Jakoś nie mogę tego pojąć, ani zrozumieć. Jak można żyć, nie mając własnego miejsca.
Kawałka podłogi, okna, jakichś drzwi, stołu z dwoma (przynajmniej) krzesłami.
Czegoś, o co da się zaczepić życie, przytrzymać jak mocną liną, zakotwiczyć.
Jakiekolwiek by to życie było. Pogmatwane, biedne, beznadziejne.
A oni żyją bez tego, co dla większości z nas jest najważniejsze - bez domu