Piękna bohaterka prozy Orwella

Obrazek użytkownika michalgasior1
Świat

Pani Aung San Suu Kyi od 11 lat przebywa w areszcie domowym zarządzonym przez rządzącą Birmą dyktaturą wojskową. Birmańska męczennica z politycznego grobowca wciąż apeluje do obywateli o odwagę, wciąż woła o demokrację.

Gdyby birmańska junta wojskowa uznała wyniki wyborów w 1991 roku, dziś pani Aung prawdopodobnie piastowałaby urząd premiera i de facto miałaby pełnię władzy w swoich rękach. Nie jest przesądzone czy birmańczycy pod jej rządami staliby się bardziej szczęsliwi, ale jedno jest pewne, kobieca ręka zawsze jest lepsza od żołnierskiego buta.

Polityczna historia Aung San Kuu Kyi zaczyna się dokładnie 8 sierpnia 1988 roku. Właśnie tego dnia do dymisji podał się dyktator Ne Win, który w ciągu kilku lat doprowadził do zupełnej izolacji Birmy na arenie międzynarodowej. A przecież jeszcze lata 40 i 50 przyniosły tak wspaniałe osobistości jak znany w świecie azjatyckim premier U Nu, czy sekretarz generalne ONZ U Thant. W każdym razie dyktator w 1988 roku ustąpił, a społeczeństwo na fali ogólnej euforii poczęło domagać się demokracji. Powstała wobec tego dość spora luka na scenie politycznej dla ugrupowania propagującego demokratyczna rozwiązania, którą wypełniła Narodowa Liga na Rzecz Demokracji, partia założona właśnie przez Aung San Suu Kyi. Kilka miesięcy później junta krwawo stłumiła protesty Birmańczyków. Według niektórych źródeł zginęło ponad 3000 niepokornych wobec władzy obywateli.

Pani Aung usłyszała wówczas ultimatum: albo uciekasz do Europy, albo zostaniesz w Birmie, tyle że w więzieniu. Nie przestraszyła się wojskowych, poszła za głosem serca i została w kraju. Zresztą wydawało się, że ma realną szansę na powstrzymanie dyktatorskich zapędów. Wybory w 1991 roku okazały się wielkim sukcesem Narodowej Ligi na Rzecz Demokracji, niestety tylko na papierze. Przegrani unieważnili wyniki i osadzili Aung w areszcie domowym, w którym przebywa do dziś.

Przez 11 lat najwybitniejsze osobowości światowej polityki domagają się jej uwolnienia. Otrzymała nagrodę Nobla, a jeszcze przed wyborami nagrodę Sacharowa, którą przyznaje się zasłużonym w walce na rzecz praw człowieka i wolności. Stała się już symbolem, męczenniczką, birmańskim wcieleniem Gandhiego. Jego naukami fascynowała się zresztą już w college’u.

Jak się potoczą dalsze losy Aung? Na razie na przełom się nie zanosi, a wręcz przeciwnie, wszelkie przesłanki mówią o umocnieniu władzy junty. Politycy Ligi na Rzecz Demokracji zdecydowali się zbojkotować najbliższe wybory ze względu na wyraźnie niesprawiedliwy system wyborczy. Konstytucja Birmy mówi o 25% miejsc w parlamencie zarezerwowanych dla wojskowych. Żeby ją zmienić potrzeba głosów ¾ deputowanych, co w praktyce oznacza kompletną stagnację. Poza tym komisje wyborcze są kontrolowane przez rządzących, więc o nadużycia i fałszerstwa nie trudno. Co ciekawe istnieje również przepis wyłączający aktywistów, mówiący o tym, że wyroki sądowe automatycznie eliminują z życia publicznego. Oczywiście junta nadużywa tego paragrafu oskarżając aktywistów o co raz to nowe wymyślne występki.

Aung mimo wieloletniej niewoli pozostaje wierna swoim przekonaniom, wierna ideom Gandhiego. Więcej, stara się zaszczepić we współobywatelach ducha wolności i pokoju. Apeluje do swoich rodaków, aby walczyli nie z wojskiem, ale z lękiem. Zgodnie z jej życiową dewizą: „To nie władza korumpuje, a lęk. Strach przed utratą władzy”.

*Tytuł pochodzi z książki K. Mroziewicza "Terroryzmy nowej generacji"

Brak głosów