Czuję się trochę jak ów robotnik z anegdoty, pracujący w zakładach "Łucznika" w Radomiu, wytwarzających maszyny do szycia. Biedak dziwił się, że, czasami, gdy składał te maszyny, to mu wychodził kałasznikow. Składam ci ja i rozkładam pieczołowicie te polityczne klocki, i za każdym razem, choć wszyscy wokoło mówią o demokracji, to i mnie wychodzi, zamiast demokracji, kałasznikow.
No bo proszę...