Jarosław G., przez Michalkiewicza zwany - być może niesłusznie - POBOŻNYM, poleciał do Moskwy i jak to donoszą, nawet upomniał się o wrak TU-154 M.
No i patrzcie Państwo - wrócił żywy. A mogło być inaczej.
Rosja nam się demokratyzuje albo pan Jarek na kolanach musiał podpisać lojalkę? Miejmy nadzieję, że jeśli już, to pierwszą w życiu.
Cóż, życie ma swoją cenę, a lochy Kremla i Łubianki swoją...