DROGI ZŁA - „Przesłanie” Bronisława Komorowskiego dołączone do śpiewnika....
„Przesłanie” Bronisława Komorowskiego dołączone do śpiewnika uczestników tegorocznego Orszaku Trzech Króli w Warszawie można uznać za kolejne signum temporis lub dostrzec w tym incydencie żenujący przykład serwilizmu niektórych środowisk.
Podobnym, choć znacznie donioślejszym epizodem, był wyjątkowy w historii polskiego Kościoła list Prezydium Konferencji Episkopatu Polski z 5 lipca 2010 roku. W tym czołobitnym homagium polscy biskupi gratulowali Bronisławowi Komorowskiemu objęcia najwyższej godności w państwie i pisali do następcy Lecha Kaczyńskiego - „Wyrażając uznanie dla odniesionego sukcesu, pragniemy życzyć, aby podjęta odpowiedzialność owocowała działaniami realizowanymi w duchu najwyższych wartości. Niech dobry Bóg daje Panu Prezydentowi potrzebne siły i konieczne łaski dla owocnego wypełnienia tego zaszczytnego zadania. Polecamy Bogu osobę Pana Prezydenta, Jego Rodzinę i wszystkich współpracowników, życząc obfitości Bożych darów na lata szczególnej odpowiedzialności za Ojczyznę i wszystkich jej obywateli.”
Takiej życzliwości hierarchów nigdy nie doświadczył poprzednik Komorowskiego ani inni prezydenci III RP. W moim odczuciu - list ten nawiązywał do obcej Polakom tradycji wystąpień patriarchów moskiewskich, ślących hołdownicze adresy do Stalina, Breżniewa i Putina. W tragicznej, posmoleńskiej rzeczywistości, był aktem wyjątkowo haniebnym.
Kilka lat wcześniej, dobrym obyczajem polskich hierarchów były listy KEP, wydawane przed wyborami parlamentarnymi. W roku 2005 biskupi mieli odwagę wskazać wprost, że „zgodnie z zasadami Ewangelii, nauczaniem Kościoła i głosem sumienia wybieramy kandydatów, którzy: respektują nienaruszalną wartość życia każdej osoby ludzkiej od poczęcia do naturalnej śmierci; bronią świętości rodziny i małżeństwa jako trwałego związku kobiety i mężczyzny; stawiają wyżej dobro wspólne, niż osobiste korzyści czy interesy partyjne; w prowadzeniu kampanii wyborczej nie traktowali instrumentalnie swych związków z Kościołem; dają konsekwentnie świadectwo osobistej kultury i odpowiedzialności naznaczonej szacunkiem wobec każdej osoby.”
Dwa lata później, w roku 2007 apelowali o „odpowiedzialność za dobro wspólne”, a powołując się na nauczanie Jana Pawła II wskazywali, że „ważnymi kryteriami w dokonaniu właściwego, a tym samym odpowiedzialnego wyboru, powinny być prawość moralna kandydata do parlamentu, jego kompetencje w dziedzinie życia politycznego i obywatelskiego, zaświadczone dotychczasową działalnością publiczną, świadectwo życia w rodzinie oraz małej ojczyźnie. Liczą się także takie cechy osobowości, jak wyrazista tożsamość, szacunek dla każdego człowieka, postawa dialogu i umiejętność współpracy z innymi, zdolność roztropnego rozwiązywania konfliktów, miłość do Ojczyzny oraz traktowanie władzy jako służby. Wybór takich kandydatów daje większą szansę na integralny i solidarny rozwój naszej Ojczyzny.”
Podczas kolejnych i bodaj najważniejszych dla Polski wyborów roku 2011, gdy tak wielu potrzebowało głosu przewodników i pasterzy - towarzyszyło nam milczenie hierarchów.
