W tragiczną noc z 10 na 11 lipca 1943 r. cały czas padał deszcz, a choć noc była spokojna i ciepła, psy wyły wprost niemiłosiernie. Rano wstałam, ubrałam się i postanowiłam iść do kościoła, bo to niedziela. Ojciec Jan Rusiecki zwykle wyganiał nas do kościoła, z miłością wspominał o tym obowiązku, a jak trzeba było to i upominał, ale tym razem nie powiedział ani słowa. Znamienne jest to, że choć...