UWAGA KONKURS !!!
KONKURS !!!
WYGRAJ CENNE NAGRODY !!!
Prześlij do nas przepis na najlepszą według Ciebie - tradycyjną potrawę
kuchni śląskiej !!!
Przepisy prosimy przesyłać drogą elektroniczną na adres email:
tomasz.sarwa@slaskagazeta.eu w temacie maila podając "konkurs na najlepszą
potrawę" lub pocztą na adres redakcji:
Śląska Gazeta
ul. Mickiewicza 29 pok. 02.59
40-085 Katowice
z dopiskiem "konkurs na najlepszą potrawę"
Na przepisy czekamy do 30 marca 2012 roku
Nagrody czekają:
1 miejsce: publikacja przepisu plus dwudniowa wycieczka dla dwóch osób do
Muzeum
Powstania Warszawskiego
2 miejsce: publikacja przepisu plus nagroda książkowa
3 miejsce: publikacja przepisu plus nagroda książkowa
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2742 odsłony
Komentarze
Typuję potrawę, choć nie znam przepisu ani nazwy
13 Lutego, 2012 - 14:21
Bywałam kilkakrotnie kiedyś, kiedyś na Górnym Śląsku u pewnej rodziny (gospodarze już nie żyją) i tam podawano mi na obiad na drugie danie do mięsa zamiast ziemniaków takie kluski wielkości prawie jak pączki, dość puszyste, białe. Chyba gotowane - albo na parze. Polane sosem + mięso (chyba to były bitki) smakowały cudownie. W tamtym czasie moją główną umiejętnością było zrobienie jajecznicy, więc nawet do głowy mi nie przyszło dopytać się, bo i tak na zrobienie ich bym się nie porwała. Teraz żałuję, ale i tak nie wiem, czy bym się porwała ;-)
były to kluski na parze
13 Lutego, 2012 - 17:39
czyli tzw. buchty. Nieco podobne do czeskiej knedli.
oszołom z Ciemnogrodu
oszołom z Ciemnogrodu
@proxenia&@oszołom z Ciemnogrodu
13 Lutego, 2012 - 18:02
Często robiła je moja śp.Babcia, która ze Śląskiem nie miała zupełnie nic wspólnego. U nas - w Warszawie - nazywano je bułkami na parze. Znane są mi również pod nazwą "pampuchy". Faktycznie, najlepsze ze zrazami lub bitkami i sosem grzybowym.
Co ciekawe; bułki gotowane na parze, najczęściej z nadzieniem mięśnym, rybnym lub warzywnym (tudzież mieszanymi) są elementem wielu odmian kuchni chińskich. Podobnie jak flaczki czy golonka, ale zupełnie inaczej przyrządzane.
@ tł
13 Lutego, 2012 - 18:28
Nazwę "pampuchy" znam z książki kucharskiej - ale chyba jako cos słodkiego drożdżowego z piekarnika. Podobnie jak "buchty". Zresztą przy okazji zajrzę i sprawdzę. Ciekawe, że chociaż 18 lat skończyłam już dość dawno (ale nie mów o tym nikomu!), to nigdzie więcej tych klusek nie jadłam ani nawet nie widziałam.
Ale to może tylko mój jednostkowy przypadek.
@proxenia
13 Lutego, 2012 - 18:39
Przepis na "moje" bułki na parze jest najprostrostszy pod słońcem. Mąka pszenna, drożdże, woda, sól. Solidnie zagnieść, ugormować bułeczki wielkości pół kajzerki, odłożyć w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, gotować na parze pod przykryciem.
A odnośnie do "doświadczenia" życiowego - przynajmniej w dziedzinie kulinarnej - to kilka lat temu w okolicznościach "przedwigilijnych" znalazłem się w dość dużym gronie Pań (w różnym wieku). Zaprezentowana przeze mnie werbalnie potrawa - szczupak faszerowany - okazała się dla Nich całkowitą egzotyką. Podobnie jest np. z karpiem w szarym sosie, etc. etc. Polska klasyka! Wśród utraconych przez nas tradycji, tradycje kulinarne zajmują poczesne miejsce. Ale nie są to straty bezpowrotne! ;-)
Pozdrawiam.