Towarzyszy ono dziś tak dramatycznym zjawiskom, jak bezrobocie i totalny upadek godności pracy. Hierarchowie naszego Kościoła wykazywali zaangażowanie w tych sprawach jeszcze w roku 2001, gdy powstał głośny List społeczny Konferencji Episkopatu Polski – „W trosce o nową kulturę życia i pracy”. Zawarto w nim niezwykle mocną diagnozę ówczesnej sytuacji społeczno – politycznej. Biskupi pisali – „Elity polityczne i gospodarcze nie były w stanie wypracować spójnej i długofalowej strategii wychodzenia z kryzysu, do jakiego doprowadziły rządy realnego socjalizmu. Nałożyły się na to niedomagania moralne wielu przedstawicieli władzy - niezależnie od wyznawanej ideologii i przynależności partyjnej. Korupcja występująca na wszystkich szczeblach władz oraz chęć szybkiej poprawy statusu społecznego - nawet kosztem dobra wspólnego i narastająca przestępczość dopełniły czarę goryczy. […]Wypaczona została w ten sposób prawdziwa wizja polityki, która jest wymagającą formą miłości bliźniego i której ostateczną racją jest zaangażowanie na rzecz wspólnego dobra. […] Na te braki w rozumieniu i realizowaniu polityki nałożyło się postępujące upolitycznienie życia gospodarczego, dokonujące się w atmosferze walki o strefy wpływu w gospodarce i wykorzystywania państwa do realizacji interesów grupowych. Praktykom tym w nikłym jedynie stopniu przeciwstawiły się media, służące często kontrolującym je grupom.[…] Brak poczucia bezpieczeństwa, towarzysząca mu korupcja władz publicznych i mnożenie się niewłaściwych źródeł wzbogacenia i łatwych zysków opartych na działaniach nielegalnych czy po prostu spekulacji, jest dla rozwoju i dla porządku gospodarczego jedną z głównych przeszkód”.
Dwa lata później, obradujący na Jasnej Górze biskupi uznali bezrobocie za jeden z najbardziej palących problemów współczesnej Polski.
Obecnie, gdy problem ten dotyczy ponad 13 procent Polaków, a wśród ludzi młodych sięga 27 procent, gdy tysiące naszych rodaków musi opuszczać kraj w pogoni za pracą, a ponad 2 miliony skazanych jest na rejestracje w urzędach bezrobocia – nie usłyszymy ze strony KEP żadnej znaczącej diagnozy, tym bardziej, słów upomnienia pod adresem rządzących.
Wskazując na niektóre ze szczególnych znaków, nie sposób zapomnieć o najważniejszym z nich. Wówczas, gdy polscy biskupi gratulowali wyboru Bronisławowi Komorowskiemu, a opluwanych i bitych przez motłoch obrońców krzyża nazywali „fanatyczną sektą” i ludźmi „zadymionymi PiS-em”, trwały już zaawansowane rozmowy Episkopatu z rosyjską Cerkwią na temat „pojednania polsko-rosyjskiego”. Podczas wizyty metropolity Hilariona, w czerwcu 2010 dyskutowano zaś o projekcie wspólnego dokumentu - "listu o pojednaniu polsko-rosyjskim, roli Kościoła katolickiego i Cerkwi prawosławnej oraz wzajemnym przebaczeniu". Idea „pojednania” znalazła zresztą wymiar konkretny, gdy kilka miesięcy później rządowa instytucja powołana dla zadekretowania „przyjaźni polsko-rosyjskiej” - Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, otrzymała wygodną siedzibę w warszawskim biurowcu Centrum Jasna. Właścicielem tego luksusowego budynku jest Archidiecezja Warszawska.
Wszyscy wiemy, że 17 sierpnia 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl - Gundiajew oraz przewodniczący KEP abp Józef Michalik podpisali „Wspólne Przesłanie do Narodów Polski i Rosji”. Kilka dni wcześniej abp Michalik komentując „sugestie niektórych polskich środowisk obwiniających władze Rosji za katastrofę smoleńską” orzekł - "człowiek mądry w takiej sytuacji opiera się na faktach a nie na teoriach, zaś człowiek sumienia rozważa każde słowo i troszczy się, aby nie naruszało prawdy. Żeby o kimkolwiek, największym nawet wrogu, powiedzieć tak mocne słowa, trzeba znać fakty, mieć pewność. Tymczasem tej pewności nie ma. Dlatego ci, którzy posługują się takimi teoriami i hasłami robią sobie i tragedii smoleńskiej największą szkodę!"
Fakt, że to właśnie wydarzenie – całkowicie zlekceważone i pominięte w dorocznych raportach Patriarchatu moskiewskiego - rzecznik Episkopatu Polski ma czelność nazywać dziś „najważniejszym wydarzeniem 2012 roku”, dowodzi nie tylko rażącej asymetrii stosunków polsko-rosyjskich oraz mentalności autora wypowiedzi, ale pokazuje realną skalę zniewolenia niektórych hierarchów i ogrom problemu przed którym wkrótce staniemy.
W jednym z wielu tekstów poświęconych owemu „pojednaniu”, napisałem: „Nie ma dziś sprawy ważniejszej dla Polaków, jak głośne wykrzyczenie sprzeciwu wobec tego fałszywego aktu. Nie da się bowiem walczyć o prawdę bez wsparcia przywódców polskiego Kościoła i nie da się zachować polskości bez jej najważniejszego gwaranta. „Pojednanie” podpisane przez Kościół z wysłannikiem Putina - skazuje nas na przerażającą samotność. Tak wielką, jak zagrożenie, przed którym dziś stoimy.”
