Uwolnienie więźniów z obozu NKWD w Rembertowie 20 maja 1945 roku

Obrazek użytkownika serca wolanie...
Historia
Uwolnienie więźniów z obozu NKWD w Rembertowie 20 maja 1945 roku "Rembertów był obozem przejściowym NKWD, w którym na pewno już od jesieni 1944 roku przebywali żołnierze AK i członkowie innych podziemnych ugrupowań. Tutaj formowano transporty kolejowe ludzi skazanych na zesłanie do Rosji. Akcję odbicia więźniów, uważaną za jeden z największych sukcesów w walce podziemia poakowskiego z Armią Czerwoną, przeprowadziły siły Oddziału Partyzanckiego "Wichura" dowodzonego przez ppor. Edwarda Wasilewskiego "Wichurę" i grupy dywersyjnej IV Ośrodka dowodzonej przez ppor. Edmunda Świderskiego "Wichra". Decyzję podjął ówczesny komendant obwodu Mińsk Mazowiecki kpt. Walenty Suda "Młot". Z obozu uciekło do tysiąca więźniów. Niestety blisko stu zostało schwytanych. Wielu z nich zamordowano, wielu bito i torturowano. Obóz zlikwidowano na przełomie czerwca i lipca . "Młot" po wielu latach oświadczył: ,,W depeszy nr 23 z 2 czerwca 1945 nadanej do Londynu napisałem, że w akcji wzięli udział członkowie Szarych Szeregów, gdyż znałem "Wichurę" jako organizatora Szarych Szeregów na terenie Ośrodka IV i wiedziałem, że większość jego żołnierzy w oddziale wywodzi się z tej organizacji'' (Z obu stron, "Karta", 1991, nr 2, s.93-105 ) ****** Obóz w Rembertowie założono jesienią 1944 roku, w marcu 1945 liczył już około 2500 więźniów. Znajdował się na terenie przedwojennej fabryki amunicji "Pocisk". Spełniał rolę punktu zbornego przed wysyłką w głąb ZSRR. Więźniowie rozmieszczeni byli w głównej hali fabryki i kilku mniejszych barakach. Teren obozu otoczony był dwoma liniami drutów kolczastych, z wieżami wartowniczymi, w budynku zwanym pałacem mieściła się komenda NKWD. Z początkiem roku 1945 zaczęły się masowe aresztowania żołnierzy Armii Krajowej i innych formacji niepodległościowych. Było również wiele aresztowań zupełnie przypadkowych, najczęściej na podstawie donosów. Jak wspominają więźniowie obozu znajdowało się w nim również wielu Niemców,Volksdeutschów, własowców i innych, do których wszechwładne NKWD mogło mieć zastrzeżenia. Wielu więźniów przed dotarciem do Rembertowa przechodziło śledztwa w więzieniach UB w Warszawie i innych miastach. Do obozu byli przysyłani z wyrokami na piśmie. Tadeusz Żenczykowski w swej książce ,,Dramatyczny rok 1945'' podaje, że dzienne wyżywienie więźnia wynosiło 100 gramów gliniastego chleba, dwa razy dziennie wodnista zupa ze śladami kukurydzy i bez ograniczenia ciepła woda. Jeden z więzionych wspomina w związku z tym, że kto nie miał pomocy z zewnątrz długo nie pociągnął. Umierało wielu, głównie z głodu. Po każdej nocy zakopywano kilkunastu zmarłych. W pobliżu bramy wewnętrznej obozu był wielki rów. Tam zakopywano zmarłych. Rów szybko się zapełnił i teren został wyrównany. Wspominający mówią o częstych przesłuchaniach, przeważnie bardzo ciężkich, jakim byli poddawani przez NKWD żołnierze AK, a szczególnie oficerowie. Organizacja obozu wyglądała następująco: "byliśmy podzieleni na plutony po 50 ludzi każdy. Kompania składała się z 5 plutonów. (...) Dowódcami drużyn (w plutonie były 3), plutonów i kompanii byli wyznacza­ni więźniowie. Dowódcą batalionu był również więzień, chyba Ukrainiec, nazywał się Gogal. Komendantem obozu był Aleksandrow, zastępcą Niekrasow''. Nieznana jest dokładna lista więźniów, których wysłano przed akcją rozbicia obozu "za Ural". W jednym ze wspomnień jest wzmianka, że tuż przed Wielkanocą wysłano transport około 2000 osób. Czy wcześniej były wysyłane transporty? Na pewno tak. Ilu ludzi wywieziono? W kwietniu i maju przywieziono do obozu znaczną ilość akowców z Sokołowa Podlaskiego i Mińska Mazowieckiego. Liczba