Znany związkowiec mniej znany literat, pozywa Demaskatora

Obrazek użytkownika Sosnowski Watch
Kraj

Gdyby dla kogoś notka poniższa z jakiegoś względu wydawałaby się za długa, może spokojnie nie utraciwszy zasadniczej treści po przeczytaniu tytułu przejść do pogrubienia na dole ;)

 

Rzeczywistość zaskakuje. Gdy już miałem zapomnieć o naczelnym „ideologu trujki”, znanym związkowcu, a z zamiłowania literacie-grafomanie REDaktorze Jerzym Sosnowskim, on sam przypomniał się mnie, i to w sposób spektakularny. Zadziwienie tym większe, że już ta skromna kwerenda zawarta na moim blogu - o uzurpacji mediów publicznych przez towarzystwo spod chorągwi „prawdziwych trujkowiczów” pod przewodem przewodniczącego Sosnowskiego - nie wymagałaby dalszego uzupełnienia, aby prawidłowo się rozeznać, któż tu jest agresorem oraz czego domaga się prawda i dobry obyczaj. I raczej oczekiwałoby się rozdarcia szaty i posypania głowy popiołem w akcie pokutnym przez winowajców, niż buńczucznego, aroganckiego oskarżenia, i to na dodatek wobec, horrendum, tych co opisują, przypominają, demaskują właśnie to całe zło i niewiarygodną bezczelność.

 

Niestety rzeczywistość III RP uczy nas, że po establishmencie na straży neokomunizmu Polski. Po ludziach, których mętne kariery są zbudowane nie tyle na własnych talentach i pracy ale raczej na zależności i poddańczej służbie dla reżimu państwowego, możemy się spodziewać, co najwyżej mądrości etapu, nigdy autentycznego wyznania win i poprawy. Oczywiście moment mądrości etapu jest ucieczką do przodu, ale jeśli to nie jest konieczne osobnicy tej miary, z podpisanymi cyrografami, okopują pozycję i stosują niegodne praktyki wcześniej wypracowane. Tak więc jeśli dana okoliczność pozwala, dalej harcują ciskając gromy złości, zioną nienawiścią, wobec każdego kto stanie na ich drodze. Są zdolni do niszczenia każdego i żadnej świętości nie uszanują w obronie własnych interesów i interesików. Choćby najbardziej podłych czy trywialnych. Bo skoro nawet 10 kwietnia nie odmienił ich serca i dusze, czy coś innego zdoła?

 

Wracając do pewnego literata z Powiśla, który jak wiele osób się zgodzi bardziej znany jest z aktywności propagandowej w rządowym radiu TrUjka. Nie mogę pokusić się o przesądzeniu jego losu. Niemniej mogę jak najbardziej wyrazić nadzieje i oczekiwanie, że gdy wreszcie nadejdzie ten wytęskniony czas. Czas triumfu dobra nad złem, to o owym REDaktorze również się nie zapomni. Gdy to żadnym łgarskim skamleniom - że było się tylko skromnym redaktorem, który tylko prowadził jakieś audycję w radiu - nikt nie da wiary. I w tej ufności w wolną i sprawiedliwą Polskę, trwać trzeba niezmiennie, nie upadając na duchu, wbrew wszelkim zaprzeczającym nawet okolicznościom. W tym miejscu dobrze przypomnieć mój stary okazjonalny wierszyk: Fraszka do pajaca.

