REWOLUCJA.PL?
Młodzi gniewni
Masowe protesty przeciwko ACTA, zarówno w sieci, ale przede wszystkim na ulicach wielu miast zaskoczyły Polskę. Okazało się, że oglądane kilka miesięcy wcześniej obrazy z krajów arabskich można zobaczyć na żywo, w wersji light, wychodząc na rynek, bądź przed siedzibę partii władzy. Uczestnicy manifestacji zwoływali się przy użyciu serwisów społecznościowych, masowo zasilając grupy sprzeciwiające się podpisaniu kontrowersyjnej ustawy, lecz byli na tyle zdeterminowani, aby pomimo 20-stopniowych mrozów spotkać się w realu. Naukowcy z UW, psycholog internetu dr Jan Zając oraz socjolog dr Dominik Batorski po przeanalizowaniu profili członków dwóch największych grup anty ACTA na portalu facebook.com przedstawili analizę, z której wynika, że protestujący to osoby poniżej 24 roku życia (78% użytkowników pierwszej grupy i 83% drugiej grupy). Znaczna część tych osób prawdopodobnie nigdy nie brała udziału w żadnych pikietach i przemarszach, a także nie była w żaden sposób zorientowana politycznie. Biorąc pod uwagę młody wiek protestujących oraz frekwencję w czasie ostatnich wyborów w Polsce można zaryzykować stwierdzenie, że styczniowe manifestacje aktywowały niemały procent do tej pory biernej politycznie części społeczeństwa. Wspomniane badania pokazują również, że w wymienionych grupach młodzież w wieku 13-17 lat stanowiła odpowiednio 34% i 44%. Możliwość zagospodarowania nowych wyborców wyczuły wszystkie partie, najbardziej aktywne w próbach podłączenia się pod gotowe protesty były Ruch Poparcia Palikota oraz Nowa Prawica Janusza Korwina-Mikke. Niemniej jednak większość organizatorów, nawet jeśli próbowała przemycić swoje sympatie polityczne, mimo wszystko deklarowała apolityczność i współpracę ponad podziałami. Wszyscy razem. Od lewa do prawa. Ale przeciw czemu? Czy rzeczywiście zagrożenie wolności słowa było wypisane drobnym druczkiem w porozumieniu ACTA? Czy nie mieliśmy wcześniej w Polsce sytuacji ograniczania praw obywatelskich i działania za naszymi plecami i na naszą niekorzyść? Czy projekt nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, który de facto wprowadzi obostrzenia bardziej restrykcyjne niż ACTA nie powinien być pretekstem równie istotnym? A możliwość ogłoszenia stanu wojennego w przypadku nieprecyzyjnie zdefiniowanych niebezpiecznych działań w cyberprzestrzeni? A spis powszechny polskich internautów przeprowadzony w 2010 roku przez Urząd Komunikacji Elektronicznej? Czy w końcu sprawa Tragedii Smoleńskiej i uwłaczająca postawa rządu Donalda Tuska, której skutki są dla przyszłości Polski olbrzymim niebezpieczeństwem? Wszystkie te wydarzenia i wiele, wiele innych były warunkiem wystarczającym do tego, aby dostrzec, że coś jest nie tak.
Z badań przeprowadzonych przez MB SMG/KRC wynika, że dla młodych Polaków protesty przeciwko ACTA to przede wszystkim walka o wolność w Internecie (43%) oraz sprzeciw wobec niejawnej procedury prowadzenia negocjacji w tej sprawie przez rząd polski (30%). To mgliste pojęcie, jakim jest „wolność” oraz brak świadomości odnośnie wcześniejszych działań gabinetu Tuska i pałacu prezydenckiego wskazują, że masowe protesty nie wynikały z realnego i uzasadnionego poczucia zagrożenia, które mogło dotyczyć każdego użytkownika sieci Internet. Co się zatem stało?
Polskie tango down
„Chcesz dołączyć do Anonymous? Cóż, jeżeli chcesz to już należysz”. To takie proste. Siadamy przed komputerem, wkładamy maskę z wizerunkiem człowieka, który żył 400 lat temu i możemy zaczynać zmieniać świat. Tylko jak? Jeśli mamy zastrzeżenia do działań premiera albo chociażby wójta gminy i chcielibyśmy je zamanifestować, to bez odrobiny fachowej wiedzy nie uda się nam zablokować strony www żadnego z tych urzędów. Sprytniejsi mogą zaspamować skrzynki mailowe. Ale co z tego, skoro nikt się o tym nie dowie? Możemy być Anonymous, ale mamy swoje zadania. Pomimo tego, że grupa ta opisuje się jako nieposiadająca liderów i władz, chętnie porównuje się do „stada ptaków, lecących w tym samym kierunku, do którego można dołączyć i od którego można się odłączyć” to hierarchia zadań jest tam ściśle określona. Ktoś ustala cel, zbiera masę krytyczną i rozpoczyna atak. Czujesz się Anonimowym? Spróbuj położyć serwery rządowe. Nie da rady, prawda? No cóż. Jesteś ptakiem. I lecisz za stadem ptaków. Tylko dokąd?