@ tł
13 Lutego, 2012 - 18:54
Dziękuje bardzo, wypróbuję.
A teraz będzie poza tematem wątku, bo nie śląskie!
Co do utraconych tradycyjnych potraw, to do Twoich dorzucę inną, też wigilijną. W Warszawie zupełnie nieznaną, a u nas w domu robiono ją (i robię ja) zamiast kutii czy klusek z makiem. Nazywa się śliziki (w innej wersji śliżyki). Z makowych potraw wigilijnych jadłam i kutię, i kluski z makiem, ale ślizików nie przebiją. To u nas jest wigilijny "gwoźdź programu". Wspomina o ślizikach Miłosz w "Dolinie Issy" jako o potrawie wigilijnej w jego rodzinnym domu, bo ona jest kresowa. Pyszności! Wyguglowałam kiedyś - dla ciekawości - jakiś przepis w necie, ale to nie całkiem to.
@proxenia
13 Lutego, 2012 - 19:07
No proszę, śliziki! Zero wiedzy! Ponieważ nie prowadzę bloga, a tylko komentuję, to pozwolę sobie podrzucić Ci ot taki pomysł. Pora akurat dobra, bo czas postu nadchodzi, a więc może stwórz taki kącik obyczajowo-kulinarny, gdzie Niepoprawni podzielą się swoimi zwyczajami i przepisami związanymi ze świętami Wielkanocy. Może być ciekawie, a na pewno będzie smacznie. Ale z zastrzeżeniem; żadne tam gadki w sieci zasłyszane, tylko "udokumentowane" obyczaje i przepisy rodzinne.
Pozdrawiam.
@ tł
13 Lutego, 2012 - 19:28
Niestety, ja też bloga nie prowadzę, a co do gotowania - to i z tym nie bardzo. Nie lubię, nie umiem. Gotuję na pewno bardzo zdrowo, czysto, staram się z bardzo dobrych, zdrowych produktów, ale rzeczy bardziej skomplikowane omijam z daleka.
Gdybym założyła taki blog, to byłby najlepszy dowcip blogosfery.
@proxenia
13 Lutego, 2012 - 19:41
No to zrób najlepszy dowcip blogosfery! ;-) To Twoi komentatorzy mają się przerzucać świątecznymi wspomnieniami oboczajowo - kulinarnymi. Ty masz tylko gospodarzyć, a nie oceniać, czy gotować. @jwp na swojej "Ławeczce" upomina się poetycznie o polskie tradycje i dobrze Mu to - wraz z Komentatorami - wychodzi. A Ty się upomnij prozatorsko! O polski stół, polskie napitki, polskie obyczaje okołostołowe! Nie mylić z okrągłostołowymi! ;-)))
Tomaszu
13 Lutego, 2012 - 19:13
kluski na parze robila moja mama bardzo czesto, bo strasznie, dziecieciem bedac, je lubilam. u nas zwykle na slodko, nadziewane truskawkami albo jagodami, polewane smietaną i zwane "parówki". wstyd sie przyznac, ale ja chyba tylko raz czy 2 razy w zyciu je robilam:( kiedys kupilam gotowe, ze sklepu, ale nie smakowaly jak te "mamowe":(
@amelia007
13 Lutego, 2012 - 19:33
Na slodko jadałem - dziecięciem będąc - wyłącznie knedle. Ze śliwkami. Śmietana - jak najbardziej. Ale to się żle skończyło, bowiem przez ukochane knedle popadłem w początkowa fazę choroby alkoholowej w wieku lat sześciu.
Gotowe bułki na parze, ktore można dostać w mojej okolicy, są całkiem niezłe.
Pozdrawiam.
PS. Nic nigdy nie smakuje już tak, jak Mamowe, albo i Babciowe.
@ tł
13 Lutego, 2012 - 19:54
Jak to, knedle i choroba alkoholowa? Przeciez tam nie ma alkoholu?
Ja w wieku przedszkolnym tez popadłam w taką chorobę. Karafka nawet pusta była moim ukochanym przedmiotem. Dobrze pamiętam, jak wygladała. Kiedy rodzice odprowadzali gości do drzwi, ja opróżniałam kieliszki. Pamiętam, jak codziennie po trochu, dla niepoznaki, opróżniałam butelkę wina. Aż opróżniłam. Mama martwiła się, że córka będzie alkoholiczką.
