Kolaborantów medialnych co najmniej ignorować!

Obrazek użytkownika Witek miejski
Kraj

Wyrażamy oburzenie brakiem solidarności dziennikarskiej ze strony części koleżanek i kolegów dziennikarzy wobec Cezarego Gmyza, Bartosza Marczuka, Mariusza Staniszewskiego i Tomasza Wróblewskiego zwolnionych z redakcji „Rzeczpospolitej”, w związku z ostatnimi publikacjami tego dziennika poświęconymi katastrofie smoleńskiej. Tyle fragment oświadczenia Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

Gdzie indziej nawołuje się do bojkotu „Rzepy“ i do demonstracji w środę przed jej redakcją w proteście przeciwko antydemokratycznym zwolnieniom. Sprzeciw ów jest, naturalnie, też potrzebny, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że będzie to tylko lokalna, że tak powiem, reakcja, na proces generalnego ograniczania wolności słowa w tzw. demokracji tzw. RP, czy nazywając rzecz po imieniu - PRL-bisu. Należałoby zareagować na globalne restrykcje szerzej, też globalnie. I bojkotować wszystkie tzw. wolne media, nie tylko Rzepę.

Na apel w obronie Cezarego Gmyza w niezalezna.pl, odpowiedziała zaledwie garstka dziennikarzy w Polsce. List wspierający go podpisało mniej niż 120 dziennikarzy, identyczny apel w wPolityce.pl sygnowało jeszcze dodatkowo mniej więcej 20 innych osób. Czyli razem około 140 przedstawicieli tej profesji odważyło się stanąć po stronie Cezarego Gmyza, który miał czelność opublikować w Rzeczpospolitej tekst o stwierdzonej przez ekspertów w smoleńskim Tupolewie obecności składników materiałów wybuchowych. A gdzie reszta?
Tylko SDP (Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich) liczy ponad 2700 członków; sądzę, że co najmniej tyle samo jest dziennikarzy niezrzeszonych w SDP. Nawiasem mówiąc, za czasów PRL-u było w Polsce w sumie około 6 tysięcy pracowników owego cechu w mediach. Reszta, co nie uznała za ważne obrony Cezarego Gmyza, to zapewne też i wystraszeni, ale w większości ci sami PRL-owscy propagandyści, co ongiś, lub ich godni następcy, często gęsto mogący się wykazać przez swych przodków godnym peerelowskim pochodzeniem.

Niech ta reszta peerelowskich pomiotów, wytwarzająca medialną nierzeczywistość, sama czyta to co sobie napisała, sama ogląda to co wyprodukowała w telewizji i sama żyje w tych nierealiach, którymi się tak chętnie otacza. Skoro reprezentują w mediach władzę postkolonialną i jej interesy, to trzeba ich też odpowiednio traktować - jak kolaborantów obcej władzy. I co najmniej ignorować ich obecność w Polsce.

Cezary Gmyz stwierdził po rozmowie ze zwierzchnikami wręczającymi mu dyscyplinarne zwolnienie, że czuł się tak, jakby stal przed komisją weryfikacyjną z czasów stanu wojennego. Nie dziwota, skoro realia III RP tworzą ci sami, lub następcy tych, którzy wprowadzali stan wojenny i tak jak kiedyś w PRL-u tak i dziś chcą zadawać tonu.

Brak głosów