Nieformalna grupa osób, powiązana także z pracownikami ABW, będzie chciała skompromitować prace komisji śledczej!

Obrazek użytkownika Jacek Mruk
Kraj
]]>http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4701-tylko-u-nas-nieformalna-grupa-...]]> W najbliższym czasie ma nastąpić próba skompromitowania komisji śledczej badającej sprawę Amber Gold. Celem ataku ma być posłanka i szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann, która szykuje się do przesłuchania Donalda Tuska. Problem polega na tym, że niektórym pracownikom z ABW zależy, aby z tego przesłuchania zwycięsko wyszedł tylko Donald Tusk i jego gdańskie otoczenie. Grupa Trzymająca Śledztwa W ostatnim wydaniu „Gazety Finansowej” ukazał się artykuł Agencja Towarzystwa, w którym napisano, że mimo kilkunastu miesięcy rządów PiS-u w działalności Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego niewiele się zmieniło. Kluczowe stanowiska w ABW nadal obsadzone są przez zaufanych ludzi poprzedniej władzy. To przez nich w przeszłości Agencja kilkukrotnie została skompromitowana, oni też stoją za rozmyciem sprawy Amber Gold. Bliskim współpracownikiem obecnego szefa ABW, profesora Piotra Pogonowskiego, jest dziś płk Andrzej Lesiak, który kieruje zespołem mającym za zadanie połączyć ABW z Agencją Wywiadu. Wcześniej, za rządów PO-PSL, Lesiak należał do zaufanych ludzi Krzysztofa Bondaryka i Dariusza Łuczaka, byłych szefów ABW. Kolejnym ważnym człowiekiem obecnego szefa ABW jest też płk Sylwester Lis, który pełni obecnie rolę szefa Departamentu Kontrwywiadu, jest to jeden z najważniejszych pionów w Agencji. Lis wcześniej był odpowiedzialny za koordynowanie pracy delegatur terenowych ABW. W roku 2012, kiedy wybuchła afera Amber Gold, Bondaryk wysłał go do Gdańska, gdzie miał nadzorować śledztwo. Skutkiem jego pracy w tamtym czasie było to, że nie ujawniono kontaktów działaczy gdańskiej PO z prawdziwym „mózgiem” Amber Gold, gangsterem o pseudonimie „Tygrys”. Owe gangsterskie kontakty ludzi z PO nie znalazły odzwierciedlenia w ustaleniach Agencji. Tyle „Gazeta Finansowa”. Nasi rozmówcy twierdzą, że wspomniany artykuł na korytarzach ABW wywołał spore zamieszanie. Ale nie to ma być zmartwieniem tych, które dostrzegają możliwe zagrożenia ze strony kilku osób, którym zależy, aby sprawę Amber Gold rozłożyć na łopatki. Z informacji, do jakich dotarliśmy, wynika, że w niedługim czasie może nastąpić próba skompromitowania komisji śledczej informacjami dostarczonymi jej przez ludzi z ABW. Ma to być także jeden z elementów całej sprawy Amber Gold, gdyż głównym jest pomorskie środowisko gangsterskie. – To stara gra kontrwywiadowcza, niebezpieczna o tyle, że nieplanowana, bo dostosowana do zachodzących wydarzeń – twierdzi nasz rozmówca z okolic służb specjalnych. Jego zdaniem szefowa komisji śledczej dostanie „kwity” na Donalda Tuska, który, jak wiemy, ma niebawem wraz ze swoim synem stanąć przed komisją. Problem ma polegać na tym, że owe „kwity” mają być szybko zbite i obalone przez Tuska i jego środowisko, przez co może dojść do kompromitującego ośmieszenia komisji – podkreśla nasz rozmówca. Jak nietrudno się domyślić, ma to podbić notowania Platformy, a w dalszej kolejności wpłynąć także na to, jak opinia społeczna będzie postrzegać kolejne etapy prac nad ustaleniem stanu faktycznego powstania