 

Wciela się w postać Katona

Szatę rozdziera gdy widzi nieprawość

Jak Rejtan kładzie się by strzec wolności

Odpolitycznienie z ust mu nie schodzi

To naszych sumień głos wołający na puszczy

On jest skarbnicą prawdy i mądrości

Drzazgę w oku Ci wypowie, belki swej nie dostrzeże

 

Przełożeni mogą mu skoczyć, za nim stoi siła

To coś więcej niż trybun związkowy

On ramówkę układa, kolegów z branży recenzuje

Na odcinku dyscypliny i wierności stoi

 

Żaden kryptopisowieć przed nim się nie schowa

Propagandystów zdemaskuje i napiętnuje

Odkryje niecne plany misjo-partyjne

Oddelegowanym politycznie szyki pokrzyżuje

 

A to wszystko robi On, On, On

A gdy mu powiesz, czep się Pan innego rzepa

Sam jesteś sługus Michnika

Capo salonu od mokrej roboty

Brystiger i Putramentem Ci pod rękę

 

Nadredaktor larum podnosi i muczy

Kloaka jak można, to się nie godzi

Chamstwo i niegodziwość

Przecież tu się można pobrudzić

I sądem nawet tu postraszy

 

Nadredaktor larum podnosi i muczy

I tutaj nas już nic nie zadziwi

Nawet muczenie świni

Nawet koszerny knur

 

I rzeczywiście po tym wesołym dla odprężenia, ale i jakże faktograficznym zasmucającym w treści wierszyku, nas już nic nie zadziwi. Tak właśnie zatoczyliśmy groteskową pętle. Tytuł notki w zasadzie o wszystkim informuje, a proweniencja kadrowego TrUjkowego daje na ten fakt jasne spojrzenie i wytłumaczenie. Ale trzeba więcej powiedzieć. Dać kolejne świadectwo najbardziej ordynarnej bezczelności ze strony przedstawicieli establishmentu.

Otóż, niesłychaną miarą skandalu jest to, że przewodniczący REDaktor Jerzy Sosnowski, jak wiele osób by to wyraziło, nie tylko nie zamilkł i nie schował się za kotarą wstydu i hańby domowej, wobec samonarzucających się, namacalnych wątpliwościach, co do jego publicznej działalności, by nie napisać więcej, tj. druzgocących oskarżeniach - o wartości rzeczy udowodnionej, ale na dodatek tego wszystkiego, czyli dalszego uporu trwania przy swojej eufemistycznie mówiąc wątpliwej postawie, śmiał jeszcze w bezwstydny, bezczelny sposób dalej atakować, oskarżać i nękać niewinne osoby, które to właśnie demaskują owe haniebne praktyki pracowników mediów, czerwono-różowych macherów inżynierii społecznej, co dla wielu osób jest oczywistością. Możemy się zgodzić, że mamy tu do czynienia z wzorcem klasyka, jak to złodziej krzyczy najgłośniej: łapać złodzieja! Czy możemy mieć wątpliwość, że gdy praworządność i przyzwoitość zatriumfuje i złapie się za rękę REDaktora Sosnowskiego to będzie się owy jegomość wypierał, że to nie jego ręka? Łatwo wyobrazić sobie wówczas te święte jego oburzenie - że on tylko dbał o standardy w radiu, a nikogo nie rugował, że wcale nie wpisywał się w politykę rządową ale dbał o umiar, że wcale nie sugerował, że polscy piloci z Tu 154 to idioci o samobójczych skłonnościach, którzy nie umieli latać, tylko opierał się na oficjalnych raportach... itd.

 

Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, że może przesadzam i niesprawiedliwie osądzam postępowanie przewodniczącego REDaktora Sosnowskiego, z uwagi, że jestem z jego powództwa z nim w sporze prawnym. Zobowiązany jestem zdradzić pewne szczegóły. Ni mniej ni więcej proszę państwa, cały pozew przeciwko mnie opiera się na bezczelnych zarzutach i groteskowych oskarżeniach, które jednoznacznie w mojej opinii wskazują, że powód sam się wyklucza by traktować go jako poważnego dziennikarza, a nawet człowieka.

By nie być gołosłownym odniosę się do faktów z aktu oskarżenia.

