Niepoprawni, mówmy i piszmy poprawnie!

Obrazek użytkownika Jerzy Mariusz Zerbe
Blog

Rażą mnie błędy i niekonsekwencje językowe, rozpleniające się jak chwasty na nieuprawianym trawniku. Dotyczy to szczególnie mediów.

Wymienię przykładowo trzy irytujące drobiazgi:

1. W języku polskim nazwy geograficzne zwykło się odmieniać. Mówimy więc np. byłem w Londynie, Bostonie, pojadę do Frankfurtu, Sztokholmu, mieszkam w Manchesterze, Hannoverze, itp.
Niestety, od pewnego czasu ludzie pracujący lub występujący w mediach (które dla wielu ludzi są w każdej sprawie wyrocznią) propagują odmienne zasady, w myśl których np. nazw miast nie odmienia się. Mówią więc i piszą, że olimpiada zimowa odbędzie się w Vancouver, a nie w Vancouverze, choć zapewne nie powiedzą np. jutro jadę do Manchester lub Hannover.

2. Nagminnie rozpowszechnia się zwrot np.. „w kanadyjskim Vancouver”, zamiast „w Vancouverze w Kanadzie”. Nikt natomiast nie powie „w angielskim Londynie”, czy „we francuskim Paryżu”, mimo, że mniejszych Londynów i Paryżów jest na świecie sporo. Czytam w gazecie „Poznań przegrał z chińskim Nankin” – czy nie ładniej brzmiałoby „Poznań przegrał z Nankinem" I nic wiecej. Czy ktoś słyszał o innym Nankinie, niż ten w Chinach?

3. W języku polskim zaniknął czasownik „przypuszczać”. Teraz wyłącznie „podejrzewa się”. Czasownik „podejrzewać” miał zawsze niedobre konotacje, dzisiaj wszystko się podejrzewa, nawet to, że np. jutro będzie piękna pogoda!

Apeluję, my, niepoprawni, mówmy i piszmy poprawnie po polsku!

Brak głosów

Komentarze

Bardzo dobry temat. Uważam, że umiejętności właściwego wyrażania się, zarówno w mowie jak i  w pismie, powinno się uczyć w formie odrębnego przedmiotu. Tak jak kiedyś uczono greki, łaciny czy kaligrafii. Niechlujstwo językowe pleni się obecnie na każdym kroku. Prym w tym wiodą...dziennikarze. U nas lekarz cieszy się jak dziecko gdy zostanie powiadomiony, iż w aptece "pani magister" miała szalone trudności z odczytaniem tego, co napisał na recepcie. Tak, jakby byle jakie pisanie go nobilitowało. Dlaczego pismo (techniczne) ma charakteryzowac inżyniera, a lekarza już nie? Moim zdaniem, w mediach jest zbyt mało audycji poruszających ten temat. Właściwy stosunek do zasad pisowni naszego języka, powinien dorównywać szacunkowi dla hymnu i flagi narodowej. Krótko mówiąc - być patriotycznym obowiązkiem każdego Polaka. Nawet wykształciucha.

Vote up!
0
Vote down!
0
#46725

Większość potworków językowych to efekt stosowania anglicyzmów, widać to po nieodmienianiu nazw miejscowości.

Vote up!
0
Vote down!
0
#46727

A co ma zrobić człowiek, który czasmi musi szukać w pamięci słów polskich, które gdzieś się akurat zawieruszyły, a jedyne co przychodzi na myśl to słowo angielskie?

Ostatnio zauważam to bardzo wyraźnie. Mój język polski ubożeje, pomimo, że w domu rozmawiamy tylko po polsku. Czytam polską prasę emigracyjna i "moją" prasę z Polski. Sporo czasu spędzam na komputerze, a jednak ubożeje. Koniec, kropka.
_____________________________________________
"Strzeżcie się Wilki, strzeżcie się przynęty..."

Vote up!
0
Vote down!
0

"...dopomóż Boże i wytrwać daj..."

#46730

Przeraźliwe anglicyzmy to odrębna sprawa. Jeszcze gorzej, gdy słyszę kalki zwrotów angielskich, np. "miłego dnia", albo "dokładnie" - tak bardzo rozpowszechnione w ustach Polaków, od sprzątaczek do ministrów!

