Tusk poleciał innym samolotem do Smoleńska, niż Kaczyński

Obrazek użytkownika teli
Artykuł

Całość jest bardzo ciekawa, ale jakim cudem Tusk poleciał innym samolotem, niż Kaczyński, skoro 102 był remontowany? Ściema TVN żeby znowu grzebać nie tam gdzie trzeba.

Jakie są hipotezy? Prokuratorzy na ogromnej, białej tablicy rozrysowali jakie wojskowe i rządowe instytucje oraz w jakim zakresie swoich kompetencji brały udział w organizacji lotu Tu-154 M 101. Wiedzą dużo, ale nie na tyle, by postawić komuś zarzuty. * - Wiedzą, że panowało zamieszanie w organizacji lotu. Np. pierwotnie jako dowódcę lotu z prezydentem wytypowano doświadczonego pilota Bartosza Stroińskiego. Jeszcze 18 marca w dokumentach Sekcji Planowania 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego Stroiński był wymieniony jako dowódca lotu Tu-154. Jednak pod koniec marca niespodziewanie zdecydowano, że Stroiński poleci z premierem 7 kwietnia, a jego miejsce zajął kpt. Arkadiusz Protasiuk. Sam Stroiński w trakcie przesłuchań stwierdził, że nie wiedział o wpisaniu go w wewnętrznych dokumentach 36 SPLT jako planowanego dowódcy lotu z prezydentem. Zaś o tym, że będzie leciał z premierem 7 kwietnia, dowiedział się na tydzień przed. * - Śledczy badają jaki wpływ na to zamieszanie miała decyzja o rozdzieleniu wizyt prezydenta i premiera. Dlatego prokuratorzy analizują chronologię korespondencji między Ministerstwem Spraw Zagranicznych, Kancelarią Prezydenta i Kancelarią Premiera. Oskarżyciele dopytują urzędników z tej ostatniej, dlaczego doszło do rozdzielenia wizyt. Nad organizacją obu podróży (premiera 7 kwietnia i trzy dni później prezydenta) pracowała m.in. Beata Lamparska, zastępca Dyrektora Departamentu Spraw Zagranicznych w Kancelarii Premiera. Z jej zeznań wynika, że na samym początku lutego na spotkaniach w Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa była jeszcze mowa o wspólnych uroczystościach z udziałem Tuska i Kaczyńskiego. Jednak według niej, niedługo po tym spotkaniu, „zapadła decyzja, że premier będzie brał udział w uroczystościach w innym dniu niż prezydent”. Premier Władimir Putin 3 lutego w rozmowie telefonicznej zaprosił premiera Tuska do wspólnego uczestnictwa w uroczystościach w Katyniu - zeznała wicedyrektor. Zaś Dariusz Górczyński, ówczesny naczelnik Wydziału Federacji Rosyjskiej w Departamencie Wschodnim MSZ zeznał, że po rozmowie z 3 lutego to Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera uzgodnił z szefem kancelarii Putina, że rosyjski premier przyjedzie do Katynia nie 10 a 7 kwietnia. Dlatego prokuratorzy chcą obecnie sprawdzić o czym Arabski rozmawiał w Moskwie. * - Śledczy badają dlaczego mimo tego, że rosyjscy dyplomaci ostrzegali MSZ, że lotnisko Siewiernyj jest nieczynne i nie nadaje się do lądowania samolotów rejsowych, zdecydowano się tam polecieć i to dwukrotnie. Przesłuchani urzędnicy (kancelaria premiera, MSZ) przyznali, że byli ostrzegani przez Rosjan, ale nikt nie mówił im o innym lotnisku lub środku transportu. Polscy wojskowi twierdzili, że lotnisko pod Smoleńskiem reanimować może tylko polecenie Władimira Putina. Wynika to ze służbowych e-maili pomiędzy naczelnikiem Górczyńskim, a innym pracownikiem resortu spraw zagranicznych Grzegorzem Cyganowskim, drugim sekretarzem Ambasady RP w Moskwie. Pod koniec lutego MSZ planowało wysłanie do Katynia „grupy przygotowawczej” złożonej z dyplomatów, oficerów BOR i urzędników kancelarii premiera i prezydenta. Samolot z nimi miał przylecieć 3 marca. Już wtedy okazało się, że Rosjanie nie zgadzają się na lądowanie w Smoleńsku, bowiem lądowisko jest nieprzygotowane. „Zdaniem z chłopaków z 36 pułku bez zaangażowania osobistego PUTINA samolot do Smoleńska 3.03 NIE POLECI” - napisał naczelnik Górczyński do dyplomaty z ambasady w Moskwie (pisownia oryginalna). Później grupa miała lecieć 24 marca. Rosjanie kazali jednak wtedy Polakom lądować w Moskwie. Lotnisko nadal bowiem nie było gotowe. * - Oskarżyciele wciąż chcą przeprowadzić ekspertyzy systemów z lotniska, np. radiolatarni. Podejrzewają, że skoro Rosjanie sami uprzedzali, że lotnisko Siewiernyj jest nieczynne, to systemy mogły nie działać nie tylko podczas lądowania prezydenta 10 kwietnia ale i premiera Donalda Tuska trzy dni wcześniej. Tylko, że 7 kwietnia nad Siewiernym świeciło słońce i nie było mgły. Pilot ppłk Bartosz Stroinski, który Tu-154 M 102 leciał do Smoleńska z premierem na pokładzie zeznał w prokuraturze, że przy lądowaniu nie musiał korzystać z radiolatarni na lotnisku, bowiem pogoda była tak ładna, że lądował „na widoczność”. - Z uwagi na dobre warunki atmosferyczne panujące w tym dniu, podchodziliśmy do lądowania z widocznością. W tym dniu ja podchodząc do lądowania nie sugerowałem się wskazaniami radiolatarni, gdyż podchodziłem z widocznością – opowiadał w maju prokuratorom podpułkownik Stroiński. Dlatego prokuratorzy sprawdzają kto z polskich decydentów ponosi odpowiedzialność za decyzje by premier, a później prezydent wylądowali na Siewiernym. * - Prokuratorzy badają kto ostatecznie zrezygnował z rosyjskich nawigatorów, którzy powinni lecieć zarówno 7 i 10 kwietnia. Tu tropy wiodą do 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. 31 marca mjr Paweł Odo, szef Sekcji Planowania i Ewidencji 36 SPLT wysłał do szefostwa Służby Ruchu Lotniczego RP prośbę o anulowanie „liderów”. * - Oskarżyciele badają też nieznany dotychczas wątek. Otóż 7 kwietnia na pokładzie Tu-154 M 102 leciał dodatkowy członek załogi, znający się na podzespołach maszyny. Był to tzw. „specjalista”, który miał pomóc w razie awarii podzespołów. Takiego „specjalisty” nie było na pokładzie Tu-154 M 101, którym leciał prezydent. - Na zadane pytanie zeznaje: nie jestem w stanie odpowiedzieć dlaczego na lot w dniu 10 kwietnia 2010 r. z VIP-100 nie został wyznaczony specjalista, tak jak to miało miejsce w dniu 7 kwietnia 2010 r. Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, iż specjalisty nie wyznacza się na każdy lot. Zazwyczaj specjalistę wyznacza się na długie loty – zeznał w prokuraturze ppłk Bartosz Stroiński, który leciał z premierem 7 kwietnia. On sam wyznaczył skład załogi, w tym „specjalistę”. Był nim kpt Poświata. - Zazwyczaj tak nazywano dodatkowego członka załogi, którego funkcji nie było w wykazie członków załogi. Pod nazwą „specjalista” krył się technik, inżynier który znał się na sprzęcie radiowym, podwoziu lub silnikach. Kpt Poświata jest inżynierem, który zna się na wszelkich urządzeniach radiowych, w tym na radiowysokościomierzu – tłumaczy tvn24.pl pułkownik Tomasz Pietrzak, były dowódca 36. SPLT. Dlaczego Stroiński zabrał na pokład inżyniera? „Obecność kpt. Poświaty (…) podyktowana była tym, że jako specjalista osprzętu mógł nam pomóc w razie wystąpienia awarii” - czytamy w zeznaniach pilota. * - Oskarżyciele sprawdzają ewentualną odpowiedzialność Ministerstwa Obrony Narodowej. Chodzi o słynną już decyzję nr 40 z lutego, którą wydał Bogdan Klich. Widnieje tam zapis, że „36. specpułk i jego flota nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa realizacji zadań polegających na przewożeniu ważnych osób”. Sprawę ujawnił mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik m.in. Jarosława Kaczyńskiego. Zdaniem adwokata treść decyzji miała oznaczać, że kierownictwo MON zdawało sobie sprawę z fatalnej sytuacji w 36. SPLT oraz ze złego stanu obu samolotów Tu-154 M. MON zaprzecza interpretacji Rogalskiego. Jednak wojskowi prokuratorzy postanowili dokładnie sprawdzić, co się kryło za decyzją nr 40. Prokuratura zażądała od ministra Klicha przekazania „wykazu osób, wraz z wykazem zajmowanych stanowisk i miejscem zatrudnienia, uczestniczących w pracach legislacyjnych w wyżej powołanej decyzji”. * - Śledczy badają wątek szkoleń i przygotowania do lotu pilotów. Z zeznań wojskowych z 36. pułku wynika, że piloci szkoli się na symulatorach Tu-154 M tylko wtedy, gdy te maszyny były u Rosjan w remoncie. Wojskowi z 36. pułku przekazali prokuraturze tylko dwa dokumenty potwierdzające udział pilotów w takich szkoleniach. Jeden jest datowany na 7 kwietnia 2004 r. Drugi nosi datę 25 maja 2007 roku. Z zeznań majora Zbigniewa Gontarczyka szefa sekcji personalnej specpułku wynika, że dowódca załogi Tu-154 M 101 Arkadiusz Protasiuk i drugi pilot Robert Grzywna od 2009 roku nie szkolili się na symulatorze Tupolewa. Zamiast tego poznawali w Szwajcarii tajniki latania samolotami Embreyer. - Nie wiem nic na temat szkoleń na symulatorach Jaka 40 i Tupolewa. Do 10 kwietnia nie widziałem żadnych dokumentów, które dotyczyłyby takich szkoleń - zeznał wojskowy. * W tym zakresie odpowiedzialność spoczywała na byłym już dowódcy 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego - płk. dypl. pil. Ryszardzie Raczyńskim. Ale prokuratorzy sprawdzają też, czy rezygnacja ze szkoleń na symulatorach nie była spowodowana cięciem budżetu przez MON. * - Prokuratorzy idą dalej. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, podejrzewają, że wojskowi decydenci wielokrotnie nie przestrzegali instrukcji HEAD mówiącej jakie warunki muszą być spełnione, by samolotami można było przewozić prezydenta lub premiera. Na pewno instrukcja ta została złamana 10 kwietnia. Przy tak złej pogodzie (gęsta mgła, widzialność pozioma 200-400 m, pionowa poniżej 50 m.), nie powinni lądować. * Oskarżyciele zauważyli też, że piloci raportowali o licznych awariach podzespołów Tu-154 M 101. Dowództwo 36. pułku zwracało się do Dowództwa Sił Powietrznych by przeprowadzić testy, które miałyby sprawdzić, czy nowoczesne systemy nie „kłócą się” ze starymi urządzeniami. Teraz oskarżyciele sprawdzają czy ktokolwiek zareagował na te wnioski. http://www.tvn24.pl/-1,1679783,0,1,zarzuty-za-tragiczny-lot-nie-tak-predko,wiadomosc.html

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

Cudów nie ma albo wracamy do teorii klonów. Ciekawa sprawa z tą "grupą przygotowawczą".

MSZ planowało wysłanie do Katynia "grupy przygotowawczej"...Samolot z nimi miał przylecieć 3 marca... Później grupa miała lecieć 24 marca. Rosjanie kazali jednak wtedy Polakom lądować w Moskwie. Nie znalazłam nigdzie do tej pory potwierdzenia, że ta "grupa przygotowawcza" do Smoleńska dotarła, chociażby przed 7 kwietnia.

Vote up!
1
Vote down!
0
#408446

Lotnisko od dawna jest zamknięte, a sprzęt nawigacyjny zdemontowany, pas w fatalnym stanie, dlatego Rosjanie nie chcieli żeby samolot tam lądował, a nasza ekipa pojechała, jednak Ruskie się rozchorowały i nie wpuścili ich na lotnisko.

Vote up!
1
Vote down!
0
#408453

Uwaga czytelnicy !

Komentarze sygnowane : "Mirosław Nalezinski" są dołączone w roku 2016 !!! 

Vote up!
0
Vote down!
0

#1526188

 Na ile już wiem panował bałagan MON ,BOR itd ale myślę ? ,ze w pewnym sensie za ten bajzel sa odpowiedzialni konkretne osoby na wysokich stanowiskach ,nawet dostali odznaczenia po katastrofie i to zakrawa na paranoje ,absurd ale on mnie nie dziwi ,gdyż !,uważam 3 RP za jeden burdel .

Niestety nawet zwierzchnik sił zbrojnych i wysocy ranga osoby poniosły konsekwencje oddając życie bezsensownie , prezydent był otoczony osobami co nie maja pojęcia na jakim świecie żyjemy i że nie można ufać kanaliom ,które pływają w szambie  od 1989,dziw !,że nie toną  ale skoro są wspierane   przez Berlin ,Brukselę ,Watykan,USA  nie ma mowy w wyjaśnieniu tych katastrof  bo Mirosławcu 2008 tez była ( mgła ) , Smoleńsk ( Mgła ) a gdzie pola naftowe zdobyte w Iraku, aktywa i złoto II RP  ? .Tło finansowe także tu odgrywa rolę ! zginął szef NBP szef IPN . wartość aktywów (zdeponowanych przez Bank Polski przed 1939 r) to ok 1,3 biliona dol .To poważna kasa i czy ma Polska istnieć czy też nie i chyba się nikt nie łudzi ,pisać możemy o Polsce ale to jest tylko kraina nad Wisła ,ośrodki decyzyjne to Berlin,Paryż ,Londyn oraz Watykan .

Vote up!
0
Vote down!
0
#411200

Ukryty komentarz

Komentarz użytkownika Mirosław Nalezinski został oceniony przez społeczność negatywnie. Jeśli chcesz go na chwilę odkryć kliknij mały przycisk z cyferką 2. Odkrywając komentarz działasz na własną odpowiedzialność. Pamiętaj że nie chcieliśmy Ci pokazywać tego komentarza..

kasa (wcześniej) i dwa tu (później - 7 i 10 kwietnia 2010), czyli za przydzielenie ważnych osobistości do tych samolotów? Czy urzędnicy i sami zainteresowani (zginęli) nie wiedzieli, że zgodnie z procedurami nie wolno im latać w takim zagęszczeniu? Przecież o tym wiedzieli wszyscy wojskowi cywile i oficerowie oraz dziennikarze. I co? W innych państwach znają takie procedury? Czy łamią je?

Vote up!
0
Vote down!
-4

Mirosław Naleziński

#1526177

http://www.eioba.pl/a/2sxe/ciala-ofiar-powinny-byc-natychmiast-w-polsce#post75621

Ciała ofiar powinny być natychmiast w Polsce!