Ludzie pomagający grupie Anonymous w przeprowadzaniu udanych ataków DDoS to zwykły tłum, masa. Udostępniają swoje łącza internetowe i moce obliczeniowe komputerów, aby zwielokrotnić siłę ataku przy pomocy gotowych programów, takich jak LOIC oraz informują swoich znajomych o planowanej akcji. Bycie częścią społeczności, która potrafi unieruchomić serwisy instytucji rządowych, korporacji międzynarodowych, i która jest na językach całego świata podnosi samoocenę. I nawet, gdy rola użytkownika sprowadza się do bycia tłumem, to daje prawo do poczucia przynależności do „władców internetu”, którzy jak mityczny Zorro, sieją postrach wśród możnych i budzą nadzieję maluczkich.
Czy gdyby protest przeciw ACTA w Polsce nie był poprzedzony atakami na serwery administracji USA, o których mówiono i pisano na całym świecie i gdyby użytkownicy polskiego internetu nie podchwycili analogicznej inicjatywy, uderzającej w serwery polskiego rządu, to czy poczucie konieczności walki o wolność w ogóle miałoby szansę zaistnieć w świadomości przeciętnego Polaka? Czy gdyby protest chciała rozpocząć jakaś organizacja pozarządowa, to miałaby szansę przebicia bez spektakularnego „tango down” kolejnych ministerialnych serwisów? Czy gdyby nie poczucie bycia częścią „kasty hakerów”, o których mówiono w każdym polskim serwisie informacyjnym młodzi ludzie potrafiliby się zjednoczyć w tej bez wątpienia słusznej sprawie? Wątpliwe. Spraw ważniejszych niż ACTA, ważniejszych właśnie dla młodych ludzi przepchnięto w Polsce bez liku. A więc potrzebny był „incydent”, który sprawił, że ludzie poczuli, że muszą walczyć o swoje prawa. I że mogą wygrać.
Polscy „królowie chaosu”, jak określiła grupę Anonymous Gazeta Wyborcza to formacja dość młoda. Według Rzeczpospolitej „jest ich w Polsce mniej niż setka, większość to ludzie, którzy wchodzą lub dopiero niedawno weszli w dorosłe życie […]”. Profil na portalu społecznościowym Facebook założyli w październiku 2011 roku, a ich dotychczasowa działalność ograniczyła się do operacji Mailstorm, polegającej na zalaniu elektronicznych skrzynek pocztowych przełożonych księdza Bonieckiego. Oczywiście w obronie wolności słowa. Anonymous Polska chwalą się również upublicznieniem listy nazwisk i adresów polskich „faszystów”. Pozostaje żałować, że hacktywiści nie ujawnili się wcześniej, chociażby po zamknięciu strony antykomor.pl i zatrzymaniu jej autora przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego lub po wyrzuceniu z Telewizji Polskiej redaktor Anity Gargas, która dotarła do materiałów, pokazujących celowe niszczenie wraku samolotu rządowego TU-154M przez Rosję.
Tak, jak w przypadku protestów w polskich miastach, ten, kto pierwszy założy odpowiedni profil na Facebooku, nawołujący do protestu przeciwko ACTA ten staje się organizatorem i reprezentantem ulicy, tak samo w sieci, jak grzyby po deszczu wyrastają profile Anonymous na Twitterze, YouTube i innych popularnych portalach. Każdy może być jednym z nas. W sieci pojawiły się głosy, że unieruchomienie sejmowej strony, które zapoczątkowało łańcuch ataków na kolejne serwisy w następnych dniach nie było dziełem grupy Anonymous. Działaniem, które mocno podważyło wiarygodność polskich Anonimowych było ostrzeżenie skierowane do Donalda Tuska, któremu grożono ujawnieniem kompromitujących rząd materiałów, dotyczących setek afer Platformy Obywatelskiej, jeśli premier zdecyduje się podpisać ACTA. I o ile wałki partii władzy są sprawą oczywistą, to ultimatum, zawierające kilka ekranów przykładów tychże, opatrzone komentarzem „to tylko 0,5% spraw, na które mamy dokumenty” wyglądało żenująco. Widocznie szef rządu wiedział, że jeśli ktoś włamał się na partyjne serwery, gdzie bez wątpienia w głównym katalogu znalazł folder „Przekręty”, zawierający elegancko uporządkowane dokumenty, zdjęcia i filmy to na 100% nic nie skopiował. Premier się nie wystraszył i ACTA podpisał. W odpowiedzi Anonimowi przekrętów nie ujawnili.
Bez wątpienia Anonymous Polska, jeśli w ogóle posiadają jakąś strukturę, są bytem, który dopiero się tworzy. Byli tak samo zaskoczeni odzewem Polaków i masowymi demonstracjami, jak reszta kraju. Ponieważ niedaleko pada jabłko od jabłoni, warto przyjrzeć się tym, którzy zainspirowali naszych lokalnych aktywistów.
