Znany reżyser agentem UB i mordercą kobiety w ciąży

Obrazek użytkownika obiboknawlasnykoszt@tlen.pl
Artykuł

[quote]Mjr Antoni Żubryd ps. „Zuch” był dowódcą antykomunistycznej partyzantki w Bieszczadach i w Beskidzie Niskim.

24 października 1946 r., on i jego będącą w 8 miesiącu ciąży żona zostali zamordowani przez agenta UB, późniejszego znanego reżysera w PRL. W III RP uznał zbrodnię za… przedawnioną. Antoni Żubryd przyszedł na świat 4 września 1918 r. w Sanoku w rodzinie robotniczej. W 1933 r. rozpoczął naukę w Szkole Podoficerskiej dla Małoletnich w Śremie. Trzy lata później został skierowany do 40. Pułku Piechoty „Dzieci Lwowskich”. Podczas kampanii wrześniowej 1939 r. walczył w obronie Warszawy. W trakcie walk został awansowany do stopnia sierżanta i odznaczony Krzyżem Walecznych. Po kapitulacji dostał się do niewoli. Zwolniony po kilku dniach, powrócił do Sanoka. Schwytany przy próbie przejścia granicy niemiecko-radzieckiej w 1940 r., podjął współpracę z sowieckim wywiadem, prowadząc rozpoznanie niemieckich umocnień nad Sanem. Z tych powodów, w listopadzie 1941 r. Żubryd został aresztowany przez gestapo i po dwóch latach śledztwa skazany na karę śmierci. W drodze na egzekucję zbiegł z transportu i powrócił do Sanoka. Gdy w lecie 1944 r. miasto zostało zdobyte przez Armię Czerwoną, zgłosił się do tworzonego powiatowego UB w celu podjęcia tam pracy. Jako szeregowy pracownik przesłuchiwał volksdeutschów, konfidentów gestapo i członków UPA podejrzanych o współpracę z Niemcami. Utrzymywał też kontakty z ukrywającymi się członkami podziemia antykomunistycznego. Zagrożony dekonspiracją, w czerwcu 1945 r. zdezerterował z sanockiego PUBP, przechodząc do podziemia. W odwecie ubecy aresztowali jego 4-letniego syna Janusza oraz teściową. Sam Żubryd w krótkim czasie utworzył oddział partyzancki złożony z byłych akowców oraz dezerterów z MO, UB i Ludowego Wojska Polskiego. Stworzony w ten sposób Samodzielny Batalion Operacyjny noszący kryptonim „Zuch” podlegał Oddziałowi III Komendy Okręgu VII Narodowych Sił Zbrojnych. Jedną z pierwszych akcji oddziału była likwidacja szefa sanockiego UB oraz zajęcie posterunku MO w Haczowie, dzięki czemu doszło do uwolnienia syna i teściowej Żubryda. Batalion zwalczał przede wszystkim funkcjonariuszy UB, żołnierzy KBW, członków PPR i konfidentów. Z rąk partyzantów zginęło dwóch wysokiej rangi oficerów sowieckich służących w LWP – szef sztabu 8. Dywizji Piechoty ppłk Teodor Rajewski oraz zastępca szefa wydziału polityczno-wychowawczego wspomnianej dywizji, kpt. Abraham Preminger. Zadaniem batalionu była również obrona polskich wsi przed atakami ze strony UPA, dzięki czemu zyskał on duże wsparcie wśród miejscowej ludności. Rozbicie oddziału Żubryda stało się jednym z głównych zadań funkcjonariuszy bezpieki. Starano się też zastraszyć tutejszą ludność poprzez organizowanie publicznych egzekucji. Na przełomie maja i czerwca 1946 r. trzech schwytanych partyzantów skazano w błyskawicznym procesie na karę śmierci, po czym stracono na stadionie miejskim, na który spędzono m.in. szkolną młodzież. We wrześniu 1946 r. z zadaniem zlikwidowania „Zucha” do oddziału przeniknął agent UB, były akowiec, Jerzy Vaulin ps. „Warszawiak”. 24 października 1946 r. w lesie w pobliżu wsi Malinówka w powiecie brzozowskim Vaulin strzałem w tył głowy pozbawił życia Antoniego Żubryda oraz jego będącą w ósmym miesiącu ciąży żonę Janinę. Następnego dnia funkcjonariusze bezpieki zabrali zwłoki. Teściową i syna Żubrydów osadzono na zamku w Rzeszowie. Jerzy Vaulin w PRL-u skończył studia, rozpoczął karierę dziennikarską i reżyserską. Nakręcił około 20 filmów, za które dostał wiele nagród i wyróżnień. Do dokonania mordu przyznał się publicznie na łamach „Gazety Wyborczej”. W 1999 r. Sąd Okręgowy w Krośnie umorzył postępowanie przeciwko niemu z powodu przedawnienia. Sam Vaulin podsumował sprawę słowami: „Nie czuję pokuty, jest to moje największe bojowe przeżycie, zakończone zwycięstwem”. 25 października 1998 r. odbyła się uroczystość odsłonięcia krzyża pamiątkowego w miejscu mordu Janiny i Antoniego Żubryda w pobliżu wsi Malinówka. Paweł Brojek • prawy.pl źródło: podziemiezbrojne.blox.pl fot. podziemiezbrojne.blox.pl Na zdjęciu: Ciała mjr. Antoniego Żubryda „Zucha” i jego żony Janiny, zastrzelonych przez agenta UB Jerzego Vaulina[/quote]

