Granica między Polską a Chinami

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Z dawnych czasów pamiętam to określenie. "Sezon ogórkowy" oznaczał pewne przyzwolenie na publikowanie w mediach rozmaitych tekstów troszeczkę z przymrużeniem oka. Inaczej – wraz z wakacjami przychodził czas na historie niesamowite, nieprawdopodobne nawet choć często jedynie takie sobie.

Dawno temu, kiedy rodzice niektórych obecnie piszących jeszcze nawet nie zdążyli się poznać, pewien ciągle jeszcze znany (i uznany) satyryk mawiał:

- Biorę kufel piwa do ręki i wiem, jaka jest pora roku.

Trudno sobie wyobrazić, ale schłodzone piwo w kuflu tak naprawdę zagościło u nas dopiero wraz z nastaniem III RP (owszem, wcześniej bywały enklawy, ale prawdziwy piwosz był skazany na zależność od pory roku).

Wraz z chłodnym piwem przez wszystkie pory roku upadł również termin "sezon ogórkowy".

Jako pierwsze dały sygnał "Skandale". To wydawane przez Aleksandra Minkowskiego pismo (pod koniec dwutygodnik, jeśli dobrze pamiętam) przynosiło wiele informacji, zastrzeżonych ongiś tylko na okres wakacyjny, przez cały rok. Czego tam nie było...

M. in. informacja o radzieckich astronomach, którzy za pomocą teleskopów ujrzeli Raj. Co prawda by mógł być dostrzeżony z Ziemi kolumny świątyń musiały mieć wysokość kilku lat świetlnych (1 rok świetlny to "tylko" 9,4605·1.000.000.000.000 km – światło ze Słońca do Ziemi wędruje tylko 8 minut), co wynikało zarówno z podanej odległości jak i też rozdzielczości ludzkiego oka, ale kto by tam się zastanawiał.

Można było także dowiedzieć się o matematyku żyjącym i tworzącym bez mózgu czy też o dziecku, które zamarzło prawie 600 lat temu i teraz zostało odmrożone. No i żyje…

Ale najbardziej przyciągająca była ostatnia strona i zamieszczane tam fotoreportaże z letnich spotkań towarzystwa założonego przez niejakiego Sylwestra Marczaka. Kto pamięta, wie o co chodzi… ;)

Niestety, to co Minkowski zrobił sobie, prozaicznie mówiąc, dla jaj (i dla pieniędzy, wszak Skandale schodziły na pniu) po latach stało się prawie normą.

Fejki zaczęły być trwale obecne w naszych mediach. I choć różne tytuły różnią się zawartością tychże to jednak nie znam wolnego od nich.

Czasem zamieszczane w dobrej wierze, czasem zaś świadomie zamieszczane w ramach toczącej się stale wojny informacyjnej wytoczonej reszcie świata przez sąsiadującą z nami wschodnią despotię.

Mechanizm rozpowszechniania jest ciut inny, niż u zarania III RP. Zamiast przysłowiowej „gołej d...” na ostatniej stronie okładki rozpowszechnianie odbywa się za pomocą użytecznych idiotów.

Taki fejk podchwycony przez kolejnego użytecznego zaczyna żyć na własną rękę aż w końcu trafia do pierwotnego autora a ten triumfalnie obwieszcza – miałem rację! Cały świat o tym mówi!

Pamiętamy wyjątkową długowieczność co rusz odgrzewanego fejku o Polsce, która nie jest Państwem a zarejestrowaną w USA spółką prawa handlowego.

Lada moment znowu któryś „kąfederat” odgrzebie ją i triumfalnie obwieści na jakimś mniej lub bardziej zapyziałym portalu.

Nie można wykluczyć, że temat podniesie największy błazen naszego parlamentu Grzegorz Braun.

W końcu dorobek tego „herstoryka”, wg którego Anglicy są odpowiedzialni za najazdy rosyjskie na Polskę począwszy od XIII wieku, rozbiory i Rzeź Wołyńską pozwalają zasadnie przypuszczać, że również odezwie się o Polsce z o.o.