więźniów obozu w momencie akcji była zbliżona do 2000. A oto krótka historia oddziału partyzanckiego, który dokonał rozbicia obozu w nocy z 20 na 21 maja 1945. Oddział ten działał na terenie Obwodu Kamień (za okupacji niemieckiej Mewa) tj. miasta i powiatu Mińsk Mazowiecki. Żołnierze oddziału oraz drużyny dywersyjnej z IV Ośrodka Obwodu "Kamień", która uczestniczyła w akcji, pochodzili głównie z wiosek z powiatu mińskiego. Wszyscy w okresie okupacji niemieckiej byli w AK i brali udział w walce z Niemcami. Niektórzy z nich byli w oddziale partyzanckim por. Poraja, działającym na terenie powiatu w 1943. Następnie walczyli w oddziale dowodzonym przez kpr. pchor. Kazimierza Aniszewskiego ps. "Dęboróg". Gdy 3 maja 1944 roku "Dęboróg" wpadł w ręce Niemców, dowódcą oddziału został plut. pchor. "Vis" Jerzy Migdalski. Jego zastępcą był wówczas Edward Wasilewski "Wichura". (dowódca plutonu GS Szarych Szeregów z Mińska Mazowieckiego). Po wkroczeniu Armii Czerwonej gdy rozpoczęły się masowe aresztowania żołnierzy AK, ppor. "Wichura" odtworzył oddział: (złożony głównie z GS z Mińska Maz.) i podjął zorganizowaną samoobronę. Jego zastępcą został późniejszy ppor. Marian Arszakiewicz "Wyrwa". Dowódcą drużyny dywersyjnej IV Ośrodka został ppor. Edward świderski "Wicher". W obozie w Rembertowie więzieni byli koledzy żołnierzy oddziału m.in. aktywny żołnierz Szarych Szeregów ppor. Stanisław Maciejewski "Kożuszek". Oddział wyszedł z okolic Mińska Mazowieckiego w nocy z 17 na 18 maja. Szybkim marszem, korzystając częściowo z podwód, dodarł do okolic wsi Długa Kościelna. Tam zajął kwatery. W dniach 18 i 19 maja prowadzono rozpoznania obozu. Ppor. "Wichura" kilkakrotnie wyjeżdżał motocyklem do Rembertowa, celem zapoznania się z miejscem akcji. Wykorzystano informacje uzyskane przez wywiad. Poza tym obóz był obserwowany przez wybranych partyzantów. Rozpoznano ilość i rozmieszczenie posterunków, sposób zabezpieczenia bram, rozmieszczenie budynków wartowni, baraków z więźniami, budynek komendy NKWD znajdujący się na zewnątrz obozu. W nocy z 19 na 20 maja dołączyła do oddziału grupa 11 żołnierzy z drużyny dywersyjnej IV Ośrodka Obwodu Kamień, dowodzona przez ppor. "Wichra". 20 maja zakończono rozpoznanie i ustalono plan działania. Dowództwo nad całością objął ppor. "Wichura". Oddział przeprowadzający akcję liczył łącznie z dowódcami 44 ludzi. Całość podzielono na grupy z następującymi zadaniami: Grupa I - szturmowa 1 plus 12 - dowodzi osobiście "Wichura". Zadania grupy to: opanowanie bramy głównej obozu, wejście do środka, otwieranie baraków i uwalnianie więźniów. Likwidacja napotkanego oporu, jednak bez wdawania się w walkę. Grupa II - wsparcia 1 plus 11 - dowodzi "Wicher". Zadanie grupy to pomoc grupie szturmowej o ile zajdzie tego potrzeba, zajęcie stanowisk naprzeciw budynku wartowni - magazynu i wyeliminowanie z walki załogi tej wartowni, zmuszenie jej do pozostania wewnątrz budynku. Likwidacja ewentualnej odsieczy zdążającej na pomoc wartowni. Grupa III - ubezpieczenia - dowodzi "Wyrwa". Składa się z dwóch podgrup: 1 plus 6 dowodzi osobiście "Wyrwa". Zadanie - opanowanie pierwszej bramy, wejście do obozu, opanowanie małego domku przy bramie (domek ten zwany był przez niektórych wartownią: jeden z więźniów twierdzi, że było to miejsce pracy komendanta obozu i jego zastępcy). Podejście do ogrodzenia wewnętrznego i otwarcie bramy, lub wykonania przejścia w ogrodzeniu celem umożliwienia więźniom ucieczki pierwszą bramą, następnie przejście do bramy głównej i ubezpieczenie akcji od strony budynku komendy NKWD. Podgrupą 1 plus 11 - dowodzi "Grot". Zadanie to wejście na teren obozu za grupą "Wyrwy" i danie jej wsparcia, o ile zajdzie taka potrzeba: zajęcie stanowiska naprzeciw