ZBRODNIE W PRZYTYKU

Obrazek użytkownika Aleszumm
Kraj

 

 ZBRODNIE W PRZYTYKU

 

Pogrom w Przytyku, zajścia w Przytyku – starcia pomiędzy ludnością polską i żydowską, mające miejsce 9 marca 1936 w miejscowości Przytyk, niedaleko Radomia, w ówczesnym województwie kieleckim. W trakcie zajść zginęły 3 osoby.

 

 

Po przewrocie majowym i przegranych wyborach z 1928 roku, Narodowa Demokracja straciła parlamentarne możliwości działania. Jej radykalizujący się zwolennicy podjęli ostrą walkę z politycznymi przeciwnikami, m.in. ze społecznością żydowską.

 

Powodem walki miała być poprawa bytu Polaków i wspieranie polskiej przedsiębiorczości. Działacze endecji ustawiali pikiety, prowadzili bojkot gospodarczy, używali publicznego ostracyzmu i szerokiej akcji propagandowej przeciwko społeczności żydowskiej.

 

 W odpowiedzi na to prasa żydowska otwarcie pisała o konieczności zatrudniania Żydów przed Polakami. W miejsce zwolnionych Polaków zatrudniano członków żydowskiej gminy wyznaniowej.

 

Nowo powstałe polskie sklepy, których właścicieli podejrzewano o członkostwo lub sprzyjanie Stronnictwu Narodowemu były również bojkotowane, szykanowane i nękane dumpingowymi cenami.

 

Wypowiadano im najem lokali, a żydowscy hurtownicy odmawiali dostarczania towaru. Obie strony konfliktu stosowały też metody bojówkarskie.

 

Polacy zatrudniali bezrobotnych i kryminalistów do tworzenia pikiet, a Żydzi płacili innym za ich rozbijanie. Przemoc była zjawiskiem powszechnym, głównie ze względu na niski poziom moralny młodzieży.

 

Siłą załatwiano często porachunki osobiste, rodzinne czy handlowe. Bili się między sobą sąsiedzi, czasem nawet całe wsie, a także grupy zwolenników politycznych wewnątrz obu społeczności.

 

Konflikty między Polakami a Żydami były też z różnych powodów nadmiernie wzmacniane propagandowo przez wszystkie zainteresowane strony.

 

Endecy celowo przejaskrawiali skalę konfliktów chcąc ukazać „ogrom problemu żydowskiego”, co miało jakoby jednoczyć całe społeczeństwo polskie i tworzyć wrażenie powszechnego poparcia.

 

Dla Żydów informacje o prześladowaniach sprzyjały konsolidacji wspólnoty, ułatwiały prowadzenie własnej polityki w konfrontacji z endecją i wewnątrz społeczności (np. walki między socjalistyczno - marksistowskim Bundem, a syjonistycznym Bejtarem), a także uzyskiwanie pomocy finansowej z zagranicy.

 

Władze państwowe przejaskrawiały obraz stanu bezpieczeństwa na podległych terenach dla zwiększenia ilości pieniędzy od skarbu państwa. Większość raportów policyjnych donoszących o planowanych akcjach terrorystycznych i pogromach nie znalazła odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Zdarzały się prowokacje, a każde najmniejsze zdarzenie było natychmiast przesadnie nagłaśniane przez prasę. Konflikty polsko-żydowskie nie miały ostrego przebiegu w porównaniu do tego, co działo się w tym samym czasie z ludnością żydowską w Niemczech, czy z Polakami na polskich Kresach, gdzie częste były zamachy bombowe na Polaków i na polski przemysł i gospodarkę. Prowodyrami tych antypolskich wystąpień i mordach na Kresach II RP byli nacjonaliści ukraińscy OUN – UPA.

 

Tam główną przyczyną przemocy była ideologia nacjonalizmu ukraińskiego a na terenach polskich brało się to głównie z powodów ekonomicznych: biedy i przeludnienia.

 

Głęboki kryzys gospodarczy panujący w Rzeczypospolitej spowodował drastyczne obniżenie poziomu życia na wsi, a co za tym idzie, zaostrzenie antagonizmów i radykalizację postaw.

 

Chłopi, których dochody z uprawy ziemi zmniejszały się coraz bardziej, zaczynali zajmować się handlem, szukając w nim lepszego sposobu utrzymania. Łatwo przenikające do umysłów ludności wiejskiej hasła nawołujące do bojkotu Żydów wskazywały ubogiej ludności winnego i były wsparciem dla „chrześcijańskiej” przedsiębiorczości.

 

W połowie 1935 roku Stronnictwo Narodowe ogłosiło w powiecie radomskim powszechny bojkot sklepów żydowskich. Działały tam też endeckie bojówki, które odganiały kupujących od żydowskich sklepów i wypędzały handlarzy z targów, w czasie tych działań zdarzały się pobicia.

 

W grudniu 1935 roku w Przytyku, wobec powtarzających się aktów przemocy i narastającej atmosfery wzajemnej agresji, grupa około 20 młodych Żydów pod przywództwem Icka Frydmana zaczęła tworzyć zbrojną, nielegalną samoobronę („jidysze zelbszuc”).

 

Icek Frydman jako podoficer rezerwy Wojska Polskiego, uczył ich posługiwania się bronią palną i taktyki walki w mieście. Grupa wyposażyła się w nielegalnie zakupione rewolwery, żelazne łomy, kastety i pałki. Jej zadaniem było zmobilizowanie całej ludności żydowskiej przeciwko Polakom.

 

W Przytyku odbywał się coroczny jarmark, zwany kazimierzowskim, na który zazwyczaj przybywało około 2000 chłopów. W przygotowaniu do niego wzmocniono lokalny posterunek policji, na co dzień liczący pięciu funkcjonariuszy, o kolejnych 11 policjantów, co jednak później okazało się liczbą niewystarczającą do stłumienia zamieszek.

 

W Radomiu stacjonował ponadto dwudziestokilkuosobowy oddział prewencyjny, gotowy do przybycia w razie poważniejszych wydarzeń.

