|
12 lat temu |
http://www.gazetapolska.pl/162-rosyjski-lacznik |
Rosyjski łącznik
(foto. )
Urzędnicy Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego i Biura Bezpieczeństwa Narodowego już w marcu 2010 r. wiedzieli, kim jest Tomasz Turowski. Otrzymali również informację, że jest on organizatorem wizyt w Katyniu. Tyle tylko, że oficjalnie jego nazwisko nie pojawiło się w dokumentach i korespondencji, które do 16 marca trafiły do Kancelarii.
To zastanawiające, zważywszy, że osobą, dzięki której agent PRL-wskiego wywiadu (według dokumentów IPN) został przydzielony w lutym 2010 r. do organizacji obchodów w Katyniu, był ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, jak mówi „GP” europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Z jakich powodów rolę Turowskiego utrzymywano w tajemnicy?
Pierwsze pismo z nazwiskiem Turowskiego nosi datę 16 marca 2010 r. i jest podpisane przez ministra Mariusza Handzlika, który potem zginął w katastrofie smoleńskiej. Czytamy w nim: „Szanowny Panie Ambasadorze. W związku z moimi konsultacjami w Moskwie w dniach 18–19 marca br. zwracam się z uprzejmą prośbą o uczestniczenie w rozmowach Ambasadora Tytularnego pana Tomasza Turowskiego”. Współpracownicy Lecha Kaczyńskiego w korespondencji z ambasadorem Jerzym Bahrem podali też szczegółowy wykaz rzeczy, za które ma odpowiadać ambasada.
– Chcieliśmy mieć na piśmie, kto za co imiennie odpowiada, kiedy są konkretne spotkania i kto w nich bierze udział, zwłaszcza że już wtedy mieliśmy informacje o Tomaszu Turowskim i o tym, że ma być on głównym organizatorem – mówi nam jeden z byłych urzędników Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Po piśmie ministra Handzlika z 16 marca do ambasadora Bahra następuje błyskawiczny ciąg wydarzeń.
18 marca 2010 r. Cezary Król, dyrektor sekretariatu ministra spraw zagranicznych, informuje Mariusza Handzlika, że minister Radosław Sikorski nie weźmie udziału w delegacji towarzyszącej prezydentowi RP Lechowi Kaczyńskiemu. Niemal w tym samym czasie polski ambasador w Moskwie Jerzy Bahr informuje ministra Handzlika, że jego planowana wizyta w Rosji, podczas której urzędnicy Kancelarii Prezydenta mieli się przyjrzeć organizacji obchodów, nie może dojść do skutku, ponieważ w tym czasie przyjedzie do Moskwy szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski.
Turowski i Arabski z Uszakowem
Przypomnijmy, że według naszych informacji, Tomasz Arabski, szef Kancelarii Premiera Tuska, udał się po raz pierwszy do Moskwy już pod koniec stycznia 2010 r. (urzędnik nie chciał odpowiedzieć na pytania „GP” w tej sprawie). Jak twierdzą nasi informatorzy, notatkę dotyczącą tajemniczego styczniowego wyjazdu Arabskiego sporządziła Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Tak się składa, że 27 stycznia kancelaria Lecha Kaczyńskiego oficjalnym pismem poinformowała Andrzeja Przewoźnika (sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa), MSZ, polską ambasadę w Moskwie i ambasadora Rosji o planach wyjazdu prezydenta RP do Smoleńska. Wkrótce – 11 lutego – zapadła decyzja, że prezydent i premier RP odwiedzą Rosję oddzielnie. Dokładnie trzy dni później MSZ postanowił zatrudnić Turowskiego.
14 lutego przywrócono Turowskiego do pracy w MSZ, a już 15 wydelegowano do ambasady w Moskwie. „Od 15 lutego 2010 r. pan Turowski piastował funkcję kierownika wydziału politycznego Ambasady RP. Decyzję o powierzeniu mu tej funkcji kierownictwo MSZ podjęło, kierując się jego bogatym doświadczeniem dyplomatycznym, w tym pobytem w latach 90. na placówce w Moskwie właśnie. (...) pan Turowski otrzymał od ówczesnego ambasadora zadanie udziału w przygotowaniu wizyt w Katyniu zarówno premiera Donalda Tuska 7 kwietnia 2010 r., jak i prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r.” – brzmiał komunikat MSZ po emisji programu „Warto rozmawiać”, w którym poruszono wątek Turowskiego.