 

Za: http://wzzw.wordpress.com/2012/10/24/znany-rezyser-agentem-ub-i-morderca-kobiety-w-ciazy/

Brak głosów

Komentarze

Jeżeli morderca może ciągle spokojnie spać, nie czuje wyrzutów i sumienie nie wyrzuca mu jego popełnionej zbrodni, to tym gorzej dla mordercy. Sumienia nie oszuka, dopadnie go nawet przy ostatnim tchnieniu.
Czas ucieka a on go ma coraz mniej na skruchę i pokutę.

Ursa Minor

Vote up!
0
Vote down!
0

Ursa Minor

#412325

Po pięćdziesięciu latach, kiedy nastąpiło przedawnienie, Vaulin napisał list do owego syna Żubrydów, który w chwili śmierci rodziców miał 4 lata. Opisał w nim swoją zbrodnię, szydząc zarazem (to te same słowa, jakie powtórzył potem przed sądem): "Nie czuję pokuty, jest to moje największe bojowe przeżycie, zakończone zwycięstwem. (...)mogę cynicznie mówić np. że lubię zabijać ludzi, ale to lubienie ulega przedawnieniu".

O losach rodziny Żubrydów nakręciła film dokumentalistka i scenarzystka – Iwona Bartólewska.
Dziesięć lat temu miał on być pokazany przez telewizję, ale do emisji nigdy nie doszło i film powiększył liczną kolekcję tzw. „półkowników”. Emisję zablokował sam Vaulin, zarzucając, iż film jest obarczony wadą prawną, polegającą na tym, że autorka nie zapłaciła mu honorarium autorskiego za wykorzystany w filmie "utwór literacki", za jaki morderca uznał swój bezczelny list do syna zamordowanych Żubrydów.

Dzięki za notkę. Kanalie trzeba wskazywać palcem.

Vote up!
1
Vote down!
0
#412326

Gdybym ja był synem Żubrydów,to ta kanalia dawno by już nie żyła.Kanalie trzeba usuwać.Tak robiła AK w czasie okupacji.

"Nie lękajcie się!" J.P.II

Vote up!
1
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#412327

Polecam ciekawy artykuł Anny Kołakowskiej z marca tego roku.

http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120301&typ=pz\id=nn06.txt
A syn Żubrydów podobno czasem dzwoni do domu Vaulina i nic nie mówi...

