Któż z mojego pokolenia nie pamięta chałuszkę (tak w moim domu nazywano piętkę chleba) odkrojoną z jeszcze gorącego chleba polaną mlekiem lub wodą i posypaną cukrem. Albo zupełnie bez niczego, tylko tak ściśniętą w garści, gryzioną między kolejnymi łykami posłodzonego mleka, tego prawdziwego, nie UHT, które nie ma już ani zapachu, ani smaku.
...........
Mała piekarnia, z dala od centrum...