Na razie jednak mamy do czynienia z renesansem innej fejkowej informacji.

Oto w rozpowszechnianym filmiku zamieszczonym na youtubie (Ukraińska hucpa czyli hipokryzja nie zna granic promowana jako bolesna hipokryzja czy bolesna prawda? ) jakaś panienka zupełnie bez cienia refleksji stwierdza:

Czy wiecie, że Ukraina nie jest nawet suwerennym krajem? Nie istnieje taki kraj jak Ukraina.

Gdyby ludzie poświęcili trochę czasu na zapoznanie się z faktami zanim rzucą się demonstrować swą „jedność z Ukrainą” w medialnej szopce na portalach społecznościowych, odkryliby, że w 2014 r. Sekretarz Generalny ONZ, Ban Ki-moon oświadczył, że od grudnia 1991 r. Ukraina nadal nie zarejestrowała swoich granic jako niezależny kraj.

Ukraina nadal jest częścią terytorium Rosji i wszystko, co się tam dzieje to są wewnętrzne sprawy Rosji. Tak więc Putin nie dokonał żadnej „inwazji” na obce państwo.

(min. 2:06 do 2:38)

Warto sięgnąć do źródeł tej informacji. Oto tekst z 8 kwietnia 2014 roku:

Wiadomość ta pojawiła się po raz pierwszy na stronie internetowej organizacji politycznej Ukraiński Wybór , której przewodniczył Wiktor Medwedczuk, który był szefem administracji prezydenckiej prezydenta Leonida Kuczmy. Ponadto prezydent Rosji Władimir Putin jest znany jako ojciec chrzestny córki Medwedczuka. Komunikat opublikowała Iryna Hyżniak, przedstawicielka Medwedczuka w Charkowie.

Jak donosi pani Hyżniak, sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon oświadczył w angielskiej telewizji Thames , że Rada Bezpieczeństwa ONZ ponownie rozpatrzyła „kwestię ukraińską” i „eksperci wydali następującą opinię w oparciu o prawo międzynarodowe w miejsce: jak się okazało, Ukraina jako państwo nie dokonała demarkacji swoich granic od rozpadu ZSRR; nie zarejestrował też wytyczenia swoich granic z Organizacją Narodów Zjednoczonych. Granice pozostają więc dystryktem administracyjnym ZSRR zgodnie ze zwykłym traktatem w ramach WNP obowiązującym w ONZ.

Według pani Hyżniak nie ma podstaw do mówienia o separatyzmie na wschodniej Ukrainie, ponieważ Ukraina nie ma faktycznych granic państwowych.

Przede wszystkim takiego oświadczenia nie wypowiedział Ban Ki-moon. Thames Television to firma produkcyjna, która wydaje programy i programy, takie jak The X Factor i Britain's Got Talent . Strona internetowa firmy nie zawiera żadnych odniesień do Ban Ki-moon ani granic Ukrainy.

Z kolei Rada Bezpieczeństwa ONZ od jakiegoś czasu nie odbyła żadnych spotkań w sprawie Ukrainy. Ostatnie takie spotkanie odbyło się 19 marca, kiedy to zrewidowano oświadczenie ambasadora Ukrainy przy ONZ z 28 lutego.

Ponadto nie ma takiego terminu jak „rejestracja granic państwowych ONZ”. Ukraina jest państwem oficjalnie uznanym w istniejących granicach de iure. Nawiasem mówiąc, większość krajów świata nadal uznaje Krym za część Ukrainy – na 193 członków ONZ tylko 11 (w tym Syria, Nikaragua, Zimbabwe i sama Federacja Rosyjska) uznało aneksję Krymu przez Rosję.

Wreszcie w 2003 roku Ukraina i Rosja wzajemnie uznały swoje granice lądowe na szczeblu prezydenckim, a w 2004 roku traktat ten został ratyfikowany przez parlamenty narodowe. Jedynym pozostałym wydzielonym odcinkiem granicy między Ukrainą a Rosją jest Cieśnina Kerczeńska, czyli granica morska.