23 lutego 2010 r., osiem dni po objęciu przez Turowskiego funkcji kierownika wydziału politycznego Ambasady RP w Moskwie, wiceminister spraw zagranicznych śp. Andrzej Kremer naciskał Kancelarię Prezydenta, by ta potwierdziła uczestnictwo Lecha Kaczyńskiego w obchodach w Katyniu. „(...) zwracam się do Pana Ministra z uprzejmą prośbą o ostateczne potwierdzenie gotowości Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej do uczestniczenia w tych uroczystościach i przewodniczenia delegacji polskiej. Ze względu na konieczność pilnego podjęcia szeregu przedsięwzięć logistycznych niezbędnych dla sprawnego zorganizowania wyjazdu delegacji, uprzejmie proszę Pana Ministra o niezwłoczne udzielenie odpowiedzi” – czytamy w piśmie kierowanym do śp. Władysława Stasiaka, szefa prezydenckiej kancelarii.
Gdy 3 marca szef Kancelarii Prezydenta potwierdził w wypowiedzi dla mediów udział prezydenta w Katyniu 10 kwietnia, 4 marca minister Tomasz Arabski podał publicznie, że premier Tusk na zaproszenie premiera Rosji Putina pojedzie do Katynia 7 kwietnia.
17 marca Arabski jedzie do Moskwy, gdzie spotka się z Rosjanami, lecz nie w tamtejszym MSZ, ale w... restauracji. Według naszych informacji, rozmówcą Arabskiego był Jurij Uszakow, prawa ręka Władimira Putina. Uszakow to absolwent słynnego Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych – MGIMO, kuźni kadr wywiadu zagranicznego KGB. Był m.in. ambasadorem Rosji w USA, ministrem spraw zagranicznych i sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Rosji za prezydentury Putina.
Ciekawe, że to właśnie Putin wyznaczył jako pełnomocnika do organizacji obchodów w Katyniu swojego zaufanego człowieka, a nie rosyjski MSZ, który zwyczajowo tym się zajmuje.
Znajomy Komorowskiego i Jakimiszyna
– Komorowski i Turowski znają się od co najmniej pięciu lat – twierdzi w rozmowie z „GP” europoseł Czarnecki.
To jednak nie wszystko. „Pan ambasador-minister pełnomocny Tomasz Turowski był i jest – jako jeden z nielicznych polskich dyplomatów – na „Ty” z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Komorowski nie ma zbyt wielu bliskich kolegów w tym środowisku, dyplomacja to nie jego klimaty – ale Turowskiego zna na tyle dobrze, że od lat są właśnie po imieniu” – napisał 19 grudnia 2010 r. na swoim blogu europoseł Ryszard Czarnecki.
Co więcej – to właśnie za sprawą Komorowskiego Turowski wrócił po kilkuletniej przerwie do pracy w MSZ – jak mówi „GP” europoseł PiS, Ryszard Czarnecki. „Tomasz Turowski wielokrotnie publicznie chwalił się, że wysokie stanowisko w naszej placówce w stolicy Rosji w lutym 2010 r. załatwiał dla niego ówczesny marszałek Sejmu RP, obecny prezydent Bronisław Komorowski. Obaj panowie są zaprzyjaźnieni, mówią sobie po imieniu i utrzymywali również kontakty nie tylko służbowe, ale i towarzyskie poza gmachem na Wiejskiej w Warszawie” – napisał Ryszard Czarnecki 7 stycznia 2011 r.
Tomasz Turowski pracował dla elitarnego Wydziału XIV Departamentu I SB, czyli wywiadu PRL, ściśle nadzorowanego przez sowieckie KGB. „Rzeczpospolita” ujawniła, że pracował on jako „nielegał” w Paryżu i Rzymie, rozpracowując duchowieństwo w Watykanie, w tym najbliższe otoczenie papieża Jana Pawła II. Zdaniem Piotra Jeglińskiego, działacza opozycji demokratycznej w PRL, który osobiście poznał Turowskiego w latach 80., gdy ten był jezuitą, jest prawdopodobne, że 13 maja 1981 r. – w dniu zamachu na Ojca Świętego zorganizowanego przez sowieckie specsłużby – Turowski był w Rzymie (powiedział to w wywiadzie radiowym).
Pewne jest natomiast, że rankiem 10 kwietnia 2010 r., gdy w Rosji rozbijał się samolot z polskim prezydentem, Turowski – jako ambasador tytularny RP w Moskwie – stał na płycie smoleńskiego lotniska.
Turowski może się pochwalić ciekawymi znajomościami. Jak napisał „Nasz Dziennik”, w latach 1993–1994, ze względu na liczne i otwarte kontakty Turowskiego z I sekretarzem ambasady rosyjskiej w Polsce Grigorijem Jakimiszynem, zakonspirowanym oficerem wywiadu Rosji, był on obserwowany przez Urząd Ochrony Państwa. Tomasz Turowski był wówczas pracownikiem MSZ w Departamencie Europy. Jakimiszyn z kolei przyjaźnił się ze znanym w Polsce szpiegiem rosyjskim Władimirem Ałganowem, znanym w związku z tzw. aferą Olina, a ostatnio z aferą PKN Orlen (słynne spotkania w Wiedniu z Andrzejem Kuną i Aleksandrem Żaglem).