Anonimowi Anonymous
Grupa Anonymous wywodzi się z obrazkowego forum 4chan.org, gdzie każdy może zamieścić swoją treść i jeśli nie jest zalogowanym użytkownikiem, to jego wpis występuje opatrzony nazwą „Anonymous”, czyli anonimowy. Również tam narodziła się idea maski Guy’a Fawkesa, w którą zaopatrzony był rysunkowy ludzik, symbolizujący tzw. epic fail, tj. epicka porażka, który był umieszczany jako komentarz w sytuacji, gdy któryś użytkownik powiedział coś absolutnie głupiego, bądź popełnił oczywisty błąd. Pierwszą akcją Anonymous, a raczej użytkowników 4chan.org były światowe protesty przeciwko sekcie scjentologów, tzw. projekt Chanology przeprowadzone w 2008 roku. Tam po raz pierwszy użyto masek Fawkesa, jako absolutnej dezaprobaty dla działalności sekty. Wystąpienie przeciwko organizacji, która budzi jednoznacznie negatywne skojarzenia oraz działanie w świecie rzeczywistym skoordynowane i zaplanowane w świecie wirtualnym dało grupie Anonymous światowy rozgłos oraz mocno uwiarygodniło ich markę. Analiza dotychczasowych operacji, jakie przeprowadziła ta grupa prowadzi niestety do niepokojących wniosków. Oprócz nieszkodliwych działań, takich jak operacja Lioncash (dorysowywanie lwich pysków na twarzach na banknotach), operacja Lights Out (sztuczne promowanie najnowszego singla Ricka Astley’a w sieci Internet), lub operacja 50cent (atak na piosenkę „Outlaw” wokalisty 50cent), które bez wątpienia służą umacnianiu wizerunku i tworzeniu silnego poczucia przynależności do „grupy żartownisiów”, Anonimowi stali się znani dzięki atakom na firmy oraz instytucje rządowe demokratycznych krajów Zachodu. Ich celami były m.in. rząd australijski (operacja Titstorm - odwet za próby cenzury pornograficznych stron internetowych zawierających sceny gwałtu, przemocy, wykorzystywania dzieci oraz prezentujących aktorki z małymi piersiami), partia chrześcijańsko-demokratyczna w Irlandii, firma Sony (odwet za zarzuty wobec hackera, który złamał zabezpieczenia Play Station 3). W styczniu 2012 roku w reakcji na zamknięcie serwisu do wymiany plików Megaupload.com Anonimowi zaatakowali strony FBI, U.S. Copyright Office, Record Industry Association of America (RIAA) oraz Motion Picture Association of America (MPAA), dopatrując się w działaniu amerykańskich władz zamachu na wolność. Warto odnotować fakt, że grupy Anonymous wspierały rewolucje w krajach arabskich (Egipt, Tunezja, Syria) oraz w Nigerii, blokując strony rządowe, a w roku 2011 w wyniku operacji Darknet doprowadzili do zamknięcia stron z pornografią dziecięcą udostępnianych w sieci TOR, przekazując FBI i Interpolowi dane użytkowników, którzy z nich korzystali.
Operacjami, które wzbudziły najwięcej kontrowersji, również ze względu na to, że w ich efekcie upublicznione zostały setki tysięcy prywatnych danych, w tym osobowych, adresowych i finansowych, były działania pod szyldem Anti Security. Operacja AntiSec miała na celu walkę z firmami i instytucjami, zajmującymi się bezpieczeństwem internetowym, a wspierającymi tzw. „klauzulę pełnej jawności”. Polegała ona na ujawnianiu dziur bezpieczeństwa i sposobów ich wykorzystania, co według Anonimowych umożliwiało internetowym chuliganom modyfikowanie gotowych skryptów w celu zabawy w ataki, a firmom dawało możliwość zarabiania na kolejnych wersjach programów antywirusowych i zabezpieczających. Operacja AntiSec przerodziła się jednak w brutalny pokaz siły i umiejętności Anonimowych, łącznie z kradzieżami środków z kart kredytowych. Pojawiły się głosy krytyki, również ze strony byłych członków, że grupa, walcząca o wolność i prawo do anonimowości beztrosko opublikowała wrażliwe dane osób prywatnych, co stawia pod znakiem zapytania prawdziwe motywy, jakie nią kierowały.
Idol Anonymous na kremlowskim garnuszku
W grudniu 2010 roku po interwencji senatora Joe Liebermana (przewodniczącego senackiej komisji ds. bezpieczeństwa narodowego USA) firma Amazon.com wymówiła swoje serwery portalowi WikiLeaks. W ślad za Amazonem poszły PayPal, MasterCard i Visa, wstrzymując możliwość przelewania darowizn na konta WikiLeaks, odcinając tym samym serwis od finansowania. Rozpoczęła się walka rządu Stanów Zjednoczonych z portalem, ujawniającym przecieki wypływające głównie z administracji USA. Grupa Anonymous zareagowała na działania amerykańskich firm, uderzających w stabilność WikiLeaks bardzo gwałtownie. W ramach operacji Avenge Assange (od nazwiska twórcy projektu Juliana Assange’a) zaatakowane zostały wszystkie w/w korporacje, jak również strony www: banku szwajcarskiego PostFinance.ch (prywatne konta Assange’a), Szwedzkiej Prokuratury Generalnej (twórca WikiLeaks jest oskarżony o dokonanie przestępstw w Szwecji) i senatora Liebermana, a także kilka innych stron i serwisów związanych z działaniami przeciwko WikiLeaks. Działania Anonimowych w przypadku WikiLeaks nie ograniczyły się jedynie do ataków na wybrane cele. W ramach operacji Leakspin niezależne zespoły powołały do życia kilka serwisów www, których celem było zachowanie, tłumaczenie i rozpowszechnianie ważnych, a być może wcześniej przeoczonych przecieków z WikiLeaks.