Przeszło mi, kompletnie, w wieku szkolnym, na zawsze.
@proxenia
13 Lutego, 2012 - 20:11
Zaiste, myśl Twoja prostymi wędruje drogami! ;-))). Istotnie, w knedlach brak alkoholu. Ale do knedli...
Oto moja smutna opowieść! Postaram się streszczać. W wieku lat sześciu - gdy chodziłem już do I klasy - odumarł mnie Ojciec. Matka musiała iść do pracy. Mną zajęła się Babka. Moje Panie oczywiście rozpieszczały mnie niemożebnie, niemniej jednak Babcia starała się ukrywać przed Mamą swoje rażące "błędy pedagogiczne". Kochałem knedle ze śliwkami, więc mi ich nie brakowało. Ale kiedyś przedawkowałem. Efek - "brzucho bolące". Aby ukryć przed Mamą "błąd pedagogiczny" Babcia potraktowała mnie babcinym medykamentem - nalewką spirytusową na zielonych orzechach włoskich. Dolegliwości minęły bez śladu, Mama w niczym się nie zorientowała. A ja - o dziwo - wcale nie byłem pijany mimo konsumpcji pół filiżanki leku. Tragedia nastąpiła nazajutrz. Całkiem trzeżwy miałem jednak sparaliżowane kończyny dolne. Afera! Heine-Medina!!! Konsylia lekarskie! Zero rezultatów. W końcu przybyła budząca zawsze moją grozę pielęgniarka, pani Ostrowska. Opiekowała się w wieku dziecięcym moją Matką, a więc z Babcią znały się jak łyse kobyły. Pani Ostrowska weszła, pociągnęła nosem, i nie badając nawet delikwenta, zapytała Babcię: "Franiu, co ty mu dałaś i ile?"
Tak to polubiłem napoje spirytusowe, co mi do dziś dzień zostało! ;-)
Pozdrawiam alkoholicznie.
Tomaszu
13 Lutego, 2012 - 20:21
widze, ze ode mnie sie wymykasz tylnimi drzwiami bo oto tutaj pania na swoj nalog podrywac. frywolniaku Ty jeden, ty!
@amelia007
13 Lutego, 2012 - 20:29
Nie szalej bachantko Ty! Bo jak wezwę Smoka z Zielonej Wyspy (nie tej, ale tamtej) to dopiero zobaczysz! Nie mówiąc już o świętym patronie rzeczonej wyspy...Ostateczny cios może Ci jeszcze zadać zdrobniały patron Wenecji!!! ;-))))
PS. A tak w ogóle, toś Ty strasznie ekstrawertyczna... ;-)!
Tomaszku!
13 Lutego, 2012 - 20:35
ach tak?!
slow mi brak:(
@amelia007
13 Lutego, 2012 - 20:48
Ach tak?! A więc odniosłem sukces na polu bitwy, które Ty, AmelJo, sama wybrałaś!!! Może Ci jakieś nagie miecze dwa podrzucić? ;-)))
PS. Śląska Gazeta to nas chyba zabije, separatystami przedtem obwoławszy ;-)!
Tomaszku, Ty!
13 Lutego, 2012 - 20:54
ciesz sie, ciesz, ze slaba i delikatna niewiaste pokonales:(
ps.
jak na podstepnego Boga Wojny jest wyjatkowo bojaźliwy.
@ tł
13 Lutego, 2012 - 20:33
No tak, a ja tak prosto chciałam.
Taka babcia to skarb, nie było mi dane, swojej babci nie pamiętam. Nalewkę na zielonych orzechach kiedyś robiłam. Pyszności, uniwersalna - i do śledzia, i do kawy, deseru, aksamitna. Mankament przy produkcji - zielone orzechy włoskie piekielnie farbują na ciemnobrązowy kolor, a trzeba je posiekać. Teraz ciągle przegapiam termin, bo najlepsze są około 10 lipca. Zresztą gdzieś się zapodział przepis.