Vote up!
0
Vote down!
0
#412328

Artykuł rzeczywiście ciekawy. Natomiast mało prawdopodobne, by sprawiedliwości stało się zadość, nawet jeśli byłaby mozliwa kasacja wyroku. Morderca ma dziś 82 lata i z pewnością na stawiennictwo przed sądem nie pozwoli mu "zły stan zdrowia".

Vote up!
0
Vote down!
0
#412329

Dnia 28 czerwca 1994 Sąd Wojewódzki w Rzeszowie unieważnił postanowienia Wojskowej Prokuratury Rejonowej z dnia 12 grudnia 1946 roku dotyczące umorzenia postępowania wobec śmierci Antoniego Żubryda.

W roku 1999 toczyła się przed Sądem Okręgowym w Krośnie sprawa przeciwko Jerzemu Vaulinowi, oskarżonemu o popełnienie zabójstwa małżeństwa Żubrydów.
Proces ten zakończył się umorzeniem sprawy.Tak to sądy bronią łajdaków i zdrajców.Emeryturka pewnie była nie mniejsza niż kilka tysiączków.

Ten łajdak i łobuz w 2001 roku wysłał do syna Antoniego Żubryda list, w którym wyjaśnił, że zabicie jego ojca sprawiło mu przyjemność i może o tym otwarcie mówić, ponieważ sprawa się przedawniła.

Uszczegółowię i powtórzę za Tobą.

W tym samym 2001 roku Iwona Bartólewska nakręciła film dokumentalny poświęcony losom Żubrydów, lecz jego wyświetlenie w telewizji zostało zablokowane przez Vaulina pod zarzutem wykorzystania "utworu literackiego" w postaci listu.

No coś jeszcze o samym łajdaku, konfidencie i ubeckim mordercy.

Jerzy Vaulin ps. Mar, Warszawiak (ur. 9 czerwca 1926 w Warszawie) – polski reżyser dokumentalista (pseud. Wolen Jerzy), żołnierz AK, od 1943 w Kedywie na Rzeszowszczyźnie, członek oddziału OP-11 dowodzonego przez Józefa Czuchrę, w latach 1946-1968 agent UB [1], zabójca Antoniego Żubryda[2].

W okresie II wojny światowej brał udział w akcjach zbrojnych przeciwko Niemcom (m.in. wspólnie z Janem Malinowskim "Rolskim" w zamachu na szefa niemieckiej żandarmerii w Dukli, Paula Diebala w czerwcu 1944). Był ciężko ranny, po wyleczeniu wyjechał do Wrocławia. W roku 1946 zapisał się na studia na Politechnikę Wrocławską, w tym samym roku został aresztowany przez KM MO.
W lecie 1946 podjął współpracę z UB. Powrócił na Rzeszowszczyznę jako agent, a następnie nawiązał współpracę z oddziałem Antoniego Żubryda. 24 października 1946 zamordował strzałem w tył głowy Antoniego Żubryda oraz jego żonę Janinę Żubryd z d. Praczyńską ps. "Janek".

Po tej akcji powrócił do Wrocławia gdzie kontynuował przerwane studia. W kilka lat później ukończył również Akademię Nauk Politycznych w Warszawie oraz PWSTiF w Łodzi. Był dziennikarzem gazet "Po prostu", "Sztandaru Młodych", "Trybuny Dolnośląskiej" i "Głosu Pracy". W wytwórni filmowej Czołówka zrealizował ponad 20 filmów. Za swoje filmy był wielokrotnie nagradzany przez Ministra Obrony Narodowej.

Tak, ten ubecki łajdak śmiał napisać taki list do syna, bo oni do dzisiaj się nie boją ani sądów ani Boga.
Humer vel. Umer jeszcze parę lat temu na sali sadowej próbował laską bić swe dawne ofiary.Ja bym mu nie przepuścił tylko dałbym w żeby tak, że nakryłby się kopytami, a świadkiem mógłby być i sam ubecki sędzia i ubecki prokurator.Za zabicie rodziców tego łajdaka sam bym powiesił albo ubił choćby i gaz rurką.

