Czy "wolny rynek" wprowadzono w interesie Polski?

Obrazek użytkownika Ja Samuraj
Gospodarka

Japonia jest krajem o ogromnym potencjale zasilania. Jej potencjał produkcyjny zdecydowanie przewyższa popyt krajowy. Dlatego też aktywnie eksportuje swoje wyroby do innych krajów. Jednak popyt światowy od kilku lat maleje. Dlatego ani w kraju, ani za granicą, przedsiębiorstwa japońskie nie mogą znaleźć zbytu w takiej skali, jaka pozwoliłaby na pełne wykorzystanie potencjalnej zdolności zasilania japońskiego przemysłu. Dlatego japoński rząd koncentruje się obecnie na rynku wewnętrznym i stara się tworzyć popyt krajowy. Po prostu realizuje strategię tworzenia efektywnego popytu poprzez falę inwestycji publicznych. Co ważne i odmienne od Polski – inwestycji, które mają wpływ na PKB Japonii.
W dużym kontraście pozostaje polityka Niemiec wobec Unii Europejskiej. Niemcy w stopniu nieporównywalnie większym niż Japonia uzależnieni są od eksportu swoich towarów. A kiedy popyt np. greckich konsumentów na towary niemieckie spada – to kanclerz Angela Merkel wymaga od rządu Grecji oszczędności w… sektorze publicznym. Kto wobec tego ma wygenerować impuls stymulujący grecką gospodarkę? Gospodarstwa domowe zagrożone bezrobociem? Emeryci dostający coraz niższe emerytury?
A co z Polską? Polska wśród państw Europy jest krajem stosunkowo dużym i posiadającym (jeszcze) dość liczną populację. A tam, gdzie mieszka dużo ludzi, jest zwykle duży popyt. Faktem jest, że Polska stanowi w Europie bardzo atrakcyjny rynek. Jednakże, jeśli zaspokojenie popytu krajowego opiera się w dużej części na towarach importowanych, to potencjalna zdolność zasilania Polski nie ulegnie poprawie. Innymi słowy, gdy będziemy nadal dużo importować, to bogactwo narodowe nie wzrośnie. A czy wyjściem jest tak polecana przez neoliberałów specjalizacja? (Liberałowie twierdzą, że każdy kraj powinien specjalizować się w produkcji, tego co potrafi najlepiej, a resztę importować.) No cóż, czy społeczeństwo polskie ma szansę na dobrobyt specjalizując się, jak to się do tej pory dzieje, w prostych, nisko płatnych pracach? W XIX wieku kolonie zamorskie też miały swoje specjalizacje (produkcja bananów, cukru, herbaty…) – czy taka polityka zapewniła im rozwój i dobrobyt społeczeństwa?
W czyim interesie działa „wolny rynek”? Dlaczego opinia publiczna tak usilnie przekonywana jest o wyższości gospodarki liberalnej i globalnej nad gospodarka narodową? Otóż we współczesnej rzeczywistości gospodarczej popyt światowy jest niższy od podaży. Wewnętrzne zapotrzebowanie na produkty w krajach wysokorozwiniętych jest niewystarczające, wobec istniejącego w tych krajach potencjału produkcyjnego. Dlatego próbują one „ukraść” część zapotrzebowania z rynków innych krajów. Dlatego tak bardzo promowana jest koncepcja wspólnego, wolnego rynku. Warto jednak nie być naiwnym i mieć świadomość, że ten „wolny rynek” tworzony jest w interesie krajów o wysokiej produktywności. Po prostu rozwiniętym korporacjom, globalnym przedsiębiorstwom, wygodniej i łatwiej jest zwiększać sprzedaż swoich produktów, jeżeli nie istnieją bariery handlowe.
Oczywiście, całkowite zamknięcie kraju na wzór na przykład Korei Północnej jest bezwzględnie szkodliwe. Dlatego warto także mieć świadomość, iż: wolny handel, globalizacja, rezygnacja z taryf, deregulacja, liberalizacja ruchu towarów, ludzi i pieniędzy są niezbędne dla prawidłowego rozwoju kraju, pod warunkiem, że stosuje się je „w pewnym stopniu”.
Jednak wciąż wściekle promuje się te pomysły szerokiej „opinii publicznej”. A przecież wystarczy odrobina rozsądku i logicznego myślenia: jeżeli firmy zagraniczne będą wygrywać przetargi na realizację zamówień publicznych, to w końcu spowoduje to bankructwo i likwidację przemysłu krajowego. Jeżeli pójdzie tak dalej, to niedługo w Polsce zniknie na przykład cała gałąź przemysłu specjalizująca się w budowaniu dróg i autostrad. Taki sam mechanizm wykorzystują firmy o bogatym, zagranicznym zapleczu finansowym, które próbują złamać krajowe przedsiębiorstwa rolnicze i przetwórstwa żywności, rybołówcze, ochrony zdrowia, energetyczne, itd. Czyli wszystkie te gałęzie, które są podstawą przemysłu państwa. Ta aktywność globalnych korporacji uzyskała już specyficzną nazwę: „rent seeking”, co w wolnym tłumaczeniu na polski oznacza „pogoń za zyskiem”.
Liberałowie na wszystko mają jedno wytłumaczenie: „instytucje lub przedsiębiorstwa państwowe są nieefektywne, dlatego wszystko powinno być powierzone sektorowi prywatnemu”. I większość ludzi, łatwo przyjmuje tę argumentację. Tym bardziej, że niestety działalność polskich, państwowych instytucji pozostawia wiele do życzenia. Jednak konsekwencją takiej logiki jest sytuacja, gdzie fundamenty państwa zależą do kapitału zagranicznego. A to już stanowi niebezpieczeństwo dla jego istnienia. Czy Polska przez bezmyślność, krótkowzroczność i egoizm neoliberalnych „elit” politycznych znowu ma zniknąć z mapy Europy? Co bardziej się opłaca: poprawić nieskuteczną działalność rządu, usprawnić polskie przedsiębiorstwa działające w obszarach strategicznych, czy też lekką ręką sprzedać je kupcom zagranicznym i chwalić się przed wyborcami sukcesami w prywatyzacji?

