Słońce powoli zmierzało ku horyzontowi, stojące upalne powietrze ustępowało wieczornej bryzie, znowu było słychać nerwowy krzyk mew i uspokajający chlupot drobnych fal rozbijających się o keję i burty cumujących łodzi.
Wolnym, charakterystycznym krokiem, jakby szedł po rozkołysanym pokładzie, zbliżał się do swojego jachtu. W zasadzie to nie była jego łódź, był na niej tylko bosmanem, ale jak...