Spacerkiem po biografiach: Władysław Bartoszewski
Po ostatnich popisach oratorskich tzw. „intelektualistów” z utworzonego Komitetu Honorowego kandydata na Prezydenta Bronisława Komorowskiego wiele osób zaczęło się zastanawiać nad słusznością określania tym mianem mówców Komitetu. Naturalnym biegiem rzeczy Władysław Bartoszewski, przedstawiany wszem i wobec z tytułem profesora czy też Andrzej Wajda znaleźli się w awangardzie owych dociekań. Z samej definicji intelektualista to osoba, którą cechuje między innymi: „... bogata wiedza (erudycja) ("człowiek o dużej kulturze umysłowej i osobistej"); która powyższe cechy wykorzystuje do wykonywania zawodu ("zajmuje się twórczą pracą umysłową”)...” Nie chcę się zajmować kulturą osobistą – była ona aż nadto widoczna i spowodowała, że nawet w środowiskach PO zawrzało z oburzenia.
Mnie natomiast zastanowiła biografia jednego z wymienionych „intelektualistów” – Władysława Bartoszewskiego. Zacząłem grzebać w ogólnie dostępnych materiałach i z pewnym zakłopotaniem dostrzegłem, że w ogromnej większości są to wywiady z nim samym bądź wspomnienia własne. Testis unus, testis nullus – jeden świadek, żaden świadek – jak głosi maksyma rzymskiego prawa. Moja cierpliwość została jednak uwieńczona sukcesem, kiedy wreszcie dotarłem do ogólnodostepnej biografii.
Zaraz na samym jej początku uderzyła mnie charakterystyka, w której przedstawiono go jako historyka w ostatniej kolejności (poza takimi określeniami jak choćby polityk czy dziennikarz). Powszechnie znaną rzeczą jest, że na 10 zapytanych Polaków, z jakim określeniem kojarzy się używany powszechnie przed nazwiskiem tytuł profesor, pewnie 8-9 odpowiedziałoby na pierwszym miejscu, że właśnie z historią. Tymczasem nic bardziej błędnego, bowiem po pobieżnej nawet lekturze biografii okazuje się, że Władysław Bartoszewski nigdy nie studiował historii. Podejmował natomiast próby studiowania polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, zarówno podczas okupacji, jak i po wojnie.
Niestety, zakończyło się jedynie na próbach. O ile bowiem uczęszczanie do Gimnazjum im. Św. Stanisława Kostki w Warszawie czy do Liceum Humanistycznego Towarzystwa Wychowawczo-Oświatowego „Przyszłość” zostało ukoronowane maturą w 1939 roku, o tyle w całym życiorysie „profesorkim” nie ma ani jednej wzmianki o obronie pracy magisterskiej. Owszem, jest za to wzmianka, że Władysław Bartoszewski złożył na ręce profesora Juliana Krzyżanowskiego taką pracę, ale został decyzją rektora UW Stanisława Turskiego skreślony z listy studentów. Nigdy już później nie podejmował żadnych starań, by zdobyć stopień magistra w jakiejkolwiek dziedzinie wiedzy. Z pewnością fakt obrony pracy nie zostałby pominięty przy wyliczaniu kolejnych etapów rozwoju naukowego „intelektualisty”.
Kolejnym zastanawiającym faktem w życiorysie jest prowadzenie przez Władysława Bartoszewskiego w latach 1973-1982 oraz 1984-1985 wykładów z historii najnowszej Polski na Wydziale Nauk Humanistycznych KUL. Nie posiadając najniższego stopnia naukowego, jakim jest magisterium (w dodatku z historii), nie wspominajac o doktoracie, wykłada tam na etacie... starszego wykładowcy (!!!). Nie przeczę, że doświadczenia czasu II wojny światowej są na pewno bardzo ważnymi naukami życiowymi, jednakże na takiej podstawie mogłoby wykładać najnowszą historię Polski co najmniej kilka milionów Polaków. Zastanawiającym jest również fakt, że już wtedy wykłady Władysława Bartoszewskiego opatrywano tytułem profesorskim i dopiero po interwencji władz uczelni, spowodowanych lawiną dowcipów na temat „prawie-magistra-profesora”, zmieniono ów tytuł na „redaktor”. Było to o wiele bliższe prawdy.
Jednakże megalomania Władysława Bartoszewskiego pokutowała i w dalszych latach, kiedy to wykładał jako Gastprofessor (goszczący profesor) w Instytucie Nauk Politycznych Wydziału Nauk Społecznych LMU w Monachium (lata 1983-1984 i 1986-1988). Mógł być tam tytułowany „profesorem”, co z pewnością wpływało na niego pozytywnie przed lusterkiem. A kiedy jeszcze w 1993 roku został recenzentem pracy doktorskiej Jana Tkaczyńskiego na tej uczelni, samouwielbienie sięgnęło zenitu.
Również jako „profesor” w roku akademickim 1985-1986 wykładał na Wydziale Historii i Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Eichstatt w Niemczech, a w latach 1988-1989 na Katedrze Nauk Politycznych na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu w Augsburgu. Luki w edukacji z pewnością nadrabiał opracowaniami ściśle publicystycznymi, pisanymi na dowolnie wybrane przez niego tematy, a oparte o doświadczenia lat wojny.
W całym życiorysie „profesora” nie znalazłem też ani jednej wzmianki o obronie pracy doktorskiej czy jakiejkolwiek habilitacji, które mogłyby od biedy posłużyć jako pewne filary do tytułu profesorskiego. Owszem, dopiero w roku 1981 przyznano mu pierwszy doktorat honoris causa w instytucji, schowanej pod skrótem PUNO w Londynie. Oznacza on Polski Uniwersytet na Obczyźnie. Również w następnych latach otrzymał takie doktoraty: Hebrew College – Baltimore, USA 1984, Uniwersytetu Wrocławskiego – 1994, Uniwersytetu Phillipa w Marburgu, RFN – 2001, Warszawskiego – 22 listopada 2002, Gdańskiego – 29 września 2005, KUL– 29 stycznia 2008, Uniwersytetu Opolskiego – 10 marca 2008, Uniwersytetu Hajfy, Izrael – 4 czerwca 2008, Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie – 3 czerwca 2009, czy Uniwersytetu Łódzkiego - 16 października 2009.
W ten sposób Władysław Bartoszewski ominął wszelkie „niedogodności”, związane z edukacją własną oraz wysiłkiem obrony prac naukowych. Honorowe tytułu doktorskie upoważniają go na pewno do literek dr przed nazwiskiem, podobnie zresztą jak choćby Lecha Wałęsę, który otrzymał ich 30. Stale jednak w całej biografii nie znalazłem ani słowa o jakimkolwiek nadaniu mu tytułu profesora, którego z taką lubością używa i którym stale jest tytułowany. Myślę, że wielu polskich profesorów, rzeczywistych intelektualistów, może się czuć w tym miejscu po prostu nieswojo. Nawet zmarły tragicznie w 2008 roku prof. Bronisław Geremek – urodzony jako Benjamin Lewertow - mógł również odczuwać pewien niedosyt uczciwości. Sam przecież w 1954 roku obronił pracę magisterską na Uniwersytecie Warszawskim pod tytułem: „Prostytucja w średniowiecznym Paryżu” i – trzymając się tej tezy w różnych jej odmianach – poszerzał swoje horyzonty naukowe, docierając do tytułu profesorskiego.
Próbowałem również jakoś starać się zrozumieć, co mogło doprowadzić do powstania tak wielu „dziur” w naukowej karierze Władysława Bartoszewskiego. Zdarzają się przecież różne sytuacje w życiu, które pozwalałyby na bodaj częściowe usprawiedliwienie porzucenia czy choćby zmodyfikowania każdej drogi życiowej, w tym edukacji. Ponieważ sama kompozycja biografii zakładała a priori „jedynie słuszną drogę” jej odczytania i w sensie psychologicznym została skonstruowana tak, by przygnieść czytelnika ogromem pozytywów, postanowiłem skorzystać z innej metody. Po prostu nadane Władysławowi Bartoszewskiemu wyróżnienia i odznaczenia poukładałem w ciągu chronologicznym. W ten sposób otrzymałem następujący wizerunek (pomijam tutaj doktoraty honoris causa, jako że była o nich wcześniej mowa):
• Nagroda Klubu Krzywego Koła (9 stycznia 1962)
• Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1963)
• Nagroda Fundacji Alfreda Jurzykowskiego w Nowym Jorku (26 stycznia 1968)
• Nagroda tygodnika "Polityka" w dziedzinie najnowszej historii Polski (odebrana 10 maja 1968)
• Nagroda Herdera (Wiedeń, 1983)
• Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (Londyn, 1986)
• Nagroda Pokojowa Księgarzy Niemieckich, RFN (1986)
• Dyplom honorowego obywatela Państwa Izrael (15 lipca 1991)
• Dyplom Nagrody Europy Środkowej (Wiedeń, 14 grudnia 1994)
• Order Orła Białego (1995)
• Nagroda Kisiela w 1995
• Dyplom Nagrody Św. Wincentego (odebrany 28 września 1995 w Chicago)
• Nagroda im. Heinricha Braunsa, przyznana przez biskupa Essen Huberta Luthe, RFN (26 października 1996)
• Złoty Medal Stresemanna (nadany 15 listopada 1996 w Moguncji, RFN)
• Krzyż Wielki Orderu Zasługi RFN (2001, za pracę na rzecz pojednania między Polakami Niemcami i Żydami)
• Nagroda "Internationaler Brückepreis der Europastadt Görlitz/Zgorzelec" (Międzynarodowa Nagroda Mostu Europa-Miasta Zgorzelec/Görlitz) (2002)
• Super Wiktor 2007 za całokształt osiągnięć
• Odznaka Honorowa "Bene Merito" – przyznawana rozporządzeniem Rady Ministrów RP (Nr 1/2009)
• Krzyż Komandorski Orderu Legii Honorowej, Francja - 30 kwietnia 2009
• Kaiser-Otto-Preis (7 maja 2009) – nagroda im. cesarza Ottona, przyznawana przez miasto Magdeburg, RFN, za szczególne zasługi dla pojednania polsko-niemieckiego
Zestawienie powyższe obejmuje 20 pozycji, na które 11 to nadania zagraniczne (Austria, Francja, Izrael i RFN), 3 – polonijno-emigracyjne i 6 polskich. Przed rokiem 1983 mamy tutaj tylko 4 pozycje, dopiero po tym roku Władysławowi Bartoszewskiemu „sypnęło” wyróżnieniami. Nie chcę tutaj wyciągać pochopnych wniosków, lecz liczby mówią same za siebie. Zestawienie wymienia również inne wyróżnienia (w oryginale niechronologicznym wplecione pomiędzy inne), lecz są one bez podania dat: Order świętego Grzegorza Wielkiego (najwyższe papieskie odznaczenie przyznawane osobom świeckim), Krzyż Wielki Zakonu Rycerskiego i Szpitalnego św. Łazarza z Jerozolimy, Wielki Krzyż estońskiego Orderu Krzyża Ziemi Maryjnej oraz Austriacki Krzyż Honorowy za Naukę i Sztukę.
Zastanowił mnie szczególnie okres pomiędzy 1945 a 1980 rokiem, gdyż na ten czas przypadły 4 wyróżnienia, w tym jedno z organizacji polonijnej w USA. Pozostałe 3 przypadają na okres PRL, różniący się zasadniczo od sytuacji po 1980 roku.
Tekst biografii powojennej akcentuje udział Władysława Bartoszewskiego od jesieni 1945 roku w Instytucie Pamięci Narodowej przy Radzie Ministrów oraz Komisji Głównej Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Jest to na pewno zrozumiałe, biorąc pod uwagę wojenną przeszłość. Następnie rozpoczął się „okres PSL”, podczas którego Władysław Bartoszewski pracował od lutego 1946 roku w redakcji „Gazety Ludowej”, a jako członek PSL we wrześniu 1946 roku został wybrany do zarządu powiatowego PSL w Warszawie Śródmieście. Po raz pierwszy został aresztowany przez UB 15 listopada 1946, ale – dzięki pomocy pracującej w Ministerstwie Sprawiedliwości Zofii Rudnickiej – został zwolniony 10 kwietnia 1948 roku. Takie rzeczy się wówczas zdarzały, a fakt ten podaję jedynie dla porządku.
Powtórnie aresztowany 14 grudnia 1949 roku, Władysław Bartoszewski został skazany za szpiegostwo przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na 8 lat pozbawienia wolności. W tym czasie skazanie za szpiegostwo było na porządku dziennym ogromnej większości procesów stalinowskich. Zastanawiającym jest jednak fakt, że w sierpniu 1954 roku został on „zwolniony na roczną przerwę w odbywaniu kary ze względu na zły stan zdrowia”. Przyznam się, że to stwierdzenie nieco mnie zaskoczyło w zestawieniu z ogólnie znanymi faktami braku jakiegokolwiek humanitaryzmu reżymu stalinowskiego. Jednakże już następny fakt wręcz całkowicie mnie zaszokował. W marcu 1955 roku orzeczeniem Najwyższego Sądu Wojskowego Władysław Bartoszewski zostaje uznany za niesłusznie skazanego (!!!) Czy ja śnię, że to wszystko miało miejsce w czasach stalinowskiego terroru ? W czasie, kiedy myślenie nawet o uderzeniu się w piersi stalinowskich oprawców oznaczało zaawansowaną chorobę psychiczną ? Czy – idąc tą drogą rozumowania i konsekwencjami prawnymi takiego orzeczenia – zadośćuczyniono finansowo okres, niesłusznie spędzony w więzieniach ?
Jednocześnie, natychmiast po orzeczeniu o niesłusznym skazaniu, Władysław Bartoszewski wraca – jakby nigdy nic – do pracy publicystycznej. Znowu dla porządku przypomnę, że dzieje się to wszystko przed październikiem 1956 roku (!!!) Już bowiem w sierpniu 1955 kierował on redakcją wydawnictw fachowych Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, a od lipca 1956 roku publikował w tygodniku „Stolica”, w którym pracował potem do 1960 roku. Również przed październikiem 1956 roku, pomiędzy lipcem a wrześniem, opublikował serię artykułów o powstaniu warszawskim w tygodniku „Świat”. Znając obowiązującą wówczas linię polityczną ówczesnych władz PRL możemy się tylko domyślać treści tych artykułów.
Inną, niemniej zastanawiającą rzeczą, którą znalazłem spacerując po biografii są nieskrępowane wyjazdy Władysława Bartoszewskiego do wielu krajów w latach 60-tych: Austrii, RFN, Wielkiej Brytanii, Włoch, Izraela czy USA. Współpracował też z Radiem Wolna Europa. Jak z tego wynika, władze komunistyczne niemalże ze śpiewem na ustach wydały mu wiele razy paszport...
Spacerując po biografii Władysława Bartoszewskiego wiele można się dowiedzieć, ale też pojawia się mnóstwo pytań, na które znaleźć rzeczywistą odpowiedź jest niezwykle trudno. Wracając jednak do głównej myśli tego, co napisałem, a która odnosi się do realnie zaliczonych szczebli naukowych „profesora” myślę, że każdy czytający sam wyciągnie odpowiednie wnioski – ja już tak daleko nie chcę iść. Obecne pojęcie „intelektualisty”, przedstawiane dla potrzeb propagandowych, nie ma absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością. Jednakże Polacy przyzwyczaili się już do propagandy i zawsze potrafią z wielką dozą dowcipu (nawet czarnego) uodpornić się na jej hasła. Potrafią się też przed nimi bronić. Reakcje na „popisy” różnego typu Bartoszewskich, Wajdów i im podobnie wtórujących są jednoznaczne. Obnażają one również charakter kampanii wyborczej, prowadzonej przez Bronisława Komorowskiego i PO w sposób jednoznaczny: nieważne kto, ważne by wystarczająco głośno obrzucał najbardziej niewybrednymi inwektywami PiS i Jarosława Kaczyńskiego. W tym wydaniu „intelektualizm” nie przejdzie w Polsce.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 22007 odsłon
Komentarze
Re: Spacerkiem po biografiach: Władysław Bartoszewski
28 Maja, 2010 - 20:27
PO to współczesna targowica, która ustami śmierdzącego parcha, szwagra parcha oficera Gestapo w Budapeszcie agenta Gestapo w Auschwitz, ciotę obozowych esesmanów, Cymermana "prof" bez matury ( bo i kiedy ją zdawał - w Auschwitz?) Bartoszewskiego i komuszego, ubeckiego lokaja i sługusa, SB( za usługi im oddane skręcono proces o zabójstwo jego córeczki, pamiętamy o tym przekręcie), ppr - owca i pzpr - owca Wajdy, ludzkiego śmiecia, żałosnego małego człowieczka, który dla marketingu zaparł się, swego rodzonego ojca wypowiedziała wojnę Polakom. To co robi agent WSI i lokaj, pucybut Putina i Moskwy fałszywy hrabia i śmieć Komorowski to realizacja tej wojny. Chcieli, jej, wypowiedzieli ją Polakom, to będą ją mieli na własne życzenie, zbiorą jej plony. Wyraziście widać, że w naszym kraju toczy się, zajadła wojna o być albo nie być Polski, Polski dla Polaków. Potrzebna tu opcja miecza, ognia, by wyciąć tego parchatego raka i ich lokai na ciele Polski. Przypomina to sytuację rozbiorową z przed 200 lat. Wykrystalizowały się cztery stronnictwa. Polskie, Niemieckie, Rosyjskie i Żydowskie. Trzy ostatnie mają wspomaganie i są kierowane z zewnątrz. Dyspozycyjni dziennikarze, sędziowie, politycy są widoczni. Czym wcześniej sobie to uświadomimy tym lepiej. Bo będzie nam się żyło dobrze gdy będziemy się we własnym kraju rządzili sami. Każdy może sięgnąć do własnego rozumu aby zidentyfikować kto czyje reprezentuje interesy. Podobnie jak to było 200 lat temu gdy rozbiorcy zawarli między sobą sojusz, sojusz został zawarty także obecnie pomiędzy Niemcami, Żydami i Rosjanami. Podzielili się strefami wpływów gospodarczych i kulturalnych. Banki, przemysł, media .... Łatwo zaobserwować, że sojusz skutkuje totalną nagonka na stronnictwo Polskie. Czy jako Polacy się obronimy zależy od nas. Gdy będziemy powszechnie świadomi korzyści jakie daje wolne i rządzone przez rodaków państwo zwyciężymy. Dlatego jest pilna potrzeba uświadomienia tego rodakom niezależnie na jakich pozycjach się, teraz znajdują gdyż być może nie zdają sobie z tego sprawy. Nie znaczy to, że wśród obywateli państwa Polskiego narodowości Niemieckiej, Rosyjskiej czy Żydowskiej nie ma ludzi o nastawieniu patriotycznym w stosunku do Polskiej Ojczyzny.Cały system polityczno-gospodarczy w tzw "wolnej" Polsce po 90-tym r. nazwany dla niepoznaki(czyli tzw. ściemy) "demokracja" (!!!) powstał na bazie komunistycznych służb i widać, że także sady, prokuratura, a nawet Trybunał Konstytucyjny,to dla nich mały pikuś. W zasadzie cala elita biznesu, władzy i kultury w Polsce to ludzie powiązani z dawnym układem służb specjalnych z rodzinno-towarzyskimi odpryskami wzajemnych powiązań i haków. Ta mafia podporządkowała cały obecny system społeczno-gospodarczo-polityczny. I zrobią absolutnie wszystko włączając w to zbrodnie aby tak pozostało na zawsze, na "wsiegda". Tam gdzie kasa, tam władza. Tak REALNIE wygląda Polska. Samo uwłaszczona czerwona szlachta od gnoju, czyli fornali z czworaków (już w kolejnym pokoleniu) i Ty szary polaczku przemielony ich wzajemnymi rozgrywkami,nadający się, tylko na niewolniczą siłę roboczą, oddającą swój głos w wyborach na swych ciemiężycieli, licząc naiwnie,że i im coś z "pańskiego" stołu skapnie do coraz bardziej pustej miski, opróżnianej co rusz nowa daniną na rzecz panujących, czyli podatkami, tych to projektów podatków mają pełne szuflady, obecnie po CO/2,powodziowy, od aut 10 letnich, etc, wreszcie i będzie podatek od oddychania – np.do tzw. "sejmu" - dla podtrzymania tej tragicznej groteski pt."demokracja". Czyli jednak p. Antoni Macierewicz miał racje !!!Kiedy nastąpi wasze przebudzenie Polacy?, obawiam się, że już za późno.Przerażenie ogarnia, jak się, pomyśli, w jakie ręce Polacy potrafią oddać swój, swych rodzin, dzieci i wnuków los! Zapewne, jak dostana mocno po tyłkach, to się, być może ockną! Tylko, że czas biegnie i się, już nie cofnie, historia się, toczy i pies z kulawą nogą się, na nas nie obejrzy! Otrzymamy parę nieszczerych wyrazów współczucia. Tak to jest, gdy za politykę biorą się, chłopcy w krótkich majteczkach i trampkach, którymi kierują starzy spece ze służb, tylko, że w swoim, mocodawców interesie, a nie Polski, Polaków, co ufają moskalowi będą na ich krótkiej obecnie smyczy! POdobno premier jest historykiem? Doprawdy bardzo marny z niego historyk!!!Wielka polityka międzypaństwowa to nie są żarty niedouczony historyku, leniu od urodzenia, będący cały czas na utrzymaniu podatników. Umiejętność przewidywania stała się, jej nieodzownym warunkiem. Nie ma "tu i teraz". Liczą się, projekty długofalowe i tylko nieliczni politycy są w stanie sprostać takim wymaganiom, jak na dzień dzisiejszy tylko Jarosław Kaczyński i Jego formacja PiS, innej opcji jak na razie dla Polski, Polaków niema.Śp. Lech Kaczyński w swojej trosce o przyszłość Polski zdawał się, nie dostrzegać drobiazgów przyziemnych, o które zadbać winni byli jego współpracownicy i oczywiście szereg rządowych decydentów z Premierem na czele. Wizjoner polityczny nie ma w Polsce szans na popularność, bowiem skazany jest na rozproszenie swojej uwagi w kierunku ataków medialnych dotyczących na przykład: symbolicznej już "reklamówki ". Niszczenie autorytetu najlepszych naszych polityków stało się, celem samym, w sobie. Żal, że jako przysłowiowego kija, użyto w tym celu zmanipulowanych, ogłupionych przez polskojęzyczne media, prasę polskich obywateli. Tylko niezależne i polskie media, prasa są w stanie jako tako zadziałać, w interesie Polski, Polaków dopóki nie odbierze się, im głosu. Przykładem niech będą represje stosowane wobec tych niepokornych, którzy wyłamali się, z narzuconego odgórnie, (od - zachodniego, od - wschodniego), obowiązującego drylu.
Re: Spacerkiem po biografiach: Władysław Bartoszewski
28 Maja, 2010 - 20:50
Kolego ten jego "życiorys" ni kupy ni dupy się, nie trzyma. Mając 17 lat zdawał maturę? gdzie i u kogo?, przecież twierdził, ze robił ją na tajnych kompletach w czasie wojny, co róż inny "życiorys" jak u Bronka, pod zapotrzebowanie. Do szkół które wymieniłeś chodził kuzyn mej Mamy, żyje w Warszawie, nie przypomina sobie Bartoszewskiego czy jak mu tam na prawdę, w tamtych przed wojennych latach, jest synem oficera KEDYW - u AK powstańcem jak Jego już śp. Ojciec. Gdy słyszy te brednie opowiadane przez bydłoszewskiego to go skręca i demaskuje te łgarstwa pisząc na jego stronę, do TV, prasy, gdzie się, da bez odpowiedzi, chce tak jak ja by ten parch pozwał nas do sądu, lecz nic z tego, prawda go boli i milczy, bo żyją jeszcze ludzie którzy tę mendę żydowską znają z tamtego okresu i co zrobił Zofii Kossak Szczuckiej za uratowanie go i innym, ich zasługi i działalność przypisał sobie a był nikim, gońcem tylko. Za co miłował i potajemnie spotykał się, z Fajgą Danielak vel Wolińską vel Brus?, a no za to,że skazała rotmistrza Pileckiego, ponieważ znał prawdę o działalności tak jego jak i Cymermana vel Cyrankiewicza w Auschwitz, gdy przebywał tam na rozkaz Londynu. To oni wydali cały ruch oporu w obozie,miało być tam powstanie, dowodzić miał Pilecki, za tę wiedzę Pilecki dał głowę.Tak samo Jaroszewicz zginął za wiedzę o matrioszkach sowieckich i niemieckich w Polsce. On ma tylko 5 klas powszechniaka i nic więcej, bo jest za tępy jak niejaki Bolek, to ten sam gatunek umysłowy, korzenny.
Re: Re: Spacerkiem po biografiach: Władysław Bartoszewski
28 Maja, 2010 - 21:05
On miał jako agent Gestapo i szwagier Gestapowca oficera w Budapeszcie, parcha jak on sam wydany wyrok śmierci, za okres pobytu w Auschwitz, z którego wyjechał autem samego komendanta obozu do Warszawy,gdy jego ziomki opuszczali obóz wyłącznie kominem, za wstawiennictwem szwagra i Gestapo jako ich człowiek, lecz KEDYW był ostrożny, nie wciągnięto go do AK, na błaganie Zofii Kossak Szczuckiej darowano mu życie, jako młodemu zagubionemu parchowi a szkoda, trzeba było tego parcha rozwalić. Za te obozowe zasługi dla Niemiec, oraz obecne czyli opluwanie Polski i Polaków gdzie się, da zbiera medale i nagrody. Jedyny przypadek wyjścia z obozu, oficera WP, ich to znaczy agenta Gestapo zakończył się, jego rozwaleniem przez AK, innego przypadku jak kominem nie znam kolego. Cymerman w nagrodę za swe "zasługi" z obozu był wysłany na leczenie w sanatorium w Szwajcarii, gdy inni opuszczali obóz w postaci sadzy i dymu. Nie wierz tym "oficjalnym "życiorysom" na wiki, bo to bzdury dla bezmózgowców, pozdrawiam.
Re: Re: Re: Spacerkiem po biografiach: Władysław Bartoszewski
29 Maja, 2010 - 14:21
Parchowi i polonofobowi "panu" esesmańskiej ciocie i agentowi Gestapo prof bez matury Władysławowi Bartmanowi vel Bartoszewski vel profesor za działalność w czasie okupacji należy się niemiecki ŻELAZNY KRZYŻ RYCERSKI Z DĘBAMI I klasy. Dodatkowo ten pan powinien być PRZEWODNICZĄCYM KNESETU W IZRAELU i naczelnym cadykiem. POlecam: http://www.youtube.com/watch?v=rWbSRinxfE8&feature=related , http://www.bibula.com/?p=20152
Myślę
9 Lipca, 2010 - 04:31
Ze ten człowiek jest chory na uwiąd starczy.Ponieważ każdego może na starość.to dotknąć ,to wzbudza on litość.Należy się za niego modlić.
Bartoszewski-rzadka gnida...
9 Lipca, 2010 - 14:09
Patria Opressa
Czytam powyższe-i-znajoma prawda-lecz niepełna do tej pory-unosi włosy na mej głowie.Wojnę znam z opowiadań Rodziców-Powstańców Warszawskich..Literaturą obozową-karmili mnie i mego brata-od bardzo młodych lat.."Powinniście wiedzieć! każdy młody Polak musi wiedzieć"..to słyszeliśmy..Stąd..z dużą nieufnością obserwowałam tego..staruszka-lubiącego uchodzić za ze swadą i elokwencją-produkującego swe..wypociny..Dla ciemnej tłuszczy-rozrywka niesłychana!Dla ludzi-nie potrafiących pisać po polsku;myśleć-w żadnym języku-taki..starczy kabaret-to rozrywka i powód do..pienia pochwalnych hymnów..Bo..dziadek robiąc swoją parszywą robotę-dawał tłuszczy igrzyska..A ja-czytata i w realiach okupacji obznajmiona-z podejrzliwością przyglądałam się jowialnemu staruszkowi-z niedowierzaniem przyjmując ewenement z życiorysu pana-że.."wypuszczony przez Niemców z obozu w Oświęcimiu"!!Z Oświęcimia-wychodziło się tylko przez komin-lub brawurowo;z wielką niewiadomą i ryzykiem-ucieczką!Niesamowita była ucieczka aktora Augusta(?)Kowalczyka-a musiał przebiec długi pas otwartej ziemi i przepłynąć rzekę..Narażony na strzały-jak na strzelnicy..To było niesamowite szczęście-ta ucieczka..Ale..samoistnie Niemcy z obozu nie wypuszczali-można było pokusić się o przekupstwo precjozami-czy zaszytymi w ubraniach "świnkami"..Które..Niemcy chętnie przyjmowali-a więzień i tak lądował w komorze gazowej,lub zatłuczony pałką lub rozszarpany przez SS-sowskiego wilczura..Ale..wyjechać samochodem komendanta?Bardzo nieufnie patrzyłąm na staruszka..No i..usłyszałam coś,co..lepiej,żebym tego ..człowieka?-nie spotkała na swej drodze?Moją Polskę!! Skopaną stalinizmem! Zdradzoną przez Roosvelta!Kopniętą przez Roosvelta-jak obcy,nieżywy,niepotrzebny przedmiot-w prezencie Stalinowi-zamkniętą w obozie radzieckich wpływów;wynaradawiania;tępienia kultury;intelektu;mordowania najlepszych synów polskiego Narodu-którym udało się przeżyć wojnę!Tę moją Ojczyznę-nad wszystko droższą-ten zapluwający się stary pajac-nazwał.."panną niezamożną i nie piękną"!! Żaden Polak-tak o swej Ojczyżnie nie mógłby powiedzieć!!Mam wrzód-do tego dziada! Lepiej,by nie stanął nigdy na mej drodze!!TU ..nie..Ale..na pewno istnieją gdzieś takie światy,że..swoją cenę za to-i inne świństwa-w których czynieniu-nie przeszkadzają mu siwe włosy-ani..należne wiekowi wyciszenie;zastanowienie się nad sobą;POKORA wobec rachunku swego sumienia-..raczej jego braku-w wypadku tego pana-że mu godność należna starości-w czynieniu tych świńśtw-nie przeszkadza!..Swą cenę-kiedyś zapłaci!!Ważnym jest,byśmy mówili na głos-i wielu-KTO TO naprawdę jest-by pośmiertnie nie obleczono go w fałszywe patriotyczne i szlachetne całuny..I..na tym można poprzestać..On już tak pływa na wierzchu tego..unoszącego się gnoju-który przewrotna historia-w swych dziejowych przewrotach-zaczerpnęła ..od dna!! I..te najgorsze brudy-dziś pływaja po wierzchu..On pływa z nimi..Ale-dla nas-istotny jest nie ten dogorywający s...syn-tylko..inni;żywi i podli dla Polski!!
Patria Opressa
Order świętego Grzegorza Wielkiego
2 Marca, 2011 - 16:43
Faktem jest, że ogólnodostępne źródła przemilczają datę odznaczenia tego człowieka orderem św. Grzegorza Wielkiego. Jednak dało się ustalić
http://ekai.pl/wydarzenia/x11539/bartoszewski-stelmachowski-i-komorowska-odznaczeni-papieskimi-orderami/
że stało się to w roku 2006 czyli nie udało się domyślnie powiązać pana Władysława B. z polskim papieżem. Czemu prawdopodobnie miało służyć pominięcie daty odznaczenia. To niemiecki papież odznacza Władysława B. podobnie jak on zaprawionego bezpośrednim udziałem w historii II Wojny Światowej, tyle że w Hitlerjugend.