Historia zamiast bączka, czyli litewska prezydencja z polityką historyczną w tle
http://www.fronda.pl/a/historia-zamiast-baczka-czyli-litewska-prezydencja-z-polityka-historyczna-w-tle,29582.html
1 lipca Litwa rozpoczęła przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Ministerstwo Spraw Zagranicznych tego kraju zamiast trwonić pieniądze na drewniane bączki, wydało "Historię Litwy" w sześciu językach. W ten sposób wykorzystano unijną prezydencję do przedstawienia własnej wizji dziejów.
Jaka jest litewska wersja historii? Dla niektórych z pewnością zaskakująca. Zwłaszcza dla tych, którzy spodziewają się znaleźć w niej negację dziedzictwa Rzeczypospolitej oraz antypolonizm. Litewscy autorzy (jest to bowiem praca zbiorowa) okazali się być mocno umiarkowani w swoich ocenach. Na samym początku książki definiują oni Litwina. Otóż jest nim ten, kto mówi po litewsku, a konkretnie - bałtolitewsku. Poza tą grupą znajdują się "starzy Litwini", czyli polskojęzyczni mieszkańcy byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz litewscy Żydzi zwani Litwakami. Jednych i drugich nie można uznać za Litwinów, chyba że zaczną mówić w języku Mendoga.
Oczywiście takie postawienie sprawy rodzi sporo problemów. Bo jak w tej sytuacji ustalić tożsamość narodową choćby Motiejusa Valančiusa - biskupa w diecezji telszewskiej, który choć porozumiewał się w języku litewsko-żmudzkim, to podpisywał się jako Maciej Wołonczewski, a swój dziennik pisał po polsku? Gdzież jest owa granica między "starym" a "młodym" Litwinem? Jak odnieść się do dominacji kultury polskiej w czasach unii? W skrajnym przypadku przyjęcie koncepcji etnolingwistycznej powinno doprowadzić do kilkuwiekowej wyrwy w dziejach Litwy. W omawianej książce owej wyrwy jednak nie znajdziemy.
Autorzy nie przekreślają dziedzictwa Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Traktują je jako własne. Unia Lubelska jest co prawda przedstawiona jako niełatwy kompromis, który doprowadził do pomniejszenia znaczenia Litwy, niemniej jego wynikiem było istnienie państwa przez kolejne dwa stulecia. Co więcej, Rzeczypospolita nie tylko istniała, ale "dała Europie chleb, tolerancję, demokrację szlachecką, sztukę baroku i konstytucję". Był to też okres upowszechnienia się języka polskiego. W książce został podkreślony fakt, że stało się tak na żądanie samej szlachty litewskiej. Nie była to więc narzucona polonizacja. Zaznaczono również, że to kultura polska wywarła największy wpływ na kulturę litewską. Korona była nauczycielem Wielkiego Księstwa, a europeizacja polegała na polonizacji.
Sporo uwagi poświęcono Konstytucji 3 maja. Jest to o tyle ciekawe, że w Polsce utarł się pogląd, jakoby Litwini odnosili się z dużą rezerwą do tego dokumentu i nie traktowali go jako części swojej tradycji politycznej. Zgoła inne wrażenie można odnieść po lekturze "Historii Litwy". Z niejaką dumą przedstawiony jest fakt, że większość przedstawicieli Wielkiego Księstwa głosowała za uchwaleniem konstytucji i to właśnie na Litwie miała ona najwięcej zwolenników. Podkreśla się również, że było to "zaręczenie" obu narodów, nie zaś scalenie w jeden.
Mniej istotne dla litewskich historiografów są powstania kierowane przez polskojęzyczną szlachtę: listopadowe i styczniowe. Poświęcono im stosunkowo niewiele miejsca. Znacznie ważniejsze dla Litwinów jest budzenie się narodowej świadomości i odrębności w drugiej połowie XIX wieku. Wtedy to zdaniem autorów - "lud stał się narodem". Podkreślają przy tym rolę polskich romantyków, których twórczość pełniła rolę "swoistego chrztu narodowego dla szerokich mas wiejskich mówiących po litewsku". Mimo to szybko powstał spór między "młodymi" a "starymi" Litwinami. Początkowo ci pierwsi trzymali się "opcji prounijnej", czyli nawiązującej do wspólnego państwa dwóch narodów. Z czasem jednak, napotkawszy na opozycję wśród polskojęzycznej szlachty, postanowili wybrać drogę całkowitej niezależności. W XX wieku, po upadku Imperium Rosyjskiego, doprowadziło to do ostrego konfliktu.
Walki między Litwinami a Polakami po I wojnie światowej nie są eksponowane. Wspomina się o nich, ale bez szczegółów. Ocena złamania umowy suwalskiej jest jednoznacznie negatywna. Warto jednak zauważyć, że sformułowanie "okupacja Wilna" pojawia się tylko w odniesieniu do bolszewików. Generał Żeligowski jest przedstawiony bez emocji, jako realizator "podstępnego planu Piłsudskiego". Oczywiście wciąż nie ma większego znaczenia fakt, że na terenach tych Polacy stanowili większość. Istotne jest utracenie historycznej stolicy. Dla Litwinów był to wstrząs większy niż dla Serbów utrata Kosowa. To wokół tego wydarzenia w czasach Litwy Kowieńskiej zbudowano całą mitologię narodową. O tym jednak w książce nikt nie wspomina. I dobrze. Jest mowa natomiast o "cudzie", który Litwini zawdzięczają Polakom. Autorzy nie mają wątpliwości, że zawarta w lipcu 1920 r. umowa pokojowa z Rosją Radziecką, byłaby bezwartościowa, gdyby Polska nie odniosła zwycięstwa nad bolszewikami. Przygotowany był bowiem przewrót. Z RFSRR przysłano około 2 tys. dywersantów ze sfałszowanymi paszportami litewskimi. Klęska Armii Czerwonej pod Warszawą, zadana przez Polaków, uratowała Litwę... Litwę, która zdaniem autorów, właśnie w 1920 r. odrzuciła ostatecznie plany federacyjne i wybrała samodzielną drogę, bez ścisłych związków z Polską.
"Historia Litwy" to pozycja warta uwagi zarówno ze względu na okoliczności wydania, jak i treść. Z jednej strony pokazuje ona, jak wykorzystywać instytucje unijne do prowadzenia własnej polityki historycznej. Z drugiej daje okazję do poznania litewskiego punktu widzenia. Oczywiście różni się on od polskiego - ukształtowanego w dużej mierze przez XIX-wieczną literaturę, przepełnionego licznymi mitami i resentymentami. Pocieszający jest jednak fakt, że różnice nie są aż tak duże, jak mogłoby się wydawać. Autorzy nie milczą na temat polskich zasług. Paradoksalnie więc litewska prezydencja zrobiła więcej dla popularyzacji naszej historii, aniżeli polska.
Dawid Hallmann
Książkę można ściągnąć za darmo ze strony:
http://www.ebooksbylanguage.com/pl/ebook/historia-litwy-2/
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 374 odsłony