I. Świątek gra dalej. R. Lewandowski "Królem Katalonii"

Obrazek użytkownika krzysztofjaw
Sport

Nie jestem żadnym specjalistą od tenisa ziemnego, więc mogę coś powiedzieć o tej grze tylko z amatorskiego punktu widzenia.

 

Dziś w nocy nasza Iga Świątek wygrała 2:0 (6:3, 7:6) z Jessicą Pegulą i po raz pierwszy w karierze awansowała do półfinału rozgrywek w ramach US Open w Nowym Jorku.

 

Mecz nie był zbyt piękny jako widowisko sportowe. Obydwie zawodniczki popełniały ogromną liczbę błędów własnych i przez cały niemal mecz oglądaliśmy festiwal tzw. przełamań (zwycięstwo w gemach przy serwisie rywalki). 

 

Pierwsza set był raczej bezbarwny i Iga Świątek poradziła sobie dość łatwo wygrywając seta do trzech. Druga odsłona to była walka gem za gem, który ostatecznie zakończył się w tie-breakiem i zwycięstwem 7:6 (7:4). W tym secie mogliśmy chwilami oglądać naprawdę wysoki poziom gry obydwu zawodniczek. Jednak to Polka sprawiała wrażenie bardziej pewnej siebie oraz była stabilniejsza w grze od swojej przeciwniczki. 

 

Jako laik uważam, że takie ciężkie spotkania zakończone zwycięstwem tylko umacniają psychicznie naszą tenisistkę, która miała idealną wiosnę, ale dziś pozostałe tenisistki robią wszystko aby pokonać liderkę rankingu. I z tą presją Iga musi sobie poradzić przede wszystkim sama a takie trudne mecze mogą dać jej to, czego na treningu nigdy nie osiągnie - mentalność zwycięzcy.  

 

Ponadto znalazła się już w półfinale turnieju, co dla niej też jest osiągnięciem, bo to jej pierwszy półfinał w US Open. W drodze do finału będzie walczyć z Białorusinką Aryną Sabalenką, z którą w tym sezonie trzykrotnie z rzędu wygrywała.  

 

Ogólnie cieszę się, że Iga Świątek ogólnie udźwignęła psychicznie fakt bycia liderką w rankingu i to w takim wieku. I mimo w końcu kilku porażek gra dalej na wysokim poziomie. To świadczy naprawdę o silnej wewnętrznej psychice, która na pewno będzie jej atutem w jej, mam nadzieję, długiej karierze zawodowej tenisistki będącej w czołówce list rankingowych. Oby tylko omijały ją kontuzje. 

 

W meczu z Jessicą Pegulą w ostatnim secie mogła też przegrać a wtedy mogło być różnie, choć i tak liczyłem, że jednak nawet, gdyby Iga go przegrała to ostatecznie to ona cieszyłaby się ze zwycięstwa. Ale wcale tak nie musiałoby się stać i dlatego tak ważna w tenisie jest każda piłka i skupianie się zawodników na najbliższych uderzeniach. Iga o tym i mówi to podczas wywiadów i dobrze, że tak jest nastawiona przez jej psycholożkę. To też jej zasługa, że Iga tak myśli podczas spotkań. 

 

Kiedyś w sztabach zatrudnianie psychologów nie było uważane za istotne. Nawet przez niektórych było nawet śmieszne i świadczyło źle o zawodniku. Na szczęście te czasy minęły i dziś psycholog w drużynie to rzecz normalna i pożądana.  

 

Na świecie dziś mamy dwoje światowych ambasadorów Polski: R. Lewandowskiego i I. Świątek a dziś swobodnie można zapełniać pierwsze strony gazet zdjęciami ich obu. 

 

Bo wczoraj R. Lewandowski wspaniale trzema bramkami zadebiutował w barwach FC Barcelony w debiucie z nią w Lidze Mistrzów i stał się "Królem Katalonii". 

 

Zagrał kapitalny mecz i nie było to tylko czekanie na "podawanie pod nogi", ale on walczył również nawet w środku pola, nie mówiąc już o strefie bramkowej i okołobramkowej. Osiągnął w debiucie hat-tricka, co jest nie lada wyczynem a 77 tysięczna widownia popadła w zachwyt i skandowano z trybun imię Roberta. Dwie z tych bramek to indywidulny kunszt naszego Roberta Lewandowskiego a tylko ta trzecia była niejako zasługą kapitalnego podania jego partnera z klubu. 

 

R. Lewandowski już "wstrzelił" się w barwach FC Barcelony i nie zajęło mu to dużo czasu. Odetchnął po klubach niemieckich i jest na nowej piłkarskiej drodze i tak mi się wydaje, że będzie jeszcze lepsza niż ta niemiecka. Tak a'propos: jak on mógł wytrzymać w Niemczech tak długo? Chyba tylko dla kasy, ale dobrze, że podjął się nowych wyzwań. 

 

Reasumując.

 

A w nocy wygrała I. Świątek. Wcześniej R. Lewandowski zagrał świetny mecz a jego drużyna zwyciężyła 5:1.

 

Niech dalej tak grają a Polska będzie na ustach wszystkich a jak do tej dwójki dołączy śpiewająco Sara James to będzie jeszcze lepiej.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.5 (7 głosów)

Komentarze

" Dwie z tych bramek to indywidulny kunszt naszego Roberta Lewandowskiego a tylko ta trzecia była niejako zasługą kapitalnego podania jego partnera z klubu."

Może następnym razem nie dojdzie do "kapitalnego podania" i wszystkie bramki zdobędzie tylko on sam. Po co dzielić się sławą z kimkolwiek innym? Pośród wszelkiego rodzaju podziwianych "królów" i "ambasadorów" jedną z najbardziej znaczących pozycji zajmują współcześnie sportowe diwy (sports divas). Ostro rzucają się te  "indywidualistyczne" osobowości w oczy w sportach wymagających harmonijnej współpracy całej drużyny. Lewandowski musiał opuścić Bayern Monachium, ponieważ pozostali zawodnicy byli zmęczeni jego egoistyczną postawą na boisku. Spodziewam się, że wcześniej czy później dojdzie do podobnej sytuacji i w Hiszpanii. Lewandowski ambasadoruje dla samego siebie, ciągle pozostaje w  niczym niezakłóconym stanie samozachwytu  i czerpie nieprawdopodobne zyski z reklamy.

Vote up!
1
Vote down!
0

AgnieszkaS

#1646865

A jakby Pan strzelał na zamówienie i był tak popularny to nie czerpałby Pan zysków na swojej grze? A niech reklamuje co chce. Ja mu w ogóle nie zazdroszczę bo ten człowiek trenuje od małego i przebił się do najlepszych światowych klubów piłkarskich. A że przy okazji też promuje sam siebie to też naturalne i uważam, że daleko mu do narcyza. Ma mentalność lidera i przywódcy więc dlaczego nie miałby być tym zarządzającym na boisku? A poza tym też staje się idolem dla bardzo wielu ludzi, też dzieci i młodzieży. 

Także nie ma marudzić, bo jego gra też nadaje splendoru naszemu krajowi. 

Pzdr

Vote up!
1
Vote down!
-1

krzysztofjaw

#1646874