„Julian Assange ubóstwia wszystko, co dla nas najistotniejsze. Gardzi i nieustannie walczy z cenzurą i niczego się nie boi, nawet rządu Stanów Zjednoczonych” – tak opisywali twórcę portalu WikiLeaks Anonimowi, nawołujący do jego obrony. Czy rzeczywiście wspomniany portal to narzędzie, ukazujące światu działania za kurtyną? Ideą WikiLeaks było udostępnienie miejsca, które umożliwiłoby anonimowe i bezpieczne przesłanie poufnych informacji ważnych dla interesu społeczeństwa. Niemniej jednak to redakcja portalu decydowała, które donosy opublikuje, kiedy i w jakiej formie. Nie bez kozery Assange został okrzyknięty „Władcą tajemnic”. Ale wiarygodność serwisu budziła wiele kontrowersji nie tylko z tego powodu. Okazuje się, że większość przecieków publikowanych na WikiLeaks pochodziło z administracji USA, czyniąc tym samym portal skutecznym ośrodkiem propagandy antyamerykańskiej. Nie stało to jednak na przeszkodzie, by informacje z serwisu cytowały największe zachodnie media, uwiarygodniając całe przedsięwzięcie. Już pobieżna analiza materiałów zawartych na stronie wikileaks.org pokazuje olbrzymią dysproporcję w informacjach, dotyczących np.: USA i Rosji. Czy przy założeniu, że większość danych do portalu dostarczali aktualni, bądź byli pracownicy administracji Stanów Zjednoczonych nie wydaje się dziwne, że jest w nich tak niewiele informacji na temat Federacji Rosyjskiej? Czy można postawić tezę, że rząd USA nie interesuje się Rosją? Wątpliwe.
Kiedy pod koniec 2010 roku Julian Assange został osadzony w areszcie domowym w Wielkiej Brytanii premier Putin określił tę decyzję, jako „niedemokratyczną”, natomiast z ośrodka prezydenta Miedwiediewa wyszła propozycja uhonorowania twórcy WikiLeaks Pokojową Nagrodą Nobla. To wsparcie nie powinno zaskakiwać, zważywszy na fakt, jak duże zasługi na polu osłabiania USA oddał Rosji Assange. Dopełnieniem całości obrazu jest angaż twórcy WikiLeaks w angielskojęzycznej rosyjskiej telewizji informacyjnej Russia Today, przez wielu krytyków uznawanej za narzędzie propagandy Kremla. Od marca 2012 roku Julian Assange będzie gospodarzem 10-odcinkowego programu, w którym planuje rozmowy z zaproszonymi gośćmi na temat wizji świata przyszłości. Czy „Król tajemnic”, obawiając się o swoją przyszłość zdecydował się sprzedać swoje nazwisko rosyjskiej telewizji, czy też niespodziewany angaż jest demonstracyjnym „puszczeniem oka” w kierunku tych, którzy najwięcej stracili na istnieniu WikiLeaks? Bez względu na odpowiedź, decyzja Assange’a ostatecznie przekreśla wiarygodność jego projektu.
Zadziwiająca jest zbieżność celów, wzajemne wsparcie i działanie oparte na anonimowości, które łączą ze sobą Anonymous oraz WikiLeaks. Czy nie istnieje szansa posłużenia się Anonimowymi, bądź marką Anonymous w przypadku, gdy deklarują oni brak struktur i maksymalne rozproszenie organizacyjne? Czy możliwe jest wykorzystanie portalu, publikującego przecieki do rozgrywania własnych interesów, jeśli wiadomo, że redakcja nie pokazuje wszystkich donosów i oczywiście nie ujawnia źródeł? Na czym w obu przypadkach opierać ma się zaufanie i wiarygodność? Czy brak istotnych materiałów dotyczących Federacji Rosyjskiej w projekcie Juliana Assange’a to przypadek? Czy zerowa reakcja ponadnarodowych hakerów na wciąż trwające w Rosji protesty przeciwko domniemanemu sfałszowaniu wyborów lub szereg innych działań, które mogłyby stać się przyczyną ich interwencji to kolejne zrządzenie losu? Czy wsparcie medialne Anonymous i WikiLeaks przez kremlowską stację telewizyjną Russia Today to zbieg okoliczności? Bohater filmu „V for Vendetta”, będącego manifestem ideowym Anonimowych nie wierzy w koincydencję. Pytaniem, które może pomóc wątpiącym w odważnym połączeniu tych wszystkich wydarzeń w spójną całość jest stara łacińska sentencja cui bono – kto skorzystał? Kto skorzystał na publikacjach WikiLeaks? Kto skorzystał na atakach Anonimowych? Czy te działania umacniają państwa, w które są wymierzone, czy też wręcz przeciwnie? Najbardziej przerażającym elementem tych puzzli jest fakt, że obywatele zachodu, w imię walki o nie do końca dobrze rozumianą wolność, zwracają się przeciwko swoim ojczyznom, zapominając zastanowić się, do czego może to prowadzić.