Julian Brun, pseud. Spis, J. Bronowicz, Antonowicz, Juliański (ur. ]]>21 kwietnia]]> ]]>1886]]> w ]]>Warszawie]]>, zm. ]]>28 kwietnia]]> ]]>1942]]> w ]]>Saratowie]]>) - polski i radziecki ]]>dziennikarz]]>-]]>publicysta]]> i ]]>krytyk literacki]]>.

Działacz lewicowy i komunistyczny. W 1902 wydalony z progimnazjum za udział w demonstracji pierwszomajowej. W 1903 roku wstąpił do Związku Młodzieży Socjalistycznej, wspórłedagował pismo ZMS „Ruch”. W lutym 1904 r. aresztowany za działalność polityczną, Ponownie aresztowany w trakcie demonstracji socjalistów na ]]>Placu Grzybowskim]]> w Warszawie 13 listopada 1904 r. Przetrzymywany na Pawiaku i w warszawskiej Cytadeli. od ]]>1905]]> członek ]]>SDKPiL]]>, działał w Warszawie, ]]>Lublinie]]> i ]]>Zagłębiu Dąbrowskim]]>. Od listopada 1905 członek Zarządu Dzielnicowego SDKPiL na Pradze. Jesienią 1912 udał się do ]]>Krakowa]]>, gdzie ożenił się ponownie – z działaczką SDKPiL ]]>Stefanią Unszlicht]]>, siostrą ]]>Józefa Unszlichta]]>. Od wiosny 1913 do 1919 przebywał w ]]>Bułgarii]]>.

Po powrocie do kraju w ]]>1919]]> wstąpił do ]]>KPRP/KPP]]> (w latach ]]>1921]]>- ]]>1926]]> i ]]>1929]]>-]]>1938]]> członek tzw. Centralnej Redakcji KPP, w latach ]]>1923]]>-]]>1925]]> członek Komitetu Centralnego KPP). Od III Plenum KC ]]>KPZB]]> był członkiem KC KPZB. Od 1935 do 1938 członek Biura Politycznego KC ]]>KPZB]]>. W latach ]]>1905]]>-]]>1919]]> i od ]]>1926]]> poza Polską, m.in. w ]]>ZSRR]]>.

. Uczestnik V Zjazdu Komuistycznej Partii Polski (w sierpniu 1930 w ]]>Peterhofie]]>) jako przedstawiciel Centralnej Redakcji KPP. Delegat na VI Kongres ]]>Kominternu]]> latem 1928 w ]]>Moskwie]]> i na VII Kongres Kominternu w lipcu-sierpniu 1935 w Moskwie. W 1929 ożenił się z ]]>Eugenią Hejman]]>, siostrą ]]>Mieczysława Hejmana]]>.

Skazany w 1925 za działalność komunistyczną na osiem lat więzienia. W ]]>więzieniu mokotowskim]]> napisał m.in. rozprawę krytyczno-literacką Stefana Żeromskiego „Tragedia pomyłek”. Opublikowana na łamach „]]>Skamandra]]>”, odegrała ważną rolę w kształtowaniu się lewicy społecznej lat dwudziestych i trzydziestych. Zwolniony w 1926 w ramach wymiany więźniów politycznych z ZSRR udał się do ]]>Moskwy]]>. Jako korespondent sowieckiej agencji ]]>TASS]]> wyjeżdżał m.in. do ]]>Paryża]]> i ]]>Wiednia]]>.

Latem 1936 został wysłany do ]]>Brukseli]]>, gdzie zorganizował ośrodek wydawniczy polskiej KPP. W latach 1936–1938 redagował „Przegląd” i „Biblioteczkę Popularną”, pisał m.in. do „]]>Dziennika Popularnego]]>”, „Nowego Przeglądu”. ]]>Internowano]]> go w Belgii w maju 1940 i przewieziono do obozu ]]>Saint-Cyprien]]> we Francji.

Po udanej ucieczce we wrześniu przebywał w ]]>Martizay]]>, potem w ]]>Grenoble]]>. W czerwcu 1941 r. wraz z ewakuowanymi pracownikami ambasady radzieckiej w ]]>Vichy]]> wyjechał do ZSRR. Pracował w polskiej redakcji wydawnictw międzynarodowych w Moskwie, potem w polskiej redakcji radia w Saratowie. Pozostawał aktywny publicystycznie. Jako jeden z pierwszych w KPP podchwycił propagowane przez ]]>Komintern]]> od ]]>1928]]> r. hasło traktowania ZSRR jako „jedynej ojczyzny robotników i chłopów całego świata” i pozostawał mu wierny nawet po oficjalnej zmianie linii ideologicznej. Publicysta i redaktor szeregu czasopism i wydawnictw. Żonaty ze Stefanią Unszlicht, siostrą ]]>Józefa]]> i ]]>Juliana Unszlichtów]]>.

W czasach ]]>PRL]]> był patronem jednej z głównych nagród dziennikarskich, przyznawanych przez ]]>SDP]]>. Do dziś w ]]>Warszawie]]> znajduje się ulica jego imienia.

Tak tło wydarzeń w Przytyku  opisywał w 1936 roku w „Wiadomościach” Julian Brun:

„Przez pół roku trwała w Przytyku i okolicy codzienna mobilizacja do mordu i grabieży. Sztab endecki w Warszawie jeszcze jesienią ub. roku lub wcześniej obrał sobie te odcięte od świata mroki nędzy chłopskiej i nędzy miasteczkowego żydostwa za pole doświadczalne swojej "akcji narodowej".

 

Panowie o wyższym wykształceniu słali codziennie do Przytyków i Odrzywołów hasła "ekonomiczne", rozmyślnie głupie, świadomie bezmyślne, aby zrujnowanemu przez kapitalizm chłopu podsunąć wyjście, które go omami i oślepi na prawdziwe przyczyny jego niedoli. (...)

 

Żydzi przytyccy ślą delegacje, skargi, memoriały, wiedzą, że 9 marca szykuje się pogrom.

 

"Czego chcecie – trupów jeszcze nie ma" – odparł im starosta radomski, de Tramecourt (...)”.

