Jest lato 2005 r.
Obejmuję kierownictwo agencji reklamowej mieszczącej się w ślicznej, acz centralnie położonej warszawskiej mikrodzielnicy, w której domy zamieszkiwały „stare dobre rodziny”.
Ambasad w promieniu 400m miałem 5, w tym rosyjską, ale tę widziałem z okna pokoju ekantek tylko od strony zaplecza.
Za ścianą mieliśmy Stefanię Grodzieńską, a przez wewnętrzną uliczkę mieszkał pan znany z wałka...