Najpierw minister zdrowia, Ewa Kopacz, publicznie zapewniała, że polscy patomorfolodzy uczestniczyli w oględzinach i sekcjach zwłok. Okazało się jednak, że to nie była prawda.

I żeby po całej katastrofie była to tylko jedna jedyna "nieścisłość"... Niestety, to czubek góry lodowej, który sprzyja wszelkim teoriom spiskowym. Nawet tzw. przeciętni ludzie, którym daleko do ekstremalnych domysłów, coraz częściej łapią się na rozważaniu szokujących hipotez. A z upływem czasu rozterek będzie coraz więcej, jak w przypadku katastrofy u brzegów Gibraltaru.

Podobno istnieją zdjęcia zabitego prezydenta, Lecha Kaczyńskiego, którego zwłoki są niemal nieuszkodzone, natomiast Jego brat, relacjonując oględziny, wyraźnie wspominał, że rozpoznania dokonał po bliźnie powstałej po wypadku drogowym, bowiem ciało było zmasakrowane.

Prawdopodobnie złamano także procedury pochówku, ponieważ medialne pogrzeby ofiar samolotowej katastrofy nie powinny odbywać się przed wykonaniem sekcji zwłok lub oględzin oraz przed otrzymaniem protokołów* z ich wykonania.

Jest tak wiele niedomówień, że to już nie trąca zwykłą żenadą, lecz wielkim skandalem i to międzynarodowym! Prawdopodobnie ktoś w końcu sporządzi listę wszystkich niedopatrzeń (i to najłagodniej określając).

Największym błędem było przewiezienie wszystkich zwłok (oprócz ciała Prezydenta RP) do Moskwy. Samolot po wystartowaniu ze Smoleńska powinien wziąć kurs na Warszawę. Ileż mniej byłoby niedomówień i kłopotów. O ileż niższe byłyby koszty! Może to nieelegancko o tym wspominać, ale gdyby porównać wszystkie poniesione koszty badań w Moskwie z kosztami w Warszawie... Świadkowie musieli udać się (niektórzy parokrotnie) do Moskwy, aby tam rozpoznawać szczątki swoich bliskich oraz zeznawać. Do tego koszty hoteli, tłumaczy i całej logistyki. Nawet nie jest ważne, jakie koszty poniosła polska strona, a jakie rosyjska, bo to całkiem inna sprawa, choć im większe koszty ponieśli nasi słowiańscy bracia, a nie zgłoszą się do nas z prośbą o ich uregulowanie, tym większe będzie poczucie łaskawości z ich strony wobec nas, co nie daje nam poczucia wysokiego poziomu komfortu psychicznego.

Gdyby wszystkie ofiary przywieziono do naszej stolicy, zamiast do rosyjskiej, to mielibyśmy tu, na miejscu, wszelkie sprawy rozwiązywane wg naszych procedur - sekcje, oględziny, przesłuchania i protokoły w naszym języku, gromadzenie rzeczy osobistych itp. Iluż niedomówień by uniknięto. A teraz latami będą powstawały legendy i teorie spiskowe. Skoro (należy tak sądzić) nie jest to w interesie polskich władz, jak też rosyjskich, to dlaczego nie dogadano się w tej sprawie? Wystarczyło, aby jedna ze stron przedstawiła taki pomysł oraz aby druga strona zgodnie nań przystała.

Powoływanie się na rozmaite konwencje (że procedury międzynarodowe wymagały badań zwłok w państwie, w którym wydarzyła się katastrofa) jest raczej nieporozumieniem. Wszelkie przepisy są po to, aby ich przestrzegać w sytuacji konfliktowej, czyli przy rozbieżności poglądów, kiedy to obie zainteresowane strony nie mogą lub nie chcą dojść do porozumienia. Wówczas prawnicy sięgają po międzynarodowe przepisy i dokładnie je analizują i... przestrzegają. Jednakże najczęściej wszystkie umowy mają klauzule, że strony mogą odstąpić od przewidzianych czynności, skoro obu stronom to odpowiada.

