Było to tak: poszedłem na poranny spacer przez łąki, ku szosie. Piękny, rześki ranny świat rozciągał się po horyzont, choć tuz nad ziemią, nad trawą, po której uwijali się mieszkańcy łąki, unosiła się mgła. Wypełzła nagle, ale nie wadziła zbytnio, bo sięgała ledwie do kolan i nie zasłaniała perspektywy. Doszedłem do drogi i zobaczyłem jakiegoś człowieka, który stał nad asfaltową powierzchnią i...