 

Mianowicie jak ocenić faceta, który sam bez ogródek innym dziennikarzom zarzuca upartyjnienie i oddelegowanie z misją polityczną, wyrażając się o ich obecności w mediach min. jako: „nominacja polityczna, mająca zapewnić jednej z partii opozycyjnych dostęp do Trójki jako do narzędzia propagandowego”, by później samemu zarzucać nieznanemu anonimowemu internaucie, że go nazwał „hunwejbinem III RP” i stawiać go za to przed sądem?

 

Jak ocenić gostka, który w walce o media pisał oficjalne donosy na innych publicystów min. słowami że są oni: „zaangażowani po jednej stronie w konflikt, jaki dzieli obecnie Polskę” oraz zarzucić, że organizują oni: „jednoznaczne w wymowie występy propagandowe” oraz perorował jak to innym dziennikarzom brak: „spełniania podstawowego standardu obiektywizmu dziennikarskiego”, by następnie zarzucać nieznanemu anonimowemu internaucie, że go określił mianem „propagandysty” i podać go za to do sądu?

 

Jak ocenić pisarczyka, który o przyczynach niewyjaśnionej tragedii z 10.04.2010 r pisał: „okoliczności tragedii wydają się boleśnie jasne: polska brawura plus rosyjski bajzel, plus obustronna panika na myśl o tym, jakie reperkusje będzie miało, gdy poniechamy / zakażemy próby lądowania”, i uzupełniał o teologiczny namysł: „nakręca to właśnie „religia smoleńska”: uznanie zmarłego tragicznie Prezydenta Rzeczpospolitej za postać nieledwie świętą, bliską ofierze Chrystusa – co jest bluźnierstwem” oraz „Dlatego tak często, stykając się z wyznawcami „religii smoleńskiej”, mam ochotę zapytać w liczbie pojedynczej: dlaczego kłamiesz? Dlaczego nienawidzisz? Dlaczego mówisz fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu? Nie „wy”, ale „ty”.”, by następnie zarzucić nieznanemu anonimowemu internaucie, że go określił mianem „kłamcy smoleńskiego” i podać go za to do sądu?

 

Jak ocenić typka, który sam zarzucił innemu dziennikarzowi kryptoreklamę, kiedy to czepiając się podliczał, jakie nazwy tygodników i gazet wymienia na antenie, by sam później poczuć się zniesławionym przez nieznanego anonimowego internautę, gdy ten jedynie zapytał czy imię i nazwisko widniejące na tzw. liście Wildsteina ma coś wspólnego z owym typkiem.

 

Jak ocenić dziennikarzynka, który w niedługim czasie po deklarowanych żalach Wajdy, że nie wszystkie media są po tej stronie co należy, mówił „osoba prowadząca Wiadomości nazwę jednej partii wymienia z zaciśniętymi zębami i marszcząc się, a przy drugiej jej twarz łagodnieje. To jest konsekwentna strategia!”, by następnie ze świętym oburzeniem zatracić ten dystans do siebie oraz poczucie humoru, i zarzucić nieznanemu anonimowemu internaucie to, że zrobił karykaturę dorysowawszy pysk biednego prosięcia do twarzy owego poważnego dziennikarzynka.

 

Gdyby mało było należy zapytać. Jak ocenić tego ęłtelektualistę najwyższej dyspozycji, który za koronny argument, że został oczerniony w opinii publicznej uznał to, ...że ktoś podszył się pod jego kota. Powtórzę to jeszcze raz, podszył pod kota i to na domiar wszystkiego nie w Wigilie!!!

