Nasza szansa minęła

Obrazek użytkownika Danz
Artykuł

Po co w zasadzie Władimir Putin ma przyjechać 1 września do Polski? Wspólne świętowanie tego rodzaju rocznic jest potwierdzeniem, że podobnie rozumie się moralny sens minionych wydarzeń, ich przyczyny i skutki. Trudno jednak przypuścić, by Putin chciał wyrazić ubolewanie z powodu paktu Ribbentrop-Mołotow, by potępił morderców polskich oficerów oraz przyznał, że Armia Czerwona nie wyzwoliła Polski, lecz ją zniewoliła. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek doczekamy się takiej Rosji – w każdym razie takie wizyty jej nie przybliżają. Putin przyjeżdża chyba nie po to, by wygłaszać miłe naszemu uchu deklaracje. To my mamy dyskretnie 1 września milczeć, by nie urazić znamienitego gościa.

Po co jest więc to zaproszenie? Czy nie lepsza byłaby zwykła wizyta robocza, w trakcie której negocjowalibyśmy interesy, a nie udawalibyśmy, że łączy nas wspólnota wartości i pamięci? Zapewne wzorem miały być nasze relacje z Niemcami. Politycy niemieccy często i dość chętnie uczestniczyli w podobnych uroczystościach. Tylko że Niemcy – mimo iż Republika Federalna uważała się za bezpośrednią kontynuatorkę Rzeszy (choć tylko częściowo terytorialnie z nią identyczna) – moralnie odcinała się od polityki narodowych socjalistów i uznawała swoją odpowiedzialność za ich zbrodnie. Teraz nie jest do końca jasne, czy i kiedy ta kontynuacja się skończyła. Co więcej odbywa się intensywna praca publicystyczna nad nowym obrazem przeszłości. Na przykład w ubiegłym tygodniu „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zamieściła długi artykuł Bernda Wagnera, profesora uniwersytetu Bundeswehry w Hamburgu, który zastanawia się, kiedy naprawdę zaczęła się i skończyła II wojna światowa: „II wojna światowa utożsamiana jest z wojną Hitlera. Ale na tym właśnie polega problem: czy nie upraszczamy globalnego procesu przemocy tamtych lat, gdy redukujemy go do niepohamowanych fantazji zdobywczych niemieckiego dyktatora?”. Autor dochodzi do wniosku, że II wojna światowa zaczęła się w Chinach 18 września 1931 roku i dalej pisze: „Załóżmy przez moment, że wraz z klęską Polski jesienią 1939 roku wojna by się skończyła, co ex post mało wydaje się prawdopodobne, ale niewykluczone. W takim wypadku nikt by nie mówił o „wojnie światowej”, lecz o wojnie „niemiecko-polskiej”.

Rzepa.

Brak głosów