 

9 marca 1936 r., wczesnym rankiem doszło do pierwszych incydentów. Podobnie jak w Odrzywole w listopadzie 1935 roku, doszło do ataku chłopów na posterunek policji,

 

Dopiero przytomność umysłu miejscowego działacza endeckiego, który okrzykiem "do roboty, chłopcy!" pociągnął młodzież chłopską we "właściwą" stronę – ku straganom – ocaliła w Przytyku "ideę narodową".

 

Żydowscy kupcy przewrócili i uszkodzili kram polskiego czapnika, który zajął miejsce ich kolegi. Zwaśnionych rzemieślników natychmiast uspokoiła policja, wyznaczając im ściśle określone miejsca.

 

Około godziny 15, przed straganem żydowskiego piekarza pojawił się chłopski sprzedawca, członek Stronnictwa Narodowego Józef Strzałkowski. Okrzykami „swój do swego!” agitował przeciwko handlowaniu z żydowskimi kupcami.

 

Zdenerwowany handlarz kopnął laskę pokrzykującego, na której ten się opierał, a ten niewiele myśląc uderzył go nią w ramię. Piekarz od razu poszedł ze skargą na komisariat, skąd dwuosobowy patrol natychmiast udał się w miejsce zajścia w celu wyjaśnienia sprawy.

 

Wobec odmowy wylegitymowania się Strzałkowski został aresztowany. W jego obronie stanęła kilkudziesięcioosobowa grupa włościan, która zmusiła policjantów do wycofania się na posterunek, gdzie zostali zablokowani.

 

Wezwano telefonicznie posiłki z Radomia. Po około 20 minutach nerwowa atmosfera uspokoiła się znacznie i ludzie zaczęli się rozchodzić. Resztę, zarówno okupujących komisariat chłopów, jak i zbierające się w różnych miejscach rynku grupki żydowskiej młodzieży, rozpędzili policjanci. Odsiecz odwołano.

 

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy skończyła się awantura pod posterunkiem, na drugim końcu rynku, u wylotu ulicy Warszawskiej, rozpoczęła się kolejna.

 

Tam, na dźwięk gwizdka Icka Frydmana, nie czekając na interwencję policji, uzbrojona w rewolwery, kamienie, kastety i pałki grupa Żydów z „jidysze zelbszucu” zaatakowała polskich chłopów. Prawdopodobnie, gdyż nie udało się ustalić szczegółowego przebiegu wypadków, była to interwencja w obronie kilku handlujących tam Żydów napadniętych przez trzech chłopów.

 

Samoobrona żydowska zaczęła atakować również włościan uciekających ulicą. Wielu zostało dotkliwie pobitych i poranionych, w tym kobiety i dzieci.

 

Jak ustalił Sąd Okręgowy w Radomiu, do ataku przyłączyli się spontanicznie inni przedstawiciele żydowskiej części mieszkańców Przytyku, w tym miejscowa elita (Żydzi doskakiwali do wozów, a kobiety na wozach zasłaniały się chustkami przed padającymi razami ze strony Żydów, kamieniami i uderzeniami pałek).

 

Wtedy to, do przechodzącego obok Stanisława Kubiaka, strzelił Luzer Kirszencwajg, trafiając go w plecy i postrzelono w łopatkę Stanisława Popiela. Oddano w sumie kilkanaście strzałów.

 

Przerażeni strzałami chłopi zaczęli gromadzić się pod kościołem, po drugiej stronie rzeki Radomki. Świadomi swojej przewagi liczebnej i domagający się rewanżu zaczęli powracać zwartą grupą w kierunku rynku pod kierownictwem Szczepana Zarychty.

 

W okolicach mostu doszło do kolejnej bójki. Zaatakowano stragany Żydów, bijąc sprzedających i niszcząc towary. Policja, po przybyciu na miejsce targu, zastała tam obie grupy obrzucające się kamieniami.

 

Żydzi rzucali z okien i bocznych uliczek, a Polacy z ulicy Warszawskiej, usiłując przedrzeć się do centrum. Interweniowały oddziały policji. Pierwszy rozpędzał chłopów pod kościołem, a drugi (pięcioosobowy) usiłował poradzić sobie z Żydami wciąż atakującymi Polaków na rynku za pomocą kamieni i żelaznych narzędzi.

 

Wkrótce w centrum pojawił się oddział policji spod kościoła, a za nim coraz liczniejszy tłum rzucający po drodze kamieniami w szyby żydowskich mieszkań.

 

W reakcji na to policjanci zawrócili, starając się wypchnąć obie walczące grupy z centrum miasta. Tak opisywał to w „Wiadomościach”: Julian Brun:

 

„(...) w Przytyku 9 marca policja po pierwszych "nieporozumieniach" szybko weszła w rolę: kierowała broń tylko przeciw gromionym Żydom”.

 

Kiedy policja usuwała chłopów z miasteczka, powoli opanowując zamieszki, z wybitego okna jednego z domów padły strzały. Jeden z nie biorących w ogóle udziału w zamieszkach chłopów – Stanisław Wieśniak, został zastrzelony przez Żyda o nazwisku Szulim Chil Leska, członka nacjonalistyczno-religijnej partii Mizrachi, który strzelił z okna swojego mieszkania.

 

Policjanci wymierzyli z karabinów w okno, lecz Leska oddał pistolet koledze i zbiegł. Strzały spowodowały natychmiastową ucieczkę chłopów z rynku na drugą stronę rzeki.

 

Śmiertelnie rannego Wieśniaka zaniesiono do domu lekarza, znajdującego się w pobliżu kościoła, gdzie ponownie gromadzili się uciekający Polacy. W tym momencie policja straciła całkowicie kontrolę nad sytuacją.

 

Rozwścieczony zabiciem kolegi tłum chłopów, liczący około 1000 osób, zaatakował i zdemolował kilkadziesiąt żydowskich domów, bijąc ich mieszkańców kłonicami, drągami i kamieniami.

W trakcie ataku zniszczono m.in. dom Sury Borensztajn, w którym schroniło się kilkanaście osób. Trzech napastników weszło do środka po wyłamaniu okna, pobiło właścicieli i zniszczyło wyposażenie domu.