i funkcjonowania Amber Gold. Przez zmęczenie materiału ma nastąpić zobojętnienie opinii publicznej, a także zasugerowanie, że prace komisji tak naprawdę nie mają większego sensu, a jedynie ma to być spektakl igrzysk i próba sił prezentowana społeczeństwu. Prawdopodobny scenariusz Czy to jest realny scenariusz, mogący zagrozić pracy komisji śledczej? Zapytaliśmy o to Kazimierza Turalińskiego, który przez chwilę był ekspertem wybranym przez PiS do prac w komisji śledczej, jednak po atakach na jego osobę zrezygnował z tej funkcji. – To całkiem możliwy scenariusz, takie informacje w ostatnim czasie do mnie także docierają – twierdzi Turaliński. – Komisja śledcza ds. Amber Gold jest w pełni kontrolowana przez funkcjonariuszy ABW, odpowiedzialnych wcześniej za faktyczną ochronę procederu małżeństwa P. Oficerowie, którzy powinni zostać usunięci ze służby za karygodne zaniedbania, skutkujące oszustwem na szkodę 19 tys. Polaków, dziś są zaufanymi ludźmi nowego, powołanego przez PiS szefa ABW. Co może ustalić Komisja, zdana na dokumenty przekazane przez tak zarządzaną Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Dlaczego służba ta podejmowała działania skutkujące usunięciem jednego z posłów z Komisji oraz wywierała naciski na ludzi z mojego otoczenia? Dlaczego nikogo nie zainteresowały przekazane przeze mnie informacje o otrzymanej przeze mnie propozycji lukratywnego kontraktu od działającej na Pomorzu grupy przestępczej (faktycznie łapówki)? Odpowiedzi są chyba oczywiste – tak we wtorek skomentował na swoim Facebooku całą sytuację Turaliński. O tym, że w ABW są osoby budzące kontrowersje, informowaliśmy w październiku 2015 r. Opublikowaliśmy wtedy tekst zatytułowany ABW na dnie patologii, w którym pytaliśmy, czy szefostwo Agencji okłamuje opinię publiczną. Ujawniliśmy wówczas skandaliczne sytuacje, mające miejsce we wrocławskiej delegaturze ABW. Artykuł w służbach odbił się szerokim echem, przez co redakcja „Warszawskiej Gazety” została wtedy wezwana przez znanego warszawskiego prawnika, działającego w imieniu jednego z opisanych przez nas dyrektorów ABW, do umieszczenia sprostowania zawartych w tekście informacji pod groźbą wytoczenia procesu. Autor tekstu po konsultacji z prawnikami redakcji odmówił uznania sprostowania, do dnia dzisiejszego nie został także pozwany. Co bardzo istotne, opisywani wtedy przez nas pracownicy ABW dziś piastują wysokie stanowiska w centrali Agencji. Latem 2016 r. jeden z prawicowych dziennikarzy publicznie zarzucił opisanemu przez nas dyrektorowi wrocławskiej delegatury ABW brak odpowiedniej reakcji choćby w sprawie przekrętu, który dotyczył przejęcia przez KGHM kanadyjskiej Quadry, co zresztą w ostatnich tygodniach także opisywała „Gazeta Finansowa”. – Pana ta sytuacja powinna najbardziej smucić – mówi nam wprost jedna z osób pracujących w kręgu koordynatora ds. służb specjalnych, sugerując autorowi tekstu, że obecnie jedna z opisanych przez nas w październiku 2015 r. osób decyduje w ABW, które informacje udostępnić dla zielonogórskiego sądu. Chodzi o proces, który wytoczony jest przeciwko mnie za sprawę sędziego Ryszarda Milewskiego, gdzie oskarżycielem posiłkowym jest sam skompromitowany sędzia, a także założyciel Amber Gold, Marcin P. Zdaniem naszego rozmówcy to właśnie z inspiracji ABW Marcin P. zdecydował