Biesiadnicy

Obrazek użytkownika Budyń78

Ile warte są zapewnienia o woli doprowadzenia do końca sprawy Olewników, nieszczęśliwa rodzina mogła przekonać się dziś w nocy, zaś reszta społeczeństwa w momencie pierwszego kontaktu z wiadomościami. Przestępcy weszli sobie w nocy do domu rodziny, która nie powinna dopiero teraz zwracać się o ochronę, lecz po prostu ją mieć, a potem sobie wyszli. Zachowali się na tyle uprzejmie, że tym razem nie zamordowali nikogo, jednak nie jest powiedziane, że nie zrobią tego następnym razem, by zniknąć jak kamień w wodę. Nie ma co ukrywać - byłoby to na rękę wszystkim pozostałym stronom. Władze mogłyby spokojnie ukręcić łeb nieprzyjemnej sprawie, za próby wyjaśniania której w sposób nieumiejętny można awansować, a za wytrwałość - paść ofiarą gróźb na tyle skutecznych, by poddać się dobrowolnej marginalizacji. W to, że ktokolwiek z obecnie Polską rządzacych jest wyjaśnieniem okoliczności porwania, morderstwa i zastraszania rodziny Olewników zainteresowany, nie wierzę, odkąd o sytuacji tej wiem, zaś niewiara moja doczekała się twardych podstaw w postaci wielokrotnie opisywanych decyzji ministra Ćwiąkalskiego. Obecnie Olewnikami interesują się media, ale ich uwaga jest bardzo kapryśna i mogą łatwo o nich zapomnieć. W czasie samego porwania jakoś o nim nie słyszeliśmy z każdej strony, ostatecznie Bogdan był tylko synem rzeźnika, nie zaś przykładowo gwiazdy disco polo. Nie ma co powtarzać, że sprawa Olewników jest dowodem na bezsilność polskiego państwa, jest to truizm. Służby specjalne i przestępczość zorganizowana nieraz zdają się być dwiema gałęziami tego samego drzewa, które po roku 1989 oplotło szczelnie całą Polskę. Choć na wierzchu figuranci kłócili się o tytuły i prestiż, władze miał w rękach ktoś inny, co widać po skutecznym topieniu każdej próby władzy tej ograniczania. Polskie elity polityczne popadły w błogie samozadowolenia i zamiast prób naprawy czegokolwiek, zadowoliły się dopuszczeniem do zastawionego przez nominalnych poprzedników stołu. Tak więc przy stole zasiedli ci, którzy wcześniej mianowali się rzecznikami coraz bardziej zagniewanego ludu, a zasiadając do konsumpcji dali ludowi nadzieję na zmianę. Tak więc, gniew został spacyfikowany, lud dla dobra zmiany nie stał i nie czekał - pomógł, oddając nieraz dobytek całego życia, by patrzeć, jak ucztujący dostają kolejne potrawy. Czasem ktoś nie wytrzymywał i popełniał samobójstwo, czasem wybuchał jakiś drobny protest, jednak media wierne biesiadnikom przedstawiały ofiary jako nieudaczników, którzy z własnej winy zostali pominięci przy podziale owoców transformacji. Gdy zaś gniew ucichł, prawowici właściciele koryta postanowili pozbyć się tych, których od lat kreowali na "konstruktywną opozycję", która pomoże im się uwiarygodnić i spacyfikować nastroje. Drobna awantura przy stole skończyła się sprawą Rywina, a gdzie dwóch się kłóciło, tam skorzystał trzeci - i na chwilę do władzy doszła siła, chcąca towarzystwo zza stołu pogonić. Przez chwilę wzmacniana nawet przez najbardziej obrażonych na swoje towarzystwo członków dotychczasowych elit. Jednak nie trwało to długo. Nic tak jednoczy, jak wspólny wróg, który próbuje wyciągnąć spod nas stołek, grzebie w naszych szufladach i bezczelnie pyta, kto i z jakich pieniędzy płacił za nasze żarcie. Tak więc udało się znów zebrać siły, odszczepieńcy wrócili, media pomogły i znów wszystko wraca na swoje miejsce. Dzisiejsze doniesienie o Olewnikach, ostatnie działania ABW, konfiskata materiałów mogących kompromitować osoby związane z władzą, bądź nominalną opozycją (sprawa Popiełuszki) - wszystko to pokazuje, że oto znów jesteśmy kilka lat do tyłu. A Polakom na razie to pasuje, ponieważ - niestety - wielu z nich wyznaje zasadę, którą Wałęsa ujął w słowach "Stłucz pan termometr, nie będziesz pan miał gorączki". Jak to działa? Polacy nie lubią korupcji - więc męczą ich ludzie korupcję tę pokazującą. Polacy nie lubią konfidentów, więc irytuje ich przypominanie, że takowi istnieją i mają się dobrze. W październiku zeszłego roku polski elektorat z jednej strony dał się uwieść radosnym obietnicom bez pokrycia i gładkim słowom, buziom i uśmiechom, z drugiej - powiesił posłańca, przynoszącego złe wiadomości. Tak jednak, jak gorączka od stłuczenia termometru nie zniknie, tak i problemów nie rozwiąże udawanie, że ich nie ma. Z atmosfery końca rządów SLD i kadencji PiS pozostaje nam jeszcze - choć stopniowo ograniczana - możliwość wskazywania tych zjawisk i odczarowywania propagandy sukcesu. Ta sypie się na każdym kroku, nawet w mediach tradycyjnie przychylnych PO pojawiają się coraz to nowe wiadomości, nie stawiające tej partii w dobrym świetle. I choćby miały one służyć przykryciu spraw gorszych - spowalniają jedynie proces utraty zaufania i rozgoryczenia wsród wyborców, nie zatrzymują go jednak. Drugi czynnik, działający na naszą korzyść, to pazerność poszczególnych grup interesów, która już raz, w roku 2003, prawie doprowadziła je do zguby. I dziś przecież sojusz władzy, służb specjalnych, większości mediów i części opozycji nie jest monolitem, co pokazuje spór wokół ustawy medialnej, czy choćby liczne przecieki, takie jak ostatni, dotyczący prywatyzacji szpitali. Gdy wydawało się, że rząd Kaczyńskiego upadnie, zaś zamiast wyborów będziemy mieli koalicję "wszyscy przeciw PiS", popełniłem pewien bardzo emocjonalny wpis pt. "Nie może być źle". Tak więc w sierpniu 2007 napisałem:"Rząd Fachowców okopie się na swoich pozycjach, komisje na swoich. Zacznie się wytężona praca. Różowi, pomarańczowi, zieloni i brunatni nie będą mieli żadnych hamulców, rzucając się na płat czerwonego sukna łapczywie, by zrekompensować sobie krótsze lub dłuższe odstawienie od koryta. A gdy już dorwą się do koryta, pewni zwycięstwa i własnej moralnej racji, rzucą się sobie do gardeł. Ufni w przyjazne im media i zagranicznych patronów zafundują nam burdel, przy którym Rywinland będzie schowaniem przez Jasia łopatki Grzesia pod wiaderko Mareczka w osiedlowej piaskownicy. Smok będzie żarł, żarł, aż spuchnie i pęknie. Kadencja będzie trwać, zaś ludzie będą patrzeć. A ci, którym nie udało się jeszcze zrozumieć, ze nie są właścicielami Polski tylko dlatego, że wyglądają ładnie, mają konta w bankach i przyjaciół wśród szpicli i dziennikarłów, spalą się, zanim się zorientują, że zaplątali się we własny sznur, we własne komisje śledcze, że pijani strzelają do siebie nawzajem podczas polowania, w którym zwierzyna już dawno się wymknęła. Liczą na krótką pamięć ludzi, a nie zorientują się nawet, kiedy sami ją im odświeżą."Mam wrażenie, że dziś uczestnicy gry robią wiele, by ten scenariusz zaczął się sprawdzać. Na płycie Kultu "Salon Recreativo" z roku 2003 pojawił się utwór "Najbardziej chciany bandyta w Polsce", w którym Kazik śpiewał m.in.: "(...)Ludzie kultury i ludzie sztukiPosłowie i posłanki oraz ludzie naukiPadają na kolana od wieczora do ranaHańba taka nigdy nie zostanie zmazanaPajęcze powiązania oplatają całe ciałoCzy możesz mi powiedzieć, że się stało za małoRak, rak, rak pożera całe stadoBrudne, zgniłe ciało pod wyjściowym mundurkiemCo trzeci poseł jest u niego na pensjiTo jedna z szacunkowych wersjiBył ponoć jeden, co nie dał się przekupićCzłowiek sam nie może do życia się przywrócićGdy ktoś posłuszny, źródło tryskaDoradca w randze wiceministraEminem szary zasłania słońca cieńZa mordę cały rejon trzyma w nocy i w dzień(...)"Cały tekst można przeczytać np. tu.Minęło lat 5, tyle się po drodze działo, a jakby nic się nie zmieniło. Jeśli tylko rok 2005 nie powtórzy się jako farsa, możejeszcze uda się to wszystko ogarnąć.<b>przypominam:O 12 w sobotę spotykamy się na Cmentrzu Powązkowskim, by odwiedzić grób Grzegorza Przemyka. Zbieramy się kilka minut przed 12przy bramie nr IV. Pierwotnie punktem zbiórki miała być brama nr V, jednak okazało się, że jest ona na ogół zamknięta. Proszęo przyniesienie kwiatów i zniczy.</b>mapa Powązekzaproszenie na spotkanie pierwsze, plakat i krótkieprzypomnienierelacja ze spotkania na Jezuickiejartykuł na stronie Polskiego Radia

Brak głosów