Polski szpieg, który nie przeszkadza Rosjanom
W listopadzie 1997 r. dziennik „Życie” opublikował listę pracowników ambasady rosyjskiej w Polsce, którzy mieli się zajmować działalnością szpiegowską. W odpowiedzi w końcu stycznia 1998 r. „Niezawisimoje Wojennoje Obozrienije” („NWO”), weekendowy dodatek do „Niezawisimoj Gaziety”, powołując się na swoje niezależne źródła, opublikował listę 19 pracowników Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Moskwie, którzy wypełniali funkcje „wychodzące poza ramy działalności dyplomatycznej”. „Eksperci „NWO” przeprowadzili dziennikarskie śledztwo i wyjaśnili, że i w Ambasadzie Polski w Moskwie szereg pracowników wypełnia nie tylko zadania postawione przed nimi przez polski MSZ (...). Najwyższym rangą urzędnikiem ambasady jest na tej liście Tomasz Turowski, minister pełnomocny, nieformalny zastępca ambasadora. Jak ustaliła „Gazeta”, cztery wymienione osoby od dawna nie pracują w ambasadzie. Jedna z nich wyjechała ponad dwa lata temu” – pisała 31 stycznia 1998 r. „Gazeta Wyborcza”.
Afera z ujawnieniem nazwisk pracowników polskiej ambasady w Moskwie odbiła się szerokim echem w mediach, chociaż ani MSZ, ani polska ambasada w Moskwie, ani sam Tomasz Turowski nie komentowali tej sprawy.
Co ciekawe, Tomasz Turowski wówczas z Moskwy nie wyjechał, nie było żadnych retorsji ze strony Rosjan; według informacji znajdującej się na stronie internetowej MSZ pracował on w polskiej ambasadzie w Moskwie od 1996 do 2001 r.
Kazał aresztować operatora TVP?
Jak wspominaliśmy, rola Tomasza Turowskiego w organizacji wizyty w Katyniu nie jest publicznie znana. Wiadomo, że pojawił się na lotnisku w Smoleńsku, gdy miał tam wylądować samolot z prezydencką delegacją. Po katastrofie udzielił wywiadu rosyjskim mediom.
Do Turowskiego – jak dowiedziała się „GP” – dzwonili urzędnicy Kancelarii Prezydenta, gdy autokar, którym przyjechał na miejsce tragedii Jarosław Kaczyński, został zatrzymany przed szlabanem lotniska na 40 minut. Prosili, by zainterweniował u władz rosyjskich w tej sprawie. Odpowiedział, że dopóki na miejscu katastrofy są premierzy Putin i Tusk, żadne postronne osoby nie mogą się tam znaleźć.
Turowski nie podjął też żadnych działań, mimo próśb urzędników Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego, by ułatwić wylot ze Smoleńska do Warszawy ministra Jacka Sasina 10 kwietnia, wówczas najwyższego rangą żyjącego urzędnika kancelarii.
Sławomir Wiśniewski, operator TVP, który zaraz po tragedii sfilmował miejsce katastrofy, powiedział w prokuraturze wojskowej: „Chcę zeznać, że gdy funkcjonariusze (FSB – przyp. red.) próbowali mi wyrwać torbę z kamerą, którą schowałem do środka, w grupie rosyjskich funkcjonariuszy był przynajmniej jeden Polak. Ci, co mnie zatrzymali, zapytali się, czy mnie zna. On odpowiedział po polsku, ja nie znam tego człowieka, a następnie po rosyjsku powiedział, żeby mnie aresztować i zniszczyć sprzęt”. Wiśniewski dodał: „Ja kojarzę z twarzy tego człowieka, wydaje mi się, że jest to jakiś pracownik ambasady albo konsulatu polskiego. Rozpoznałbym go, był wysoki, szczupły, krótko obcięty szatyn, w długim beżowym płaszczu. Miał na pewno więcej niż 50 lat. Jestem przekonany, że był to Polak, mówił po polsku bez akcentu, twardo, bez zmiękczenia”.
Czy to Tomasz Turowski jest osobą, która kazała rosyjskim funkcjonariuszom na Siewiernym zniszczyć materiały operatora TVP Sławomira Wiśniewskiego? Zapytaliśmy o to filmowca.
– Znam sprawę, ale z pewnych powodów, o których nie będę mówił, nie chcę się na razie wypowiadać na ten temat – mówi „GP” Sławomir Wiśniewski.
Turowski po doniesieniach medialnych na jego temat podał się do dymisji, którą przyjął minister Radosław Sikorski. |
-1 |
PISZPANHISZPAN ARABSKI |
|