Rosyjska strefa wpływów
Raport belgijskiej firmy prawnej Philippe&Partners, dotyczący kwestii gazu łupkowego na terenie UE przygotowany na zlecenie Komisji Europejskiej i ogłoszony 27 stycznia 2012 roku daje krajom członkowskim zielone światło na poszukiwania tego surowca. Dla Polski, której zasoby gazu zmagazynowanego w łupkach amerykańska Agencja ds. Energii (EIA) szacuje na 5,3 bln metrów sześciennych, co przy obecnym zapotrzebowaniu oznacza zapas na prawie 300 lat, jest to informacja o znaczeniu wysoce strategicznym.
Rosyjski Gazprom, będący pod ścisłą kontrolą Kremla jest największym na świecie producentem gazu naturalnego. Pojawienie się alternatywnych źródeł taniej energii w Europie (gaz łupkowy jest również masowo eksploatowany w USA, co powoduje, że jego cena na światowych giełdach systematycznie spada) pozbawi Moskwę potężnych instrumentów nacisku. Z punktu widzenia Rosji wydobycie gazu, bądź ropy z łupków np.: na terenie Polski jest sytuacją skrajnie niepożądaną, której zaistnienie może zagrozić żywotnym interesom Kremla i zupełnie odwrócić układ geopolityczny w całej Europie. Podpisana po 10.04.2010 przez rząd Donalda Tuska wyjątkowo niekorzystna umowa gazowa między Polską a Rosją wiąże nas horrendalnie wysokimi cenami gazu z Gazpromem - „[…] ceny gazu z bezpośrednich dostaw w Nowym Jorku są niemal pięć razy niższe od cen gazu importowanego teraz przez PGNiG z Rosji.” To zrozumiałe, że rosyjscy stratedzy chcą zabezpieczyć swoje interesy, zarówno gospodarcze, jak i polityczne. Raport z 27 stycznia 2012 roku to fiasko prorosyjskiego lobby, które forsowało całkowity zakaz poszukiwania i wydobywania łupków metodą szczelinowania ze względów ekologicznych (warto dodać, że zakaz taki wprowadzono we Francji). W związku z tym należy spodziewać się działań, mających na celu przejęcie kontroli nad polskimi zasobami gazu łupkowego. Mechanizm wydawania koncesji nie jest w tej perspektywie narzędziem skutecznym, gdyż kolejne rządy RP mogłyby te zezwolenia cofnąć, bądź zmienić ich warunki. Oczywistym jest również fakt, że relacja zależności gospodarczej państw UE od rosyjskiego dostawcy nie jest sytuacją pożądaną przez europejskie stolice, gdyż w sposób bezpośredni może wpływać na decyzje polityczne. W interesie zarówno gospodarek europejskich, jak i samej Polski jest uniezależnienie się od Rosji, które przełożyłoby się bezpośrednio na spadek pozycji geopolitycznej Kremla, co z kolei leży w obszarze zainteresowań USA. Jak zatem Moskwa może próbować zabezpieczyć swoje interesy w Polsce?
Zaplanowane na marzec 2012 roku wybory prezydenckie w Rosji będą pierwszymi, w wyniku których wybrany prezydent będzie sprawował swoją kadencję przez okres najbliższych sześciu lat. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można powiedzieć, że urząd ten obejmie obecny premier Władimir Putin. Rosja ma ambicje neoimperialne i fakt sprawowania niepodzielnej władzy przez tego samego człowieka od 2000 roku jest dobitnym potwierdzeniem tej tezy. Po Tragedii Smoleńskiej mamy do czynienia z niespotykaną w czasach III RP „współpracą” Polski z Federacją Rosyjską, która bardziej przypomina rozszerzanie rosyjskich stref wpływów, niż relację partnerską. O sile i równowadze tej kooperacji niech świadczą sukcesy polskiej prezydencji w Unii Europejskiej: wprowadzenie Rosji do Światowej Organizacji Handlu i otwarcie granicy z Obwodem Kaliningradzkim. „Odpowiedzią […] była decyzja prezydenta Miedwiediewa z listopada ub.r. o rozmieszczeniu w obwodzie kaliningradzkim baterii rakiet Iskander, wymierzonych w cele na terytorium III RP” – podsumowuje bilans naszej współpracy z Rosją Aleksander Ścios. Nie sposób nie zauważyć, że ośrodek prezydencki Bronisława Komorowskiego jest silnie zorientowany na dialog z Moskwą, świadczy o tym szereg działań i inicjatyw podejmowanych przez prezydenta. Wydana w październiku 2010 roku dla Biura Bezpieczeństwa Narodowego ekspertyza, dotycząca budowy zintegrowanego systemu bezpieczeństwa narodowego Polski roi się od sformułowań i rekomendacji, wskazujących naszą podległą rolę w relacjach z Moskwą, uwypuklając jednocześnie konieczność ochłodzenia stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Niech podsumowaniem wizji naszej współpracy z Federacją Rosyjską będzie poniższe zdanie: „Warunkiem, jaki musimy zaakceptować, co wymaga kroku do przodu ze strony Polski i całej wspólnoty atlantyckiej, jest porozumienie z Rosją taką, jaka ona jest i chce być”, pochodzące ze wspomnianej ekspertyzy.