budynku wartowni głównej i wyeliminowanie jej z walki, zmuszając ogniem dwóch erkaemów i dziesięciu peemów załogę wartowni do pozostania wewnątrz budynku: wreszcie likwidacja enkawudzistów, którzy usiłowaliby iść na pomoc załodze wartowni głównej. Miało to umożliwić "Wyrwie" otwarcie bramy lub zrobienie przejścia oraz danie osłony tym więźniom, którzy będą uciekać bramą pierwszą. Po zakończeniu akcji: osłona odwrotu oddziału. Pozwoliło to sprawnie przeprowadzić akcję, mimo, że po stronie przeciwnika była kilkakrotna przewaga w ludziach i sile ognia. Wieść o tej brawurowej akcji lotem błyskawicy obiegła kraj, dając udręczonym ludziom odrobinę radości. A oto jak według relacji uczestników, wyglądał jej przebieg: 20 maja 1945 roku późnym wieczorem kolejno, grupami nastąpił wyjazd z miejsca zakwaterowania. Wozy wyminęły Miłosnę, Sulejówek, Wolę Grzybowską i wjechały do Rembertowa przez przejazd kolejowy na ul. Kilińskiego. Następnie al. Zwycięstwa dotarły do skrzyżowania ul. Jagiellońskiej z ul. Sikorskiego. Tam partyzanci zeskakiwali w biegu z wozów i rowem wzdłuż ogrodzenia obozu biegli w kierunku drogi wawerskiej. Przeszli tor bocznicy kolejowej, która wchodziła na teren obozu i dalej biegnąc skręcili w lewo i doszli do polany znajdującej się w lesie przed bramami wjazdowymi do obozu. Grupa szturmowa poszła do bramy głównej. Za nią poszła grupa wsparcia. Grupa sierżanta "Grota" poszła za grupą ppor. "Wyrwy". Obie grupy zatrzymały się przy bramie pierwszej. Czekano do zmiany wart. Gdy zmiany poszły na wartownię, ppor. "Wichura" dał gwizdkiem sygnał do rozpoczęcia akcji. Wtedy przy bramie pierwszej "Wyrwa" zlikwidował posterunki i wyłamując furtkę wdarł się ze swoimi ludźmi do środka. Opanowali mały domek, w którym urzędował komendant obozu. W domu były dwie izby. W pierwszej na krześle siedział sowiecki oficer. Nogi trzymał w misce z wodą. Przed nim klęczał jakiś czło­wiek. Wyglądało to tak jakby mył nogi enkawudziście. Oficer sięgnął po broń. Nie zdążył. Zwalił się z krzesła martwy. Cywil wołał do partyzantów, by go nie zabijali, on jest więźniem. Na ścianie tego pomieszczenia wisiały pęki kluczy. "Wyrwa" przekazał je do "Grota", a ten do "Wichury". Nie przydały się. Nie było czasu na dobieranie kluczy do zamków. Drzwi wyważano. W tym czasie gdy grupa "Wyrwy" opanowała domek, grupa "Grota" prowadziła ogień na wartownię główną. Przy bramie głównej akcja rozpoczęła się od likwidacji czterech wartowników stojących na zewnątrz. Następnie grupa szturmowa wyważyła bramę zewnętrzną, zlikwidowała posterunki wewnętrzne oraz na wieżyczkach (niektórzy twierdzą, że była tylko jedna) i wdarła się do środka obozu. Wyważono bramę ogrodzenia wewnętrznego. Grupa szturmowa dostała się pod silny ogień erkaemów i peemów sowieckich. Zostali obrzuceni granatami. Dwóch partyzantów zostało rannych odłamkami, na szczęście lekko. Opór enkawudzistów został złamany przez grupę szturmową i partyzantów z grupy wsparcia. Grupa szturmowa poszła w głąb obozu. Partyzanci biegnąc od drzwi do drzwi pomieszczeń z więźniami otwierali je siłą. Wychodzić jesteście wolni! - wołali. Początkowo nikt nie chciał wyjść. Więźniowie nie dowierzali. Bali się podstępu. Wreszcie poczęli wychodzić. Teren przed halą, w której więzieni byli ludzie błyskawicznie zapełnił się tłumem przesuwającym się w kierunku bramy głównej. Krzyczeli, całowali partyzantów, biegli ku wolności. Dźwigali często swój obozowy dobytek. Fala ludzka porwała za sobą kilku partyzantów. Znaleźli się tuż przy bramie. Siłą przebijając się przez ludzi poszli znowu do przodu. W tym czasie rozległy się wystrzały przypominające strzały armatnie. Z góry dochodził warkot silnika samolotowego. Kukuruźnik sowiecki przelatywał nad obozem. Na