Agnieszka Radwańska: Chciałam biec, ale nogi nie chciały

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Trzy trzysetowe mecze na trawie, to jak sześć na innej nawierzchni. W półfinale chciałam biec, ale nogi nie chciały. Nawet nie byłam w stanie ich podnieść - mówi Agnieszka Radwańska po porażce w półfinale z Sabine Lisicki

Jakie główne wspomnienie wywiezie pani z tegorocznego Wimbledonu?

Agnieszka Radwańska: Za dużo tenisa, za dużo biegania, zbyt wiele meczów trzysetowych.

Co panią boli najbardziej?

Teraz czuję ból w każdym kawałku ciała i pewnie będę czuła jeszcze ze dwa dni.

Wimbledon dla pani skończony. Co dalej?

Najprawdopodobniej zaraz pojadę do domu, finał obejrzę w telewizji. Wezmę parę dni wolnego, a potem wrócę do treningów, już na twardym korcie. Prawie dwa tygodnie spędzę w kraju, a potem witaj Ameryko. Najbliższe turnieje wedle zwykłego rozkładu: Stanford i Carlsbad.

Widać, że pani jest zawiedziona...

Oczywiście, że jestem. Szansa na awans do finału była naprawdę duża. Przełamałam Sabine w trzecim secie. Oczywiście prowadzenie 3:0, choć robi wrażenie, niczego jeszcze nie gwarantowało. To tylko jeden wygrany gem przy serwisie rywalki, jest dość łatwo taką stratę odrobić. Lisicki serwowała bardzo dobrze, ale jednak wciąż miałam szanse przy jej serwisie. Wtedy jednak ona trafiała drugim podaniem posyłanym z prędkością ponad 100 mil na godzinę, albo pomagało jej trochę szczęścia. Nie wykorzystałam tych kilku szans, no i mecz się odwrócił.

Czy czuła pani, że kort centralny był za pani rywalką?

Na publiczność w ogóle nie zwracałam uwagi.

Czy porażka z Marion Bartoli w finale nie byłaby większym rozczarowaniem?

Pewnie tak, także dlatego, że statystyka naszych meczów [7-0 dla Radwańskiej – przyp. K.R.] mówi wyraźnie, kto miałby większe szanse. Gdybym jednak czuła się fizycznie tak dobrze, jak w pierwszym tygodniu turnieju, to nie sądzę, żebym przegrała. Gdybym zaś przegrała, to mało która rakieta w torbie by ocalała. Dziś wszystkie są całe, nie miałam siły żadnej złamać.

Powiedzmy więc precyzyjnie, o wyniku półfinału zadecydowało przede wszystkim skumulowane zmęczenie, obciążenia wyniesione z poprzednich meczów?

Tak. Trzy trzysetowe mecze na trawie, to jak sześć na innej nawierzchni. W półfinale chciałam biec, ale nogi nie chciały. Nawet nie byłam w stanie ich podnieść.

Czy to pocieszenie przegrać z prawie Polką?

Nie ma znaczenia. Porażka zawsze boli tak samo.
(...)
http://www.rp.pl/artykul/60574,1026463-Chcialam-biec--ale-nogi-nie-chcialy.html

Brak głosów

Komentarze

To nie była ostatnia szansa, Agnieszka wciąż może wygrać Wimbledon

http://www.rmf24.pl/sport/news-rosolska-to-nie-byla-ostatnia-szansa-agnieszka-wciaz-moze-wy,nId,991031

Ursa Minor

Vote up!
0
Vote down!
0

Ursa Minor

#414838