Jarosław Kaczyński: Czy dziś Platforma ma się czego bać?

Obrazek użytkownika Kajeka
Notka

Jarosław Kaczyński: Czy dziś Platforma ma się czego bać?

„Czy dziś Platforma ma się czego bać? Nie ma wątpliwości, że ma. I to nie tylko sprawy smoleńskiej...” - mówi Prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z Katarzyną Gójską-Hejke i Tomaszem Sakiewiczem.

Gazeta Polska: Czy mamy do czynienia ze zmianą polityki USA wobec Polski i jednocześnie z zaostrzeniem działań Kremla wobec nas?

Jarosław Kaczyński: Nie rozstrzygałbym tej sprawy. Jeśli chodzi o politykę amerykańską, to rzeczywiście Biały Dom wykonuje w naszą stronę pewien gest – to wizyta prezydenta Obamy. Dla mnie istotniejsze są jednak plany ulokowania w Łasku żołnierzy USA z samolotami F-16. Pełna finalizacja tego projektu będzie dopiero realnym argumentem za twierdzeniem, że Ameryka postanowiła umocnić swoją obecność w naszej części Europy. Choć przyznam jednocześnie, że nigdy nie zgadzałem się z tymi, którzy twierdzili, iż USA wycofały się z Europy Środkowo-Wschodniej i mamy do czynienia z odnawianiem podziałów geopolitycznych sprzed początku lat 90. Nic bardziej mylnego. Rosja nie potrzebuje do realizacji swoich interesów przywrócenia bloku wschodniego. Stosuje subtelniejsze metody i również jest bardzo skuteczna.

GP: Jak Pan ocenia dzisiejszą pozycję Polski na arenie międzynarodowej?

J.K.: Polska pod rządami Donalda Tuska dokonała aktu autodegradacji i, co bardziej zaskakujące, dobrowolnie zgodziła się na rażącą nierównoprawność stosunków z Rosją. Sprawa smoleńska jest tutaj bardzo drastycznym, ale nie jedynym przykładem. W Unii Europejskiej zgodziła się na wszystko, co godzi w nasze interesy, w tym szczególnie pakiet klimatyczny, Euro Plus, przegrała całkowicie w sferze personalnej – słaby komisarz, któremu dzisiaj odbierają jeszcze kompetencje, brak znaczącego udziału w obsadzie stanowisk w dyplomacji europejskiej, a także w kwestiach związanych z lokowaniem europejskich instytucji (Europejski Instytut Technologiczny nie znalazł się we Wrocławiu). Po Polsce jeździ sobie Erika Steinbach, która – gdyby nasz kraj był praworządny – musiałaby usłyszeć zarzuty obrazy narodu polskiego. Trzeba będzie to wszystko odwrócić, choć to nie takie proste.

GP: Kto dziś gra pierwsze skrzypce w obozie władzy?

J.K.: Na pewno dochodzi do poważnych zawirowań. Obóz PO nie funkcjonuje dziś tak jak kiedyś. Wtedy był niekwestionowany numer jeden – Tusk, numer dwa – Schetyna, który nie zagrażał liderowi, ale też sam nie musiał się martwić o własną pozycję. Po aferze hazardowej ta organizacja uległa zmianie. Dla mnie jednak wiele wyjaśniłaby wiedza na temat rzeczywistych motywów wystawienia Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich. Tu pozwolę sobie na małą dygresję. Przeglądałem ostatnio książkę wydaną przed Polskie Towarzystwo Socjologiczne, poświęconą nastrojom społecznym wobec katastrofy smoleńskiej. Zamieszczono w niej również badania dotyczące poparcia potencjalnych kandydatów na prezydenta tuż przed 10 kwietnia. 9 kwietnia dowiedziałem się od Leszka, że jego notowania wzrosły, jednak nie znałem skali tego wzrostu. Teraz zobaczyłem, że był większy, niż wówczas przypuszczałem. Zatem wczesną wiosną ubiegłego roku obóz władzy rzeczywiście nie miał pewności co do zwycięstwa w wyborach prezydenckich. I to jest argument za wystawieniem Komorowskiego, którego można było w kampanii zaprezentować jako kandydata również godnego uwagi środowisk patriotycznych. Na zasadzie wielkiego nieporozumienia, ale jednak.

Zobacz więcej

Brak głosów