Pozdrawiam,
Obibok na własny koszt

Vote up!
1
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#412340

Jaki ten Świat wokół nas jest marny
Pocieszeniem jest, że bestia zobaczy piekielne progi
Wtedy pokaże odwagę swej dzikiej fałszywej drogi
Niech mu się dzieje jak tego pragnie
Jest bestią to bestia na niego spadnie
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#412330

Czy ten morderca ma jakąś rodzinę, dzieci, jeżeli tak, to czy się wstydzą za niego, czy może są tak butni jak on.
Mam jednak nadzieję, że dobry Bóg nie obdarzył go takim szczęściem jak rodzina, że u schyłku życia jest tak samotny i zdany na łaską innych jak to tylko możliwe i wszyscy którzy go otaczają mają pełną świadomość kim jest i pokazują mu to dobitnie.
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, ale...

germario

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

germario

POLSKOŚĆ to NORMALNOŚĆ !!!

#412334

Zbrodniarze.

Sprawa Stefana Michnika

Kilka dni temu w mediach pojawiła się informacja, że Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wysłał do Sztokholmu nakaz aresztowania Stefana Michnika. Mieszkający od 1969 roku w Szwecji 81-letni Michnik w latach 50. był sędzią wojskowym w komunistycznej Polsce. Jak wynika z materiałów IPN, na podstawie wydanych przez niego wyroków śmierci komunistyczni oprawcy zamordowali strzałem w tył głowy majora Zefiryna Machallę, Józefa Marcinkowskiego, Stanisława Okunińskiego i Karola Sęka. 10 października 1953 roku Michnik uczestniczył w egzekucji w więzieniu mokotowskim. Skazańcem był cichociemny, rotmistrz Andrzej Rudolf Czaykowski.

– Czułem zadowolenie, wydając wyroki na wrogów – wspominał Stefan Michnik w 1999 roku w wywiadzie prasowym. W 1957 roku mówił zaś: – Nam wtedy imponowało powiedzenie o zaostrzającej się walce klasowej i nieprawdę powie ten, kto by twierdził, że wtedy z niechęcią rozpatrywał sprawy. Ja wiem, że raczej ludzie garnęli się do tych spraw. Sam muszę przyznać, że kiedy dostałem pierwszy raz poważną sprawę, to nosiłem ją przy sobie i starałem się, żeby mi tej sprawy nie odebrano.

A pierwszą swoją „poważną sprawę” dostał bardzo szybko. Zaledwie pół roku po skończeniu błyskawicznego kursu w Oficerskiej Szkole Prawniczej w Jeleniej Górze. Przełożeni docenili jednak jego oddanie władzy ludowej. W karierze zapewne pomogło mu również to, że od 1950 roku był agentem Informacji Wojskowej o pseudonimie Kazimierczak.

Podpisując zobowiązanie do współpracy, Michnik obiecał działać na rzecz „wykrycia szpiegów, sabotażystów, dywersantów i wszelkiego rodzaju innego wrogiego elementu, działającego na szkodę Wojska Polskiego i ustroju Polski Ludowej”. Wiele mówi fakt, że pisał donosy m.in. na innych sędziów-zbrodniarzy, oskarżając ich o... zbytnią pobłażliwość w orzekaniu kar wobec przeciwników politycznych.

Od załamania się komunizmu w Europie i odzyskania przez Polskę niepodległości minęło 21 lat. Michnik spędził ten czas w swoim domu pod Uppsalą. Czy uda się go pociągnąć do odpowiedzialności? – Obawiam się, że szanse na to, że Szwedzi wydadzą go Polsce, są znikome – mówi Krzysztof Szwagrzyk, historyk IPN, który zajmuje się zbieraniem informacji o komunistycznych mordach sądowych.

