Spałem, zmęczony podróżą, jednak nie na tyle mocno, by przegapić ostrzeżenie kierowcy marszrutki.
– Dojeżdżamy do blok-postu! – krzyknął mężczyzna i zaczął zwalniać.
Westchnąłem. Byliśmy gdzieś między Debalcewem a Donieckiem, na terenie separatystycznej „republiki”. Kontrola dokumentów w zabitej dechami wiosce nie bardzo mi się uśmiechała. Na ruchliwej donieckiej ulicy wojskowym zwyczajnie...