|
15 lat temu |
Tytuł hrabiowski |
Otóż jest Pan w błędzie. Pani Róża przyjęła nazwisko po mężu. Zgodnie z prawem niemieckim (wprowadzonym zaraz po upadku monarchii) dawne tytuły arystokratyczne zamieniono na część nazwiska. Dlatego dziś można spotkać takie paradoksy, że ktoś nazywając się prinz von ...... nie jest w ogóle księciem. Przyczyna bardzo prosta. Rozwodząc się z mężem, Pani X ma prawo zachować nazwisko w całości (razem z "tytułem - członem nazwiska"). Prawo szlacheckie przy rozwodach stanowiło, że kobieta taka traciła prawo do tytułu. Obecnie nie. Idąc dalej, hipotetyczna Pani X z pięknym nazwiskiem ma zachciankę i rodzi się z nieformalnego związku dziecko płci męskiej, które dziedziczy nazwisko po matce. I tak powstaje pseudoksiążę, nie mający prawa do tytułu. Dlatego też "tytuł" Pani Róży stanowi nierozerwalną całość z nazwiskiem i oderwanie jego byłoby tym samym, co ucięcie końcówki w nazwisku Kowalski i pisaniu Kowal (bo wszak taka końcówka, może świadczyć o przynależności do stanu szlacheckiego - tyle, że bez tytułu arystokratycznego,ale jednak). CO do Niesiołowskich, nie mają oni prawa do tytułu arystokratycznego. To co używali było tylko uzurpacją. Komorowscy natomiast oczywiście prawo do tytułu mają.
Polacy zastosowali w tym względzie lepsze prawo, ustanowione w konstytucji z marca 1921 roku. Zgodnie z nią, państwo Polskie (jako aparat władzy) nie uznawał tytułów w urzędach, ani szlacheckich, ani arystokratycznych. Natomiast w kontaktach międzyludzkich nadal stosowano stare tytuły. Skutkiem tego, można być Komorowskim po matce, ale nie być już hrabią. Tytuł pozostaje zawsze przy jego właścicielu. Nie tworzy to takiego zamieszania jak w Niemczech.
kniaź Michaił |
|
Róża Thun załatwi Niesiołowskiego i Komorowskiego? |
|