Brak głosów

Komentarze

W tych dniach Kanada ogłosiła że podpisała umowę z Unią europejską o wolnym handlu. Mówi się, bo jeszcze nie opublikowano detali umowy), że ma to sprzyjać rozwojowi handlu, zwłaszcza towarami spożywczymi, alkoholami itp. O otwarciu dla towarów przemysłowych jakoś cicho.
Polscy przedsiębiorcy w Kanadzie liczą na zelżenie ograniczeń w imporcie do Kanady towarów spożywczych z Polski oraz ogólnie z Europy w tym wschodniej, które ponoć cieszą się dość dużą popularnością.

To będzie dosyć ciekawe jak zareagują oba rynki na takie otwarcie. Kanada to ca. 34 miliony bardzo rozproszonych terytorialnie klientów, w której produkuje się sporo wyrobów mlecznych jak sery, kazeina i inne przetwory które z trudem upycha się na własnym rynku i w USA. Ale też ogromna jest produkcja zbóż i roślin oleistych. Panuje tam nadmiar podaży tych wyrobów. Z kolei rynek europejski to również wielki producent tego typu towarów. Co na to polscy producenci? Nie mówiąc o francuskich czy holenderskich. Dodam że kanadyjczycy nie są tak jednolici w swoich preferencjach "kulinarnych" jak np. Polacy. Tam każdy region to nieco inne tradycje a więc i zapotrzebowanie na towary spożywcze.

Dla biurokratów często jedynymi widzalnymi efektami takiej umowy jest ochrona pewnych grup towarów, vide ser oscypek. W Kanadzie nie ma specjalnego miejsca dla takich niszowych wyrobów (może poza polonią kanadyjską). To jest dośc ustalony rynek nabywców przyzwyczajonych do określonych produktów z racji wieloletniej dominacji na rynku wyrobów prawie wyłącznie produkcji miejscowej. Nawet jeśli producent ma korzenie gdzieś np. w USA to wyroby produkowane na rynek kanadyjski róznią się, i to dość znacznie od tych sprzedawanych w USA.

Kanada po za tym specjalizuje sięw produkcji maszyn dla przemysłu, chociaż i ta dziedzina powoli zamiera bo właściciele przenoszą prdukcję do Indii lub Chin. Zatem dość mały rynek kanadyjski zamierza podjąć wyzwanie z ogromnym rynkiem podaży i popytu w Europie. Przypomnę tylko dla porządku że Kanadą rządzi od kilku lat rząd konserwatywny który ma wiele z rządów liberałów. Taki to lokalny miszmasz.

Vote up!
0
Vote down!
0
#387068