kipiszu w moim pokoju, gdzie znaleźli oryginalne maszynopisy moich ulotek apeli, które znajdują się dziś w archiwum IPN, a maszyny do pisania, na których były napisane nadal czekają na badanie jak i jedna z ulotek w oryginale, którą posiadam w swoich zbiorach.
Nie opowiadałem o tym, jak i inni wówczas żyjący członkowie tajnej komisji jak i osób dokonujących dodruki, ksero, bo proszę sobie wyobrazić reperkusje za tego typu bibułę, skoro dziś sami widzimy dramat Krzysztofa Wyszkowskiego w jego starciu z krytym i chronionym kłamca i TW Bolkiem.
W przeciwieństwie do Krzysztofa nie współpracowałem z tym szczęśliwcem, który miła tak dużego farta, ze za każdym razem pobytu w kolekturach gdańskich, a to przy Okopowej a to przy Świerczewskiego, a miła wygraną w kieszeni, bo wystarczyło by tylko wskazał nie liczby okazywanych mu tam zakładach, nie cyfry lecz twarze swoich kolegów stoczniowców na filmach lub fotkach okazanych przez pracowników tych kolektur gdańskich.
To moje zaangażowanie w pracę w KZ o mało nie zaowocowało moim zwolnieniem już w pierwszych dniach mojej nowej pracy.
To tam m.in. dwie Panie śp. Maria M. "Galaretka" stojąca zazwyczaj na obcince w oknie i Ewa D. na firmowym ksero kserowały bibułę, także i drukowaną przez Pana grupę, które tak jak i ja nie wiedzieliśmy kto zacz krył się za trzema literami LAW.
Nie wspominałbym o tym tu i teraz, gdyby nie inna persona i jego klika z Zarządu Gdańskiego jakim był ówczesny uzurpator i namiestnik Kiszczaka na stołku przewodniczącego jakim był nie kto inny jak Borsuk.
Otóż ten sam Borsuk, który miał zasługi w tym, że mnie jako przewodniczącego komisji zakładowej wyrzucono z pracy za to, że wyrzucałem pasożytów z naszego zakładu, tym pasożyta na najwyższym wojewódzkim urzędzie jakim był były wojewoda gdański Jerzy Jędykiewicz.
Ta sprawa była dość dobrze i skutecznie nagłośniona przeze mnie w tutejszych gadzinówkach, bo to właśnie taką metodę obrałem jako najskuteczniejszą, rzecz jasna według mego mniemania najskuteczniejszą obronę, tak siebie jak i mojej rodziny, po tym jak kilka razy usłyszałem pogróżki o pozbawieniu życia mnie lub mego syna.
Jednego z tych dziennikarzy, którego artykuł Pan powinien już przeczytać (wkrótce wykonam nowszym aparatem całość artykułu, w jednym kawałku, tak by był czytelny lub max w dwóch ujęciach fotografii) dotknęły też pogróżki, a nawet podpalono w kego mieszkaniu drzwi.
Jak uzyskam inne artykuły związane z władzami gdańska, których zatrzymano i aresztowano, a następnie skazano na śmiesznie niskie kary, które powinienem otrzymać mailem o ich autorów, którzy wówczas wspomagali mnie w doprowadzeniu do kolejnych zatrzymań i oskarżenia tych samych złodziei z przełomu lat 80 i 90 XX weku.
O ile tylko piszący je wówczas dziennikarze odnajdą je w swoich lub redakcyjnych archiwach i je dla mnie prześlą lub wskażą link do ich pobrania ze strony redakcji.
Mam wszak prawo do swoich wywiadów, za które nie wziąłem ani grosza, a tymczasem oni mieli co przez dwa tygodnie pisać i zarabiać..
Borsuk ze swoją kliką jeszcze na początku 1990 roku podejmował się się obrony tego zdrajcy, jakim był były przewodniczącego, który był to tego stopnia zdeterminowany rozkazem mafii, że był gotów wrócić do pełnienia funkcji przewodniczącego związku rezygnując z dotychczasowego swojego awansu dziękczynnego, bo zadeklarował rezygnację z funkcji zastępcy dyrektora zakładu.
Gdy prowadziłem boje ze złodziejską sitwą to członkowi związku zawodowego mojego zakładu pracy pokryli koszt wynajęcia adwokata do mojej obrony i prowadzenia sprawy o przywrócenie mnie do pracy, co nastąpiło po ponad 9 miesiącach w połowie roku 1990 - kasowy dokument KW posiadam w swoich archiwach do dziś i mogę go upublicznić, bo znajduje się już dziś w googlowym katalogu Picaso.