Z kolei ośrodek rządowy premiera, nawet jeśli działa w ścisłym porozumieniu z pałacem prezydenckim to poprzez ambicje Donalda Tuska jest podatny na realizowanie celów polityki największych graczy UE. Tragedia Smoleńska i kapitulacja rządu RP przed Moskwą powoduje, że premier Tusk jest rosyjskim zakładnikiem prawdy o Smoleńsku, chociażby ze względu na masowe zaniedbania i niekorzystne decyzje, które podjął po katastrofie, a które stały w bezpośredniej sprzeczności z interesem naszego państwa. Dobitnie świadczy o tym fakt, jak MAK rozgrywa kwestię głosu śp. generała Błasika, która była filerem kłamliwej tezy o naciskach na załogę rządowego Tu-154M, twierdząc, że nie poprawi swojego raportu, bo głos Dowódcy Sił Powietrznych RP zidentyfikowali Polacy. Na naszych oczach dochodzi do sytuacji, w której Rosja zaczyna zrzucać na Polskę ciężar zaniedbań, błędów i rażących naruszeń, które miały miejsce po 10.04.2010, sama jednocześnie pozostając poza wszelka krytyką. I o ile kwestia usunięcia już niepotrzebnego Donalda Tuska jest sprawą nieskomplikowaną, gdyż jego los leży w rękach mediów, które go do władzy wypchnęły i przy władzy utrzymały, to elementem, który wciąż stoi na drodze do zakonserwowania w Polsce rosyjskiej strefy wpływów jest Prawo i Sprawiedliwość.
Nowa scena polityczna
Pomimo tego, że partia Jarosława Kaczyńskiego zasiada w ławach opozycji od 2007 roku jest jedyną siłą w kraju zdolną do niezależnej i odważnej polityki niepodległościowej. Przeciwnicy silnej Polski mają świadomość, że wszystkie działania, prowadzące do osłabienia PiS są tożsame z ich interesami. Jednym z takich działań jest przetasowanie polskiej sceny politycznej w myśl zasady „wszyscy politycy są źli”. I właśnie w czasie protestów w sprawie ACTA mieliśmy do czynienia z próbami tworzenia tego typu narracji. Jeśli założymy, że media głównego nurtu w Polsce są nieobiektywne, nie kierują się interesem odbiorcy, a służą jako tuba propagandowa rządu i bicz na opozycję, to jak wytłumaczyć ich tak gorliwe zaangażowanie w walkę z Donaldem Tuskiem? Walkę, która do tej pory była albo przemilczana albo przedstawiana w fałszywy sposób. Tym razem jednak media dostrzegły tłumy na ulicach. Po stronie hakerów stanął Jacek Żakowski, maskę Guya Fawkesa nałożyła Monika Olejnik. „Polski rząd nie zauważył, że na scenie pojawił się nowy gracz: społeczeństwo obywatelskie odrzucające dinozaury polityczne ery analogowej. Jak to możliwe?” – pyta z troską redaktor tygodnika Newsweek. Przykłady można mnożyć. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na charakterystyczny zabieg, opisujący całą obecną klasę polityczną negatywnym sformułowaniem „dinozaury polityczne ery analogowej”. Analogiczne zwroty można było dostrzec w wielu publikacjach i wypowiedziach, z których wyglądała ożywcza myśl wymiany starego na nowe. Rewolucja. Nowe rozdanie. „Tu nie idzie przede wszystkim o Internet, wolność słowa i ACTA. To manifestacja tego, co młodzi Polacy myślą o polityce i o władzy w Polsce. To bunt” – zauważa były redaktor naczelny tygodnika Wprost Tomasz Lis. „Oni nas zdradzili. Polacy chcą się ich pozbyć” – wynika z artykułu Wirtualnej Polski, która sprawdzała, jak powinna wyglądać nowa, lepsza Polska.
Choć protesty przeciwko ACTA nie mogły być wymierzone w nikogo innego tylko w sygnatariusza umowy, czyli Donalda Tuska to mimo tego media bardzo skrupulatnie pilnowały, aby na osłabieniu rządu nie skorzystał PiS. Przypominano wypowiedzi lidera partii o internautach sprzed wielu lat, eksponowano niepełne informacje, dotyczące stanowiska euro-posłów tej partii, pomijając fakt, że Parlament Europejski w kwestii ACTA żadnych decyzji jeszcze nie podjął. Sondaże powtarzane i nagłaśniane w każdym medium pokazują 10-punktowy spadek notowań rządu i zaledwie 1-punktowy wzrost poparcia PiS. Częściowym beneficjentem upadku Tuska ma być promowany Janusz Palikot. Jednak po nieudanej próbie podłączenia się pod manifestację w Warszawie, podczas której został wygwizdany i musiał ratować się hańbiącą ucieczką ten zabieg nie jest już taki prosty. Media III RP nie mogły pozwolić sobie na to, aby nie zrelacjonować tego wydarzenia z bardzo prostego powodu – na ulice wyszła spora część społeczeństwa, która do tej pory pozostawała poza życiem politycznym kraju. Utrata wiarygodności w tej dużej i pilnie obserwującej doniesienia na swój temat grupie społecznej to cena zbyt wysoka.