szczęście plac powoli pustoszał. Ludzie uciekali w las przed bramą główną, w kierunku na Kawęczyn, na północ i na wschód. Wielu uciekało w kierunku na Warszawę, chociaż partyzanci przestrzegali przed tym kierunkiem. W pobliżu wartowni - magazynu stały trzy samochody ciężarowe. Wiedział o tym "Wichura" z rozpoznania. Planował uruchomienie ich. W Oddziale był jeden pewny i doświadczony kierowca, ps. "Wolski". Zgodnie z planem znajdował się on od chwili rozpoczęcia akcji przy boku "Wichury". I teraz właśnie "Wichura" wezwał "Wolskiego", by zameldował czy jest możliwe uruchomienie przy­najmniej jednego samochodu. Niestety, "Wolski" nie miał dobrych wieści. Samochody - Zisy, mimo wielu prób nie dały się uruchomić. Ostatecznie trzeba było zrezygnować z wykorzystania ich. Znakiem dla wszystkich grup, że odbijanie zakończone, miała być zielona rakieta. Ppor. "Wichura" dał rozkaz jej wystrzelenia. Szef oddziału partyzanckiego ps. "Niedźwiedź" załadował rakietę, wystrzelił i w górę poszła rakieta koloru czerwonego, a ten kolor oznaczał, że grupa szturmowa prosi o wsparcie. Na szczęście pomyłka ta nie miała negatywnych następstw, gdyż enkawudziści z terenu obozu wystrzeliwali również takie rakiety. Grupa wsparcia pozostała na miejscu. Jednak nie wystrzelenie rakiety zielonej opóźniło, po zakończeniu akcji, odejście grupy "Grota" i naraziło tę grupę na walkę z enkawudzistami przybyłymi z odsieczą załodze obozu. Przez cały czas uwalniania więźniów grupa wsparcia ostrzeliwała wartownię-magazyn uniemożliwiając załodze wyjście na zewnątrz. Oni starali się jednak wyjść. Wszyscy enkawudziści załogi znajdujący się w czasie rozpoczęcia akcji na zewnątrz obu wartowni starali się teraz przedostać do wartowni głównej. Nie dopuściły do tego grupy "Grota" i "Wichra". Padło wielu enkawudzistów, szczególnie pomiędzy dwoma wartowniami. Po dwudziestu, może dwudziestu pięciu minutach od rozpoczęcia akcji więźniowie byli już poza obozem. Wtedy grupa szturmowa, a za nią wsparcia wyszły z obozu i przez polanę doszły do szosy wawerskiej. Za nimi poszła grupa "Wyrwy". Gdy zbliżyli się do budynku komendy NKWD powitał ich silny ogień. Enkawudziści, którzy milczeli przez całą akcję, teraz usiłowali zastopować odwrót partyzantów. Doszło do silnej wymiany ognia, a nawet walki z bliskiej odległości. Są informacje, że partyzanci usiłowali wejść do środka budynku. Jeden z nich podobno dostał się tam likwidując kilku enkawudzistów. Ostatecznie partyzanci odeszli bez strat. Jeden tylko z drużyny dywersyjnej został ranny w stopę, lecz poszedł o własnych siłach. Gdy przycichły strzały sierż. "Grot" szykował swoich ludzi do odejścia - i wtedy od strony Warszawy drogą wawerską nadjechały samochody z odsieczą dla załogi obozu. Samochody, zjeżdżając z drogi na polankę, zatrzymały się na wprost partyzantów, żołnierze zeskoczyli z samochodów i wyraźnie nie wiedzieli co robić. W tym czasie enkawudziści z wartowni głównej strzelali widząc ruch w pobliżu drogi. Myśleli, że to partyzanci. Sowieccy żołnierze odsieczy padli na ziemię i odpowiedzieli bardzo silnym ogniem. Byli dobrze uzbrojeni. Ta wymiana ognia odbywała się nad głowami partyzantów. Gdy na chwilę ogień przycichł, z okna wartowni wychylił się enkawudzista wołając "Blać, partizany kak.krepko bi­jut!". Usłyszeli to żołnierze odsieczy. Zrozumieli, że w budynku są swoi, a nie partyzanci lub zbuntowani więźniowie. Zaczęli wołać po rosyjsku. Ogień ucichł zupełnie, żołnierze poderwali się z ziemi i ławą ruszyli w kierunku bramy, przy której leżeli ludzie "Grota". "Grot" uspokajał swoich, nakazując by nikt nie strzelał, dopóki nie da rozkazu. Gdy enkawudziści byli w odległości około 20 m. "Grot" dał rozkaz: "Ognia!" Poleciało na nich z 5 naszych