Vote up!
0
Vote down!
0

Jerzy Zerbe

#46732

Colas Bregnon
Temat zachwaszczania języka jest bardzo rozległy. Problemy "polskie" zostały już poruszone w powyższym artykule, ale ja chciałbym dodać że zdarzało się i w innych krajach że system "zachwaszczania" języka był częścią polityki państwa. Stało się to jakiś czas temu w UK.
Miałem okazję posługiwać się dokumentami gdzie występowała cała masa nazw geograficznych i imion własnych. Otóż władze brytyjskie zdecydowały że nazwy pochodzenia obcego będą odtwarzane na piśmie z użyciem tzw. "Transkrypcji Fonetycznej" co zaowocowało lingwistycznym "trzęsieniem Ziemi". Ideą było żeby anglojęzyczni wymawiali nazwy obce w orginalnym brzmieniu. I tak n.p. nasz poczciwy i popularny Wasilewski wymawiany był coś jakby "Łozaliuki" Nikt z naszych nie rozpoznawał o kogo chodzi. Podam inny przykład; ot choćby Warszawa z użyciem transkrypcji fonetycznej pisze się "wćrsc" (tyle że literki ć i c napisano odwrotnie). Efektem tego było że Brytowie i wszyscy posługujący się tymi dokumentami czytając przestali rozróżniać o co chodzi. Okazało się że w przypadku nazw ludzie zapamiętują je nie tylko słuchowo ale i wizualnie. Wiedzieli jak na piśmie wygląda Warszawa a "wćrsc" nie kojarzyło im się z niczym sensownym. Podam inny przykład nazwa Irak jest często używana w amerykańskiej TV i wymawiana dwojako, jedni mówią "Irak" dokładnie jak my, inni zaś "Ajrak" i póki co nikt im za to głowy nie urwał. Czyli można i tak i tak.
Ale to nie wszystko, wymowa w końcu prowadzi jedynie do zrozumienia lub nie. Jest większy problem. Nazwiska naszych Pań. Uwierzcie lub nie, ale moja nadobna połowica po ponad 20-u latach życia w Kanadzie dowiedziała się niedawno że ma siostrę bliźniaczkę.
Jak to się stało?
Ano, gdy przybyła do Kanady urzędnik emigracyjny przepisał jej nazwisko z polskiego paszportu ...ska.
Z biegiem lat jednak ktoś inny (zapewne osobnik wklepujący jej nazwisko w rządowy komputer) dopatrzył się że jej Tauś nazywa się ...ski, czyli jego córka powinna nosić nazwisko dokładnie jak jej Ojciec i przerobił MOJĄ apiać na .....ski. Tym sposobem powstały dwie niewiasty jedna ....ska, druga ......ski i dwie figurowały w państwowej ewidencji. Śmieszne? Pewnie tak, ale dzięki temu ja legalny mąż mojej "lepszej połowy" o mały figiel nie poszedłem siedzieć jako bigamista.
Z tego wniosek że lepiej ustandaryzować pisanie nazwisk a to spory dylemat, bo tak jak w Polsce piszą wszystkie słowiańskie narody.
Tak więc, z powodów niejako osobistych, uważam że należy się jakoś do zmian, mimo że drażniących lingwistów, przyzwyczaić. Z drugiej strony mimi że będąc zwolennikiem niezachwaszczania ojczystego języka uważam że "upolszczanie" nazw od dłuższego czasu zakorzenionych w polskim języku nie jest zbyt sensowne.
I tak gdyby ktoś tam w ministerstwie zdecydował żeby krawat (która to nazwa jest pochodzenia francuzkiego)
zamienić na "zwis męski" to ja osobiście się nie zgadzam.
Colas Bregnon

Vote up!
0
Vote down!
0

Colas Bregnon

#46745

Szanowny Panie Jerzy!
W pełni podzielam Pana opinię, iż trzeba nam strzedz dobra narodowego jakim jest Język Polski! Szczególnie w mediach i życiu publicznym.
Do podanych przykladów dodam takie obrzydlistwa językowe używane przez wykształciuchów jak: WOW!, OPCJA; PROJEKT; SZEJSET; WZIĄŚĆ , etc. etc.
Do tego "ozdobne" : "CHCIAŁBYM", np. ostatnio P.Prezydent gratulując komuś tam , czegoś tam wyraził się: CHCIAŁBYM PANU POGRATULOWAĆ ! No to jak jest?? On chce, czy gratuluje? Tu wychodzi skutek zlikwidowania nauki logiki w liceach.
I jeszcze PRL-owskie asekuranctwo wyrażajace się w "WYDAJE MI SIĘ" - powszechnie w mediach jakiś specjalista of czegoś tam zapytany o zdanie zaczyna od "wydaje mi się" ....
Ongiś MO karała mandatami lub kolegium za wulgaryzmy na ulicach - dlaczego nie robi tego nasza POLICJA ??