Wspomniana przez autorów „sensacji” idea „demarkacji” odnosi się do fizycznego wyznaczania granic, czyli wbijania słupów w ziemię. Odbywa się to wyłącznie w celu odzwierciedlenia granic de iure na terytorium fizycznym i jako takie nie ma żadnych konsekwencji prawnych.

(tłum. Google – tekst oryginalny tu: ]]>https://www.stopfake.org/en/lies-ukraine-s-state-border-is-not-officially-defined/]]> )

Jak jest naprawdę w świetle prawa międzynarodowego nie ma znaczenia dla kremlowskich użytecznych.

Do głów zbytnio rozpalonych nadmiarowo udzielającym się nam Słońcem nie trafia elementarne skojarzenie – rozpowszechnianie wyjętej z dłoni opowieści o braku uznawanych granic ukraińskich zbiega się z agresją Rosji.

Pierwszy raz usłyszano o „braku rejestracji granic”– miesiąc po aneksji Krymu dokonanej przez „zielone ludziki” w 2014 r. Drugi – po ataku 24 lutego 2022 roku.

Najlepsze jest jednak co innego. Otóż ani ZSRS, ani mieniąca się jego kontynuatorką dzisiejsza Rosja również nie zarejestrowali swoich granic w ONZ.

Idąc tokiem myślenia płatnych i użytecznych putasowców trzeba stwierdzić, że Rosja jako państwo faktycznie nie istnieje.

A zatem już niedługo słowa pewnej opozycyjnej piosenki z lat PRL staną się faktem:

Niech żyje polsko - chińska granica na Uralu!

29.06.2022

 

Ps. Tym, którzy pomimo powyższego nadal wierzą w brednie o „rejestrowaniu granic” polecam zapoznanie się z tekstem opublikowanym na jawnie rosyjskim dezinformacyjnym portaliku o nazwie, jakżeby inaczej, Wielka Biała Polska blog Narodowy Polski. We wpisie z dnia 5 stycznia 2016 roku czytamy:

7 kwietnia 2014 roku ósmy Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-moon wygłosił oszałamiające oświadczenie, które zostało zakazane do dystrybucji w polskich mediach i Internecie.

Do porządku obrad na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ została wniesiona kwestia konfliktu między dwoma państwami. W rezultacie uzgodniono następujący wniosek: Polska nie zarejestrowała swoich granic jeszcze od dnia 25 grudnia 1991 roku. W ONZ nie zostały przedstawione i zarejestrowane granice Polski jako suwerennego państwa.

Z tego powodu możemy uważać, że żadnych naruszeń prawa przez Niemcy i Ukrainę wobec Polski nie było i nie może być. Zgodnie z umowami, terytorium Polski jest okręgiem administracyjnym Niemiec i Ukrainy. Tak więc, nie można nikogo obwiniać o żądania zwrotu zagrabionych przez Polskę i przymusową zmianę integralności granic Polski. W ramach prawa międzynarodowego kraj ten po prostu nie ma oficjalnie zatwierdzonej granicy.

]]>https://wielkabialapolska.wordpress.com/2016/01/05/oswiadczenie-onz-panstwa-polska-nie-ma-i-nigdy-nie-bylo/#more-55]]>

 

fot. pixabay

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

Nieźle by było, jakby był proroczy. W roku 2000 nie wyszło, ale jak widać, jeszcze nic straconego...

Vote up!
4
Vote down!
0

M-)

#1645368

"W roku 2000 nie wyszło, ale jak widać, jeszcze nic straconego..."

Nie wyszło, bo Chińczycy wyznaczyli sobie powstanie takiej granicy na 2060 rok.

Dziennikarze z gazety "Wen Wei Po" z Hongkongu, pisząc na temat planów Chin co do porządku w Eurazji, zakończyli swój tekst następująco:

"I wtedy, na granicy polsko - chińskiej zapanuje błogi spokój."

Vote up!
3
Vote down!
0
#1645370