Od dziesięcioleci po drugiej stronie barykady ludzi walczących z pasożytami i złodziejami, którzy jak ośmiornica i pająki opletli nasz zakład był też i sam przewodniczący regiony Borsuk, którego członkowie związku, któremu przewodziłem popędzili go na początku roku 1990 z naszego zakładu ze specjalnie zwołanego przeze mnie nadzwyczajnym zebraniu naszego zakładowego związku.
W oparciu o zapisy zawarte w moim kalendarzu za rok 1990 mogę podać takie szczegóły jak kiedy napisałem zawiadomienie o zwołaniu tego zebrania, kto dostał zaproszenie oraz porządek obrad tego zebrania, kiedy się ono odbyło i kto w nim uczestniczył, a także kto był przegnany przez członków naszego związku z tego zebrania.
Bo wszystko o czym piszę opieram o moje zapiski w kajetach jak i kalendarzach lub na podstawie notek prasowych czy dokumentów w tym urzędowych i sądowych, tak, że nie ma w tym co napisałem jak i piszę, żadnej lipy, tak jak ma się to z Bolkami, Borsukami, Borowczakami, krzywymi i prostymi, ułomnymi i chromymi na prawdę załganymi ludźmi
Jednym z tych co członkowie mojej organizacji związkowej popędzili, a oni jak intruzi uciekali, był m.in. sam Borsuk.
Nie uczestniczyłem w pierwszej części zebrania, które było poświęcone m.in. udzieleniu lub nie votum zaufania, które uzyskałem z dwoma głosami przeciwnymi w tym byłego zdrajcy przewodniczącego, który poszedł na służbę złodziei w tym dyrektora jednego z sekretarzy od czegoś tam w KW PZPR w Gdańsku.
Sprawa dla Pana powinna być znana, w oparciu o zawartość albumu z jednym artykułów pismaka tutejszych gadzinówek Henryka J. w tej jednej sprawie z wojewodą gdańskim, prawda?

O tak to leciało z Borsukiem w moim byłym zakładzie pracy w latach 80 i 90 XX wieku, w którym dyrektor polecił swojemu zastępcy przejęcie kontroli nad związkiem, a w tej hucpie komunistycznej wziął udział także zarząd bezzębnej kszczakowskiej Solidarności.
Kolejny raz ten sam Borsuk i jego nierozgarnięte i zacofana klika Borsuka wzięła udział w hucpie, którą mogę nazwać jako złożenie propozycji pójścia na bezrobocie przez starszych pracowników naszego przedsiębiorstwa i za ich udziałem.
Było to po tym jak nieroby i lenie donieśli na rzekomy mobbing polegający na nakazanym przeze mnie obowiązkowym uczestniczeniu w czasie godzin pracy w szkoleniach na terenie zakłady pracy w celu przyuczenia pracowników do obsługi komputerów i programów księgowo - biurowych, ale to już pozostawię na inną okazję, bo to była bardzo tragikomiczna sytuacja w dobie szalejącego bezrobocia, kiedy to przybył szef regionalnej centrali by doprowadzić do utraty przez nich ich zatrudnienie, namawiając do buntu i odmowy udziału w obowiązkowych szkoleniach prowadzonych w godzinach pracy i na koszt zakładu.
Tylko dlatego, że panie się żaliły i płakały tylko dlatego, że muszą się na stare lata uczyć obsługi komputerów i ich programów, bo rzekomo tak zdobyta przez nie wiedza ta już im się im nie przyda.
Był tak wówczas jak i dziś dwucyfrowy wskaźnik bezrobocia, gdy tymczasem przewodniczący regionu propozycjami swoimi chciał tych ludzi pozbawić w ogóle szans na jakąkolwiek pracę w biurze, gdy tymczasem ja starałem się tych starszych ludzi uchronić przed niechybnym ich bezrobociem, na które bez znajomości obsługi komputerów byliby wkrótce skazani w związku z komputeryzacją tak naszego zakładu pracy.
Te bezpłatne przyuczenie prowadzone na koszt zakładu było ich dobrodziejstwem, a nie żadnym bezcelowym mobbingiem, bez względu na to czy tego bym sobie życzył czy nie.

Tak więc kończąc ten mój przydługi komentarz na rożne tematy jeszcze raz w imieniu Andrzeja Gwiazdy jak i własnym podziękować Panu za ciężką i sumienną pracę jaką Pan wykonał i wykonuje dla dobra ogółu Nas i Polaków.

Pozdrawiam i do przeczytania, a także Naszego spotkania, bo nie sposób jest opisać to wszystko co we mnie się kotłuje i warzy od ponad 30 lat.

Dokonałem korekty i przeinwestowania, cóż taki już jestem.

Pozdrawiam.

Obibok na własny koszt

PS
Nie mogę pisać na blogach, bo zaczynam od drobnostki, a w połowie obejmującą już obszar równy obszarowi całego PRL i PRL Bis, no i po kolejnym z rzędu przecinku, zajmuję kolejny jeszcze większy obszar obejmujący już nawet z jego zamorskie terytoria niezależne - poważna wada, prawda?
Onwk.

PPS
Tu jestem u siebie, a wiec w każdej chwili mogę to wysłać het het.
Onwk.

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#414652

wzzw.wordpress.com

Nie musze chyba mowic, ze polykam Panskie wspomnienia jednym tchem. Poruszaja najczesciej tak wiele spraw, ze trzeba to przeczytac kilka razy aby zanotowac w pamiecie. Przy kazdym kolejnym czytaniu wylapuje dodatkowe szczegoly. To wszystko uzupelnia historie i jest bardzo wazna czescia jej zrozumienia.
Co do Borsuka to nie wchodzac w szczegoly powiem tylko, ze czlowiek, ktory mial byc opozycjonista i wspolpracowac z WZZami, a ktory przyjal funkcje pozycje w zwiazku okradzionym przez komunistow i zdrajcow z jego tozsamosci, jest w moich oczach nie tylko zdrajca, ale osoba, ktora poddaje w watpliwosc wszystkie wczesniejsze swoje intencje i dzialania. Dlatego w jego przypadku mam trudnosc wierzyc, ze chodzi o nagla przemiane.
Serdecznie pozdrawiam
Lech Zborowski

Vote up!
0
Vote down!
0
#414709