I dodaje: – Miejmy jednak nadzieję, że za tym nakazem aresztowania pójdą kolejne. Stefan Michnik nie jest bowiem jedynym żyjącym do dziś zbrodniarzem. Nie jest również najstarszy stopniem. Nadal żyje wielu komunistycznych sędziów i prokuratorów, którzy mają krew na rękach. Żeby ich znaleźć i aresztować, nie trzeba wcale jeździć do Szwecji.

– Co się stało po ogłoszeniu wyroku?

– Trafiłem do celi śmierci. Najpierw w X Pawilonie, później na tak zwanym ogólniaku – mówi Jerzy Woźniak.

– Ile pan tam siedział?

– Niemal trzy miesiące, dopóki w ostatniej chwili nie zamieniono mi wyroku na dożywocie. Budząc się każdego ranka, zastanawiałem się, czy to się stanie dzisiaj. Czy to ostatni dzień mojego życia.

– Z kim dzielił pan cele?

– Z żołnierzami podziemia niepodległościowego i niemieckimi zbrodniarzami wojennymi.

– Traktowano was jak esesmanów?

– Gorzej. Oni dostawali paczki z zachodnich Niemiec, my zaś byliśmy pozbawieni paczek całymi miesiącami. Przymieraliśmy głodem.

– Czy przez ten czas wyprowadzano kogoś z pańskiej celi na egzekucję?

– Tak, około 20 osób. 20 polskich patriotów.

– Jak to się odbywało?

– Do godziny drugiej życie w naszej celi toczyło się normalnie. Po tej godzinie wszystkie rozmowy jednak milkły i z napięciem wpatrywaliśmy się w drzwi. Po tej godzinie odbywały się bowiem egzekucje. Dziś, po tylu latach, trudno jest oddać grozę momentu, w którym w naszej celi szczękały zasuwy... Wchodził strażnik i wywoływał któregoś z kolegów... Gdy mówił: „z rzeczami”, wiadomo było, że jest zgubiony.

– Co się działo z wywołanym?

– Zabierano go do specjalnego pomieszczenia przedzielonego siatką. Naczelnik więzienia i prokurator oznajmiali mu, że Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Potem prowadzono go do zabudowań gospodarczych na dziedzińcu. Przez okna celi w X Pawilonie mogliśmy zobaczyć, jak idą...

– Co potem?

– Tam było takie niewielkie pomieszczenie. Schodziło się do niego po dwóch, trzech schodkach. Właśnie wtedy, znienacka, wzorem sowieckim, oprawca przystawiał skazanemu lufę z tyłu głowy. On nawet nie wiedział, że ginie, a my w celi słyszeliśmy tylko stłumiony odgłos pojedynczego wystrzału.

W Sowietach i Izraelu

Wielu sędziów i prokuratorów, którzy wydawali wyroki śmierci i długoletniego więzienia w latach 40. i 50., wyjechało za granicę. Trudno powiedzieć, ilu z nich żyje do dzisiaj. – Weźmy choćby kierunek wschodni. W komunistycznym wymiarze sprawiedliwości na stanowiskach kierowniczych służyło kilkudziesięciu towarzyszy sowieckich. Tak zwanych POP-ów, czyli „pełniących obowiązki Polaków”. Co ciekawe, wśród nich było kilku potomków powstańców styczniowych, którzy zostali zesłani w głąb Rosji – mówi Szwagrzyk.

O tym, kim w rzeczywistości czuli się ci ludzie, najlepiej świadczy fakt, że zaledwie czterech z nich wystąpiło o zmianę obywatelstwa sowieckiego na peerelowskie. Reszta do 1956 roku wróciła do swojej ojczyzny. – I rozpłynęli się na przestrzeniach Związku Sowieckiego. Poza pojedynczymi przypadkami, gdy prywatnymi kanałami dowiedzieliśmy się czegoś o ich losach, nie wiemy o nich nic. Zresztą nawet gdybyśmy któregoś z nich wytropili, szansa na to, że dzisiejsze władze Rosji by go nam wydały, są zerowe – mówi Szwagrzyk.