Anonimowa siła ulicy
W indyjskim mieście Ajodhja 6 grudnia 1992 roku tysiące wyznawców hinduizmu uzbrojonych w młotki, kije i inne lekkie narzędzia w kilkanaście godzin zburzyło muzułmański meczet, stojący tam od ponad 450 lat. Wszystko pod pretekstem prac archeologicznych, które rzekomo wykazały wcześniejszą obecność świątyni Ramy w tym miejscu. Ludzie poddani umiejętnej manipulacji bardzo często działają z najwyższych pobudek, oddając sprawie całych siebie. Protesty przeciwko ACTA pokazały, że w przypadku niezafałszowanej relacji medialnej ulica dysponuje ogromną siłą. W krajach demokratycznych nie powinno to dziwić, niemniej jednak w Polsce, gdzie większość manifestacji prezentuje się przy odmieniając na wszystkie sposoby słowo „faszyzm” przypomina to o starej prawdzie. I choć protesty anty-ACTA były diametralnie inne od tych, z którymi mieliśmy do czynienia do tej pory, głównie ze względu na to, że były zwyczajnie „w modzie” to spowodowały, że w arsenale dostępnych metod realizowania interesów pojawiły się nowe narzędzia i metody działania. Nie sposób w 100% zawyrokować, czy sprzeciw był inspirowany, czy nie. Sprawny strateg jest w stanie wykorzystać nadarzającą się okazję do realizacji swoich własnych celów, a takim była budząca kontrowersje umowa ACTA. Pojawia się jednak ryzyko, gdyż każda rewolucja opiera się o działanie mas, a masy mogą łatwo wymknąć się spod iluzorycznej kontroli. Bez wątpienia doszło do bardzo ważnej rzeczy, a mianowicie udało się wybudzić tłumy młodych ludzi z politycznej śpiączki. Jest nadzieja, że choć część z nich zacznie krytycznie patrzeć na działania rządzących. Do nich należy docierać z rzetelnymi informacjami i z prawdą. Bo w Polsce powodów do żarliwych protestów jest aż nadto. I należy na takich protestach być albo je organizować.
Układanka
Można polemizować z tym, czy brak działań Anonimowych na terenie Federacji Rosyjskiej, łączy się w jakiś sposób z wyjątkowo łagodnym potraktowaniem Rosji na portalu wikileaks.org, którego założyciel dostał swój program w kremlowskiej telewizji. Można przymykać oko na to, że sformułowanie „Jesteśmy Legionem” to cytat z Pisma Świętego, opisujący złe duchy, a większość zastosowań tego zwrotu w pop-kulturze ma również charakter demoniczny. Można nie zauważać niezwykłego zwrotu prorządowych mediów, które skwapliwie relacjonują manifestacje i przyczyniają się do upadku Tuska. Można nie wierzyć w to, że w interesie Rosji leży przejęcie kontroli nad naszymi złożami gazu łupkowego. W końcu, można kpić z tego, że gwarantem i nadzieją na odzyskanie niezależności Polski jest Prawo i Sprawiedliwość.
Nie napisałem tego tekstu, aby przekonywać nieprzekonanych. Napisałem go, aby pokazać, że jesteśmy świadkami o wiele bardziej złożonego procesu, którego finał może być dla nas bardzo niekorzystny. I choć mogę się w niektórych miejscach mylić, to jestem pewien jednego. Możemy mieć na ten proces wpływ. To, czy się nam uda, zależy w dużej mierze od nas.
Przypisy:
http://rebelya.pl/post/705/anarchisci-narodowcy-i-inni-razem-przeciwko-act http://centrumcyfrowe.pl/2012/protest-w-sprawie-acta-to-walka-mlodych-o-wolnosc-w-internecie-potwierdzaja-wyniki-badan/
http://nt.interia.pl/wiadomosci/news/byly-czlonek-anonimowych-krytykuje-dzialania-grupy,1684686,1276
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,11046926,Bruksela_nie_ograniczy_poszukiwan_gazu_lupkowego_w.html
http://wiadomosci.wp.pl/title,Polacy-marza-o-rewolucji-i-zmianie-systemu,wid,14210537,wiadomosc.html
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4419 odsłon
Komentarze
Re: REWOLUCJA.PL?
21 Lutego, 2012 - 16:40
Kapitalny tekst; świetna analiza problemu.
Re: raczek
21 Lutego, 2012 - 17:05
Ups, to było coś. Gratuluje znakomitego wpisu!
Internet...
21 Lutego, 2012 - 18:14
powoli staje się zabawką w rękach dorosłych, którzy są skłonni narzucać swoje "analogowe" myślenie. Staje się sferą życia w której dochodzić będzie do ostrych konfliktów, podziałów i manipulacji. Wszystko w trosce o dobro człowieka przeciętnego a więc nieistniejącego. Od opczątku istnienia internetu obserwuję jego ewolucję. Pierwotnie był dla mnie odkryciem i fascynującym zjawiskiem. Pozwolił mi na uzupełnienie mojej edukacji w tempie o jakim nie śniłem (początek lat dziewięćdziesiątych). Potem stopniowo zaczynał przypominać wysypisko śmieci gdzie z pewnym trudem ale wszystko można znaleźć, choć mało co się naprawdę przydaje(lata od roku 2000). Wreszcie zaczyna przypominać cuchnące bajoro do którego wchodzę z coraz mniejszą przyjemnością. Powoli jednak przemienia się w narzędzie terroru i manipulacji. Przypuszczam że wraz zostatnią sprzedaną na świecie papierową gazetą do lamusa odejdzie internet jaki znamy. Będzie jedynie masowym komunikatorem stanu zamówionego. O stan naszych umysłów będzie musiało się zatroszczyć coś innego niż internet.