Oczekuję aby p.t.POLONIŚCI ruszyli ławą w obronie dobra narodowego jakim jest Język Polski.

Vote up!
0
Vote down!
0

Firley

#46754

Na dzień dzisiejszy (to też piękny kwiatek w polszczyźnie) dziękuję Panu za miłe słowa. Do wyrazów używanych dla asekuracji lub zmiękczania wypowiadanego poglądu, obok cytowanego przez Pana "wydaje mi się", należy także wtrącane bez umiaru "jakby". Możnaby długo jeszcze pisać o polskiej nowomowie. Cieszę się, że mój wpis wywołał rezonans.
Kropnął sie Pan - strzec należy pisac przez "c": na końcu. Drobiazg. Pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0

Jerzy Zerbe

#46759

Cywilizacja jąkałów.

Pisałem już w ubiegłym roku o neurotycznym, rozhisteryzowanym, agresywnym do granic obrzydliwości, niemalże - stylu wypowiedzi, przyjmowanym przez prowadzących programy – szczególnie telewizyjne. Bardzo niewielka ilość osób dosłownie - atakowanych, potrafi stanowczo przeciwstawić się "takiemu" sposobowi „rozmawiania". Styl ten zresztą jest preferowany aktualnie przez guru stacji, szczególnie telewizyjnych. To ma być nowoczesność na miarę 21 wieku w środkach przymusowego przekazu.( tzw.” przekaziorach „). Prowadzący program, który zachowuje się kulturalnie, nie prowokuje rozmówcy do ataku serca , jest klasyfikowany jako "niemodny i nieciekawy”. Odrębną sprawą jest sam język. Zmienił się sposób wymawiania głosek - szczególnie tych gardłowych. Słowa nie są już wymawiane, ale wyrzucane z tchawicy jak podmuchy tajfunu. (Tchooo- zamiast zwykłego - "to" , tchhhego - zamiast "tego", khażdy, thak, photem, phan, krythykhancki,thutaj, Arthur itp.itd. - mówiący wprost zieje słowami) . Rozciągane są do granic absurdu samogłoski a,e,o,u,y, i niemalże - „wyśpiewywane”. To po to - by wzmocnić ekspresję wypowiedzi i przedłużyć czas łabędziego śpiewu – będącego akurat przy głosie. Jeśli już dyskutant jest inteligentny – to niech nie myśli, że uda mu się dokończyć mądrą wypowiedź. Prowadzący program „wejdzie mu „ brutalnie w słowo i przerwie tok wypowiedzi. Jeśli mimo to gość studia będzie na to przygotowany i będzie przytomnie kontynuował wypowiedź – rozpoczynając za każdym razem od przerwanego miejsca – to także niech nie myśli, że mu się znowu uda. Pan „redaktur” będzie to robił tę zagrywkę, co drugie słowo i w końcu powie – no to już musimy kończyć. I koniec zabawy. W końcu on tu rządzi w tej firmie z żelaza i papieru.
Jednym z niewielu , którzy nie pozwalają sobie na takie chamskie traktowanie – jest profesor Wolniewicz. Ale to już wymierająca kasta naukowców i TV chętnie zatrzasnęłaby wieko od trumny za takimi – niepokornymi i mądrymi ludźmi.
Używanie określeń przysłowiowy do pojęć, które nie mają nic wspólnego z przysłowiami, np.:
- przysłowiowe krzaki
- przysłowiowe światełko w tunelu
- przysłowiowa łezka w oku
- przysłowiowa para skarpetek
- przysłowiowe krokiety
( itd. pomysłowość , lub ściślej - bezmyślność twórców tych potworków językowych jest wprost nieograniczona).
Sekwencyjnie, będący przy głosie, wydobywa z siebie kilka zdań z szybkością karabinu maszynowego, bez żadnych przerw między wyrazami, lub zaczyna się jąkać. Eeeeeee, oooo, yyyyy, emmennem... itp. W rodzaju: klucz do bram eee-miasta i do eee-serca. Oraz powtarzanie wielokrotne i,i,i,i, lub bo,bo,bo, żeby, żeby, jakoby, czy, czy, czy, że, że,że,że, dla,dla,dla itd. itp. Tzw. dykcja Pawlaka (tego właśnie – stara kurlandzka szlachta). I szyk przestawny wymyślony przez intelektualistę – Wałęsę. Zrozumiały tylko dla analfabetów . Będący przy