Z PRL wyjechało również wielu sędziów i prokuratorów pochodzenia żydowskiego. Pierwsi wyemigrowali na przełomie lat 40. i 50., kolejni po 1956 roku, ale największa grupa w latach 1968 i 1969. Prokurator Paulina Kern i prokurator Helena Wolińska, która m.in. wydała nakaz aresztowania gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, zamieszkały w Wielkiej Brytanii (wniosek o ekstradycję tej ostatniej został odrzucony). Jeden oficer wyjechał do Wenezueli, dwóch do Niemiec, dwóch do Australii, a dwóch do Szwecji. Przytłaczająca większość zamieszkała jednak w Izraelu.

Szwagrzyk: – Jeżeli któryś z nich żyje, to jego sprowadzenie może być niezwykle trudne. Najlepiej świadczy o tym sprawa Salomona Morela, komendanta komunistycznych obozów w Świętochłowicach i Jaworznie, o którego ekstradycję swego czasu wystąpiła Polska. Odpowiedź tamtejszych władz była kuriozalna. Okazało się, że oni za zbrodniarzy uznają tylko nazistów i nie ma mowy, żeby wydali osobę pochodzenia żydowskiego. Poza tym Izraelczycy napisali, że to Morel był ofiarą... polskich nacjonalistów.

Doprowadzenie tych ludzi przed wymiar sprawiedliwości jest, rzecz jasna, bardzo skomplikowane. Dlaczego Polska nie osądzi jednak chociażby tych zbrodniarzy, którzy przebywają na jej terytorium? Każdego roku kolejni sędziowie i prokuratorzy z krwią na rękach umierają, unikając odpowiedzialności. Jak wynika z danych IPN, w latach 1990 – 2010 zmarło około 150 z nich.

– Przegrywamy walkę z czasem. Wymykają się nam wszyscy najważniejsi zbrodniarze. Niedługo zostaną już tylko płotki. Tej indolencji, tych błędów nigdy już nie da się naprawić. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jak kiedyś wytłumaczymy to przyszłym pokoleniom. Mordercy Polaków chodzili wśród nas, a państwo polskie nie zrobiło nic, żeby ich ukarać – podkreśla jeden z państwowych urzędników zajmujących się ściganiem komunistycznych prokuratorów.

W 1998 roku zmarł w Warszawie prokurator Stanisław Zarakowski, szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej, organizator najważniejszych procesów politycznych PRL. Niepodległa Polska miała więc dziewięć lat, by postawić go przed sądem. Jedyna kara, jaka go spotkała, to odebranie stopnia generalskiego. W tym samym roku zmarła Maria Gurowska, sędzina, która skazała na karę śmierci generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila”.

Można tak wymieniać długo. Nieniepokojeni przez nikogo zmarli Mieczysław Widaj (105 wyroków śmierci), sędzia Ryszard Wiercioch (67 wyroków śmierci), sędzia Władysław Sieracki (57 wyroków śmierci), sędzia Zbigniew Furtak (ponad 50), prokurator Ireneusz Boliński (91 wniosków o karę śmierci).

– Jest pan rozczarowany Polską?

– Mam mieszane uczucia – odpowiada Jerzy Woźniak.

– Bo?

– Bo z jednej strony jestem bardzo szczęśliwy, że Polska odzyskała niepodległość. Spełniło się moje marzenie.

– A z drugiej?

– Moje pokolenie, pokolenie ludzi, którzy w latach 40. przegrali walkę o niepodległość, ma poważny żal do pokolenia naszych dzieci i wnuków. Trudno nam zrozumieć, dlaczego po tym, gdy oni wygrali swoją walkę o wolność, nie wymierzyli sprawiedliwości naszym mordercom.

