Autorytety i eksperci rodem z PRL-u.

Obrazek użytkownika woj.slawek
Kraj

Zapomniana historia.
Dla ludzi żyjących za czasów komuny wiele spraw było oczywiste. Tekst jest przeznaczony dla ludzi młodych, którzy te czasy, mogą znać jedynie z opowiadań.
W czasach kiedy „ siłą przewodnią narodu” była PZPR i jej satelickie organizacje, nikt nie mógł osiągnąć sukcesu bez wcześniejszego podpisania lojalki i rozpoczęcia współpracy ze służbami bezpieczeństwa. Oczywiste było, że dyrektorami wszelkiego rodzaju zakładów i instytucji mogli zostać tylko członkowie partii i jednocześnie współpracownicy służb specjalnych. Dotyczyło to również pracowników telewizji, dziennikarzy , artystów, profesorów i rektorów. Każdy kto chciał wyjechać za granice był obiektem specjalnej troski jednego z wydziałów wywiadu i jeśli przeszedł całą procedurę zakończoną wyjazdem, było oczywiste że złożył podpis na jednym z dokumentów dotyczących współpracy. Tajemnicą poliszynela było, że każdy kto piastował jedno ze stanowisk dyrektorskich pracował w mediach lub odniósł sukces artystyczny figurował w dokumentach jako tajny współpracownik lub agent. Teraz dochodzimy do zasadniczego stwierdzenia. Osoby które coś znaczyły w PRL-u musiały świadomie podpisać dokument świadczący o współpracy ze służbami specjalnymi.
Teraz jeśli ktoś twierdzi, że tego nie zrobił, jest kłamcą.
Zastanawiające jest dlaczego ludzie ci starają się zatuszować to i dlaczego panicznie boja się lustracji. Negowanie tego świadczy, o tym ile ci tajni współpracownicy mają na sumieniu. Komuna upadła, ale ludzie pozostali. Co gorsza układ który działał w czasie komunizmu przekształcił się w struktury typowe dla „mafijnego świata”. Ogromne zasoby i fundusze które były do dyspozycji Służ Specjalnych, zostały przejęte przez byłych agentów. Z tych pieniędzy powstały różnego rodzaju imperia finansowe czy media komercyjne, które do dzisiaj bronią interesów „struktur mafijnych”. Cały okres prywatyzacji z lat 90 to jeden wielki skok na kasę. Majątek narodowy o wartości kilkudziesięciu miliardów złotych , bardziej kilkuset, został rozkradziony, a do budżetu państwa wpłynęło nie całe 5% jego wartości. Co gorsza proceder ten trwa do dziś.
Pozwolę przytoczyć sobie fragment opracowania dr. Ryszarda Ślązaka. Zachęcam do przeczytania całości, jak również innych lektur które nawiązują do „bandyckiej prywatyzacji”.
Dotyczy lat 1991-94.
Z prywatyzacji uzyskano nominalną równowartość dewizową 598 253 290 dolarów przy koszcie zagranicznego doradztwa prywatyzacyjnego wynoszącego 57 073 683 dolarów, i stanowiącego aż 10 procent nominalnej kwoty wpływów z ich sprzedaży, a w stosunku do wymaganego faktycznego wpływu dewiz z tej sprzedaży, ponad 15 procent wartości zbytego cudzoziemcom majątku narodowego.
Prywatyzacja jako sprzedaż kapitałowi zagranicznemu wymienionych przedsiębiorstw/spółek oraz innych nie wymienionych w opracowaniu a zbytych w całości lub w części kapitałowi narodowemu , a przede wszystkim całkowita likwidacja w latach 1990 – 94 aż 1 239 przedsiębiorstw w warunkach tej nowej polityki ekonomiczno-finansowej wpłynęła w sposób rażący na stopę spadku produkty narodowego brutto w całym tym okresie.
I tak produkt krajowy brutto spadł w roku 1990 w stosunku do roku 1989 o 11,6 proc. w roku 1991 w stosunku do roku 1989 o 18,3 proc, w roku 1992 o dalsze 17,1 proc. w roku 1993 o 3,9 proc i w roku 1994 o 9,7 procent. W latach 1990 -98 czyli za okres 9 lat dochód narodowy w Polsce wzrósł zaledwie o 1,1 procenta, podczas gdy na przykład ,w tym samy m okresie w Argentynie wzrósł o 51 proc, w Indiach o 64 proc, w Irlandii o 94 proc w USA o 29 proc, a w Chinach aż o143 procent.
Tym samym proces prywatyzacji gospodarki tylko w tych latach pierwszego etapu prywatyzacyjnego zmniejszył narodowy potencjał wytwórczy z roku 1989 aż o 38 procent
i w poważnym stopniu, bo średniorocznie za okres tych pięciu lat uzyskaliśmy spadek dochód u narodowego aż o 8,7 procent, a świat w tym samym okresie uzyskał przyrost o 31 procent.. Utraciliśmy bezpowrotnie majątek produkcyjny aż o około 38 procent ze zlikwidowanych 1239 przedsiębiorstw z powstaniem wielomilionowego i trwałego dekadowo nierozwiązanego bezrobocia.
Na koniec podsumuje całość kilkoma zdaniami.
Każdy kto mówi, że podpisywał deklaracje o współprace aby czerpać korzyści z zajmowania stanowisk, jest dla mnie osobą którą należało by potępić, jednocześnie takie wyjaśnienie przyjmuję ze zrozumieniem. Najgorszą grupę stanowią ludzie negujący swój udział w działalności agenturalnej. Jest wiele przykładów osób które próbują wybielać własne osoby jednocześnie negują sprawy oczywiste, własne deklaracje współpracy z NKWD czy służbami PRL. Dawno zaprzepaściliśmy szanse zrobienia porządku, czasu na lustracje mamy coraz mniej , cały czas trwa systematyczne niszczenie archiwów służb specjalnych.

Brak głosów

Komentarze

Od dawna zadaję sobie pytanie, czy w PZPR byli tzw. przyzwoici ludzie. Od dawna odpowiadam sobie na to pytanie różnie.

Ostatnia wersja odpowiedzi brzmi: nie!

Byli albo głupi (mniejszość), albo interesowni. Obydwie te możliwości są dyskwalifikujące.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#271939

Myślę,że głownie byli interesowni. Sprzedawali własną ojczyznę i ludzi za korzyści.
Inaczej oceniam aparat służby bezpieczeństwa. To ideologiczni zbrodniarze, których powinniśmy stawiać na równi ze hitlerowcami i z z podobną zaciekłością ścigać.

Vote up!
0
Vote down!
0
#272004

Ci z resortu, których miałem "szczęście" spotykać, byli absolutnie pragmatyczni. ;-). Jak widzieli, że "po ideologii" nie pójdzie, to lecieli "konkretnie". ;-). Ścigać? Jak najbardziej. Ale to niestety utopia.

Vote up!
0
Vote down!
0
#272006