Szczerski: Polska w Europie. Doktryna asa trefl. Cz. 2.

Obrazek użytkownika Rzeczy Wspólne
Idee

 To jest druga i ostatnia część artykułu. Przeczytaj część pierwszą

 

Polska polityka europejska wymaga przemyślenia. Doktryna „głównego nurtu”, choć werbalnie może być atrakcyjna, treściowo jest pusta. Strategia polityczna to rozwój wedle pożądanego scenariusza, a nie wedle każdego scenariusza – pisze w drugiej części tekstu Krzysztof Szczerski.

 

Polskie żywotne interesy w Unii

 

Odchodząc od prezentowania założeń modelowych, warto zastanowić się także nad tym, jakie elementy dzisiejszej polityki europejskiej zahaczają o kwestie polskiej racji stanu. To znaczy tak poważnie dotykają warunków naszego trwania i rozwoju, że przekraczają obszar zwykłych interesów, które negocjuje się w ramach międzypaństwowego przetargu politycznego.

 

Wskazałbym na pięć takich obszarów, związanych z pięcioma różnymi rodzajami polityk europejskich. Pierwszym jest pakiet energetyczno--klimatyczny i związany z nim kształt europejskiego bezpieczeństwa energetycznego i rynku energii. Drugim zakresem jest przyszłość rolnictwa i znaczenie wsi, jako część szerszego zagadnienia modelu społecznego rozwoju. Trzecią kwestią są rozstrzygnięcia dotyczące europejskich finansów publicznych, budżetu wspólnotowego i przyjętych w nim zasad transferu pieniędzy (priorytetów budżetowych) oraz sprawy dotyczące tzw. zarządzania gospodarczego, skutkujące narzucaną konwergencją warunków rozwoju gospodarczego. Czwartym obszarem są relacje zewnętrzne Unii, w tym ich kształt instytucjonalny, priorytetowe kierunki, oddziaływanie Unii na bezpośrednie sąsiedztwo, kwestie gotowości do dalszego rozszerzania oraz wybory strategicznych parterów między USA a Rosją. Wreszcie ostatnim polem jest problem wewnątrzunijnej integracji makroregionalnej i odpowiedź na pytanie o regionalną podmiotowość Polski.

 

Koncentracja na tych obszarach jest ważna z dwóch powodów. Po pierwsze, musimy sobie uświadomić, że polityka europejska nie jest poststrategiczna i nie wystarczy powiedzieć, że naszym celem jest „bycie w głównym nurcie”, bo nurt integracyjnej rzeki nieustannie ewoluuje i nie każde jego koryto jest dla nas korzystne. Członkostwo w Unii nie znosi stojących przed państwem strategicznych wyborów, od których zależy ich racja stanu. Jest wręcz odwrotnie – członkostwo potęguje napięcie strategiczne, bo zwiększa liczbę pól, na których prowadzi się grę polityczną. Po drugie, mimo iż wspomniane obszary należą do bardzo różnych dziedzin polityki europejskiej, należy zdawać sobie sprawę z istnienia w Unii zjawiska tzw. kumulacji relacyjnej. Polega ona na tym, że pozycje państw względem siebie w różnych dziedzinach działania „nakładają się” niejako na siebie i tym samym określają hierarchie statusową państw członkowskich. Jeśli ktoś jest słabszy na wszystkich polach, staje się peryferią.

 

Polska geopolityka europejska

 

Do pytania o polską rację stanu w Unii Europejskiej można również podejść od strony geopolityki – kwestii terytorialnego rozmieszczenia naszych potencjałów, pól oddziaływania i potencjalnych kierunków ekspansji.

 

Dla tak rozumianej racji stanu wzorcem, według mnie, może stać się figura trefla, stąd moje przekonanie, że Polska w europejskiej talii kart powinna być asem trefl. Nie chodzi w tym przypadku o symbolikę samej karty, ale o rozmieszczenie polskich interesów na mapie Europy. Krąg zachodni to partnerzy z krajów Unii Europejskiej. Niekoniecznie wyłącznie najwięksi i centralni – Polska powinna poszukiwać ich wśród różnorodnych krajów średnich i małych, włączam w to także kraje wyszehradzkie. Krąg północny to kraje skandynawskie i bałtyckie. Polska musi wejść aktywnie w region Morza Bałtyckiego i postrzegać go jako strategicznie ważny. Krąg wschodni to nasz obowiązek wspierania wolnych i demokratycznych państw w tym regionie – na Wschodzie powinniśmy trwale zagwarantować sobie przyjazne sąsiedztwo przynależące do łacińskiego kręgu cywilizacyjnego. Do tego dołączona być winna ekspansja naszych interesów w kierunku Morza Czarnego i Adriatyku. Z włączeniem Bałkanów, które są wciąż niedocenianym przez naszą dyplomację potencjalnym obszarem rozbudowania polskich wpływów.