– Może jako chrześcijanie powinniście wybaczyć swoim oprawcom?

– Aby można było komuś odpuścić grzechy, niezbędna jest skrucha. A oni nigdy jej nie okazali.

– Niedługo ostatni zbrodniarze umrą.

– Tak, a wraz z nimi informacje o miejscu pochówku tysięcy zamordowanych Polaków. Nie rozumiem, dlaczego nasze władze nigdy nie próbowały tych informacji od nich wyciągnąć. Do niedawna żyli nie tylko ludzie, którzy wydawali wyroki, ale także ci, którzy zakopywali ciała ofiar w tajnych mogiłach. Pamiętam jednego z chłopaków, z którym siedziałem w celi. Żołnierz WIN z Rzeszowa. Któregoś dnia powiedział: „Cholerny świat. Zabiją nas tu i pochowają w jakimś dole. A jak to by było fajnie spocząć na rzeszowskim cmentarzu. Tam, gdzie mama i tata, w moim ukochanym mieście”. Do dziś nie wiadomo, gdzie znajdują się jego prochy. A wystarczyło w latach 90. zmusić do mówienia kilku ubeków.

Wzorujmy się na Żydach

Ostatnio na całym świecie głośno było o kilku procesach zbrodniarzy narodowosocjalistycznych. Na czele ze sprawą strażnika z Sobiboru Iwana Demjaniuka. Autorytety moralne podkreślały, że zbrodnie Trzeciej Rzeszy nie mogą ulegać przedawnieniu i sprawców należy ukarać, aby zadośćuczynić ich ofiarom.

Mówi Effraim Zuroff, znany „łowca nazistów”, szef Centrum Szymona Wiesenthala w Jerozolimie: – Mam dla Polaków radę: ścigajcie komunistów wszelkimi dostępnymi środkami. Każdy człowiek, który przelał niewinną krew w imieniu zbrodniczej ideologii, powinien być ukarany. Nieważne są jego wiek, pozycja społeczna ani ile czasu upłynęło od morderstwa. To kwestia elementarnej sprawiedliwości. To, czy reprezentowali ideologię brunatną czy czerwoną, nie ma znaczenia.

Środowiska żydowskie wykazują wielką determinację w ściganiu narodowosocjalistycznych zbrodniarzy. Gdyby ktoś w Izraelu, nieważne, czy na prawicy czy lewicy, podał w wątpliwość sens podejmowania takich działań, uznany by został za osobę niegodną podania ręki. Dlaczego w Polsce jest inaczej?

– Oczywiście, że powinniśmy wzorować się na Żydach, którzy podchodzą do tych spraw bardzo honorowo i pryncypialnie. O ile jednak w Izraelu ludzie, którzy zajmują się ściganiem zbrodniarzy, otaczani są powszechnym szacunkiem, o tyle w Polsce nazywają nas oszołomami, którzy urządzają jakieś polowania na czarownice – twierdzi Krzysztof Szwagrzyk.

Polscy „łowcy komunistów” wskazują na dwie przyczyny tego stanu rzeczy. Przede wszystkim klimat intelektualny, który zapanował w Polsce na początku lat 90. Nowe elity uznały, że przeszłość należy oddzielić grubą kreską. Postulaty rozliczenia osób odpowiedzialnych za masowe mordy uznano za niebezpieczny radykalizm.

Kolejna sprawa to pobłażliwość sędziów wobec „kolegów” z lat 40. i 50. Trudno w to uwierzyć, ale sędziowie niepodległej Rzeczypospolitej często odczuwają solidarność zawodową z mordercami, którzy skazywali na śmierć polskich patriotów. W sumie przed sądem postawiono dziesięciu komunistycznych sędziów i prokuratorów. Skazano tylko jednego, Tadeusza Nizielskiego, ale i ten wyrok uchylono.