Re: Internet...
21 Lutego, 2012 - 18:59
...tak trzymać!!! do zwycięstwa!!! pozdrawiam...
zimny drań
Re: Internet...
21 Lutego, 2012 - 19:19
Mam podobnie - obserwuję.
Internet, od paru lat, "trafił pod strzechy".
To i dobrze, i źle.
Jako forma komunikacji między ludźmi jest niezastąpiony.
Ale jako medium gwarantujące anonimowość pozwala publicznie (?) zabierać głos osobom, które posługują się środkami absolutnie niedopuszczalnymi (nie pisze o piractwie i hakerach, dla jasności). I nie ma konsekwencji - bo, jakie?
To jedna sprawa.
A druga. A w parze z dostępem do informacji idzie dezinformacja.
Przeciętny Polak-internetowiec swoją wiedzę o świecie będzie czerpał z interii, wp czy onetu...
I czego się dowie?
Wiadomo.
Aha, ludzie, którzy widzą wikipedię jako źródło wiedzy "specjalistycznej", noo... tego.... :D
Co do tekstu Autora. Napisałbym coś, ale... powtórzę się :). Oby więcej takich.
autor
21 Lutego, 2012 - 18:25
brawo!
10p
pozdr.
dobry tekst !!!
21 Lutego, 2012 - 19:46
WOJ-CIECH Ł
bardzo ciekawy artykuł ,myślę ,że jeszcze dużo niespodzianek przed nami !!!!!!!!!!!
WOJ-CIECH Ł
Dojechałem do końca...
21 Lutego, 2012 - 19:50
WOW:)
Jeśli kolega pozwoli porozsyłam po znajomych. Bo warto!
Ukłony
Raczek
21 Lutego, 2012 - 19:54
Witam,
nie pierwsza to analiza, za to dość wyczerpująca. I chwała autorowi za to.
To przyczynek nie tylko do dyskusji, ale i do wyciągnięcia wniosków.
Anonimowi w zbyt wielu kwestiach się zbytnio zarzekają, a brednie o tym, że nie są i nie mogą być infiltrowani, czy też inspirowani przez służby warte śmiechu.
To właśnie jedna z wyższych form działania niewidocznych.
Ponadto anonimowi są co najmniej zwróceni w lewo, a po prawdzie anty-prawicowi.
Pozdrawiam i dziękuję za trud.
jwp
Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
Gratuluję. Bardzo sensowny tekst.
21 Lutego, 2012 - 19:57
Co do naszego wpływu na to co się dzieje mam jednak poważne obawy. Chodzi mi głównie o protestujących przeciw ACTA. Nie wiążę z masowością i liczebnością protestów (obym się mylił) zbyt wielkich nadziei. Realną władzę ma ten kto może heble ściągnąć w dół. Proszę zauważyć, że protestujący zorganizowali się dzięki internetowi. Jeszcze. Za chwilkę (stąd zapewne ten niebezpieczny bełkot o cyberatakach i stanie wojennym) zdławienie jakichkolwiek protestów będzie banalne - heble w dół. Nie na stałe. Wystarczy godzina, dzień albo tydzień. I jak ci ludzie się zorganizują jeśli w życiu nie napisali (trochę przerysowuję oczywiście) tradycyjnej kartki lub listu. "Cyfrowo" są świetni ale obawiam się że "analogowo" to już nie. Gdy wybuchnie bomba atomowa zegarki mechaniczne będą dalej działać i telefony na korbkę również. Bardzo się obawiam, że stajemy się coraz bardziej kompletnie bezbronni. Pytaniem jest jak bardzo, jak szybko to postępuje i czy już przekroczona jest bariera bezpieczeństwa. Wszyscy siedzimy po uszy w Cyber-Auschwitz poprzez różne IP, ID, PiN-y, NIP-y i co tam jeszcze. Nie ma stąd ucieczki. Z tradycyjnego Auschwitz z trudem bo z trudem ale można było uciec.
Będę wdzięczny jeśli ktoś mnie przekona, że to co napisałem to tylko czarnowidztwo.
Pozdrawiam
HdeS
HdeS
"Nie wiem czym będziemy walczyć...
21 Lutego, 2012 - 20:09
w III wojnie światowej ale IV będzie na maczugi".
Einstein główkował podobnie:) Możesz być dumny z siebie:)
Pozdrawiam serdecznie
Ważny i niezwykle potrzebny wpis
21 Lutego, 2012 - 20:34
To niewątpliwie jeden z ważniejszych tekstów jakie się przez ten portal przewinęły .Ważny i niezwykle potrzebny wpis ..
10 pkt
pozdrawiam
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Andruch z Opola
http://andruch.blogspot.com
-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>
Od ponad dwóch lat chomikuję takie perełki, bo lubią znikać
21 Lutego, 2012 - 21:08
a poza tym nie mam już zaufania do żadnych niby-trwałych elementów rzeczywistości. Boję się, że którejś niedzieli nie będzie "Teleranka", jak i zniknął "Antysalon"...