głosie mówi tak szybko, że czasem traci kontrolę nad wymową, - wtedy zaczyna natychmiast „łatać” powstałą przerwę przy pomocy przeciągłych samogłosek: yyyyyy, eeeeeee,oooooo,aaaaaaa. Chodzi o to by prowadzący program lub inny „dyskutant” – nie wszedł mu czasem w słowo – bo wtedy albo wybija go z ciągłości ( bo nie logiki) wypowiedzi, lub całkowicie pozbawia go głosu. Prowadzący program nie muszą zresztą czekać na jakąkolwiek ułamkowo-sekundową przerwę w tym jak mówiłem - „łabędzim śpiewie”. Po chamsku i brutalnie przerywają mówiącemu w dowolnym momencie. Najchętniej wtedy, gdy mówca zaczyna mówić inteligentnie i do rzeczy.
Pacyfikuje się więc delikwenta –zakrzykując go ordynarnie. Czasem redaktorowi pomagają w tym dzielnie oponenci biorący udział w spektaklu. ( Śrubunek-Gniadosz, Napierniczak, Olejarski, Nisselbaum). Lub żeby było śmieszniej i łatwiej – przeciwko 1 gościowi zaproszonemu do studia – wystawia się dwóch redaktorów . By w duecie łatwiej i skuteczniej zakrzyczeli , ośmieszyli, wydrwili często bardzo kulturalnego i inteligentnego rozmówcę. (Vide: Sekielski, Mrozowski, Olejnik, Lis – „to”specjaliści od tych rzeczy...)
Głoski ę i ą – zaczynają zanikać. Na ich miejsce wchodzą jakieś dziwnie brzmiące twory, nawet nie podobne do regionalizmów w rodzaju: om, em ( gwiazdom zarannom, zorzom północnom . szkołom budowlanom). Bo „włanczanie”, jest już wydaje się – normą językową, uznaną nawet przez wychowanków prof. Miodka. W wykonaniu sław szklanego ekranu odbywa się międlenie kilkuwyrazowych sekwencji, po 2,3 razy - jak imbecyl z zastojem umysłowym. Poza tym, jest to (głównie) część planu politycznej walki medialnej. W której stacje nie tylko przekazują obraz bitwy, – ale same jak najbardziej w niej uczestniczą. Wszystkie chwyty dozwolone. Wbrew pozorom to nie jest takie głupie. W tym szaleństwie jest metoda, (Shakespeare...). Ma wprowadzić rozmówcę (widza także) w diapazony nerwowego rozedrgania, kiedy to zamiast mówić - co myśli, zacznie mówić - co podpowiada mu prowadzący. Ma wyłączyć asertywność u ofiary ataku. Ogólnie wprowadzić nastrój zdenerwowania i myślowego bałaganu. Słuchaczom ma zaś zrobić wodę z mózgu. Generalnie rozdrażnić widza, wzbudzić bezosobową awersję... Następnie wystarczy tylko podać umiejętnie skołowanemu i wzburzonemu widzowi cel ataku. Cięty z metra widz, z ulgą ulokuje swe najgorsze odczucia w podanym na tacy obiekcie. I tak robi się wrednie, – bo wrednie, – ale profesjonalnie, – indoktrynację polityczną. Agresja zwykłego prezentera jest zaprogramowana przez szefów stacji. Oczywiście, nie każdy jest atakowany. Ofiary są wybierane starannie, przed programem, – choć w wypadku inteligentnych rozmówców, nawet zmasowany atak na nich, przy udziale wyszkolonej do nagonki „przypadkowej młodzieżowej publiczności” – pali na panewce, ku wściekłości prowadzącego. Celuje w tym Lis – szara eminencja tych spędów – człowiek o bezbarwnym charakterze i takich-że, - szklanych oczach. Jeśli na upartego pozwolić na enuncjacje polityczne komentatorowi to, z jakiej okazji ma to „prezentować” spiker. On ma bezstronnie i spokojnie podawać fakty, a nie - komentarze. Jego zdanie na temat przedstawianego materiału mało kogo interesuje. Opinię inteligentny człowiek wysnuwa z faktów. A nie spija jej z ust telewizyjnego manekina. Za osobiste wycieczki i chamstwo – ten-że, winien być natychmiast wyrzucany z pracy z przyzwoitej rozgłośni. Tylko gdzie jest ta przyzwoita ??? W przeciwnym razie stawia się on ( ten redaktorzyna) w roli