Nozyce do knotów czyli nieznośny ciężar nieadekwatności

Obrazek użytkownika szczurbiurowy
Kraj

 Wczoraj wieczorem w Klubie Ronina odbyła się dyskusja na temat „Jak z tego wyjść?” pomiędzy postaciami znanymi w blogosferze i po naszej stronie obiegu – profesor Andrzej Nowak prowadził dyskusję, a wystąpili  Coryllus, Toyah, Kamiuszek, i Grzegorz Braun.

Każdy powiedział to czego można było się po nim spodziewać, bo poglądy występujących mniej więcej znamy i nie będę tego relacjonować – jak zwykle zrobi to zapewne koleżanka elig, widziałem też Ravena filmującego całość, było jeszcze kilka kamer – więc co kto powiedział jest dostatecznie udokumentowane i zaraz pewnie się pojawi.
 
Słuchając rozmówców czułem, że dyskusja na temat „jak z tego wyjść” (z tego, czyli obecnego kolapsu Polski i polskości), w istocie prowadzona jest nie tyle w klubie Roninów, co w sercach tych ludzi, dla których sprawa polska jest istotna i wciąż ważna. Pytanie „jak z tego wyjść?” Polacy zadają sobie od trzystu lat, jeśli nie dłużej (bo przecież i Frycz Modrzewski w jakimś sensie zadał to pytanie i próbował na nie odpowiedzieć). Pewnego rodzaju zastanawianiem się nad tym pytaniem jest też ostatnia dyskusja, którą wywołała książka Pawła Zychowicza „Pakt Ribbentrop – Beck,  bo przecież jest to nic innego jak szukanie tropów w przeszłości, identyfikowanie głupoty, zaniedbań i zwykłej zdrady, szukanie tego w przeszłości daje jakiś drogowskaz na przyszłość – znowu – żeby „jakoś z tego wyjść”. Z TEGO, czyli sytuacji od trzystu lat takiej samej – staczania się w podległość zewnętrznym potęgom, bycia w podległości która prowadzi do unicestwienia narodu, podległości,  w której znaleźliśmy się jako naród, ponieważ…. No właśnie – dlaczego znaleźliśmy się w TEJ sytuacji?
 
I jeśli patrzymy na  wczorajszą dyskusję, gdy Grzegorz Braun mówi – uczyć się strzelać, bronić Kościoła i modlić się o Króla, Toyah mówi o potrzebie pasji, Kamiuszek o konieczności wyznaczania celu istnienia Polski, a Coryllus nie przyjmuje do wiadomości polskiego nieudacznictwa bo sam sobie świetnie radzi – i gdy oni to mówią, a w tle mamy tego Becka, który zrobił co zrobił i czego nie zrobił, tego Mościckiego ze Śmigłym w Zaleszczykach, a w bliższych nam czasach „drużynę okrągłego stołu” z Wałkiem na czele i tych wszystkich, którzy w ciągu pokoleń coś Polsce i Polakom dali lub coś tej Polsce i Polakom zabrali, a za oknem jest ta właśnie Polska, która wcale nie dryfuje, ale podąża zdecydowanie w bardzo określonym kierunku – więc jeśli patrzę na tę dyskusję i słucham co uczestnicy powiedzieli, to dostrzegam zasadniczy rozjazd pomiędzy tym, jakimi narzędziami posługujemy się współcześnie rozmowie o Polsce , a czym ta rzeczywistość jest. Nieadekwatność narzędzi, których trzeba używać,  żeby w ogóle można było nazwać to co się w tej rzeczywistości dzieje, co się z nami dzieje, co się z Polską dzieje. Możemy budować plany, recepty naprawy i diagnozować stan obecny, na takich spotkaniach i tysiącu innych, tylko że to jest taka sama rozmowa jak trzydzieści, pięćdziesiąt, siedemdziesiąt, sto i trzysta lat temu. Słowa są takie same i diagnozy są takie same. To wrażenie nieadekwatności wynika stąd, że pomimo zmieniającego się świata ten polski dylemat pozostaje taki sam: „bić się czy nie bić”, albo „insurekcja” versus  „praca organiczna”. I gdyby wczorajszych rozmówców przenieść jakoś do któregoś z warszawskich mieszkań w rok 1855 to moglibyśmy to samo usłyszeć – mielibyśmy szacownego profesora z Krakowa i trzech ekstrawagantów-myślicieli, którzy z circle do circle opowiadaliby swoje obrazoburcze twierdzenia w opozycji do wszystkich, a zasadniczą osią myślenia byłoby właśnie to – czy strzelać wielkiego księcia Konstantego Mikołajewicza czy Berga, albo może raczej robić spotkania po domach i jechać na wieś  nieść kaganek oświaty?
 
Nie mam recepty. Chcę tylko zwrócić uwagę, że ten dylemat, widoczny także podczas wczorajszego wieczoru Polacy mają w gruncie rzeczy od czasów Konfederacji Barskiej. A więc te dwie postawy: postawa insurekcyjna i „pracy u podstaw”: Braun chce uczyć się strzelać, a Coryllus (aczkolwiek na blogu wyśmiewa pracę u podstaw) mówi o salach z tysiącami ludzi i o prelekcjach.  Tak jakby nic się nie zmieniło, w Warszawie AD 2012 mówimy to samo, spieramy się o to samo, z tym, że zmiana w stosunku do XIX wieku polega na tym, że słowo „chłopi” zostało zastąpione przez słowo „młodzież”. „Jak pozyskać młodzież?” . I chyba Coryllus ma rację, mówiąc, że trzeba na to machnąć ręką, że to nie tu problem.
 
Do objaśniania dymiących świec służyły nożyce do knotów. Przypominały zwykłe nożyce,  z długim ostrzem,  a drugie ostrze miało ostrą krawędź i taki pojemnik na ten obcięty knot – chodziło o to, żeby nie spadł na obrus i nie brudził. I te nożyce do knotów musiały być codziennie czyszczone i ostrzone, bo podczas takiego przyjęcia,circle, o którym pisałem wyżej nie mogło dojść do takiej sytuacji, że służba miotała się z dymiącą świecą – knot musiał być obcięty jednym ruchem, szybkim i wprawnym gestem. A więc – ostrzenie i czyszczenie, dbanie. Narzędzie nieodzowne.
 
A my dzisiaj, w naszych rozmowach o Polsce staramy się zastosować  nożyce do knotów do lamp LED. Obmyślamy specjalne 64 bitowe nożyce do knotów na czterech dwurdzeniowych procesorach. Super sprawne z pneumatycznym oczyszczaniem ostrza, najlepiej jeszcze z mechanizmem do ostrzenia.
Kwestia nie w pracy organicznej ani w insurekcji. Jeśli mamy prowadzić rozmowę o Polsce tak, aby coś z tego wynikło musimy sobie zdać sprawę, że nożyce do knotów powinniśmy zostawić w muzeum. Że przeciwnik z którym mamy do czynienia to ani Berg, ani Stalin z Jaruzelskim, ani też nie jest żadna znana nam do tej pory forma okupacji. To, że Polska znajduje się w takim stanie nie wynika ze znanych Polakom do tej pory nieszczęść lub spisków. Jest to coś zupełnie nowego i po prostu musimy się jako naród nauczyć rozpoznawać „to coś” i „to coś” pokonać.
 
 
Zapraszam do subskrypcji mojego newslettera  i na nową stronęwww.szczurbiurowy.com gdzie mona zamówic moja książkę.
Brak głosów