 

Tak oto otrzymujemy na mapie kształt trefla.

 

Tym samym polska polityka europejska powinna przełamać niekorzystną i anachroniczną koncepcję osiową (oś Paryż – Berlin – Warszawa – Moskwa), którą realizuje obecny obóz rządzący, a która dzieli i przecina Europę zamiast ją jednoczyć w różnorodności. Polska polityka europejska musi być nowoczesna i elastyczna. Oto nasza racja stanu.

 

Odważyć się na podmiotowość

 

Polska polityka europejska wymaga przemyślenia. Doktryna „głównego nurtu”, choć werbalnie może być atrakcyjna, treściowo jest pusta. Strategia polityczna to rozwój wedle pożądanego scenariusza, a nie wedle każdego scenariusza.

 

Szczególna rola w tym zakresie przypaść powinna była okresowi polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, czyli drugiej połowie 2011 roku, kiedy to nasz kraj będzie kierował pracami międzyrządowych ciał decyzyjnych[1].

 

Kwestia prezydencji stanowi odrębny temat warty szczegółowego omówienia. Istotne, by pamiętać, że ów półroczny okres, jeśli jest dobrze przygotowany i stawia się przed nim ambitne oczekiwania, może stać się źródłem wzrostu prestiżu państwa, jednocześnie określając pola jego szczególnego zainteresowania i odpowiedzialności w ramach polityki europejskiej. Prezydencje, które się liczą, to tak zwane prezydencje innowacyjne. Zostają po nich wymierne osiągnięcia w postaci wypracowania wspólnych stanowisk członków w istotnych sprawach (traktaty, budżet, reforma polityki rolnej) lub określenia kierunków ewolucji polityki w Unii w ramach określonych obszarów tematycznych (pakiet energetyczno-klimatyczny od prezydencji niemieckiej 2007 do prezydencji francuskiej 2008). Przeciwieństwem prezydencji innowacyjnej jest prezydencja administracyjna, w ramach której kraj sprawujący przewodnictwo skupia się na „obsługiwaniu bieżącego kalendarza” prac instytucji europejskich i jego działania są pochodnymi procedur europejskich, bez wyznaczania ich celów.

 

Podmiotowość budują wyłącznie aktywne prezydencje innowacyjne. Polskę na takie przewodniczenie stać, ale czy obecne przywództwo polityczne ma do tego wolę – nie jest już takie jasne. Tym bardziej że nad naszą prezydencją ciąży jedno poważne niebezpieczeństwo, jakim jest uwikłanie jej w kontekst wyborczy i wykorzystanie dla celów propagandy partyjnej. Musimy jako obywatele pilnować, by nie nastąpiło w tym przypadku, znane z PRL-u, utożsamienie dobra partii z dobrem narodu.

 

Polska to wielka rzecz. Polska polityka europejska powinna zatem być prowadzona w imieniu ważnego państwa, którego celem jest uzyskanie pełnej podmiotowości przy umiejętnym wykorzystaniu narzędzi, które stwarza członkostwo w Unii Europejskiej.

 

Krzysztof Szczerski (ur. 1973), dr hab. nauk o polityce, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, Wicedyrektor Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ. Specjalizuje się w zagadnieniach integracji europejskiej, polityki międzynarodowej oraz administracji publicznej, w latach 2007-2008 wiceminister w MSZ i Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, w latach 2009-2010 członek Rady Służby Cywilnej, obecnie doradca strategiczny frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim.

 

To druga część tekstu, który ukazał się w  #5 numerze Rzeczy Wspólnych. Stanowi rozbudowaną i przepracowaną wersję wystąpienia wygłoszonego podczas Kongresu Polska – Wielki Projekt w Warszawie 7 maja 2011.


[1]       Oczywiście poza Radą Europejską, która ma stałego Przewodniczącego, oraz Radą złożoną z ministrów spraw zagranicznych, której obradami kieruje Wysoka Przedstawiciel ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa.

 

 

 

Kwartalnik „Rzeczy Wspólne” 

„Rzeczy Wspólne” na Facebooku 

Prenumerata i zakup pojedynczych egzemplarzy wersji papierowej

 

Fundacja Republikańska 

Fundacja Republikańska na Facebook-u 

Zostań darczyńcą Fundacji Republikańskiej

 

Brak głosów