politruka stacji telewizyjnej. A stacja staje się brukowcem i tubą propagandową. Ten sposób wymawiania głosek - niezwykle ekspresywny - jak przy kłótni wiejskich bab na jarmarku - ma wydobyć z rozmówców ich najgorsze cechy charakteru i rzucić je gawiedzi telewizyjnej - jak ochłapy - na pożarcie. Z założenia dyskusja np. w TVN wcale nie ma prowadzić do mądrych i słusznych wniosków – tylko do wytworzenia pozornego obrazu prawdy. Czyli „racji” urabianej przez stację. Rozmówca musi mieć niesłychanie silne nerwy i gruboskórność nosorożca - by oprzeć się takim atakom. Jest kilku polityków, którzy potrafią już to robić. Wielu innym PO-lityka przyćmiła dobre maniery i teraz zachowują się tak samo jak pozostała banda krzykaczy. Zresztą to ludzie bez charakteru. Pokazują to całym swoim postępowaniem w kolejnych odsłonach sejmowo-rządowych. Przypomnijcie sobie Państwo Jeziorańskiego - jego nie zmusił ŻADEN redaktor do przekrzykiwania się. Olejnik , ( tak, tak - ta, ta ) gdyby on zgodził się z nią rozmawiać - mogłaby jedynie gapić się w kartkę z pytaniami. Bo nie "pohasałaby" sobie ani sekundy w tym swoim zootechnicznym stylu. Pamiętacie Państwo - co mówił Brzeziński w latach 80-tych o Wałęsie... - "To ciekawy człowiek - tylko, - że ja nie rozumiem, co on mówi..." Zresztą ludzie na poziomie - nawet nie pomyślą, - by spotykać się z podobną hałastrą. Oni nie muszą "za wszelką cenę" pokazywać się, ile się tylko da - w szklanym okienku. Wiecie Państwo jak obecnie kreuje się "gwiazdy" i "elyty" w telewizji.( vide - Jolanda i Ola w TVN – mają tam „etaty”, - starzy towarzysze dbają o siebie ). Pokazuje się te obiekty jak najczęściej. A skoro je "widać" - to "masy" uważają je za gwiazdy... Bardzo rzadko w kulturalny sposób prowadzone są dyskusje w TVP – natomiast w jednej z TV ( nie mogę wymienić nazwy z powodu przewidywanej nawały ze wszystkich armat) – jest zwykłą normą. Ale czynione są właśnie solidne przygotowania do wyrugowania tej stacji z eteru. Przed wyborami prezydenckimi ta stacja mogłaby by być uwierającym kamykiem w sandale. Obserwowałem rozmowę pracownika TVN z Prezydentem RP,- na żywo z pałacu Prezydenta. Gdyby to było w barze piwnym – pomyślałbym, że dziennikarz ma zamiar pobić właściciela i zdemolować mu lokal. Tak wynikało z agresywności jego wypowiedzi. On nie pytał –„ on wszystko wiedział” i podniesionym głosem, napastliwością, rozeźlonym obliczem próbował zamienić Prezydenta w chłopaczka, - przyłapanego na paleniu papierosów w szkolnej toalecie. Jest oczywistym, że takie otrzymał zadanie przed programem. Indagowany spokojnie jednak odparł tę próbę, – czyli zlekceważył jego zaczepki. I tak hołocie się należy. Parę lat zmasowanych, niezmiennych w metodach, ataków mediów – uodporniły wielu na te buraczane wycieczki idoli TVN i innych. ( nota bene , idol po grecku znaczy – bałwan)... Ale spora część „masowej widowni” przyjmuje prostactwo za dobrą monetę. Czyli nieważne, kto kogo bije i za co – grunt, że można popatrzeć bezpiecznie, z boku i zaspokoić swoje przyziemne instynkty. O tempora, o mores...
© autor - Mozets

Vote up!
0
Vote down!
0

Mozets

#46787

Pomieszkując w Warszawie słyszałem .
"Jade na Prage"-z warszawskim akcentem.
"Jade do Pragi czeskiej" - precyzyjny warszawianin .
:)

Vote up!
0
Vote down!
0
#46815

A jak się panom podobają słowa dzieciaki - w miejsce dzieci, oraz urlop tacierzyński. Gdy słyszę oba te wyrażenia po prostu mnie skręca ze złości. Jakie jest panów zdanie na ten temat.

Vote up!
0
Vote down!
0
#46899