Szkoda, że min. Rostowski nie ściągnął wczoraj w sejmie buta, by walić w mównicę, jak kiedyś Chruszczow na forum ONZ w październiku 1960 r. Dobrze natomiast, że premier wyskoczył w roli arbitra elegancji i starał się uspokoić sytuację, bo przecież nerwica na Titaniku coraz większa. Tak wielka, że sam premier przy okazji zapewnił, że mamy jak w banku, że odejdzie, jak morze się za bardzo wzburzy...