– Weźmy choćby proces Jerzego Milczanowskiego. Sędzia wprost powiedział wówczas, że sędziów nie wolno skazywać. Bo przecież jego też, za 20 czy 30 lat, ktoś może będzie chciał postawić w stan oskarżenia za wydane przez niego wyroki. W innym przypadku sędziowie używali rozmaitych kruczków prawnych, by ratować „kolegów” z lat 50. – mówi jeden z polskich urzędników zbierających dokumenty dotyczące mordów sądowych.

Szwagrzyk: – Zajmuję się tymi sprawami od wielu lat i nigdy nie spotkałem się z tym, żeby któryś z nich żałował swoich czynów. Żeby chciał przeprosić rodziny ofiar. Zamiast tego okazują arogancję i butę. Weźmy choćby proces Adama Humera i innych oficerów śledczych. Oni na korytarzach w straszliwy sposób wyzywali i szydzili ze swoich ofiar, biednych schorowanych kobiet. Traktowali je zupełnie jak wtedy. Jedyna różnica: teraz nie mogli bić.

– Kilka lat temu zgłosił się do mnie pierwszy kanał telewizji polskiej – opowiada Witalis Skorupka. – Rozmawialiśmy przez wiele godzin, przerwaliśmy wywiad, dopiero gdy skończyły im się kasety. W telewizji puszczono z tego tylko 20 minut o piątej rano. Gdy IPN poprosił o te nagrania, dostał odmowę, a dziennikarkę, która ze mną rozmawiała, wyrzucono z pracy.

– Dlaczego?

– O czym tu gadać, niech pan się rozejrzy po naszym kraju.

– Widzę, że jest pan rozgoryczony.

– Proszę pana, w 1989 roku ogarnęła mnie euforia. Niepodległa Polska! Spełniło się to, o co walczyłem i za co cierpiałem. Z każdym rokiem byłem jednak bardziej zdumiony.

– Czym?

– Amnezją historyczną. Tym, że mordercy chodzili wśród nas i nie obchodziło to nawet psa z kulawą nogą.

– Czego się pan spodziewał?

– Proszę pana, ja nie jestem krwiożerczy. Nie domagam się zemsty na tych siwych dziadkach. Ale tu chodzi o elementarną sprawiedliwość. Mordercy Polaków w wolnej Polsce nie tylko nie dostali wyroków, ale nawet nie zostali napiętnowani. Jaki my sygnał dajemy młodym pokoleniom? Wraz z ostatnimi katami umrą także ostatnie ofiary. Gdy nas zabraknie, to kto opowie o tamtych wydarzeniach? A przecież nikt nas dziś nie chce słuchać. Przed wojną, w II Rzeczypospolitej, to by było nie do pomyślenia.

– Dlaczego tak się dzieje?

– Wygląda na to, że tak naprawdę żyjemy w PRL-bis.

Polska ponoć zaczęła rewolucję wśród Demoludów,to jednak jako jeden z nielicznych krajów nie przeprowadziła i już nie przeprowadzi lustracji.
No ale gdy za największy autorytet jest uznawany pewien wątpliwy maturzysta zwany profesorem, który opuścił obóz koncentracyjny z powodu niezdolności do pracy specjalną salonką podstawioną mu przez niemiecką komendanturę niemieckiego obozu w Oświęcimiu, który jak sam powiedział i napisał bardziej bal się Polaków od okupantów niemieckich, to mnie już nic nie zdziwi w tym upadłym narodzie mieszkającym nad Wisłą.

Pozdrawiam każdym słowem ocalałych jeszcze tutaj nad Wisłą Polaków, których ubywa z dnia na dzień w zastraszającym tempie w związku z trwającą w dalszym ciągu okupacja Naszej Polski.

Obibok na własny koszt

PS
W przeważającej części teksty zaczerpnąłem z tej strony:

http://www.ostrowiecnr1.pl/forum/watek/zbrodniarze/

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#412341