się otwarcie wystąpić przeciwko mnie. – Pan w swojej sprawie nie ma co liczyć na uczciwą pomoc ze strony ABW, bo w strukturze tej służby dalej, co widać, mieszają ludzie, którzy raczej nie popierają osób, które sympatyzują z obecną władzą, a jeśli nawet jest inaczej, to mają w tym głęboko zakamuflowany interes – twierdzi nasz rozmówca. Niby to luźna rozmowa, ale jednak pokazuje, jak dalej działa całe ABW. Można mieć wrażenie, że Agencja to dziś dalej ten sam ogon, co macha psem. – Komisja zapewne da się rozegrać i pięknie skompromituje temat Amber Gold – uważa Turaliński. Jego zdaniem nie wolno też ufać w nic, co jest w aktach przekazywanych komisji przez ABW. Pozory zmian w ABW mogą być destrukcyjne nie tylko dla komisji śledczej, gdzie panuje przekonanie, że głowa Agencji jest po stronie rządu (chodzi oczywiście o osobę profesora Pogonowskiego), zdaniem wielu osób to ma być gwarancją zmian i bezpieczeństwa w wyjaśnianiu afery Amber Gold. Ale w zderzeniu z brudną grą niektórych pracowników Agencji może to być zgubna gwarancja. Także o to zapytaliśmy Turalińskiego. – Mówiłem im, że nie mogę działać, gdyż ludzie w ABW zostali ci sami. Powiedziałem im, że ręce i szyja to dalej bandyci stojący za Amber Gold i ja nie będę mógł nic zrobić. Informowałem komisję o tym, że ludzie z legitymacjami ABW nachodzili moich kontrahentów, ludzie czuli się wręcz zastraszani, wielu się ode mnie odwróciło. Ja wiedziałem z moich źródeł, że np. konkretny dziennikarz robi na mój temat tekst, wiedziałem, że jeden z członków komisji ma być odstrzelony (chodzi o Pawła Grabowskiego z ugrupowania Kukiz ’15, który nie dostał certyfikatu bezpieczeństwa z ABW, przez co musiał zrezygnować z prac w komisji śledczej – przyp. red.). O tym wszystkim Turaliński informował posłów, ale już wtedy, jak twierdzi, czuł się wystawiony na odstrzał. Długo na atak czekać nie musiał. Niektóre media przez kilka dni krytykowały go za jego publikacje książkowe dotyczące oszustw podatkowych. Jego książki można uznać za bestsellery, przeznaczone są głównie dla policjantów, prawników, sędziów i osób pracujących w branży szeroko rozumianego bezpieczeństwa, mimo to media zrobiły z Turalińskiego kogoś, kto za pomocą swoich książek staje się instruktorem dla przestępców finansowych. Przedstawiano go jako tego, który mówi w swoich książkach „jak kraść”, pomijając fakt, że jego publikacje skierowane są tak naprawdę do osób mających za zadanie ścigać finansowych przestępców, oczywiście niektóre tytuły i podtytuły miały za zadanie szokować czytelnika, ale tylko po to, by w ostateczności skłonić do lektury i zwrócić uwagę na to, jak wiele jest luk, które umożliwiają dokonanie finansowych przestępstw w naszym kraju. Nasz rozmówca z okolic służb twierdzi, że Turaliński nie dał się złamać i ku zdziwieniu niektórych osób z ABW wolał odejść z komisji śledczej. Była też grupa ludzi, którzy się z tego cieszyli, i to jest właśnie ta grupa, która obecnie planuje uderzyć i skompromitować pracę komisji śledczej. I chyba prawdą jest, że najlepsze momenty w sprawie Amber Gold są dopiero przed nami, pytanie, na ile obecne szefostwo służb jest w stanie sobie poradzić z tymi, którym zależy na rozgrywaniu całej sprawy dla swoich celów, nie tylko zresztą politycznych.
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)