 

Choćby powyższe zestawienie rodzi pytanie o granice obłudy, amoralizmu, monstrualnej bezczelności i arogancjkiej pewności siebie salonowców w III RP. Z dużym prawdopodobieństwem można przypuścić, że „mentalność myśliwiecka” oparta na bezkresnym bezwstydzie i obłudzie, zrodzi święte oburzenie i będzie moralizowała z niesmakiem - jak to nie można do drugiej osoby zwracać się per: facet, gostek, typek, pisarczyk, dziennikarzynek itp. Zrazu konieczne staje się przypomnienie kindersztuby stosowanej przez przewodniczącego REDaktora Sosnowskiego, gdy to sam w stosunku do innych dziennikarzy zwracał się per: „komandosi”, „spadochroniarze”, „ludźmi skądinąd”. I to chyba jest dowód jaką miarę należy przykładać do wszelakiego moralizowania i roszczeń ze strony ludzi salonu. Gdzie chyba miarą świętego oburzenia jest miara ich hipokryzji i nienawiści do innego. Jak łatwo można zauważyć waga argumentów przewodniczącego REDaktora Sosnowskiego jest immanentnie związana z jego osobą. Oto człowiek w dresach z balonikiem. Ba, tam już nie ma nawet sflaczałego balonika. Został jedynie patyk, a na nim jakaś guma zwisająca...

Dlatego z najprostszego wnioskowania, potwierdzonego wcześniej niezgodą przewodniczącego REDaktora powoda by doszło do zgody i pojednania, przez odrzucenie z jego strony mojej dobrej woli i łaskawości, nie pozostaje mnie nic innego jak wyrazić trzy słowa: Pierdol się panie!

 

 

ps. „kadrowemu z trUjki”, również nie przypadła do gustu, jego karykatura, w której to był ubrany w mundur radziecki, z podpisem: „Towarzyszu Generale melduje wykonanie zadania. Na froncie „Trójka” sytuacja opanowana”.

No cóż, biorąc pod uwagę szczególne predyspozycje owego pana w pełnieniu roli dziennikarza, a zwłaszcza otwarcie się na krytykę i głos polemiczny przez zasłanianie się sądem. Przyszła mi do głowy myśl, że może lepszy byłaby obrazek - człowieka z patykiem w sukience niczym panienka, a na głowie zamiast czapki oficerskiej, lepiej by pasowała czapka pajaca? Ale to tylko luźne moje myśli, i nie wyobrażam sobie by tak ktoś zaraz mógł ulegać moim swobodnym myślą. A w Polsce o ile się nie mylę, podobno myśli jeszcze nie są zabronione? A wnioskowanie tym bardziej zawsze jest dobrze widziane.

 

pps. Ach i jeszcze jedno, gdyby nieodżyłowanemu byłemu publicyście Gazety Wyborczej, powyższa notka się nie spodobała. I w amoku dochodzenia „sprawiedliwości”, przyszłaby mu myśl

sprostowania jednego z akapitu, np., że on nie jest jakimś literatem z powiśla ale wybitnym pisarzem o randze światowej, jedynie niedocenianym; że obca mu jest aktywność propagandowa, gdyż jest nie tylko czołowym dziennikarzem, ale i niedoścignionym wzorem jak należy wykonywa ten zawód; i że bynajmniej nie pracuje w radiu rządowym, tylko publicznym. To z dobroci dla jego wrażliwości i spokoju ducha, proponuje panu przewodniczącemu REDaktorowi Jerzemu, nie tyle odliczanie 333 oddechów z zamkniętymi oczami na fotelu, co spokojny spacer na szpulce z ulubioną muchą owocówką o imieniu Tadek. W końcu o ile dobrze zrozumiałem, pan przewodniczący twierdzi, że ma kota, który nie tylko jest rozumny ale i posługuje się komputerem? A skoro tak, czyż równie dobrze pan przewodniczący REDaktor, nie może rozmawiać z muchami owocówkami, a za przyjaciela mieć świerszcza de Charlus, czyż nie? Niemniej po spacerze proponuje REDaktorowi by wyjaśnił i odniósł się do mojej jakiejś z wcześniejszych notek np. Standardy prawdziwych trUjkowiczów. Unijni propagandyści z Myśliwieckiej Jak tam w końcu z tymi standardami, propagandą i krytyka Panie Jerzy?

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)