Faszyzm a polskie dobro narodowe

Obrazek użytkownika seaman
Kraj

Kiedy podczas partyjnego konwentyklu premier Tusk z wielkim zrozumieniem podszedł do łaknienia państwowych posad przez partyjnych towarzyszy, dla mediów rządowego nurtu stało się jasne, że coś trzeba z tym partyjniactwem zrobić. Przede wszystkim szybko zdjąć z partyjniactwa odium antypaństwowości i prywaty. Najlepszym refleksem wykazał się Jacek Żakowski, który natychmiast ogłosił Platformę Obywatelską polskim dobrem narodowym. A wiadomo, że z dobrem narodowym jest jak z darowanym koniem – nie zaglądamy szkapie do paszczy, lecz przyjmujemy ze wszystkimi przypadłościami.

W ten niezwykle wyrafinowany sposób partyjniactwo po długim okresie kwarantanny z dnia na dzień stało się znowu obywatelską cnotą. Przynajmniej w sferach zbliżonych do partii żartobliwie zwanej obywatelską. Jest to więc kolejne nawiązanie do czasów komuny, gdzie obowiązywała reguła o wyższości partyjności nad fachowością, a partyjność stawała się w tym układzie warunkiem sine qua non otrzymania państwowej posady.

Można więc powiedzieć, że tygodnik „Polityka”, który zatrudnia Żakowskiego, spiął zgrabną klamrą demokrację socjalistyczną i demokrację oligarchiczną. Pamiętamy bowiem, że to Mieczysław Rakowski, naczelny redaktor tego samego tygodnika napisał artykuł „Dobry fachowiec, ale bezpartyjny”, w którym poddał zawoalowanej krytyce partyjniactwo socjalistyczne. Dla zachowania idealnej symetrii wypadałoby Żakowskiemu napisać coś analogicznego - na przykład „Dobry partyjniak, ale pisowski”.

No, ale ja nie będę Żakowskiemu podpowiadał, jak powinien zwieńczyć swoje dzieło, w końcu jemu za to zapłacą, a mnie nic do tego. Natomiast przy okazji można zauważyć, że powolnej ewolucji podlega również tak zwana mowa nienawiści, która została wynaleziona i wylansowana do celów praktycznych, jako antidotum na nazywanie rzeczy po imieniu przez prawicę. Wystarczyło, że Donald Tusk użył pogardliwego określenia „pisior” i natychmiast odezwał się chór językoznawców, politologów i moralistów, który zgodnie orzekł, że to jest określenie dopuszczalne w języku polityki.

Więcej nawet, działaczka Kidawa-Błońska uznała to za dowód, iż jej partia posługuje się „żywym językiem”. Co prawda, tę żywość języka towarzyszy partyjnych Kidawy-Błońskiej znamy już od dawna, przynajmniej od czasu, gdy nagrano senatora Ludwiczuka, ale przecież nie będziemy się czepiać chronologii. Najważniejsze, że język naszego szczerego przywódcy nie stracił kontaktu z partyjnymi dołami, a wręcz przeciwnie, premier Tusk czerpie z tych czeluści pełną garścią.

Z rejestru mowy nienawiści wykreślone zostanie chyba również określenie „goebelsowska propaganda”, którego użył jeden z liderów palikociarni na wieść, że w badaniach rządowej sondażowni CBOS jego ruch ma tylko 2 procent poparcia. Takich słów używa bowiem ruch będący według mainstreamu synonimem świeżego oddechu w polityce, a także nowoczesności, wolności, liberalizmu, tolerancji i w ogóle wszelkiej pomyślności . A na dodatek ideowo, służbowo oraz personalnie wywodzący się z Platformy Obywatelskiej . Skoro tak, to jest pewne, iż goebelsowska propaganda zostanie zaliczona do standardów obywatelskich. Nie muszę specjalnie przekonywać, bo to logicznie wynika, że w tej sytuacji określenia palikociarnia i liberały-aferały również straciły swój nienawistny status, co mnie specjalnie udelektowało.

Jednak wiemy dobrze, że przyroda, także polityczna, nie znosi próżni, więc na miejsca opuszczane przez mowę nienawiści wchodzą inne, bardziej nowoczesne formy polskiego faszyzmu. Mamy więc do czynienia z faszyzmem przybierającym postać patriotycznych banerów wywieszanych przez kibiców na stadionach. Najbardziej wyrafinowaną i modną obecnie formą faszyzmu jest natomiast buczenie na premiera Tuska oraz ministra Bartoszewskiego podczas świąt państwowych.

Powolutku także zbliża się dzień, kiedy krytyka premiera Tuska będzie uznana oficjalnie za krok w kierunku faszyzacji kraju. Na razie ten wynalazek jest testowany na pośle Gowinie, któremu chwilowo zarzuca się tylko nieszczerość. Jednak lada dzień oczekiwane jest przekwalifikowanie zarzutu na bardziej dosadny, być może na pisowską nikczemność, a stąd już tylko krok do neonazizmu. A potem już z górki - noc długich noży, noc kryształowa, ostateczne rozwiązanie i tak dalej.

I tu dochodzimy do zaskakującej puenty całego tekstu, która także i mnie jako autora - przyznaję szczerze - wprawiła w osłupienie, jak nie przymierzając żonę biblijnego Lota. Oto zupełnie bezwiednie wykazałem, że z dobra narodowego jakim jest Platforma Obywatelska, wykluł się zalążek faszyzmu. Byłażeby partia Donalda Tuska owym bergmanowskim Jajem Węża w naszym kraju?!

Ale z drugiej strony niezwykle krzepiąca jest świadomość, że faszyzm podobnie jak rewolucja, pożera swoje dzieci, a nie gardzi także rodzicami. I tym optymistycznym akcentem kończę mój tekst, zresztą pisany z zamysłem pokrzepienia serc, co mi się chyba nieźle – aczkolwiek zupełnie bezwiednie - udało.

Brak głosów

Komentarze

Miejscem tego partyjnego spotkania była Warszawa. Działo się to 2 sierpnia w hotelu Belweder. Jest to dość ekskluzywna rezydencja z ogrodem i basenem, położona blisko Belwederu, Kancelarii Premiera oraz Łazienek Królewskich. W spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele trzech regionów PO: kujawsko-pomorskiego, dolnośląskiego i opolskiego.

Vote up!
0
Vote down!
-1
#375925

Dzięki, poprawiłem

seaman

Vote up!
0
Vote down!
-1

seaman

#375931