Każdy dzień upływający od haniebnej daty 17 sierpnia utwierdza mnie w przekonaniu, że za to tchórzliwe milczenie w obliczu historycznego zaprzaństwa, wobec haniebnej transakcji, której przedmiotem stała się przyszłość Polaków – zapłacą nie tylko moi rodacy, czasem nieświadomi nawet istnienia problemu, ale cenę najwyższą zapłaci polski Kościół, zapłacimy wszyscy.
Gdy wokół dzieją się rzeczy niespotykane w naszych najnowszych dziejach; zbezczeszczenie Obrazu Jasnogórskiego, ataki na żłóbki bożonarodzeniowe, profanacje miejsc kultu i cmentarzy, trzeba zadać pytanie – dlaczego właśnie teraz nastąpił zmasowany atak zła, jaką drogą znalazło ono dojście do ludzkich serc i sumień? Gdy obecny reżim lekceważy miliony polskich katolików i odmawia im prawa do istnienia katolickich rozgłośni, gdy traktuje biskupów jak politycznych cenzorów, nakazując im zwalczać „mowę nienawiści”, a wokół finansowania Kościoła prowadzi brudną grę, pełną gróźb i szantaży, trzeba pytać - jak mogło dojść do takich sytuacji i czy winę za nie – jak chcą hierarchowie - ponoszą zewnętrzni „wrogowie Kościoła” i nienazwane „struktury zła” ?
Zło nie należy do istoty mojego Kościoła, nie leży w jego naturze, lecz ma swoje źródło w niewierności wobec Ewangelii i przekraczaniu tego, co jest misją Kościoła i jego posłannictwem. Jeśli zło uderza, jeśli rozzuchwala się i panoszy – pochodzi zawsze z naszego wiarołomstwa, z zaniechań ludzi Kościoła, z zaprzaństwa biskupów, tchórzostwa osób świeckich i duchownych.
Nie trzeba wskazywać eschatologicznego wymiaru tych zdarzeń ani sięgać do skarbnicy teologii, by zrozumieć, gdzie nastąpiło najgłębsze pęknięcie i jaką drogą wdziera się zło.
Autor: Aleksander Ścios
http://bezdekretu.blogspot.com/2013/01/droga-za.html#comment-form
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 512 odsłon
Komentarze
Komentarz Autora - ważny, polecam.
9 Stycznia, 2013 - 01:53
[quote]W kwestii tzw. rozliczenia przeszłości, od lat reprezentuję pogląd, że jedyna forma przeprowadzenia tego procesu,historycznie i moralnie zasadna, polegałaby na sięgnięciu po opcję norweską i potraktowanie wszystkich członków i spadkobierców komunizmu w taki sposób, jak Norwedzy potraktowali partię Quislinga, jej media, elity i "duchowych" przywódców.
Przypomnę, że w Norwegii przeprowadzono krótki proces: czołowych faszystów (Quisling,jego “komitet centralny” i “biuro polityczne”), postawiono pod ścianę. Niższy szczebel poszedł do więzienia. Resztę towarzystwa rozpędzono na cztery wiatry, łącznie z dziennikarzami i rozmaitymi literatami-moralistami, specjalistami od pouczania społeczeństwa jak ma postępować. Środki masowego przekazu i wszystkie wydawnictwa zostały im odebrane. Sprawę załatwiono w przeciągu roku.
Oczywiście, w III RP ani żadnej jej hybrydzie taki proces nie będzie możliwy, skoro państwo to stworzono dla beneficjantów komunizmu i ich sukcesorów.
W państwie tym, również lustracja była fikcją, ponieważ przez wiele lat jakimkolwiek ułomnym formom lustracji towarzyszyła zmasowana akcja propagandowa. Wmówiono Polakom, że donosicielstwo, zdrada i kolaboracja z okupantem są w istocie moralnie obojętne i nie powinny wykluczać takich osobników ze wspólnoty narodu. W ramach tej samej akcji przekonano Polaków, że pospolici zbrodniarze i sprzedajne łobuzy zasługują na miano "ludzi honoru".
Przypomnę jedynie, że lustracja w Kościele była całkowitą fikcją (natychmiast zresztą została zablokowana)i do dziś w polskim episkopacie i na wielu eksponowanych stanowiskach znajdują się ludzie obarczeni grzechem zdrady i donosicielstwa. - Aleksander Ścios[/quote]
http://bezdekretu.blogspot.com/2013/01/droga-za.html?showComment=1357659898034#c4857441243322984835
Obibok na własny koszt
Czyli papież też jest be?
9 Stycznia, 2013 - 09:21
______________________________________________
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
______________________________________________
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart