PiS ma wrogów, a Polska przeciwników.

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

Wróg i przeciwnik – niby to samo, a przecież niezupełnie. Wróg niekoniecznie musi uzasadniać swą wrogość. Ona ma podłoże subiektywne. Może mieć także zaplecze w zaszłościach, w sprzeczności interesów itd., ale trudno skonkretyzować źródła wrogości. Na ogół są irracjonalne. Wróg mimo szczerych chęci często nie potrafi zaszkodzić. Najdobitniej widać to na przestrzeni całych 8 lat rządów Zjednoczonej Prawicy i obecnej kampanii wyborczej. Tusk wbija ludziom do głowy tylko jeden frazes: „PiS musi odejść”. Dlaczego? By to wyjaśnić, musiałby powiedzieć, komu na tym zależy najbardziej. Niby władzom Unii Europejskiej, ale kto dzierży tam prym? Była Merkel, jest Scholz, Weber Ursula von der Leyen. Nie kryją chęci osadzenia w Warszawie totalnej z Tuskiem jako premierem. Ten z kolei wabi pieniędzmi, które Unia nieprawnie odmawia Polsce. A ze strony totalnej żadnych obietnic. Po prostu: pokonamy PiS i się zobaczy. Odpowiemy po wyborach. Pani Leszczyna na konkretne pytania odpowiedziała: „Zapisałam sobie to wszystko i mam nadzieję, że po wygranych wyborach, jak siądziemy do konsultacji, to przyjmie pan zaproszenie i parę rzeczy nam podpowie”. Człowiek rozumny pokiwa głową i pójdzie dalej, ale dureń, który czuje się w jakiś sposób dowartościowany, bo nań zwracają uwagę, powie sobie: cóż ja będę się zastanawiał? Po prostu kaczor, to mój wróg osobisty. Dlaczego? Bo Tusk tak powiedział. I spokój. Nie potrzeba myśleć, wystarczy gdzieś pokrzyczeć, pobluzgać ośmioma gwiazdkami i pogaworzyć „ludzkim” językiem. Ludzkim, to znaczy nie pańskim, niegdyś dworskim, francuskim, bez kolokwializmów, bez tych 8 gwiazdek. Pojęcie „wróg” jest zatem nieprecyzyjne. Można je rozmaicie rozumieć. Trudno je kojarzyć z rozumnością. Propaganda przedwyborcza Tuska i jego paladynów adresowana jest do bezmózgowców. Czyli powtórka z czasów Gomułki i Gierka: zaufajcie partii. Co potem było, wiemy. 1970, 1980.

Co innego „przeciwnik”. Tu już konieczna jest jakaś alternatywa. I totalna takową ma. Oczywiście nie odnosi się ona do PiSu czy Zjednoczonej Prawicy. Ta alternatywa odnosi się do Polski. Opozycja nie przedstawia żadnego konkretnego programu. I nie musi, dlatego, że to, co ma do zaproponowania Polsce i Polakom nie jest żadnym programem autorskim. To program dla Polski nakreślony przez – jak to dziś się kołowrotnie mówi – środowiska europejskie. To też pusty dźwięk, gdyż te środowiska to przede wszystkim Niemcy tradycyjnie lekceważący Polaków. A tu nagle PiS buduje Polskę zdobywającą coraz większy autorytet z tej prostej przyczyny, że Polska ma rację, a kraje zachodnie, zwłaszcza Niemcy, ze swoją polityką imigracyjną robią bokami. Już nie tylko dlatego, że mają stały bałagan, że ich obywatele nie czują się u siebie, że o szarówce wolą już zostawać w domu. Robią bokami, bo taki Wohlfahrtsstaat Deutschland – to dziś państwo dobrobytu dla nierobów, z nudów urządzających zadymy. Głupota zadufanych w sobie ludzi Zachodu, zwłaszcza Niemców, których przechytrzyli Untermenschen Polen. I tam, u nich właśnie trzeba zmontować coś w rodzaju „wagnerowców”, z tym że najemników ma się na miejscu. Jedyny kłopot to, zbyt mała ich atrakcyjność, choć dla normalnego Polaka ponad 1/3 takich wewnętrznych wagnerowców, to zdecydowanie zbyt wiele, o ile chcemy widzieć społeczeństwo polskie jako zdrowe i odpowiedzialne.

To nie do opozycji zwraca się imam Mohammad Tawhidi, kiedy mówi: „To wy (Zachód – przyp. Demagog) macie kryzys. To wy przybyliście do muzułmańskich krajów i zaimportowaliście »śmieci«, które muzułmańskie kraje chciały umieścić w więzieniach lub wyizolować ze społeczeństwa. Wy pojechaliście i zaimportowaliście ich. (…) A spójrzmy na Polskę, oni nie narzekają na islamski ekstremizm. Nie było ani jednego ataku terrorystycznego w Polsce. Od razu jak wyczuli, że będzie problem, zasłonili się przed nim polską polityką. Pięknie! Francuzi – nie. Chodźcie, zapraszamy”. Nie pozostawił też wątpliwości co do charakteru tych imigrantów. „Ale ci islamscy ekstremiści nie chcą pracować. Oni chcą tylko darmowych zasiłków. Chcą żenić się z francuskimi kobietami z blond włosami i niebieskimi oczami. Nie mają czasu na pracę”.

Totalna będzie odbierać wsparcie rodzinom polskim, ale każe zburzyć płot na granicy z Białorusią. Przecież gości, jakich zaprosi trzeba wyżywić. Polacy popracują aż do śmierci, ale nie te panie, które plują na żołnierzy czuwających także nad ich bezpieczeństwem. One mają pilne zadania do spełnienia. Tylko to nie są zadania dyktowane dobrem kraju i narodu, ale „europejską”, czytaj niemiecką, racją stanu. I to jest właśnie postawa jaką zajmuje przeciwnik. Nawet nie ten z Berlina czy Moskwy, swój, własny, tym groźniejszy.

O tych sprawach jednak nie chcą debatować, bo musieliby odsłonić nie tylko swe poczynania, ale także tych, którzy nimi praktycznie kierują, a to nawet jeśli się pokrywa z wymogami Unii Europejskiej jest działaniem przeciwko własnemu krajowi, innymi słowy dywersja godząca w jego żywotne interesy. Dlatego zamiast troszczyć się o dobro własnego kraju są rzecznikami obcych interesów. W tym przypadku jawnie Niemiec, bo interes Unii z ich dążeniami się pokrywa. Skrycie opozycja totalna wysługuje się różnym, często trudnym do wyśledzenia siłom, żeby choć wymienić Rosję mającą mniej lub bardziej znanych sympatyków w Polsce.

Deklaracje niektórych osób parających się polityką zdumiewają prymitywizmem. Niejaka Lubnauer, jedna z wyratowanych z rozbitej łajby zwanej Nowoczesną, ma tylko jedną troskę: nie ma "żadnych wątpliwości, że Giertycha trzeba trzymać z dala od edukacji". O Giertychu każdy uczciwy człowiek musi mieć zdanie jednoznaczne. Wstyd, że miał on kiedyś związki z organizacjami, jak by nie było, katolickimi. Ale w sprawach szkolnictwa akurat angażował się może nie skutecznie, ale tak, jak trzeba. Może nawet osiągnąłby to, czego szkole dziś brak po rządach różnych nowoczesnych pań ministerek, może wróciłaby do niej dyscyplina? Zaś, co do pani Lubnauer, to ona powinna się trzymać z dala od polityki, ona i wiele osób jej podobnych. Byłoby to z wielkim pożytkiem dla Polski. Jej obsesja uderza w Giertycha: „Tam, gdzie będziemy głosować jako klub w sprawach związanych np. z aborcją czy związkami partnerskimi, będzie dyscyplina i ona go będzie obowiązywać”. Jej chodzi o degradację moralną narodu. Niestety, Giertych mimo swych deklaracji, dyscyplinie w tej kwestii się podda, bo jakże inaczej? Przecież wkracza do polityki po drabinie przystawionej przez Platformę, dziś będącą partią aborcyjną i promującą coś wręcz przeciwnego niż to, co Giertych kiedyś wyznawał i promował. Lewicowa PO niszczy rodzinę i promuje to, co w czasach mojej młodości nazywano wolną miłością. A cel główny, to zniszczenie chrześcijaństwa.

Poniekąd zrozumiała jest deklaracja Zandberga, który zapewnia, że nie wejdzie do rządu, w którym będzie Roman Giertych, gdyż „Giertych jest postacią, której poglądy są na antypodach poglądów Lewicy w wielu kluczowych sprawach". Wiadomo, jakie to kluczowe sprawy, przed chwilą wymienione, ale nie tracimy nadziei, że obaj panowie nie znajdą się w rządzie, gdyż trudno wprost przewidywać aż tak wielkie klęski dla Polski.

Zgoła rozrywkowo jawi się oświadczenie pani Jandy, która twierdzi: moja matka umarła przez PiS. Moja matka spędzała ostatni rok życia cały czas przed telewizorem, denerwując się do tego stopnia, jakby nie mogąc się pogodzić ze wszystkim co słyszy, że moim zdaniem niestety umarła od tego. W pewnym momencie zrobił się guz i tego nie wytrzymała”. Oczywiście zdarzenie godne współczucia, ale pytanie z czym się ona nie mogła pogodzić? Czy z tym, że przez te 8 lat wreszcie Polska ożyła, czy z tym, co robiono by do tego nie dopuścić? Trudno przeoczyć inne wyznanie tej pani: „Trzeba mieć świadomość: minęło 8 lat, odkąd ja się nie pojawiam w telewizji, w mediach publicznych. Jestem tylko w teatrze. I gdziekolwiek pójdę, ludzie nie wiedzą, kim ja jestem. To minęło! Jeżeli cokolwiek, to to są ludzie, którzy przeżyli stan wojenny, w moim wieku, a te nowe pokolenie, oni nie mają pojęcia kim ja jestem. Ja mam na to dowody każdego dnia”. Chyba jednak pani Janda się myli. Trudno nie wiedzieć kim ona jest? Inna sprawa, to aprobować to. Ale ktoś zadufany w sobie bez reszty tego nie dostrzega. Jego sprawa.

Podobno kardynał Richelieu mawiał: „Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam”, Można to odnieść do PiSu. Niekoniecznie wszakże do tych, którzy szkodzą Polsce, bo ona jest ponad tym co partyjne, co naznaczone prywatą i zdradą. Ale przypominamy Bismarcka, który powiedział: Haß ist aber ein ebenso großer Sporn zum Leben, wie Liebe. Mein Leben erhalten und verschönen zwei Dinge: meine Frau und – Windthorst. (Nienawiść jest wszakże podobnie wielkim bodźcem dla życia jak miłość. Moje życie utrzymują i upiększają dwie rzeczy: moja żona i Windhorst.) Dodajmy, że ten ostatni, kierując partią Centrum, był zagorzałym przeciwnikiem Żelaznego Kanclerza. PiS też w znacznej mierze żyje z nienawiści i wrogości totalnej opozycji.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (11 głosów)

Komentarze

Nieprawdą jest to, że «PiS też w znacznej mierze żyje z nienawiści i wrogości totalnej opozycji».

To byłoby prawdą gdyby układ PiS z totalną opozycją był konkurencją w grze o sumie zerowej, gdyby obu stronom tej gry chodziło o to samo, obie strony miały ten sam cel i wzajemnie akceptowały reguły tej gry, w której uczestniczą. 

Niestety tak nie jest. Strony tej gry mają zdecydowanie inne, absolutnie rozłączne cele, należą do różnych cywilizacji i prowadzą dwie gry, każda według innych wykluczających się zasad. 

Dwie cywilizacje; Cywilizacja totalnej opozycji jest totalitarnym i antychrześcijańskim systemem egoizmu społecznego, natomiast cywilizacja PiSu jest demokratycznym i chrześcijańskim systemem solidarności społecznej. 

Dwa cele. Totalna opozycja ma jeden cel - zniszczenie suwerenności Polski, tak by obezwładnić moc i trwałość Rzeczypospolitej w stopniu pozwalajacym na bezkarną eksploatację jej zasobów ludzkich i materialnych - natomiast celem PiSu jest zrównoważony rozwój suwerennej Polski, dający siłę i moc trwałości Rzeczypospolitej pozwalający na jej bezpieczne i godne działanie, zapewniajace jej podmiotowy udział w miedzynarodowej konkurencji gospodarczej i politycznej.

Dwie gry, dwa systemy działań. Totalitarna opozycja prowadzi grę o sumie zerowej, PiS prowadzi grę o sumie niezerowej. Tych gier nie da się prowadzić we wspólnej przestrzeni. i nie istnieja żadne wspólne korzyści, Tak jak nie ma takich korzyści z relacji pomiędzy pasożytem, a jego ofiarą. Plasmodium falciparum sobie, a chorzy na malarię umierają.

Itd. W tej przestrzeni nie ma podziału pomiędzy tym co cesarskie, a tym co Boskie. To jest przestrzeń, w której nie ma wspólnych wartości, a więc i nie ma mowy o wzajemnych korzyściach. Komunizm, albo totalitaryzm totalnej opozycji na tym polega.

W grze o sumie zerowej by coś mieć, trzeba to komuś zabrać, w grze o sumie niezerowej, by coś mieć, trzeba to wspólnie wytworzyć, z Bożą pomocą.

Vote up!
1
Vote down!
0

michael

#1654274

Nie zrozumieliśmy się. Nienawięć opozycji do PiSu nie szkodzi mu a często pomaga, jak zawsze w takich przypadkch, gdyż nienawięść ujawnia rzeczywiste intencje nienawidzącego. 

Vote up!
3
Vote down!
0
#1654280

Nawet bezwzględny bandyta i zbrodniarz wojenny, pomyślał sobie w duchu: "Co za szmata".

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#1654285