Nie wiedział, że jak kraść, to miliony... Państwo polskie jest słabe wobec silnych i silne, bezlitosne wobec słabych

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Kilka miesięcy temu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, w więzieniu w Wojkowicach umarł 23-letni Wojtek Ligenza.

Odsiadywał tam karę półtora roku więzienia za kradzież węgla z nasypu kolejowego. Przyczyną śmierci było wirusowe zapalenie wątroby. Wojtek Ligenza cierpiał na nie od dzieciństwa. Gdy był w domu, troskliwa mama przyrządzała mu specjalne, dietetyczne posiłki. Gdy znalazł się więzieniu, nikt mu diety nie serwował. Chłopak nie mógł jeść, słabł i chudł, w ciągu kilku miesięcy stracił 20 kilogramów wagi. Przez kolejne miesiące prosił o pomoc lekarską, prosiła też o nia matka chłopca, ale władze więzienne uważały, że więzień Ligenza symuluje. Za symulacje dostawał kolejne kary dyscyplinarne, zmuszany był do pracy, do szorowania ubikacji i korytarzy. Choroba czyniła spustoszenie, wreszcie chłopak stracił przytomność. Dopiero wtedy władze więzienne skierowały go do szpitala, ale tam na pomoc było już za późno. 23-letni Wojtek Ligenza umarł.

Wstrząsająca historię Wojtka Ligenzy poznałem dzięki telewizyjnemu programowi „Państwo w państwie”. Historia Wojtka to tragiczny obraz polskiej biedy.

Wojtek Ligenza skończył liceum informatyczne. Na bezrobotnym Śląsku nigdzie nie znalazł pracy. Trochę pracował w Niemczech, ale wrócił, bo w domu czekała na niego matka, chora podobnie jak on na wątrobę siostra i niepełnosprawny, chory na porażenie mózhgowe brat Bartek, którym Wojtek serdecznie się opiekował. Był dla niego opieką i ostoją, chodził z nim na spacery.

Wojtek szukał pracy, pisał ogłoszenia, ale nie znalazł jej nigdzie. W domu była bieda, zbliżała się zima, brakowało węgla na opał. Koledzy wokół kradli węgiel, rozrzucony na nasypach kolejowych. Wojtek poszedł z nimi, bo chciał pomóc matce, siostrze i bratu, żeby zimą nie zamarzli. Pieniędzy nie mieli, węgla nie było za co kupić.

Miał pecha. Złapali go na tej kradzieży, postawili przed sąd i skazali na półtora roku więzienia.

Biedny, ciężko chory Wojtek Ligenza nie wiedział, że w Polsce jak już kraść, to miliony. Gdyby się wdał w mafię węglową, gdyby razem z dyrektorami, prezesami kradł węgiel tysiącami ton – włos by mu nie spadł z głowy. Żadne wielkie afery, węglowe, hazardowe, paliwowe, czy inne Amber-Goldy nie zostały rozliczone. Ale on nie kradł milionów, on ukradł worek węgla, żeby w biednym domu było czym w piecu napalić.

Dla takich przestępców, którzy kradną z biedy, wymiar tak zwanej sprawiedliwości litości nie zna. Sędzia, zapewne pochodzący z dobrej prawniczej rodziny, w której nigdy nie brakowało ani węgla ani chleba, nad Wojtkiem się nie litował. Wyrok brzmiał – półtora roku więzienia. Do odsiadki bez zawieszenia. Nie było litości ani dla Wojtka, ani dla jego matki, ani dla chorego brata, z którym Wojtek wychodził na spacery i który straszliwie za nim tęsknił po aresztowaniu brata. Wojtek siedział i pozbawiony opieki lekarskiej tracił resztki zdrowia, aż umarł w więzieniu. Karą za kradzież worka węgla okazała się dla niego karą śmierci.

Tak państwo polskie traktuje swoje biedne dzieci. Państwo słabe wobec silnych i silne, bezlitosne, wobec słabych.

Znany polityk rządzącej Platformy Obywatelskiej powiedziałby pewnie, że Wojtek Ligenza nie musiał kraść węgla na nasypach kolejowych. Mógł przecież na tych nasypach zbierać szczaw...(...)

http://wpolityce.pl/artykuly/50139-nie-wiedzial-ze-jak-krasc-to-miliony-panstwo-polskie-jest-slabe-wobec-silnych-i-silne-bezlitosne-wobec-slabych

Brak głosów