Lektury

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Kultura

Choć jesteśmy zajęci pościgiem za teraźniejszością, to gdy zdarzy się nam powrót do lektur z czasu dzieciństwa, okazuje się nagle, że te zapomniane książki, wyrzucone w nicość i zastąpione nowymi - ciągle w nas tkwią. Są obecne tak bardzo, że często nie zdajmy sobie sprawy, jak. Gdyż nie możemy zrezygnować ze wspomnień. Nie potrafimy też porzucić myśli, że pomiędzy naszą młodością, a obecnym życiem, istnieje tajemna, podskórna więź. Toteż daremnie stawiamy opór faktom: to, kim jesteśmy obecnie, wynika z naszych przeszłych doświadczeń. I nic nie poradzimy: bywamy więc przez te doświadczenia – ukształtowani. Na zawsze uformowani przez czytanie.

W literackich wędrówkach po Historii, w trakcie spoglądania w przeszłość, natykamy się na różnorodne dzieła. Niektóre - melodramatyczne i przesadnie ckliwe, napompowane patosem i ociekające powierzchownym religianctwem, patriotyczne i nadmiernie rozmodlone, lektury obowiązkowe, narzucone, przez co nudne i piłowate, zaprezentowane w sposób zniechęcający, „rekomendowane” przez gombrowiczowskich belfrów z nieprawdziwego zdarzenia. I te szczególnie dla nas ważne, czytane bez nakazów, samodzielnie, nocami, kosztem snu, które dotąd wywierają wpływ na nasze wrażenia. Towarzyszą nam stale i nie pozwalają zasklepić się w inercji, przeciwnie: rozwijają nam osobowość i pobudzają zaciekawienie światem.

W szkole, do której nigdy się nie chodziło z przyjemnością, pełno było nauczycieli przypadkowych, traktujących kontakt z młodzieżą jak kolejny, przymusowy odrobek pańszczyzny. Sfrustrowani, zgorzkniali, zakompleksieni, którym przyszło uczyć „cudze dzieci”, przepaliły się słoniowate ambicje i zdechły wielkie plany. Nieliczni zaś, wychowawcy z powołania, edukowali - podobnych sobie: rozgarniętych, obdarzonych poznawczą inwencją, przygotowanych do poszerzania horyzontów.

dcn.

Brak głosów