Prawem wybrczym w opozycję

Obrazek użytkownika kura domowa
Artykuł

Prof. Krystyna Pawłowicz

Uchwalona 5 stycznia 2011 r. ustawa Kodeks wyborczy oraz ustawa te przepisy wprowadzająca wnoszą kilka istotnych zmian do procedur wyborczych. Ich wspólną cechą jest sprzeczność z wyraźnymi przepisami obowiązującej polskiej Konstytucji, z podstawowymi standardami wyborczymi państw demokratycznych, z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego i dominującymi ustaleniami nauki prawa konstytucyjnego.

Celem zmian wprowadzonych przez koalicję PO - PSL było maksymalne zwiększenie frekwencji wyborczej, która - w ich ocenie - zwiększa szanse wyborcze rządzących, a zwłaszcza PO. Uczyniono to jednak za pomocą rozwiązań naruszających Konstytucję i dobre obyczaje polityczne. Nowe prawo wyborcze wymierzone wyraźnie w opozycję (PiS) narusza też zasadę równości wyborów, równych szans dla wszystkich istniejących partii politycznych.

Parytety
Wprost sprzeczne z Konstytucją jest wprowadzenie parytetów na listach wyborczych, administracyjnie faworyzujących w wyborach do Sejmu kobiety. Konstytucja w art. 96 mówi: "Wybory do Sejmu są równe". Wprowadzony parytet narusza zaś tę równość, a konkretnie równy dostęp do biernego prawa wyborczego, do równego kandydowania, dyskryminując mężczyzn ze względu na płeć. Parytet sprzeczny jest też z art. 32 Konstytucji, który mówi, że wszyscy są wobec prawa równi i nikt nie może być dyskryminowany m.in. w życiu politycznym z jakiejkolwiek przyczyny (też dlatego, że nie jest kobietą).

Głosowanie korespondencyjne
Kodeks wyborczy wprowadza możliwość głosowania korespondencyjnego z zagranicy, co naruszać może konstytucyjną zasadę tajności głosowania na rzecz np. różnych - też obcych - służb operujących swobodnie w systemach pocztowych różnych państw. Systemy te nie dają żadnych gwarancji tajności ani zachowania tajemnicy korespondencji. Głos wyborcy wysłany do Polski np. z Rosji z dużym prawdopodobieństwem może ulec odtajnieniu na kolejnych posterunkach kontrolnych.
Państwa europejskie wycofują się z pomysłu głosowania korespondencyjnego (np. Francja) ze względu na liczne oszustwa ujawniane w trakcie takiego głosowania. Wycofać się z tej możliwości planuje Austria. W Polsce zaś tę obarczoną dużym ryzykiem procedurę właśnie rządząca koalicja wprowadziła.

Głosowanie przez pełnomocnika
Podobnie sprzeczne z wyraźnymi przepisami art. 96 i art. 97 Konstytucji, określającymi, że wybory do Sejmu i Senatu są bezpośrednie, wprowadzono głosowanie przez pełnomocnika. Taki sposób głosowania narusza też zasadę tajności głosowania osoby upoważniającej i daje faktycznie niekontrolowane możliwości nadużyć pełnomocnikowi, który w efekcie dysponuje dwoma głosami i przez nikogo nieweryfikowany może oddać głos - także osoby upoważniającej - dowolnie, wbrew danemu ustnie przyrzeczeniu. Osoba udzielająca pełnomocnictwa nigdy nie może być pewna, czy jej pełnomocnik w głosowaniu tajnym oddał głos zgodnie z jej wolą.
Lepszym rozwiązaniem, zgodnym z konstytucyjną zasadą bezpośredniości i tajności, byłoby przybycie komisji wyborczej do chorego czy starego wyborcy, który nie musiałby też wtedy w ogóle informować, na kogo chce głosować.