Co na to Konwencja o międzynarodowym lotnictwie cywilnym, podpisana w Chicago 7 grudnia 1944, w szczególności załącznik 13 - "Badanie wypadków i incydentów statków powietrznych"?
W "Postanowieniach ogólnych" czytamy -
3.2 Państwo miejsca zdarzenia podejmuje wszystkie niezbędne środki w celu zabezpieczenia dowodów rzeczowych i zapewnienia niezawodnej ochrony statku powietrznego oraz wszystkiego, co się na nim znajduje, przez czas potrzebny do przeprowadzenia badania. Zabezpieczenie dowodów rzeczowych polega na podjęciu środków zabezpieczających poprzez fotografowanie lub przy użyciu innych odpowiednich metod, celem zachowania tych dowodów, które mogą być wycofane, uszkodzone, zagubione lub zniszczone. Ochrona polega na zabezpieczeniu przed dalszym uszkodzeniem, dostępem osób postronnych, kradzieżą i zepsuciem.
5.10 Państwo prowadzące badanie uznaje konieczność koordynowania działań przewodniczącego zespołu prowadzącego badania i organów sądowych. Szczególną uwagę poświęca się dowodom rzeczowym, które, jako mające zasadniczy wpływ na powodzenie badania, powinny być niezwłocznie zarejestrowane i poddane analizie, takiej jak badanie i identyfikacja ofiar oraz odczyt zapisów rejestratorów pokładowych.
6.2 Państwo nie rozpowszechnia, nie publikuje i nie dopuszcza do wykorzystywania projektu raportu lub jakiejkolwiek jego części lub innych dokumentów, otrzymanych w trakcie prowadzenia badania wypadku lub incydentu, bez oficjalnej zgody Państwa prowadzącego to badanie, z wyjątkiem tych przypadków, kiedy takie raporty lub dokumenty były już opublikowane lub zostały podane do publicznej wiadomości przez wyżej wymienione państwo.

Niestety, Rosjanie nie dochowali szczególnej staranności w sprawowaniu ochrony przed dostępem osób postronnych (p. 3.2), co jest dość zaskakujące, zważywszy, że lotnisko jest wojskowe, zaś każdy, kto zna mentalność rosyjskich wojskowych, wie, że dostęp do obszarów kontrolowanych przez armię, jest pod specjalnym nadzorem (zresztą nie tylko u nich - jeszcze parę lat temu, w turystycznym centrum Gdyni, nie wolno było fotografować gmachu Dowództwa Marynarki Wojennej, który znajduje się nieopodal okrętu muzeum "Błyskawica"...).

Aby przyspieszyć odczyty z czarnych skrzynek (p. 5.10), można było niezwłocznie wykonać w Rosji kopie i wówczas sensacyjne dialogi, które pomału są teraz ujawniane przez polską stronę, byłyby już dawno znane (zamiast kolejnego, "szeregowego", odczytywania, można było pracować w obu państwach jednocześnie, czyli "równolegle", zatem mamy do czynienia z organizacyjnie nieracjonalnym podziałem pracy).

Polska strona ujawniała odczyty czarnych skrzynek otrzymane od Rosjan, choć nie otrzymaliśmy od nich na to zgody, co jest złamaniem omawianej konwencji (p. 6.2).

Najpoważniejsze uchybienia były jednak związane z identyfikacją ofiar (p. 5.10). Znacznie taniej i sprawniej oraz bez zbędnych animozji (w tym naszej krytyki strony rosyjskiej) byłoby przeprowadzać wszelkie procedury w Polsce, po natychmiastowym przywiezieniu szczątków do Warszawy. Szkoda, że rządy obu państw nie przewidziały, że będą jednak kłopoty, niechęć i że odrodzi się zadawniona niechęć Polaków do Rosjan, zwłaszcza w aspekcie już dwóch Katyniów (1940 i 2010), zatem błędem politycznym (i to przewidywalnym!) była identyfikacja w Moskwie, nie zaś w Warszawie. Ponieważ gospodarzem śledztwa jest strona rosyjska, przeto ona powinna nie tylko przewidzieć animozje, ale oczywiście to ona (jako gospodarz) powinna wystąpić z propozycją przewiezienia zwłok do Polski. Nic Rosjanom by nie ubyło, gdyby byli w Warszawie obserwatorami podczas identyfikacji. No i mielibyśmy dawno protokoły* dotyczące oględzin, i to od razu w naszym języku.

