Pytania o faszyzm

Obrazek użytkownika szczurbiurowy
Kraj

Ostatnie wydarzenia w mainstreamowych mediach – sprawa Cezarego Gmyza a teraz zwolnienie Pawła Lisickiego i Michała Karnowskiego układa się „w puti” albo raczej „unterwegs” dłuższego procesu, który – i tu wielu publicystów i blogerów jest zgodnych – w ostatnim czasie uległ przyspieszeniu i zmianie jakościowej.

 
Następuje domykanie Systemu: większość dużych mediów prywatnych mówi właściwie jednym prorządowym głosem, a krytyka jest tłumiona na wiele sposobów, przede wszystkim poprzez szantaż ekonomiczny. Ten szantaż w stosunku do dziennikarzy lub redakcji  to albo groźba zwolnienia – tu pokazucha w stosunku do Gmyza, lub też brak reklam – i tu wiele jest przykładów, o których członkowie redakcji mówią prywatnie, lecz już nie publicznie, żeby do reszty nie stracić możliwości zarabiania – bo jednak czasem ktoś jakąś reklamę jednak wrzuci. System nie jest w stu procentach szczelny.
 
W przeciwieństwie do czasów komunizmu cenzura w Polsce działa na zasadzie towarzyskiej a nie urzędowej. Nie ma już Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, na miejscu jego budynku stoi biurowiec PAP. A w gabinecie prezesa Agencji jest gablotka z kawałem gruzu z rozebranego budynku cenzury z podpisem – „gruzy cenzury”.
 
Nieformalna cenzura w Polsce działa nie tylko w mediach. Jest to pewnego rodzaju nastawienie ludzi którzy decydują o zatrudnianiu, zlecaniu, wchodzeniu w relacje z ludźmi którzy nie mają nastawienia pro-rządowego. I nie wydaje mi się, że wynika to z faktu, że właściciele firm, ludzie decydujący i pieniądzach, konsultanci HR itd. są takimi zwolennikami rządów Tuska. Nie – głównym motywem jest, nawet często nieuświadomiona obawa przed narażeniem się władzy gdy zatrudni się kogoś, kogo można posądzić o pisowskość – bo do tego się to sprowadza, nawet jeśli osoba o nieprawomyślnych poglądach z tą partią ma tyle wspólnego, że widziała Kaczyńskiego w telewizorze.
 
Oczywiście jest jeszcze cały zespół zachowań ludzi którzy z różnych względów zachowują się wrogo w stosunku do osób o nie pro-rządowych poglądach i te zachowania są moim zdaniem wynikiem intensywnej obróbki propagandowej, obróbki, która trwa już 6 lat, a ostatnio się wzmogła.
 
Domykanie systemu musi czemuś służyć. Oczywiście tylko ludzie mający luźny związek z rzeczywistością mogą myśleć, że za zwolnieniami w URze stoi jakiś cel biznesowy – nie ma co nad tym się rozwodzić.
Trzeba postawić sobie pytanie zatem – dlaczego? Dlaczego System jest domykany? Czy tylko dlatego, że taka jest po prostu konsekwencja wyboru drogi po 10 Kwietnia?
 
Jeśliby tak było to nie bylibyśmy świadkami kampanii nienawiści od początku rządów PiS, kampanii skierowanej przeciwko Prezydentowi państwa i legalnemu rządowi.
 
Stan dzisiejszy jest po prostu konsekwencją tego, co narodziło się po przegranych przez Tuska wyborach. Celem było odsunięcie PiS od władzy, a następnie stygmatyzacja tych, którzy w jakikolwiek sposób sprzyjają tej partii lub nawet mogą myśleć inaczej niż myśli władza – co szczególnie widać po Smoleńsku. Stygmatyzacja, a następnie izolacja społeczna, spowodowanie, żeby poglądy przeciwne rządowi PO były „obciachowe”, podejrzane – i to już jest równia pochyła , bo teraz mówi się o „mowie nienawiści”.
 
W ten sposób, całkiem nieformalnie powrócił Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk i to powrócił w sposób niewidoczny dla zwolenników rządu, ponieważ propaganda nienawiści działa selektywnie – dla kogoś, kto jest zwolennikiem rządu nie jest propagandą, tylko mówieniem prawdy. A więc jak w każdym systemie totalitarnym zwolennicy reżimu rozgrzeszają swoje sumienia przekonaniem o swojej racji, a przeciwnicy uznawani są przez nich za szkodników, którym nie wolno pozwolić niszczyć wspaniałego dzieła tworzonego przez reżim.
 
