Testament polityczny prezydenta

Obrazek użytkownika Kajeka
Artykuł

10.04.2011 | Aktualności | źródło: Nasz Dziennik
Testament polityczny prezydenta

Polska 10 kwietnia 2010 r. straciła prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Jako Polacy straciliśmy człowieka, który, głęboko w to wierzę, będzie przez potomnych określany jako mąż stanu i jako obrońca polskiej racji stanu. A ja straciłem też ukochanego Brata i Bratową, najbliższą obok mojej mamy rodzinę.

Zastanawiam się dziś, jak chciałby śp. prezydent RP, jak chciałby Leszek być opisywany przeze mnie. Sądzę, że byłby zadowolony, gdybym pisał o nim jako o Polaku, patriocie, obywatelu, polityku, człowieku bez reszty oddanym własnej Ojczyźnie i swojemu Narodowi. Zapewne byłby też zadowolony, gdyby córka Marta mówiła czy pisała o nim bardziej jako o ojcu.

A więc tak właśnie o nim chcę mówić. Chcę napisać o testamencie politycznym mojego śp. Brata, który zostawił mi i nam wszystkim, swoim rodakom, ludziom, którzy uważają, że choć on już nie żyje, to żyją ideały, którym służył całe życie, żyją idee, które wypracowywał, by stały się polską rzeczywistością i polską przyszłością.

Bezpieczne państwo

Świętej pamięci prezydent RP Lech Kaczyński nie był politykiem jednego wymiaru, jednego problemu, jednego zagadnienia, jednego tematu. Politykę polską pojmował jako integralną całość. Uważał, tak jak zdecydowana większość Polaków, że Polska musi być państwem bezpiecznym, a więc rolą państwa jest także ochrona obywateli. Zdaniem śp. Lecha Kaczyńskiego, państwo ma być bezpieczne i w wymiarze wewnętrznym, i w wymiarze międzynarodowym. Idee bezpiecznego państwa realizować mogą i powinny służby mundurowe: armia strzegąca jej granic i - podważanej przecież czasami - integralności terytorialnej kraju, ale też np. policja, która troszczy się o indywidualne bezpieczeństwo obywateli-podatników. Osłabianie wojska, policji, straży granicznej może prowadzić tylko do stopniowego zaniku, spadku znaczenia państwa, anarchizacji życia społecznego, gdzie obywatele będą coraz bardziej zdani tylko na siebie. Polska, zdaniem mojego Brata, jeśli chce być państwem niepodległym, musi być państwem silnym. Silnym w sensie organizacji władzy państwowej, silnego ośrodka władzy: w myśl tej koncepcji Polska powinna, zgodnie ze swoją historią, zachować unitarny charakter państwa, wzorując się bardziej na Francji niż na 17 prowincjach autonomicznych Hiszpanii. Państwo polskie śp. Lecha Kaczyńskiego to państwo cieszące się szacunkiem własnych obywateli, silne siłą autorytetu, które ma u Polaków, ale też silne respektem, jaki zdobywa u bliższych i dalszych sąsiadów oraz w organizacjach międzynarodowych.

Silna Polska na arenie międzynarodowej

Właśnie temu poświęcona była bardzo aktywna polityka międzynarodowa, którą prowadził śp. prezydent. Miała ona szczególne znaczenie wtedy, gdy prezydent mógł liczyć w latach 2005-2007 na silne zaplecze polityczne w postaci ściśle współpracującego z nim rządu. Ale przez niemal pięć lat prezydentury wszystkie działania Brata podporządkowane były takiej wizji Polski na arenie międzynarodowej, gdzie Rzeczpospolita jest punktem odniesienia, więcej: naturalnym liderem krajów regionu Europy Środkowo-Wschodniej, i szerzej: również państw powstałych na gruzach dawnego Związku Sowieckiego. To nie kwestia wskrzeszenia snu dynastii Jagiellonów, lecz zwykły pragmatyzm: albo nasze państwo będzie kreować blok krajów ściśle z nami współpracujących, albo będzie narażone na próby podporządkowania czy przynajmniej wciągnięcia w rosyjską strefę wpływów politycznych i gospodarczych. To gra o sumie 0:1. Albo - albo. Stąd jego wysiłki na rzecz zacieśniania współpracy w ramach państw tzw. nowej Unii, tych, które weszły do UE w roku 2004 i 2007, szczególnie tych wywodzących się z naszego regionu Starego Kontynentu. Stąd modelowa współpraca z Ukrainą i Gruzją, których aspiracje europejskie, a także, w przypadku Gruzji, euroatlantyckie były oczywiste i wymagały mocnego, polskiego, politycznego wsparcia.