granatów. Dwa erkaemy i 10 peemów siekło po enkawudzistach. Wielu z nich padło. Pozostali uciekali w kierunku Rembertowa, a niektórzy w kierunku bramy głównej. "Grot" wykorzystał zaskoczenie jakie wywołał w odsieczy i załodze wartowni. Poderwał ludzi i biegiem opuścili polanę wymijając budynek komendy NKWD. Za obozem skręcili w lewo, idąc lasem, tracąc chwilowo orientację wyszli na tyły obozu. Chcieli dotrzeć do torów na Mińsk Mazowiecki, ale zwrot w lewo zrobili za wcześnie i zbliżyli się do torów jeszcze w mieście Rembertowie. Szybko odbili w prawo. W lesie napotykali duże grupy uwolnionych z obozu. Ci poszli za partyzantami. Gdy mijali Wesołą było ich już chyba z 50. Za Wolą Grzybowską przeszli tor kolejowy. Zbliżyli się do szosy z Okuniewa do Sulejówka. Z lasu zobaczyli, że droga jest obstawiona przez żołnierzy w polskich mundurach. Obława. Grot zaryzykował. Ustawił swoich ludzi w dwójki. Broń na pasie przez ramię, odbezpieczona. Sam wyszedł na drogę, stojąc w poprzek niej przynaglał do szybkiego marszu, prawą ręką wskazując kierunek po drugiej stronie drogi. Przeszli, a za nimi kilkudziesięciu uwolnionych z obozu. Żołnierze-berlingowcy, jak ich zwano, nie mogli nie zdawać sobie sprawy kim są, a jednak przepuścili bez walki. Jeden zasalutował Grotowi. Idąc szybko weszli w las. Była już chyba 10 godz. gdy zatrzymali się na górce w lesie. Zajęli stanowiska i stojąc lub siedząc zjedli, co kto miał przy sobie do jedzenia. Uwolnieni z obozu rozpakowali swoje tobołki, w których mieli chleb. W tym miejscu rozdzielili się. Uwolnieni mieli uciekać dalej po kilku. Grot prowadził swoich w kierunku Kalinowa. Przeszli jakąś rzeczkę i skręcili na północ. Dotarli w okolicę Długiej Kościelnej. Następnie poszli dalej. Z oddziałem połączyli się w okolicach Pustelnika. Grupy szturmowe, wsparcia i "Wyrwy" poszły dalej w kierunku na Radość. Idąc minęli Wawer, przekroczyli szosę Warszawa-Mińsk Mazowiecki, minęli Anin, przeszli jeszcze kilka kilometrów i wreszcie na rozkaz "Wichury" zatrzymali się w sporym zagajniku. Był już świt. Samoloty sowieckie krążyły nieustannie, szukały. Około południa do zagajnika przyjechali trzej mężczyźni z rodzinami. Okazali się miejscowymi działaczami partyjnymi. Zabrano im broń. Dostali baty za to, że służą nowym okupantom. Pozostali do odejścia Oddziału. Wtedy puszczono ich wolno. Oddział przeszedł w okolice Stanisławowa. "Wicher" ze swoimi ludźmi pomaszerował na teren Ośrodka IV. Po kilku dniach do oddziału dotarła wiadomość z raportów wywiadu, że na czwarty dzień Sowieci w sekrecie pochowali 68 zabitych enkawudzistów. Dotarła i zła wiadomość. Kilkadziesiąt osób schwytanych w czasie ucieczki rozstrzelano, jak również spośród tych, co nie uciekli. Jednak stan zdrowia nie pozwolił wszystkim uwolnionym pozostać do końca. Kolejno odchodzili z oddziału. Samoloty sowieckie, jak i jednostki NKWD w terenie poszukiwały party­zantów. Uważano, że duży oddział, a liczyli go na około 400 ludzi, nie może nagle zniknąć. Ostatecznie w kilka dni po akcji w Rembertowie doszło do spotkania i krótkiej lecz zaciekłej walki. Było to pod wsią Antonin koło Kałuszyna. Zaskoczony oddział zdołał jednak wyjść z okrążenia tracąc 3 zabitych i 5 rannych. Oddział "Wichury" jeszcze kilka miesięcy był ścigany, osaczany i atakowany przez wojsko i milicję. Wraz z partyzantami ginęli ludzie, którzy dawali im schronienie, żywność, opiekę nad rannymi. Oddział "wyszedł z lasu" 25 września 1945 roku, ujawniając się w ramach ujawnionego przez płk. Jana Mazurkiewicza "Radosława" Obszaru Centralnego AK. Niejeden z nich stracił życie po ujawnieniu." ( Opracowano na podstawie informacji z witryny Znaki Czasu ]]>www.zncz.org]]>
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

