Nigdy nie byłem prześladowany politycznie. Nawet w PRL-u. Parę poszturchiwań kolejnych szefów, którzy nagabywali mnie bym zasilił szeregi PZPR były bez znaczenia, bo ani odmowa – w moim przypadku - nie stanowiła aktu bohaterstwa, ani ich naciski nie przybrały formy groźnego szantażu. Owszem, byłem świadom, że bezpartyjność ogranicza możliwość kariery, ale poczucie przyzwoitości niwelowało utratę...