 

Zniszczono też kilka sklepów i warsztatów rzemieślniczych, m.in. sklep Fajgi Szuchowej, którą kilku napastników pobiło pałkami. Całkowicie zniszczono mieszkanie Altera Kozłowskiego, które, po wyłamaniu okien, obrzucone zostało kamieniami przez grupę około 30 osób.

 

Część domów i warsztatów zniszczono pod nieobecność właścicieli. W następstwie tego ataku śmierć poniosły dwie osoby – małżeństwo Chaja i Josek Minkowscy mieszkający naprzeciw domu doktora.

 

Szewc Josek zginął w sieni swojego mieszkania, z którego wybiegł w czasie ataku, zabity prawdopodobnie ciosem siekierą. Chaja została ciężko pobita na podwórzu domu i zmarła po przewiezieniu do szpitala w Radomiu. W wyniku ataku tłumu na żydowskie domy ranne zostały 24 osoby.

 

Bito w łóżku położnicę, zasłaniającą sobą niemowlę. Szewca-chałupnika Joska Minkowskiego i jego żonę zamordowano w obecności dzieci, patrzących spod jedynego łóżka-barłogu (...). Potem wywleczono dzieci i ciężko poraniono.

 

Wszystkie te zajścia trwały około 45 minut. Przybyły po tym czasie oddział policji z Radomia okazał się już niepotrzebny. Niezwłocznie zajął się rozpędzaniem grupujących się miejscami włościan. W poufnym raporcie władz kieleckich do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych napisano:

 

Omawiane zajścia przybrały tak poważny rozmiar jedynie na skutek użycia przez Żydów broni palnej, ofiarą której padł Wieśniak, co spowodowało dopiero dalsze krwawe zaburzenia.

 

 

Bilans zajść był tragiczny. Zginęły 3 osoby, a ponad 20 zostało rannych, w większości Żydów. Według oceny władz rannych Polaków było znacznie więcej, ale część z nich nie zgłosiła się do szpitala ani na policję z obawy przed aresztowaniem.

 

Niemal natychmiast zostało wszczęte dochodzenie prokuratorskie. Początkowo aresztowano jedynie Szulima Leskę i jego ojca oraz jednego Polaka wskazanego przez świadków jako przywódcę tłumu.

 

Ponieważ władze nie dowierzały wersji wydarzeń przedstawionej przez chłopów, 10 marca aresztowano 22 Polaków, w tym działaczy SN, którzy w ogóle w walkach nie brali udziału.

 

16 marca, kiedy okazało się, że przebieg zajść nie był tak jednoznaczny, jak się początkowo wydawało, aresztowano również trzech członków „jidysze zelbszucu”: Icka Bandę, Luzera Kirszencwajga i Chaima Świeczkę, a mieszkania przytyckich Żydów zostały przeszukano w poszukiwaniu broni.

 

Radomscy liderzy endecji odmówili interwencji w sprawie uwięzionych za wybijanie szyb kolegów, gdyż ci działali bez wiedzy i zgody organizacji. Już 12 marca sprawa zajść przytyckich nabrała rozgłosu, gdyż na forum parlamentu wystąpił żydowski senator Mojżesz Schorr przedstawiając wersję wydarzeń, nagłośnioną później przez prasę żydowską w kraju i na świecie.

Zarzucił władzom administracyjnym i policji sprzyjanie rozruchom. Podał liczbę bestialsko zamordowanych Żydów – 3 osoby, ale „zapomniał” o tym, że jedna z nich była narodowości polskiej (podczas gdy znał wszystkie nazwiska działaczy endeckich w Przytyku, którzy uczestniczyli w walkach).

 

Oskarżył endecję o zaplanowanie pogromu Żydów, a miejscowych antysemitów o napadanie na spokojnych mieszkańców miasteczka.

 

Według polskiego historyka Piotra  Gontarczyka swoją mową spowodował wytworzenie tzw. szumu informacyjnego, czyli odpowiedniego nastawienia opinii publicznej, zanim do prasy przedostały się obiektywne informacje.

 

Zamieściły ją wszystkie największe żydowskie dzienniki w kraju, a przez Żydowską Agencję Telegraficzną trafiła do prasy zagranicznej, utrwalając u polskich i zagranicznych Żydów jednostronną wersję wydarzeń.

 

Krakowski „Nowy Dziennik” opublikował artykuł jednego z przywódców syjonistycznych, posła Ozjasza Thona, w którym ten pisał o dwóch ludzkich ofiarach w Przytyku, ponieważ uzbrojeni chłopi napadli na Żydów.

 

Jako pierwszy wprowadził jako nazwę dla tych zamieszek słowo „pogrom”. Palestyńska prasa żydowska wypowiadała się jeszcze ostrzej, pisząc o próbach zniszczenia 3,5 miliona Żydów polskich przez duchowieństwo i narodowców, w ogóle nie biorąc pod uwagę wiarygodności ustaleń śledztwa, gdyż te zostały dokonane na podstawie zeznań gojów.

 

Wyjątkiem była gazeta „Dawar”, która jako jedyna podała informację, że Żydzi ponoszą odpowiedzialność za zajścia, ponieważ to Żyd pierwszy zastrzelił chłopa.

 

W odpowiedzi na zajścia w Odrzywole i Przytyku żydowskie partie robotnicze na czele z Bundem ogłosiły jednodniowy, ogólnopolski strajk protestacyjny wsparty przez PPS, który objął większość skupisk żydowskich w kraju.

 

W Radomiu demonstranci zaatakowali policję. Zdarzały się wypadki odwetowego pobicia Polaków przez Żydów, a nawet morderstwa – w Mińsku Mazowieckim wachmistrz ułanów został zastrzelony przez pijanego Żyda, co wywołało odwetowe zamieszki ze strony polskich mieszczan.

 

Mniej więcej w tym samym czasie 10 członków SN ponownie zaatakowało kamieniami szyby w mieszkaniach przytyckich Żydów.

 

Po natychmiastowej interwencji policji aresztowano 6 osób. Powtarzające się incydenty między oboma społecznościami groziły eskalacją konfliktu.

 

Przytyckich Żydów wspomogła solidarność rodaków. Zbiórkę datków, głównie od diaspory amerykańskiej, firmowały nazwiska żydowskich polityków, wybitnych naukowców i profesorów uniwersyteckich.

 

Według lokalnych społeczności żydowskich pomoc ta (żywność, krowy mleczne i stałe zasiłki pieniężne) przybrała takie rozmiary, że wkrótce stopa życiowa mieszkańców była znacznie wyższa niż przed zamieszkami.

 

Według Piotra Gontarczyka ta i podobnego typu zbiórki pieniędzy dla zubożałej ludności żydowskiej wpłynęły bardzo negatywnie na opinii o Polsce w USA, gdyż zbierający je ochotnicy (licząc na zwiększanie darowizn) malowali tam obraz Polski jako „dzikiego kraju pogromów”, w którym nie robi się nic innego, jak tylko prześladuje Żydów.

 

Rozchodzenie się po świecie tendencyjnych lub nieprawdziwych informacji dotyczących sytuacji Żydów sprzyjało powstawaniu negatywnych nastrojów i fałszywych stereotypów „Polaka-antysemity” oraz „Żyda-wroga Polski”.

Proces

 

Co się działo w Przytyku i okolicznych mieścinach, nie daje jeszcze całej miary zgnilizny i łajdactwa obu odłamów: endecji i sanacji – polskich klas posiadających.

 

Całą miarę daje dopiero proces radomski, gdzie prawdziwi zbrodniarze endeccy, pożegacze do mordu i rabunku występowali w roli obrońców prawnych swoich biernych popychadeł – ciemnych chłopów przytyckich.

 

Całą miarę zgnilizny i łotrostwa sanacyjnego reżimu daje dopiero wyrok radomski, który skazał na lata więzienia ofiary pogromu za rozpaczliwą obronę życia, czci i mienia, a uwolnił doskonale znanych morderców rodziny szewca Minkowskiego.

 

Oskarżono o ten patriotyczny czyn 39 osób. Właściwych morderców – braci Frączkiewiczów, których dzieci pomordowanych znają doskonale i nazywają poufale "Frączki" – sąd nie zdołał w tym tłumie rozpoznać i uniewinnił.

 

Przed Sądem Okręgowym w Radomiu stanęło 57 osób, w większości młodych mężczyzn. Większość z nich miało za sobą co najwyżej jednoroczną szkołę początkową.

 

 Z tej grupy 43 osoby były narodowości polskiej, a 14 żydowskiej. Nikt nie przyznał się do winy. Z całej grupy oskarżonych skazano 35 osób, pozostałych uniewinniono.

 

Szulim Chil Leska, zabójca Stanisława Wieśniaka, skazany został na osiem lat więzienia.

 

Luzer Kirszencwajg i trzeci z Żydów posługujących się w starciu bronią palną, skazani zostali na sześć i pięć lat więzienia.

 

Wyroki nie utrzymały się w wyższej instancji. Ostatecznie Leska został skazany na siedem lat więzienia, a Kirszencwajg prawdopodobnie na trzy i pół roku. Ośmiu innych Żydów skazano na wyroki od 6 do 10 miesięcy pozbawienia wolności.

 

Czwórkę Polaków oskarżonych o zabójstwo Minkowskich uniewinniono („wobec powagi dopuszczenia się zabójstwa Minkowskich przez kilku oskarżonych Sąd nie znalazł w przewodzie sądowym dostatecznych dowodów do skazania ich za tę zbrodnię”).

 

Przywódcy chłopskiego tłumu, który zaatakował żydowskie domostwa – Szczepan Zarychta, Wacław Kasperski, Józef Pytlewski otrzymali w pierwszej instancji kary jednego roku więzienia (jednak Sąd Apelacyjny w Lublinie podwyższył im kary do 18 miesięcy i dwóch lat).

 

W sumie 22 Polaków skazano na wyroki od 6 miesięcy do roku pozbawienia wolności.

 

A oto współczesny tekst WITALIJA NACHMANOWYCZA  ukraińskiego  Żyda, historyka, pracownika Muzeum Historii Miasta Kijowa, sekretarza Społecznego Komitetu Upamiętnienia Ofiar Babiego Jaru w 1941 roku: (Tekst ukazał się we lwowskim piśmie „Ji”_.

 

 

APEL DO ŻYDÓW CAŁEGO ŚWIATA; CHCEMY BYĆ Z UKRAIŃCAMI !

 

„Na Maj­dan wy­szli nie tylko Ukra­iń­cy, lecz także Ro­sja­nie, Or­mia­nie, Bia­ło­ru­si­ni, krym­scy Ta­ta­rzy. I my, Żydzi.

 

Chce­my być dziś razem z Ukra­iń­ca­mi, a nie obok nich.

 

Trzy­krot­nie w ostat­nim mie­sią­cu na wier­nych ki­jow­skiej sy­na­go­gi na Pa­do­le [dziel­ni­ca mia­sta] do­ko­na­no na­pa­dów. Dwa były nie­uda­ne, w jed­nym ob­ra­że­nia od­niósł stu­dent je­szi­wy. Spo­sób dzia­ła­nia i oko­licz­no­ści nie po­zo­sta­wia­ją wąt­pli­wo­ści co do ich au­tor­stwa. Spon­ta­nicz­ny wy­buch agre­sji „an­ty­se­mi­tów z Maj­da­nu” jest tu wy­klu­czo­ny. Dziś na Maj­da­nie świa­do­mie taką akcję pla­no­wać może tylko pa­cjent szpi­ta­la psy­chia­trycz­ne­go, gdyż ozna­cza­ło­by to roz­myśl­nie po­grze­ba­nie wszel­kiej na­dziei na pomoc Za­cho­du.

 

Ale jeśli idzie o stro­nę prze­ciw­ną… Po pierw­sze, mamy tu bez­czel­ność i po­czu­cie cał­ko­wi­tej bez­kar­no­ści. Za­trzy­ma­ny przez wier­nych z sy­na­go­gi „ob­ser­wa­tor”, który szki­co­wał w no­te­sie „trasę ruchu” słu­cha­czy je­szi­wy, cał­kiem spo­koj­nie udał się na mi­li­cję, gdzie znikł. Po dru­gie, mamy tu samą mi­li­cję, która ni­ko­go nie zna­la­zła (a są­dząc po jej dzia­ła­niach, chyba nawet nie szu­ka­ła). To zresz­tą ty­po­wy dla dzi­siej­sze­go Ki­jo­wa ob­ra­zek: wy­na­ję­ta ło­bu­ze­ria pod ochro­ną „stró­żów prawa” pod­pa­la auta, roz­bi­ja szyby wy­staw, na­pa­da na prze­chod­niów i roz­pły­wa się w mroku nocy…

 

Kal­ku­la­cja jest pro­sta. Albo Żydzi stwier­dzą, że stali się ofia­rą „ban­de­row­ców” i za­żą­da­ją od rządu i spo­łecz­no­ści mię­dzy­na­ro­do­wej po­ło­że­nia kresu „skan­da­lom” na Maj­da­nie, albo zro­zu­mie­ją, że stali się obiek­tem za­stra­sza­nia przez wła­dzę, i… tym bar­dziej będą żądać „za­mknię­cia” Maj­da­nu, żeby nie wy­szło jesz­cze go­rzej…

 

My, ukra­iń­scy Żydzi, przy­szli­śmy na tę zie­mię dawno temu. Gminy ży­dow­skie na Kry­mie ist­nie­ją ponad 2000 lat. Po raz pierw­szy o Ki­jo­wie wspo­mi­na się w li­ście pi­sa­nym po he­braj­sku.

 

Ale nasza no­wo­żyt­na hi­sto­ria na zie­miach ukra­iń­skich za­czę­ła się le­d­wie 500 lat temu. Były w tych dzie­jach okre­sy różne: wiel­kie i nędz­ne, szczę­śli­we i strasz­ne. „Złoty wiek” i cha­sy­dyzm, sy­jo­nizm i Ha­ska­la [Oświe­ce­nie ży­dow­skie], po­gro­my i Ho­lo­kaust, ko­mu­nizm i „walka z ko­smo­po­li­ta­mi” – wszyst­ko to tutaj prze­ży­li­śmy. I tak się zło­ży­ło, że przez cały ten czas ży­li­śmy obok Ukra­iń­ców, lecz bar­dzo rzad­ko razem z nimi.

 

A to dla­te­go, że zie­mia ta na­le­ża­ła do wszyst­kich, tylko nie do nich sa­mych. Litwa, Pol­ska, Tur­cja i Rosja, Au­stria i Węgry, Ru­mu­nia i Cze­cho­sło­wa­cja, ZSRR i III Rze­sza. Im­pe­ria i re­pu­bli­ki, mo­nar­chie i ty­ra­nie, wszyst­kie po­dob­ne były w jed­nym: naród tej ziemi miał po­zo­stać mil­czą­cym i po­kor­nym.

 

A my, pcha­ni przez in­stynkt sa­mo­za­cho­waw­czy, za­wsze sta­ra­li­śmy się stać po stro­nie sil­nych, po stro­nie wła­dzy. Czyli – nie po stro­nie Ukra­iń­ców. Ale to ozna­cza­ło też, że przy każ­dej pró­bie zrzu­ce­nia ob­ce­go jarz­ma sta­wa­li­śmy się jed­nym z pierw­szych obiek­tów ży­wio­ło­wej nie­na­wi­ści lub ce­lo­wej pro­pa­gan­dy. I znów zwra­ca­li­śmy się po pomoc do władz, i znów wpa­da­li­śmy w za­klę­ty krąg. Być może gdyby choć jedna próba od­zy­ska­nia przez Ukra­iń­ców nie­pod­le­gło­ści skoń­czy­ła się dla nich po­myśl­nie, nasze sto­sun­ki uło­ży­ły­by się ina­czej.

 

Ponad 20 lat temu to się jakby stało. Na ru­inach ostat­nie­go im­pe­rium Eu­ro­py po­wsta­ły i od­ro­dzi­ły się nie­pod­le­głe pań­stwa, wśród nich Ukra­ina. Przez te lata młode pań­stwo z tru­dem szu­ka­ło swej drogi i swego miej­sca w ro­dzi­nie wol­nych na­ro­dów. Kra­jom bał­tyc­kim udało się: zo­sta­ły od razu przy­ję­te do ro­dzi­ny eu­ro­pej­skiej. Moł­da­wia­nom i Gru­zi­nom na­rzu­co­no bra­to­bój­cze wojny, które roz­bi­ły ich pań­stwa. Ukra­iń­cy oka­zy­wa­li nie­zwy­kłe po­kła­dy spo­ko­ju i cier­pli­wo­ści, bez roz­le­wu krwi wy­cho­dząc z ko­lej­nych kry­zy­sów po­li­tycz­nych.

 

Dziś jed­nak na­de­szła chwi­la praw­dy. Siły od­we­to­we im­pe­rium, dzia­ła­ją­ce z ze­wnątrz oraz we­wnątrz Ukra­iny, otwar­cie po­sta­wi­ły na Wik­to­ra Ja­nu­ko­wy­cza – naj­bar­dziej od­py­cha­ją­ce­go po­li­ty­ka obozu pro­so­wiec­kie­go, który łączy w sobie prze­szłość drob­ne­go kry­mi­na­li­sty, brak wy­kształ­ce­nia i pro­win­cjo­nal­ne ho­ry­zon­ty. W ciągu nie­speł­na trzech lat swych rzą­dów zdą­żył zdo­być ogrom­ne bo­gac­two i wiel­ką licz­bę wro­gów, grze­biąc go­spo­dar­kę kraju i jego na­dzie­je na in­te­gra­cję eu­ro­pej­ską.

 

Dwa mie­sią­ce temu oby­wa­te­le Ukra­iny, któ­rzy w ciągu tych 20 lat po­czu­li po­wiew wol­no­ści, wy­szli na ulice z jed­nym tylko żą­da­niem: po­wstrzy­mać sta­cza­nie się kraju w stro­nę dyk­ta­tu­ry i przy­wró­cić na­dzie­ję na lep­szą przy­szłość. Odtąd stoją na Maj­da­nie ki­jow­skim i licz­nych maj­da­nach w in­nych mia­stach. Wśród nich są nie tylko Ukra­iń­cy, lecz także Ro­sja­nie, Or­mia­nie, Bia­ło­ru­si­ni, krym­scy Ta­ta­rzy. I Żydzi.

 

Prze­ciw nim rzu­co­no siły spe­cjal­ne mi­li­cji, woj­ska we­wnętrz­ne, wy­na­ję­tych dre­sia­rzy i za­stra­szo­nych pra­cow­ni­ków sfery bu­dże­to­wej. Wszyst­kich tych, w któ­rych jesz­cze tkwi so­wiec­ki obo­jęt­ny sto­su­nek do losu wła­sne­go pań­stwa i strach o ka­wa­łek czer­stwe­go chle­ba, rzu­co­ne­go im pań­skim ge­stem przez wszech­wład­ne­go urzęd­ni­ka.

 

Dziś moje i wasze słowo bar­dzo dużo zna­czy dla tych ludzi i dla ca­łe­go świa­ta. Dzię­ki krwi i po­pio­łom Ho­lo­kau­stu uzy­ska­li­śmy prawo do tego, by mówić i by nas usły­sza­no. Nie­ste­ty, dziś wielu z nas znów stara się wy­cią­gnąć z tej sy­tu­acji swoją ko­rzyść lub po­zo­stać z boku. Tak już czę­sto było w hi­sto­rii. Lecz dziś na­stał czas, by przy­po­mnieć sobie, że swoje prawo do nie­śmier­tel­no­ści naród nasz otrzy­mał trzy i pół ty­sią­ca lat temu, zo­bo­wią­zu­jąc się nie tylko do tego, że bę­dzie wy­peł­niać przy­ka­za­nia Naj­wyż­sze­go, lecz rów­nież że bę­dzie prze­ka­zy­wać wszyst­kim na­ro­dom wie­dzę o Nim.

 

Dziś 45 mi­lio­nów ludzi w kraju, skro­pio­nym ob­fi­cie rów­nież naszą krwią, prosi za­le­d­wie o Spra­wie­dli­wość i Mi­ło­sier­dzie. Dwie rze­czy, na któ­rych Pan zbu­do­wał ten świat.

Czy mamy prawo im tego od­ma­wiać?”

 

Prze­ło­ży­ła Bo­że­na Zin­kie­wicz-To­ma­nek

 

WITALIJ NACHMANOWYCZ jest ukraińskim Żydem, historykiem, pracownikiem Muzeum Historii Miasta Kijowa, sekretarzem Społecznego Komitetu Upamiętnienia Ofiar Babiego Jaru (w 1941 r. Niemcy zamordowali tam kilkadziesiąt tysięcy Żydów). Autor artykułów o historii Żydów, Holokauście, II wojnie światowej, judaizmie i problemach etnicznych Ukrainy. Ekspert Kongresu Społeczności Narodowych Ukrainy.

Za: 

 

]]>http://londyn24.co.uk/uncategorized/apel-do-zydow-calego-swiata-chcemy-byc-z-ukraincami/]]>

 

Data publikacji: 20.02.2014

 

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

]]>http://lubimyczytac.pl/ksiazka/31742/pogrom-zajscia-polsko---zydowskie-w-przytyku-9-marca-1936-r]]>

 

]]>http://pl.wikipedia.org/wiki/Pogrom_w_Przytyku]]>

 

]]>http://londyn24.co.uk/uncategorized/apel-do-zydow-calego-swiata-chcemy-byc-z-ukraincami/]]>

 

Piotr Gontarczyk „Najnowsze kłopoty z historią”

 

 

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)

Komentarze

Ciekawe, czy Sierakowski i reszta, mają wiedzę o tym, jakie były rzeczywiste stosunki pomiędzy Polakami a Żydami w przedwojennej Polsce?

Od lat irytuje mnie ta propaganda, wciskająca Polakom różowe, przesłodzone bzdury do głowy.

Kiedy wniknie się w historyczne zapiski na temat relacji, szybko nabiera się dystansu.

 Nigdy nie było dobrze.

Polecam Apel, który choć kierowany do Ukraińców, doskonale przedstawia stosunki polsko-żydowskie panujące również w Polsce.

Jest doskonałym podsumowaniem "wspólnej historii"

 

http://londyn24.co.uk/uncategorized/apel-do-zydow-calego-swiata-chcemy-byc-z-ukraincami/

Vote up!
2
Vote down!
0
#1424256

"Żydzi, wracajcie tęskinimy" co za perfidia". Zamieściła "Matka trzech córek" tekst tego komentarza

http://londyn24.co.uk/uncategorized/apel-do-zydow-calego-swiata-chcemy-b...

Dziękuję, zamieściłem w tekście

Vote up!
2
Vote down!
0

Aleksander Szumanski

#1424279

 

70 lat temu, we wsi Owczarnia komunistyczni degeneraci z Armii Ludowej z zimną krwią dokonali mordu na żołnierzach oddziału AK. Życiorys przywódcy komunistycznych partyzantów to obraz typowej kariery czerwonego rezuna. Alkohol, awanturnictwo, brutalność – o to zajęcia utrwalaczy „władzy ludowej”.

Teren inspektoratu AK Puławy, Okręg Lublin. Czwartek, 4 maja 1944 roku. Tego dnia ppor. Mieczysław Zieliński „Moczar”, w zastępstwie por. Jana Targosińskiego „Hektora”, dowodził pododdziałem AK złożonym z 47 żołnierzy. „Moczar” miał przejąć zrzut broni z Londynu. Na sygnał zapowiadający zrzut AK-owcy oczekiwali w wiosce Wandalin, w pobliżu Opola Lubelskiego. Jako, że akcja przedłużała się, pododdział zmienił miejsce pobytu, i dotarł do wsi Owczarnia. Żołnierze nie mogli spodziewać się, że za kilka godzin będzie to miejsce ich kaźni.

„Myślałem, że to Niemcy, albo NSZ”

Około godziny 17. rozlokowanych w gospodarstwach AK-owców zaalarmowały strzały w wystawionych wokół wsi placówkach. Przekonani, że mają do czynienia z Niemcami, żołnierze „Moczara” podjęli walkę. Po chwili jednak tyraliera napastników zatrzymała się, a ogień ustał. Okazało się, że partyzanci zostali zaatakowani przez oddział Armii Ludowej Bolesława Kaźmieraka „Cienia”.

Komunista skwapliwie pospieszył wyjaśnić, że doszło do „nieporozumienia”. Jak twierdził, był przekonany, że w wiosce stacjonują Niemcy, lub żołnierze NSZ. Ci ostatni wszak od samego początku byli dla „czerwonych” śmiertelnym wrogiem. Natychmiast zajęto się rannymi po obu stronach, a sam „Cień” zwrócił się z prośbą do „Moczara” o to, by obydwa oddziały oddały sobie honory wojskowe.

Pogrzebani z psem

Stanęli w dwuszeregu. Naprzeciwko siebie. Żołnierze AK, oko w oko z żołnierzami AL. „Moczar” nic nie podejrzewał – Kaźmierak znany był jego żołnierzom. Gdy dowódcy obydwu oddziałów stanęli obok siebie, „Cień” błyskawicznie wydobył pistolet i wypalił w głowę „Moczara”. Dokonany z zimną krwią mord był sygnałem dla komunistycznego oddziału, że czas rozpocząć rzeź. Dwuszereg AL-owców rozproszył się i począł ostrzeliwać zaskoczonych i przerażonych żołnierzy AK.

Była to masakra dokonana z pełną premedytacją. Komuniści zabili 18 ludzi, 13 ranili. Niektórym partyzantom „Moczara” udało się uciec i dzięki pomocy mieszkańców Owczarni uniknęli śmierci. Jak możemy przeczytać w jednej z relacji, kaci z oddziału „Cienia” okradali zabitych z mundurów i butów, a rannych dobijali. Kaźmierak miał osobiście zastrzelić nawet rannych ze swojego własnego oddziału!

Pomordowanych wrzucono do wielkiego dołu. Żeby dodatkowo zbezcześcić zwłoki zabitych, „Cień” kazał wrzucić tam także psa zastrzelonego podczas masakry.

Z bandą rabusiów i przestępców

„Cień” zasłynął swoim bandytyzmem na Lubelszczyźnie. Mordował żołnierzy polskiego podziemia i pacyfikował wsie z nim współpracujące.

Po wojnie trafił do Milicji Obywatelskiej, następnie gen. Michał Rola-Żymierski ściągnął go do Ludowego Wojska Polskiego. Jako, że Kaźmierak był otoczony złą sławą, nakazano mu zmienić nazwisko. Został więc Bolesławem Kowalskim. Otoczył się grupą pospolitych bandytów i rabusiów, z którą dokonywał brutalnych pacyfikacji w okolicach Hrubieszowa. Miał do tego specjalne pełnomocnictwo Żymierskiego i samego Nikołaja Bułganina – ówczesnego pełnomocnika rządu radzieckiego przy PKWN, zausznika Józefa Stalina.

Brutalność Kaźmieraka vel Kowalskiego musiała zrobić wrażenie nawet na tzw. rosyjskich doradcach w LWP. Do tego stopnia, że jeden z nich, ppłk Nikołaszkin, zabronił mu wręcz przeprowadzania pacyfikacji bez jego zgody.

„Cień” jednak nie zmartwił się napomnieniem „doradcy”. Po jednej z alkoholowych libacji w Pruszkowie, zastrzelił chcących go aresztować funkcjonariuszy UB. Następnie przypuścił szturm na miejscową siedzibę bezpieczniaków. Komuniści z Informacji Wojskowej aresztowali go i przykładnie ukarali wysyłając do… szkoły oficerskiej w Rembertowie.

W Alei Zasłużonych

W szkole oficerskiej nie zapamiętano Kaźmieraka jako dobrego ucznia. Pomimo tego, został mianowany dowódcą w krakowskim Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego – formacji służącej walce z polskim podziemiem. Tam także okazał się być źródłem licznych problemów. Notorycznie upijał się, był niezdyscyplinowany. W końcu, w 1951 roku został aresztowany pod zarzutem mordowania Żydów na Lubelszczyźnie.

Zrehabilitowany w 1954 roku, powrócił do wojska w 1957. Został uznany za „ofiarę stalinowskich represji”. Trafił do Głównego Zarządu Politycznego WP. Sześć lat później został mianowany pułkownikiem, zaś 27 maja 1966 przeszedł do pracy w Głównym Inspektoracie Obrony Terytorialnej MON.

Ten komunistyczny bandyta i morderca, otrzymał cały szereg odznaczeń: Krzyż Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Grunwaldu III klasy, Krzyż Walecznych, Złoty Krzyż Zasługi i Krzyż Partyzancki. Czerwony rzeźnik i oprawca zmarł 18 sierpnia 1966 roku. Spoczął w Alei Zasłużonych na Powązkach – nic dziwnego, zasłużył się wszak w walce z wrogiem klasowym.

Dziś we wsi Owczarnia, w której dokonał jednego ze straszliwszych mordów, stoi krzyż. Na nim tabliczka z napisem: „W tym miejscu dnia 4 maja 1944 roku zostało zamordowanych 18 żołnierzy Armii Krajowej 3 kompanii 15 pp przez grupę z AL. W 45. rocznicę Krzyż stawiają koledzy i społeczeństwo – 1989”. Zaś na pięknym nagrobku Kaźmieraka widnieje kłamliwy napis: „Za Polskę, wolność i lud”. Brakuje tylko: „za komunę”.

Krzysztof Gędłek

 

Vote up!
2
Vote down!
0
#1424309