Może znowu zrealizuje go jakiś Australijczyk, czy inny obcokrajowiec i będzie jak z "Niepokonanymi".
Scena na szosie - łza w oku...

Dziękuję za przypomnienie tej szczególnej Rocznicy.
Chwała Bohaterom!

Vote up!
1
Vote down!
0
#256898

Szkoda, że wydarzenie w Rembertowie jest szczelnie "przykrywane" innym historycznym faktem.
Wczoraj Gazeta.pl pisała o uroczystości rocznicowej w Rembertowie,ograniczając się tylko do spraw sobie bliskich.
W tym samym tonie sieć:
http://forum.dobroni.pl/f,marsz-pamieci-rembertow-falenica-20-maja-2012,42560,0.html

A my? A nasze sprawy?

Chwilami mam poczucie, jakby w naszej Polsce istniały dwa odmienne państwa: to oficjalne - rządowe i wielokulturowe, tolerancyjne, oraz podziemne - zaszczute, ubezwłasnowolnione, składające się z obywateli zjednoczonych dziedzictwem narodowym z wartościami nieprzystającymi do ustalonej odgórnie, narzuconej mimo woli "normy".

Vote up!
1
Vote down!
0
#256967

serca wołanie....
Moje odczucia są podobne,ale mam nadzieję,że role już niebawem się odwrócą....

Dziękuję i pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0

serca wolanie...

#256979

Warto może dodać, że w Rembertowie przetrzymywano także - w nieco lepszych warunkach - żołnierzy alianckich (np. zbiegłych z niewoli niemieckiej jeńców) którzy trafili w ręce NKWD. Znalazła się wśród nich brytyjska misja SOE przy AK(tzw. misja płk Hudsona) i sierżant Ward (RAF), który m.in. uczestniczył w Powstaniu Warszawskim.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#256902

serca wołanie....

Dziękuję za uzupełnienie i pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

serca wolanie...

#256959

córce.
Zasłużone 10.

Vote up!
1
Vote down!
0
#256918