Tego rodzaju totalniackie myślenie wspomagane przez propagandę było w świecie już kilka razy obecne. Za każdym razem kończyło się masowymi mordami, ponieważ na końcu tej drogi zawsze są doły śmierci albo komory gazowe. Jeśli propaganda obiera sobie za cel współobywateli, stygmatyzując ich, odbierając im cechy ludzkie (a czym innym to jest jak określenie całej grupy społecznej jako „mohery” co był uprzejmy zrobić Pan Premier kilka lat temu?) – a więc jeśli propaganda obiera sobie za cel współobywateli to zawsze kończy się to rzezią – w ostatnich czasach Rwanda, wcześniej Serbia i Bośnia, a jeszcze wcześniej Sowiety i Niemcy.
Może ktoś powiedzieć, że przecież to przesada. Że nie ma mowy o takich sprawach, chodzi tylko o to, żeby w Polsce opozycja była rozsądna a nie antysystemowa. I że to jest mówienie prawdy!
 
I tu właśnie mamy główny polski problem: rządowi i ludziom popierającym rząd nic do tego jaka jest opozycja. Opozycja może być sobie nawet z kosmosu i mieć głowy porośnięte zieloną szczeciną, ale rządu to nie powinno w żaden sposób obchodzić – to święte prawo obywateli będących w opozycji do tego co robią i co myślą. W cywilizowanym kraju powiedzenie przez szefa rządu, że nie można żyć w jednym kraju z szefem opozycji skończyłoby się po prostu niewyobrażalnym skandalem i dymisją. Szefowi rządu nic do tego co robi szef opozycji, ale za to bardzo wiele do tego jak działa państwo którym zarządza, a którego sposób działania opozycja krytykuje – i ma prawo krytykować. Od tego jest.
 
Niezrozumienie tej podstawowej zasady demokracji (pisze niezrozumienie, bo zakładam, ze to jest tylko niezrozumienie) przez rządzących i ich zwolenników jest głównym generatorem konfliktu w Polsce. Konflikt ten przebiega na razie w sposób zimny, ale w każdej chwili może stać się gorącym, ponieważ podejmowane są przez różne czynniki władzy działania zaostrzające - jak np. podczas Marszu Niepodległości.
 
Generowanie konfliktu jest kolejną cechą totalitaryzmu. Konfliktu, którego jedną stroną są zwolennicy władzy popierani przez tę władzę a po drugiej stygmatyzowani współobywatele. I konflikt ten polega po prostu na prześladowaniach – ludzie „rozsądni” muszą w końcu usunąć „szkodników”, którzy przeszkadzają zrealizować świetlane cele stawiane przez umiłowanych przywódców. Ten konflikt jest nim tylko z punktu widzenia władzy – władza „walczy” ze „szkodnikami”. I to jest jej konflikt. Dla obywateli nie będących zwolennikami rządu jest to prześladowanie.
 
Taki jest koniec tej drogi. Ciekawe, czy premier o tym wie?
Jako historyk chyba słyszał o Kristalnacht?
Kto wie?
 
Zapraszam na stronę reduta-dobrego-imenia.pl Zacznijmy bronić się przed zniesławieniami. Szerzej o tym w moim tekście Reduta Dobrego Imienia
Brak głosów

Komentarze

Stan dzisiejszy jest po prostu konsekwencją tego, co narodziło się po przegranych przez Tuska wyborach. Celem było odsunięcie PiS od władzy, a następnie stygmatyzacja tych, którzy w jakikolwiek sposób sprzyjają tej partii lub nawet mogą myśleć inaczej niż myśli władza – co szczególnie widać po Smoleńsku. Stygmatyzacja, a następnie izolacja społeczna, spowodowanie, żeby poglądy przeciwne rządowi PO były „obciachowe”, podejrzane – i to już jest równia pochyła , bo teraz mówi się o „mowie nienawiści”. - piszesz.

Nie, to zaczęło się wcześniej. W pierwszej połowie lat `90.. Słowa "oszołm", "Ciemnogród", "faszyzm", etc. weszły do obiegu właśnie wtedy.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#310464

A wykreowała to Gazeta Wyborcza, czyli wracamy do źródeł zła.

Vote up!
0
Vote down!
0
#310490

O ile mnie pamięć nie myli, pierwszym faszystą III PR został W. Cejrowski za "WCKwadrans". Ma tę zaszczytną funkcję mianował go niejaki Piotr Łazarkiewicz, nieżyjący już reżyser filmowy.

Pierwszymi oszołomami zostali Olszewski i Macierewicz.

Kto był pierwszym ciemnogrodzianienem... nie pamiętam ;-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#310492