Wybory dwudniowe
Najpoważniejsze jednak zastrzeżenia budzi wprowadzona w Kodeksie wyborczym możliwość ogłoszenia wyborów dwudniowych, wprost sprzeczna z wyraźnymi, jednoznacznymi przepisami polskiej Konstytucji, np. z art. 98 ust. 2 i ust. 5 (dotyczącymi wyborów do Sejmu i Senatu) oraz art. 128 ust. 2 (dotyczącymi wyborów prezydenta RP). Wspomniane przepisy dopuszczają bowiem tylko wybory jednodniowe. Artykuł 98 ust. 2 mówi, iż "wybory do Sejmu i Senatu zarządza Prezydent RP (...) wyznaczając wybory na dzień wolny od pracy...". Mowa jest tu więc wyraźnie o jednym dniu wolnym od pracy, a nie o "dniach" wolnych od pracy. Podobnie wybory na prezydenta RP zarządza marszałek Sejmu "na dzień poprzedzający...", a w razie opróżnienia urzędu prezydenta RP "nie później niż w czternastym dniu po opróżnieniu urzędu wyznaczając datę wyborów na dzień wolny od pracy..." (art. 128 ust. 2 Konstytucji).
Dwudniowe wybory sprzeczne są nie tylko z wyraźnymi przepisami Konstytucji, ale także z uznanymi standardami demokratycznymi przyjętymi w nietotalitarnych państwach, a zwłaszcza z zasadą rzetelności i uczciwości procedur wyborczych. Co więcej, wybory (głosowania) trwające dwa dni lub więcej (np. jak na Białorusi) stwarzają możliwości popełniania fałszerstw na dużą skalę. Uchwalony w styczniu Kodeks wyborczy pozbawia członków komisji wyborczych kontaktu z urnami i materiałami wyborczymi w nocy z 1. na 2. dzień wyborów. Członkowie komisji wyborczych muszą w nocy przebywać poza lokalem wyborczym. Według zaś nowych przepisów, w nocy urny i materiały wyborcze na całym terenie ich działania mają "zabezpieczyć" wójt, burmistrz lub prezydent miasta. Mogą oni posłużyć się dla tej "ochrony" urn osobami trzecimi, które będą zapewne "czuwać" przy urnach (częściowo już zapełnionych), podczas gdy ani członkowie komisji wyborczych, ani mężowie zaufania nie będą mieli do nich w tym czasie dostępu. Zatem mamy tu ogromne pole do fałszerstw. Sytuacja ta ma cechy skandalu wyborczego. W niedawnych, właśnie w takich kilkudniowych wyborach na Białorusi zwyciężył Alaksandr Łukaszenko, którego przedstawiciele właśnie nocami "zabezpieczali" urny.
Dwudniowe głosowanie ułatwia złamanie ciszy wyborczej, daje czas na fałszywe komunikaty i manipulację wyborcami. Daje czas aktualnej władzy na różne działania, w zależności od cząstkowych wyników głosowania z dnia poprzedniego.
Koalicja rządząca naruszyła nowymi przepisami wyborczymi także standardy prawne wypracowane m.in. przez polski Trybunał Konstytucyjny i naukę prawa konstytucyjnego. Otóż to nie ustawa decyduje, kiedy ewentualnie i czy w ogóle w danym przypadku przeprowadzać wybory dwudniowe, lecz kompetencję tę ustawa zostawia do swobodnego uznania prezydentowi RP. To on, organ wykonawczy, polityczny, każdorazowo zdecyduje według sobie tylko znanych kryteriów i zgodnie z doraźną korzyścią swojej formacji politycznej, czy aktualne wybory mają trwać 1 czy 2 dni. Następne mogą trwać krócej lub dłużej - jak znów swobodnie uzna prezydent. Zdecyduje o tym w swym rozporządzeniu. Trzeba jednak przypomnieć, że czas trwania wyborów jest jednym z podstawowych elementów prawa wyborczego. Powinien być zobiektywizowany, nie zależeć od aktualnej, doraźnej kalkulacji politycznej podmiotu ogłaszającego wybory. Powinien być określony w ustawie przez parlament.
Wziąwszy zaś pod uwagę, iż poważnie ograniczono też partiom politycznym wolność działania i wyrażania poglądów przez zakaz umieszczania większych ogłoszeń i płatnych spotów reklamowych oraz wyborcom prawo do informacji i kontaktu ze swymi partiami - funkcje dowolnego prowadzenia kampanii wyborczej przejmą media. Odpowiednio do własnych sympatii politycznych "zaprzyjaźnione" media przetworzą oryginalny przekaz polityczny w karykaturę i antyreklamę. Zakaz komunikowania się partii politycznych z jej wyborcami, utrudnianie partiom przekazu do wyborców (co w Polsce dotyczy w zasadzie tylko PiS) wprost godzi w demokrację, prawa i wolności obywatelskie. Wprowadzone w prawie wyborczym zmiany mają wszelkie cechy prawnych szykan wobec największej partii opozycyjnej.
Sejmowa arytmetyka wykorzystywana jest przez koalicję PO i PSL do wszelkich - też sprzecznych z prawem i utrwalonymi standardami - działań mających doprowadzić do trwałego wykluczenia opozycji z życia publicznego.

Twierdzenie, że mamy obecnie w Polsce "demokrację fasadową", zostało kolejny raz potwierdzone nowym prawem wyborczym.

 

Autorka jest prawnikiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, członkiem Trybunału Stanu.

 

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110314&typ=my&id=my02.txt
 

Brak głosów