Wyścig szczurów do Brukseli

Obrazek użytkownika Wojciech Podjacki
Kraj

Stalin powiedział kiedyś, że „kadry decydują o wszystkim”, przyjrzyjmy się więc reprezentacji, jaką w wyborach do europarlamentu wystawiły partie wchodzące w skład centrolewu. Uwagę swoją skupiłem na obozie „silnych razem”, ponieważ ci właśnie osobnicy dzierżą w tej chwili ster władzy w Polsce i wywierają decydujący wpływ na nasze życie publiczne. Politykierów spod tęczowego sztandaru najwidoczniej zbyt wiele dzieli, aby mogli utworzyć wspólną listę kandydatów, jak to miało miejsce w 2019 roku, gdy zjednoczeni przez Grzegorza Schetynę startowali pod szyldem Koalicji Europejskiej. Lecz łączy ich na tyle silna nienawiść do PiS-u i zachłanność na unijne srebrniki, że nie widzę na razie szans na rozpad tej „koalicji 13 grudnia”. W ich propagandzie można usłyszeć buńczuczne deklaracje, że będą zabiegać o solidniejsze zakotwiczenie Polski w strukturach Unii Europejskiej i będą chcieli skierować Polaków na drogę do rzekomo nieuniknionego „postępu”, który zaprowadzi ich w stronę upragnionego przez biedronitów tęczowego „raju”. Jednak, żeby te koszmarne wizje mogły się stać rzeczywistością, to potrzebne są odpowiednie kadry rewolucjonistów. Dlatego w niniejszym tekście zamierzam wziąć pod lupę pewną liczbę wybranych kandydatów, którzy mają największe szanse na uzyskanie mandatu europarlamentarzysty, a poza tym stanowią reprezentatywną grupę, ukazującą w całej pełni bylejakość polityków płynących w głównym nurcie politycznego ścieku.

Na pierwszy ogień publicystycznego grilla pójdzie oczywiście „przewodnia siła narodu”, czyli Platforma (anty)Obywatelska, której listy kandydatów otwiera „wyborowa” plejada niedawno zdymisjonowanych ministrów, czyli: Bartłomiej Sienkiewicz, Borys Budka i Marcin Kierwiński. Już od dawna krążyły słuchy, że ci trzej „chłopcy z ferajny”, gdy tylko dokonają destrukcji naszego państwa na podlegających im odcinkach, to pójdą po immunitety do Parlamentu Europejskiego, aby uniknąć odpowiedzialności za swoje przestępcze działania. Sienkiewicz, to były minister (bez)kultury, który zasłynął nie tylko wielką arogancją i pychą, ale także tym, że jest miłośnikiem wciągania podejrzanie wyglądającego białego proszku. Jego największym dokonaniem było zdemolowanie mediów publicznych i zapewnienie swojej partii monopolu informacyjnego, co w związku z odbywającymi się wyborami samorządowymi i unijnymi nosi wyraźne cechy chamskiego i bezprawnego zawłaszczenia. Media publiczne postawione przez niego w stan likwidacji sięgnęły dna, o czym świadczy nie tylko nędza serwowanego repertuaru, ale także gwałtowny spadek oglądalności oraz skandal związany z publikacją przez PAP fałszywej depeszy o mobilizacji naszego wojska i wysyłaniu polskich żołnierzy na Ukrainę. Borys Budka zwany „generatorem” był zaś do niedawna ministrem aktywów państwowych, którego głównym zadaniem było wyczyszczenie spółek Skarbu Państwa z nominatów poprzedniej władzy i osadzenie na ich miejscu towarzyszy z centrolewu. Ostatnio przypisał sobie zasługi poprzedniego rządu, stwierdzając, że w czasie, gdy był ministrem „wartość spółek giełdowych Skarbu Państwa wzrosła o 33,5 mld zł”. Jednak faktycznie do jego „osiągnięć” można zaliczyć tylko zwijające się z Polski kolejne firmy zagraniczne i gwałtowne obniżenie się zysków Orlenu, aż o 7 mld zł w pierwszym kwartale 2024 roku. Zadbał za to o interesy rodzinne, ponieważ pomógł swojej żonie zdobyć fotel prezydenta Gliwic. Ostatnim „chłopcem z ferajny” jest Marcin Kierwiński, synalek trepa z LWP, któremu Schetyna nadał niegdyś pieszczotliwą ksywkę „Bobas”. W rządzie Tuska pełnił on funkcję ministra spraw wewnętrznych i odpowiedzialny jest za czystki w swoim resorcie oraz umożliwienie powrotu do służby ludziom o wątpliwej reputacji. Stosował też represje wobec polityków opozycyjnych i spacyfikował rolniczą demonstrację przed Sejmem, ale zapewne zostanie zapamiętany ze swojego występu podczas obchodów Dnia Strażaka, gdy na mównicy straszliwie bełkotał, a jego wygląd świadczył ewidentnie o nadużyciu napojów wyskokowych. Kierwiński tłumaczył się potem, że to był jakiś złośliwy pogłos, spowodowany awarią sprzętu nagłaśniającego, ale trudno jest w to uwierzyć, bowiem występowali tam też inni państwowi dygnitarze i podobnych problemów nie mieli. Po uroczystościach załatwił sobie badanie alkomatem, co miało uwiarygodnić jego wersję wydarzeń, a tych, którzy ją podważali zaczął straszyć „niezawisłym” sądem. Jednak najwyraźniej opinia publiczna nie łyknęła tej bajeczki, ponieważ stał się on szybko pośmiewiskiem „ciemnego ludu” i nawet jego partyjny kolega, Jacek Protasiewicz, z rozbrajającą szczerością stwierdził, że „Bobas” był „napruty jak Messerschmidt, a gadanie o problemach technicznych, to ściema dla maluczkich”. Dodał też, że: „Wiem ile i co jest pite w gabinetach rządu PO, a zwłaszcza w willi premiera na Parkowej, na tarasie zwanym pieszczotliwie »Miami«. Wiem też, jak dużo tam i w KPRM się pijało”. No cóż, przecież nie od dziś wiadomo, że „człowiek nie wielbłąd i napić się musi”, tyle tylko, że „pić to trzeba umić”…

W wyścigu po unijne synekury bierze też udział Magdalena Adamowicz, wdowa po prezydencie Gdańska, która wykorzystała nawet zamach na premiera Słowacji Roberta Fico, żeby po raz kolejny zdyskontować swoją rodzinną tragedię dla przedłużenia kariery w Parlamencie Europejskim. Napisała więc list otwarty do Jarosława Kaczyńskiego, w którym zaatakowała go za to, że wystawił kandydaturę Jacka Kurskiego. Stwierdziła w nim, że: „Z siania nienawiści między Polakami uczynił Pan potwora do zdobywania i utrzymywania swojej władzy, myśląc, że da się go kontrolować i trzymać na smyczy. A ten Pański potwór nienawiści z tej smyczy się zerwał i dokonał wielkiej zbrodni. Wciąż wierzę, że bez świadomego Pana zamiaru, choć Pana znajomość mechanizmów społecznych nie pozostawia wątpliwości, że musiał Pan spodziewać się konsekwencji swoich działań. Człowieka, który tego potwora nienawiści na Pana polecenie wyhodował, tresował i używał do szczucia Polaków przeciw Polakom, teraz wysyła Pan do Parlamentu Europejskiego jako reprezentanta Polski”. Oczywiście, pisać można różne rzeczy, bo papier, a właściwie portal X, jest cierpliwy i wszystko przyjmie, ale trzeba zachować w tym jakiś umiar, bowiem przypisywanie liderowi obecnej opozycji odpowiedzialności za całe zło panoszące się w naszym życiu publicznym, to jest już gruba przesada. W związku z tym, należy przypomnieć, że to za czasów rządów koalicji PO-PSL w 2015 roku Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu postawiła Pawłowi Adamowiczowi sześć zarzutów w śledztwie dotyczącym jego oświadczeń majątkowych, a postępowanie wszczęto na wniosek CBA w 2013 roku. Nagonkę medialną na niego prowadziła zaś w tamtym czasie platformerska szczujnia, ponieważ ośmielił się wystawić swoją kandydaturę na urząd prezydenta Gdańska, o który z poparciem PO ubiegał się akurat Jarosław Wałęsa. Wdowa po nim też nie jest „święta”, ponieważ wobec niej toczyło się jeszcze do niedawna postępowanie w sprawie oszustw podatkowych, które, co prawda, w lutym 2024 roku sąd umorzył, ale nie z powodu jej niewinności, tylko dlatego, że uległo ono przedawnieniu, ponieważ oskarżona była chroniona immunitetem i nie można jej było pociągnąć do odpowiedzialności. Magdalena Adamowicz powinna się więc hamować w swoich wypowiedziach i przestać nas „biczować” swoim bólem po stracie męża, ponieważ ogół Polaków nie ma z tym nic wspólnego, a robienie kariery na śmierci bliskich, jest niewątpliwie obrzydliwym procederem.

Wątpliwą „ozdobą” tej galerii osobliwości jest kabaretowy duet: Dariusz Joński i Michał Szczerba, którzy od lat podążają tropem aferzystów z PiS-u, a ich „zasługi” na tym polu docenił nawet wicekanclerz Tusk, wyznaczając ich na przewodniczących dwóch sejmowych komisji śledczych. Joński kieruje pracami komisji ds. wyborów kopertowych, którą przekształcił w prawdziwy cyrk, a swoim chamstwem i stronniczością zasłużył sobie na miano „guzikowego” i „nieuka basenowego”, co ma związek z pewnym epizodem w jego życiu, gdy pełnił on funkcję wiceprezesa spółki Aquapark Fala w Łodzi. Popisał się też żenującym poziomem wiedzy historycznej, gdy zapytany przez dziennikarza o parę faktów z historii Polski odpowiedział, że „Powstanie Warszawskie wybuchło w 1988 roku”. Jego żoną jest Małgorzata Espinoza-Jońska, która z pochodzenia jest w połowie Kubanką, a w przeszłości została oskarżona przez prokuraturę „o niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy w dokumentach oraz przyjęcie korzyści majątkowej w postaci czterech koszy z wędlinami”. Szczerba przewodniczy zaś komisji ds. afery wizowej i trzeba przyznać, że nie ustępuje Jońskiemu ani na krok w ośmieszaniu Sejmu. Jeszcze na dwa dni przed wyborami bezskutecznie próbował doprowadzić przed swoje „groźne” oblicze byłego prezesa Orlenu, aby „wytarzać go w smole i pierzu”, co miało zwiększyć jego szanse w wyścigu po mandat w PE. Lecz pomimo robionych przez niego pajacyków, sąd odrzucił wniosek o doprowadzenie siłą Daniela Obajtka, który oświadczył, że stawi się na przesłuchanie po wyborach, bo póki co „nie chce być małpą w cyrku Szczerby”. Obaj aspiranci na europosłów stali się uosobieniem niekompetencji i chamstwa, a ujawnione przez nich znaczne deficyty intelektualne są powodem do ciągłych szyderstw i podobno nawet „w PO mówią na nich głupi i głupszy”.

Z listy Platformy (anty)Obywatelskiej startuje też niesławna „myszka agresorka”, czyli Kamila Gasiuk-Pihowicz, która przytuliła niegdyś sędziego Tomasza Szmydta, uciekiniera na Białoruś, po tym, jak skonfliktował się on z poprzednią władzą. Nieciekawym egzemplarzem jest również Łukasz Kohut, śląski separatysta, który buńczucznie deklaruje: „Mam obywatelstwo polskie. Nie jestem Polakiem. Jestem Ślązakiem. Ale zrobię wszystko, żeby Polska została w Unii Europejskiej”. Pierwotnie miał startować z listy Lewicy, lecz został „wydymany” przez Krzysztofa Śmiszka. Dlatego obraził się i odszedł do PO. Inna kandydatka tej partii, Marta Wcisło, niedawno opuściła demonstracyjnie debatę w Radiu Lublin, gdy jeden z uczestników nazwał Unię Europejską „szambem”, na co ona odparła, że „kocha Europę” i nie będzie tolerować takich określeń. Na tuskowych listach nie mogło zabraknąć czołowego prywatyzatora Janusza Lewandowskiego, obrotowego Bartosza Arłukowicza, Hanny Gronkiewicz-Waltz, za której prezydentury w Warszawie kwitł proceder „czyszczenia kamienic” oraz Ewy Kopacz „wybitnej” specjalistki od dinozaurów.

Trzecią Drogę chce reprezentować w Brukseli Róża Maria Barbara Gräfin von Thun und Hohenstein, która ewidentnie nie czuje związku z naszym krajem i twierdzi, że „w Parlamencie Europejskim pracuje się po pierwsze dla całej UE, a po drugie dla Polski”. Ciekawym przypadkiem jest były minister rozwoju i technologii, Krzysztof Hetman, który w 2023 roku zrezygnował z mandatu europosła, aby wejść do rządu centrolewu. Jednak po kilku miesiącach zmęczył się urzędowaniem i zapragnął wrócić na unijne salony. Startują też: Rysiek Petru, ten od „sześciu króli”, który jest niezbyt udaną kreaturą Balcerowicza, Michał Kobosko, będący prawą ręką Szymona Hołowni oraz Michał „Misiek” Kamiński, co zaliczył już prawie wszystkie ugrupowania i cechuje się daleko posuniętym oportunizmem. Listę Lewicy otwiera zaś niekoronowany „król” tęczowych środowisk Robert Biedroń i jego konkubent Krzysztof Śmiszek, który jest zagorzałym zwolennikiem penalizacji tzw. mowy nienawiści, służącej do zwalczania ludzi niezależnie myślących i łamiących narzucane nam standardy tzw. poprawności politycznej. Marzą im się zapewne wygodne wczasy na koszt europejskich podatników i popijanie sojowego latte w brukselskich kawiarenkach, gdzie przy dźwiękach „Ody do radości” chcą kombinować jak wyzwolić tęczowy proletariat. Kandydują też wojujące aborcjonistki: Joanna Scheuring-Wielgus i Anna Maria Żukowska, które wykazały się już tak wielką głupotą i chamstwem, że mogą wprawić w osłupienie unijne salony. Na koniec należy też wspomnieć o dwóch starych tetrykach: Marku Belce i Włodzimierzu Cimoszewiczu, których czerwony rodowód pasuje jak ulał do komunizującej się w szybkim tempie Unii Europejskiej.

Z przedstawionego tu katalogu kandydatów reprezentujących obóz „postępu” można wysnuć wniosek, że o ile zostaną wybrani do Parlamentu Europejskiego, to możemy się po nich spodziewać tylko złych rzeczy dla Polski. Stanowią bowiem zbieraninę różnej maści dziwolągów, politycznych kanciarzy i pospolitych oszołomów. Doskonale wpisujących się w schemat działania współczesnej Targowicy, której dzieło zamierzają zapewne kontynuować. W konsekwencji będą robić wszystko „für Deutschland”, ze szkodą dla Polski i Polaków. Dlatego głosujmy mądrze, bo wtedy „ruda wrona orła nie pokona”…

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (7 głosów)

Komentarze

-to voksdojczowe tchórze- gdy z już są  każde z osobna!

czyli:

Silni razem gdy do spółki z BND* –a tchórze i umysłowe głąby- każdy z osobna ! 

*BND –BundesNachriestDienst – wielopokoleniowy nazistowski wywiad RFN instytucjonalno -perslonalnego pochodzenia  z hitlerowskiej Abwehry.  

Vote up!
5
Vote down!
0

E.Kościesza

#1661020

 I kolejny przejaw silności razem.

 Przynajmniej u nas tak zwane kandydaty ZSL- u mają pod pyskami sporą koniczynkę.

 I takiej samej wysokości napis z nazwą owej partaj.

 A obok, po prawej, malutkimi bukwami"polska 2050".

 Jak to nie jest robienie chłopów w ciula to jezdem Mikołaj Kopernik.

Vote up!
1
Vote down!
0

brian

#1661048