A stosunkowo częste wizyty** naszego ministra spraw wewnętrznych (i administracji) w Moskwie wynikają z niedogadania się z Rosjanami w wielu sprawach, które podobno miały być wzorowo prowadzone. To upokarzające, że nasz minister puka do tamtejszych drzwi, aby wydostać dokumenty, które powinny być przesłane bez zbędnego ociągania. Można zastanowić się, czy wynika to z rosyjskiego bałaganu, czy z chęci przeciągnięcia naszego wysokiego urzędnika pod tak zwanym kilem, aby skruszał (i Polska wespół z nim). To, co przywozi nasz minister, powinien dostarczyć specjalny kurier, choćby poczty dyplomatycznej.

Gdyby tak koszmarna katastrofa przydarzyła się amerykańskiemu samolotowi w Polsce, to niezależnie od konwencji, oba rządy doszłyby do rozsądnego i dla całego świata zrozumiałego wniosku - wszystkie ciała ofiar byłyby niezwłocznie przewiezione do Stanów, choćby po to, aby uniknąć dalekiego przelotu rodzin (trauma, koszty, kłopoty językowe) w celu identyfikacji i zeznań. I z pewnością rozbity samolot byłby badany przy współudziale strony amerykańskiej.

* - protokoły z identyfikacji ofiar nie dotarły do dzisiaj (10 sierpnia 2010) i nie wiadomo, kiedy zostaną dosłane, co jest osobnym skandalem (prawdopodobnie minister ponownie będzie po nie leciał), co jedynie dowodzi, że ciała ofiar powinny być przewiezione do Polski natychmiast po tragedii!

** - 9 sierpnia 2010 media podały - "Kolejnych 11 tomów akt śledztwa smoleńskiego trafi do Polski. Na polsko-rosyjskim spotkaniu ustalono, że wśród przekazanych materiałów będą protokoły oględzin zwłok i miejsca katastrofy z dokumentacją fotograficzną. Na razie nie wiadomo, kiedy dojdzie do przekazania akt". W jaki sposób można nam wytłumaczyć, że tego typu dokumenty muszą być tworzone całymi miesiącami, skoro wiadomo, że dochodzenie ma priorytet w obu państwach? Mało tego - przecież fotografie i protokoły zostały już dawno wykonane, zatem skąd owo opóźnienie? A jeszcze czeka nas wielodniowe przekładanie powtarzalnych tekstów z jednego słowiańskiego języka na drugi... Gdyby tak mieli pracować robotnicy, to ich firma dawno by padła, ale budżetowe instytucje rządzą się swoimi prawami, bynajmniej nie finansowymi. A przy okazji - każdy niemal wie, że w razie koniecznej operacji, polityk, minister, aktor, zostanie natychmiast obsłużony przez służbę zdrowia, zaś przeciętny obywatel dopiero po przejściu przez wszystkie przewidziane (i nieprzewidziane) procedury. A tu zastój - tygodniami nic się prawie nie dzieje? I to nie jest skandal? Po raz kolejny przedstawiciel naszego rządu obiecuje nam, że pojedzie do Moskwy i że zdyscyplinuje kolegów Rosjan, kiedy zaś nadchodzi obiecany przez nich termin, okazuje się, że znowu nas zwodzą, a to jest już tragifarsa!

Vote up!
0
Vote down!
-1

Mirosław Naleziński

#1526178