Siedział na kanapie, oczy wbił we własne ręce, myślał, o tym, że mimo (jak mu się wydawało odwagi) wychodzi na tchórza, że nikt go tak naprawdę nie ceni.
Ręka…ta na którą nie patrzył zbyt głęboko, (bo lewa ręka była ciekawsza, za paznokieć dostało się trochę brudu i próbował go wydrapać) powędrowała do nosa i zanurzyła się w nim, co pomagało mu myśleć.
Tak, tyle pracy, tyle dumania…i wszystko na...