@proxenia
13 Lutego, 2012 - 20:41
Aksamitna??? No, no. Moja Babcia robiła toto wyłącznie w celach medycznych. Poważnie! Nic nie farbowało, bowiem przepis był prosty. Brało się całe orzechy włoskie, ktore miały jeszcze zieloną skórkę na skorupce i zalewało czystym spirytusem. Aksamitne toto nie było! Ale moc i działanie - odpowiednie! Ty mi Poxenio o nalewce, a tu o lek chodzi. Oprócz innych zalet - dostępny bez recepty. Znaczna zniżka dla bimbrowników domowych! Tak się łamie monopole! Czy to państwowe, czy też koncernów farmaceutycznych. ;-)))
Buchty? Dzięki :-)
13 Lutego, 2012 - 18:09
Może znajdę jakiś przepis. Rzeczywiście przypominały knedle (co prawda jadłam knedle tylko raz, może nie było to takie klasyczne wykonanie).
Ci państwo to byli rodowici Ślązacy, starsi ludzie. Ja byłam wtedy w podstawówce. Mówili pięknie śląską gwarą, ale rozumiałam prawie wszystko, polubiłam ją bardzo. Oczywiście musieli mi wyjaśnić, co to znaczy np. pracować "na grubie" i że "synka" może mieć dziewczyna bezdzietna (tak jak w piosence o Karolince). Stamtąd przywiozłam sobie na pamiątkę książkę "Bery i bojki śląskie", pamiętam tytuł, choć to tyle lat. Gdzies się podziała, pewnie "dostała nóg" i sobie poszła do jakiegoś innego, lepszego domu.
A ten pan miał dokument z czasów okupacji, w którym było, że odmówił bycia folksdojczem. Tę informację dodaję w związku z wątkami dotyczącymi autonomii Śląska, powstań itd. Nawet nie wiem, czy on nie brał udziału w powstaniu, coś mi się po głowie kołacze, a nie mam akurat teraz kogo się zapytać.
rewelacyjny "murzyn"! (uczciwszy uszy politpoprawnych:):):)
13 Lutego, 2012 - 18:28
Klasyką są chyba knedle (są na zdjęciu wyżej) z dziurką od palca na sosik (takie z tłuczonych ziemniaków i mąki ziemniaczanej - odejmuje się z miski 1/4 puree i na to miejsce sypie mąkę, potem dodaje tę część ziemniaków z powrotem, wyrabia i wrzuca na wrzątek), kapusta "modro" (czyli sparzona ta fioletowa, która w wyniku tej operacji robi się niebieska) plus zrazy zawijane.
Dla mnie jednak odkryciem i rewelacją (dzielę się tym przepisem z rodziną i znajomymi, a wszyscy pieją z zachwytu) są "murzyny", którymi uraczono mnie w Cieszynie. Robi się ciasto drożdżowo-francuskie (czyli rozwałkowuje ciasto drożdżowe, posypuje wiórkami masła, składa, rozwałkowuje, znów posypuje... tak kilka razy) i zawija w nie trzy kiełbasy (białą, albo i białą i zwyczajną), w wyniku czego powstaje po wyrośnięciu i upieczeniu genialna bułka "dwa w jednym":):):), którą wystarczy tylko pokroić (pojawią się trzy "oczka" kiełbasy w każdej kromce) i ewentualnie dać na wierzch nieco chrzanu. Polecam!
-------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
@ Dixi
13 Lutego, 2012 - 19:36
O właśnie, powinno się dać na przemiał wszystkie dotychczas wydane książki kucharskie i wydać nowe, z innymi nazwami, np. ciasta "murzynek". No toż to zgroza - taka nazwa! Ciekawe, czy na półkach sklepowych są jeszcze pudełka z półproduktem do tego ciasta. Może już wycofane?
Re: UWAGA KONKURS !!!
14 Lutego, 2012 - 09:09
Dziękujemy za wszystkie super komentarze prosimy o więcej wpisów i przesłanie typowanych potraw drogą elektroniczną na adres tomasz.sarwa@slaskagazeta.eu
Pozdrawiamy ciepło wszytskich komentatorów
Redakcja Śląskiej Gazety
Śląska Gazeta