Dlaczego niemiecka recepta na kryzys się nie sprawdza?

Obrazek użytkownika Ja Samuraj
Gospodarka

Pomiędzy państwami Unii Europejskiej nawiązała się silna wymiana handlowa: eksport, import i wszelkie usługi wzajemne. Właśnie stworzenie takiego stanu było celem pomysłodawców „jednolitego rynku europejskiego” i wspólnej waluty.
Cała strefa euro jest rynkiem jednolitym, dlatego pomiędzy jej członkami występuje wzajemny, bardzo silny związek kapitałowy. Niestety takie powiązania niosą ze sobą poważne niebezpieczeństwo: każda „bańka” gospodarcza powstająca w jednym kraju, indukuje powstanie analogicznej „bańki” w państwach powiązanych, a dalej: kryzys wywołany załamaniem się takiej bańki także przekracza granice. Warto zauważyć, że tworząc, tak pożądany z jednej strony - jednolity rynek, państwa jednocześnie zacieśniły wzajemne, niepożądane zależności. Możemy się bogacić, ale ryzyko wzrosło.
Jeszcze większy problem występuje, gdy bańka „napełnianie się” jest stymulowane przez poszczególne kraje członkowskie strefy euro. I tak Niemcy dzięki swojemu gigantycznemu eksportowi do państw strefy euro i wcześniejszemu przeprowadzeniu reform strukturalnych „zahartowały” własną gospodarkę. Teraz mają najwyższą produktywność przemysłu i są praktycznie bezkonkurencyjni. A jednocześnie kraje skuszone tanim importem, dopuściły do upadku własnych przedsiębiorstw. Obudziły się z 30% bezrobociem i na razie nie mają pomysłu jak wybrnąć z tej sytuacji. Jednocześnie warto podkreślić, że gdyby nie ten ich „apetyt” na dobra z importu, budujący bańkę w latach 2002-2007, to ówczesne reformy Niemiec (oszczędności i restrukturyzacja) tylko wprowadziłyby ten kraj w stan deflacji, kryzysu. Dlatego obecnie podobne posunięcia sugerowane m. in. krajom południa Europy nie przyniosą dobrych efektów – bo nikt w Europie nie czeka na Hiszpańskie samochody, czy Greckie AGD. W Europie jest obecnie zbyt wielka podaż (zapewniona zresztą w olbrzymiej części przez przemysł niemiecki), aby przedsiębiorstwa z innych krajów miały szansę przebicia.
Niemcom udało się przeprowadzenie reform strukturalnych po upadku bańki internetowej w 2001 r. tylko dzięki rosnącemu popytowi ze strony państw członkowskich strefy euro. Import do tych krajów uratował wtedy gospodarkę niemiecką przed deflacją i kryzysem.
A teraz, gdy po kolei załamały się bańki w krajach Unii, nie istnieje żadne źródło popytu, które mogłoby zmniejszyć ból reform strukturalnych w tych krajach. A jednocześnie administracja kanclerz Angeli Merkel twardo stoi na stanowisku, że nie ma innego sposobu na uzdrowienie gospodarki jak oszczędności. Jest to zresztą zdanie wszystkich neoliberałów i wyznawców ekonomii neoklasycznej.
Faktem jest, że Niemcy po upadku bańki przezwyciężyły ból reform strukturalnych i wzmocniły swoją gospodarkę. Skoro udało się w Niemczech, to dlaczego nie mogą tego samego zrobić inne kraje? Ano dlatego, ze otoczenie gospodarcze tych krajów jest inne niż Niemiec za administracji Schroedera, kiedy te reformy przeprowadzano. Wtedy popyt w strefie euro rósł gigantycznie. A teraz… zmniejsza się. Dlatego reformy oszczędnościowe zalecane przez Niemcy przede wszystkim bardzo boleśnie odbijają się na społeczeństwie. Nikogo nie powinny więc dziwić kolejne rekordy osiąganie przez stopę bezrobocia, spadek PKB, rozszerzanie się strefy ubóstwa, protesty społeczne. Kiedy znajdzie się pierwszy odważny, który zauważy, że Zjednoczona Europa zabrnęła w ślepy zaułek?

Brak głosów