Solidarni

Świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński wywodził się z „Solidarności”, działał w tym związku, pracował w strukturach podziemnych, był w ścisłych krajowych władzach zdelegalizowanej, ale istniejącej „Solidarności”, lecz także tej oficjalnie przywróconej do polskiego życia publicznego. Jego polityka musiała więc odwoływać się do wizji solidaryzmu społecznego, do biblijnej, ale przecież aktualnej w życiu społecznym, także w XXI wieku, zasady: „Jedni drugich brzemiona noście”. Dla mojego Brata było jasne - i musi to być drogowskazem dla nas - „hic et nunc” - „tu i teraz”, to że państwo nie może być, jak chcą liberałowie, „nocnym stróżem”, jedynie z grubsza pilnować, aby nie rozkradziono majątku narodowego. Musi aktywnie wspierać obywateli słabszych ekonomicznie, uboższych, często nie ze swojej winy, ludzi starszych, chorych, rodziny wielodzietne. To społeczny, socjalny, ale fundamentalny wymiar polityki polskiej w nowym tysiącleciu. A solidaryzm społeczny jest w gruncie rzeczy inną, gospodarczą twarzą solidaryzmu narodowego. Naród, w myśl koncepcji mojego Brata, nie jest federacją koterii, grup nacisków, branż, korporacji, lecz dziedziną, w której silniejsi pomagają słabszym. Ta wizja była głęboko zakorzeniona w społecznej nauce Kościoła katolickiego. Zresztą, dla śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego prawa pracownicze i ich realizacja były elementem pewnego, pożądanego dla Polski ładu moralnego.

Mój Brat jako prezydent, jako działacz społeczny podkreślał wielokrotnie, że nie może być myślenia o Polsce bez myślenia o polskiej wsi, o polskich rolnikach, o ludziach, którzy choć rolnikami nie są, to mieszkają na terenach wiejskich. Zdaniem śp. profesora Lecha Kaczyńskiego, mojego Brata, nie można jednemu z najbardziej rolniczych krajów Unii Europejskiej, jakim jest Polska, amputować jego integralnej części, jaką jest polska wieś. Stąd też podkreślana przez niego konieczność zaprzestania dyskryminacyjnej polityki UE, która dopłaty dla polskich rolników ustawiła na poziomie znacznie niższym niż dla farmerów włoskich czy niemieckich. Te miliardy złotych w skali 7-letniego unijnego okresu budżetowego to też dzisiaj wciąż aktualny postulat, choć zupełnie zapomniany przez obecny rząd.

Pamięć, prawda, duma

Absolutnie podstawową sprawą dla śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale też drogowskazem, który postawił nam, żyjącym Polakom, była polityka historyczna. Pod tym mianem tak naprawdę kryje się przywracanie pamięci o polskiej walce o wolność w ostatnim 70-leciu, a także uczczenie często już zapomnianych bohaterów tej walki. Tę misję przywracania szacunku dla narodowych zmagań o niepodległość zapoczątkował mój śp. Brat jeszcze jako prezydent stolicy, od podstaw tworząc Muzeum Powstania Warszawskiego. Kontynuował to dzieło, wspierając, już jako głowa państwa, działania zmierzające do powstania muzeum najnowszej historii Polski, ale też poprzez bardzo konsekwentną politykę orderową, odznaczając zarówno ludzi podziemia powojennego, jak i podziemia solidarnościowego: zapomnianych bohaterów polskiej wolności, ludzi skromnych, przeważnie mających znacznie mniejsze uposażenia emerytalne niż ich komunistyczni prześladowcy.

Polskość jako dar

Mój Brat uważał, że naród to sztafeta pokoleń, że dziś kolejne pokolenia przekazują pałeczkę następnym i wspólnie tworzymy wielką skarbnicę polskich dziejów. Skarbnicę dumną, wzniosłą, czasem tragiczną, ale naszą, niepowtarzalną, polską. Bo dla Lecha Kaczyńskiego - jako człowieka, obywatela, jako Polaka, polskość była wartością. Wartością dodaną. Obaj znaliśmy powiedzenie powtarzane od dawna w naszej Ojczyźnie, że „skoro urodziliśmy się Polakami - to umrzemy też jako Polacy”. Ale słowa te oznaczają też, że polskość jest darem, który przyjmujemy, ale też wzbogacamy naszym życiem.

Mój śp. Brat uważał, że warto być Polakiem i swoistym grzechem jest odrzucanie polskości przez ludzi urodzonych jako Polacy. Byliśmy zawsze zgodni, że duma z poczucia przynależności do wspólnoty narodowej powinna być udziałem każdego Polaka, niezależnie od miejsca zamieszkania. Gdy nasz wielki rodak Jego Świątobliwość Jan Paweł II po raz pierwszy przyjechał do USA, amerykańscy Polacy witali go transparentami, na których widniały charakterystyczne słowa: „I am proud to be Polish” („Jestem dumny z bycia Polakiem”). Nasi rodacy zza oceanu dobrze i lapidarnie uchwycili istotę rzeczy. Świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński uważał, że mamy pełne prawo być dumni z tego, że należymy do Narodu z przeszło 1000-letnią tradycją, ale też Narodu, który ma przed sobą szansę na znaczącą przyszłość w Europie i świecie.

Bo mój śp. Brat, szanując dumną, polską przeszłość, myślał cały czas o zapewnieniu Polsce i Polakom dobrej przyszłości. Chciał, aby dziś, jutro i pojutrze, aby zawsze Polska była dobrą matką dla wszystkich swoich dzieci: tych żyjących w kraju, i tych, których losy rzuciły, może czasowo, może i na stałe, na obczyznę. Tych bogatych i tych biednych. Tych silnych i tych słabszych. Zdrowych i zmagających się z chorobą. Młodych i starszych.

Takie właśnie myślenie o Polsce, które charakteryzowało życie mojego Brata, zamierzam kontynuować.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Brak głosów